x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Niezależnie od tego co „twórcy” chcieli, zrobili serię dobrą, ale na pewno nie komedię w sensie „ubaw po pachy”. Czasem się tak zdarza.
Weźmy te kurczaki z pierwszego odcinka – żarcik z tego żaden, a motyw sam w sobie bardzo udany. No i pełno takich sytuacji. Seria igra sobie z widzem, trzeba się połapać w fabule, co jakiś czas dostaje się jakieś wynaturzone elementy, wszystko okraszone słodkim lukrem. Jakoś fajnie się to razem kombinuje i ogólnie działa. A żartów do śmiechu – nie ma.
A to, że coś jako komedia dobre nie jest, a komedię ma w gatunku, sugeruje żeby ten gatunek jakoś zmodyfikować. Niestety nie ma gatunku „wybujałe twory fantazji rodem ze snów po ciężkostrawnej kolacji” i jednak chyba zostaje ta komedia. No i tutaj pojawia się cały problem, bo widz, o ile nie spojrzy na gatunek, wcale nie narzeka, że nie rży ze śmiechu.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
A tak z mojej strony, to nie wpadłbym na to, że to jest komedia. Rzeczywiście jako komedia dobre nie jest. Nie zmienia to faktu że jako seria mi się podobało.
Z ostatnich, to recenzja Tsuritamy jest dobra, mimo że moje odczucia co do samej serii są niemalże przeciwne. Jeszcze nasunęła mi się Hidan no Aria, wady serii są dla mnie mniej znaczące, ale recenzent dość jasno wyjaśnił co było nie tak.
Zresztą naprawdę większość jest dobra. Część, owszem, nadmiernie spojleruje lub znienacka potrafi przynudzić dokładnym opisem czegoś mało ważnego, ale to drobne wady, które odróżniają recenzje lepsze od gorszych.
Proszę tutaj nie nakłaniać mnie do tworzenia „kanonu recenzji według Alarta”. Odniosłem się do tej konkretnie recenzji, bo nie ma w niej nic z recenzji, tylko zagmatwane przedstawienie faktów w jak najgorszym świetle i barwny opis własnych doznań.
Dobrze wykreowany:konsekwentny w tym lenistwie. Nawet jeśli się zdobywa na minimum aktywności, to nie zaczyna być super wolontariuszem. Możesz się nie zgadzać. Ja komentuję recenzję, więc tam argumentuję.
No i teraz argumenty są i mogę je wreszcie przeczytać. Mają sens. Nawet jest porównanie. Tylko czemu dopiero tu, w odpowiedzi do odpowiedzi do ... komentarza do recenzji.
To już poważny zarzut z którym się nie zgodzę. Nie jestem fanem dyskutowania, ale chętnie zwracam uwagę na szczegóły, których nie dostrzegłem. Zdaję sobie sprawę, że w Hyouce jest kilka odcinków nudnych i jak się na nich skupić można dać 4. Zresztą ja też 10 nie dałem i nie czuję się emocjonalnie przywiązany. Gdy nie zgadzam się z jakimś elementem recenzji zwykle piszę to wprost i argumentuję.
Toż się nie czepiam faktów. Ale nie napisałeś co konkretnie jest nie tak. „Przeszkadzała mi jego apatyczność i lenistwo”. A z tego co jest wynika, że Ci się seria nie podobała, a to lenistwo to nie wiadomo do końca. Raczej („Polubić bohatera tak apatycznego jest prawdziwą sztuką, nawet jeśli przejawia również pozytywne cechy charakteru.”) przekonujesz, że ludzie nie lubią apatycznych bohaterów, co jest daleko idącą hipotezą. A może właśnie Tobie ta sztuka się udała? Nie wiadomo.
A tak poza tym, jak już koniecznie mam to napisać, to zapomniałeś o siostrze. Stosunkowo ważny element.
Natłok rozluźniania lekki. „Polubić bohatera tak apatycznego jest prawdziwą sztuką”, „jest jednak całkowicie niereformowalny. Ten pozorny wesołek”, „plącze się w zeznaniach”...
Oczywiście z dobrą argumentacją rozluźnianie pomaga w czytaniu. Nawet słaba argumentacja bez środków rozluźniających będzie łatwiejsza do zrozumienia. A dopiero połączenie obu przeszkadza dość mocno.
Robię co mogę.
Ja nie chcę argumentów – kontrargumentów. Ta recenzja mogłaby być lepsza i tego zdania nie zmienię. Wymiana argumentów sprowadza się do tego, że jest jakaś konkurencja. A to nie jest konkurencja, tylko recenzje mogą być dobre lub lepsze. Mam nadzieję, że będą jak najlepsze, bo lubię czytać ciekawe i wnikliwe teksty. A czy Oreki wzbudzał sympatię, czy odrzucał od ekranu naprawdę nie ma znaczenia.
Teraz wyobraźmy sobie, że z cukierni korzysta dwóch kolegów. Chcę się od nich dowiedzieć czy lepiej kupić sernik czy jabłecznik.
Kolega pierwszy ma na jabłka alergię. Wzbudzają w nim odruchy wymiotne, a na sam zapach ucieka do drugiego pokoju. Kolega drugi nie ma takiej przypadłości.
Czy warto pytać pierwszego kolegę? Oczywiście nie – odpowiedź jest z góry znana, a po drugie totalnie nonsensowna. Choćby sernik był słony i niedopieczony to jabłecznik zawsze będzie gorszy. Zdanie drugiego kolegi jest warte wysłuchania, bo najprawdopodobniej zwróci uwagę na oczywiste różnice i może dość obiektywnie polecić nam któreś z ciast.
Nie wnikam w preferencje Tassadara. Jednak po recenzji widać, że autor po prostu nienawidził w Hyouce wszystkiego. Od zagadek (rękami i nogami pod komentarzem JJ się podpisuję), przez każdą jedną postać, aż do grafiki, którą oszczędził po to, żeby osoby, którym się Hyoka podoba nazwać fanami Kyoto Animation.
Chciałem zwrócić uwagę, że o ile recenzja jest subiektywna z definicji, o tyle tutaj jest to przejaw skrajnego subiektywizmu. Autor wymienia – dość zresztą prawidłowo – cechy Hyouki, ale nie po to, żeby je opisać, lecz żeby wytknąć cechy negatywne, zmarginalizować lub przedstawić jako wady cechy pozytywne i uznać, że tylko grafika tę serię ratuje (nie do końca się z tym zgodzę, ale to tak…).
Sądzę, że główną przyczyną jest niezrozumienie zagadek, do którego autor przyznał się w trzecim akapicie. Zupełnie możliwe, że w takiej sytuacji cała seria robi się beznadziejna.
Więc krótko pisząc – recenzja jest opisem jabłecznika jaki nam może zaserwować alergik. Ohyda, beznadzieja i tragedia. Tymczasem obiektywnie ciężko nie zauważyć, że jabłka są świeże i w dobrej konsystencji, ciasto dobrze wypieczone i jak za tę cenę kawałki całkiem solidne.
Na koniec podkreślam, że jest to komentarz do recenzji – nie polemizuję, jak napisałem cechy serii są z grubsza poprawnie wymienione, nawet jeśli w pejoratywnym świetle. Zauważam tylko, że recenzja wydaje mi się przesadnie subiektywna i z tego powodu jest bezwartościowa dla potencjalnego czytelnika.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Teraz tak myślę, czy to nie jest bezczelna parodia Haruhi Suzumiyi…
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Zmienia tyle, że nie jest epizodycznie, przynajmniej nie tak całkiem i fabuła nie jest bezsensowna, bo jednak wszystko z siebie wyraźnie wynika.
Ależ oczywiście, nie należy układać chronologicznie, bo wtedy frajdy nie ma.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
No a te braki są, niektórym mogą przeszkadzać, ale ja wolę, żeby tego nie tłumaczyli. Bo i po co? Łatwo tu wypłynąć na manowce, a ocena spadłaby błyskawicznie, dużo serii przez to wiele u mnie straciło.
Dzięki temu pytamy się co to za krasnoludki i czy kurczaki nie wydają się tak trochę niepokojące? A tak to byśmy się skupili na tym, że żaden genetyk nie może takich małych ludzików zaprojektować, albo czymś równie nonsensownym.
Istotne, zdaje się, obsewacja.
kliknij: ukryte Jest wyjaśnione czemu ścina włosy – na początku ma je ścięte. Jest wyjaśnione skąd bierze pomocnika. Jest wyjaśnione wszystko. Tylko, że odwrotnie niż idą odcinki. Nie sprawdziłem czy dokładnie wystarcza obejrzeć 11,12,10,9,7,8,5,6,3,4,1,2 żeby było chronologicznie, ale chyba tak.
Szczerze to dziwię się i myślę, że ktoś, kto tego nie zauważył powinien przemyśleć czy realnie obejrzał tę serię. Jak ktoś nie zauważył słonia w stodole, to chyba do niej nie zajrzał, nieprawdaż?
Poza tym nie ma tu wróżek, tylko nieszczęśliwie nazwane krasnoludki i sierotka Marysia.
BTW. ode mnie 9/10.
ciekawe
Oczywiście klub szkolny. Asstronomiczny. Postaci kilka, dostają nawet jakieś charaktery.
Jako komedia jest w porządku. Jednak dodatkowe wątki nie są porywające, kompletnie pokręcone, a romantyczna wstawka na końcu to tragedia.
Jeśli chodzi o animację to silnie lazy. Mimo, że rysunki są dość ładnie wykonane, to animacje są na poziomie gifów z Internetu.
Ode mnie 6/10, choć mam pewne przeświadczenie, że mogłoby być mniej.
Re: Łojej...
Re: Łojej...
Czasem warto obejrzeć starą wersję, bo jest lepsza, jeśli się nie różnią to ok. Jak pisałem, nie oglądałem tej pierwszej, więc nie wiem.
Łojej...
Najlepszy jest głos Gintokiego z Gintamy, który tutaj robi za Kyona. Niestety dla równowagi jest głosik Mikuru, który brzmi w przybliżeniu jak nóż na szkle.
Teraz, gdy kluby szkolne są tematem znacznej, o ile wręcz nie większej ilości serii rozwiązania serwowane w Melancholii nie robią wrażenia – chyba każdy element gdzieś już widziałem. Sądzę też, że może źle zrobiłem pomijając oryginał.
Po pominięciu pętelki zostaje 20 odcinków, które można obejrzeć z pewną dozą przyjemności. Awansem 5/10.
Warto oglądać oryginał, czy już bezpowrotnie straciłem tę serię?
Seria z ciekawym motywem, kończąca się kiepsko.
W miarę ciekawe haremetki nie przeszkadzały, żarciki nie zmuszały do płaczu. Niestety od 9 odcinka wszystko wzięło w łeb, szczególnie zepsuli kampanię zmieniając ją w sieć intryg nie mających nic wspólnego z niczym. Po co komu w wesołej serii tragedia z czekoladą i cieżarówką to nie wiem.
Gdyby seria zdołała się sensownie zakończyć byłoby dużo lepiej. kliknij: ukryte Marzyłbym żeby nie wygrał wyborów, ale może bez przesady.
4/10
O konie, jak super
Jednak niestety wszystkie przygody są nieciekawe, a żarciki nieśmieszne (jakoś po 30 odcinku ich brak). Na dodatek ma 77 odcinków. Środek ciężkości w pewnym momencie ze sket przechodzi do samorządu szkolnego, tak jakby twórcy się zorientowali, że ich historyjki są kiepskie. Mimo wszystko da się obejrzeć bez chęci uduszenia nikogo.
Jak dla mnie przeciwieństwo Gintamy, której akcja jest ciekawa i widowiskowa, żarty śmieszne, a w poważne chwile można się wczuć. Sket po prostu oglądałem jak widok z okna pociągu – im szybciej leci, tym lepiej.
3/10.
O dziwo w sumie nienajgorsze
Bohaterowie to grupka zwykłych uczniów. Spodziewałem się grupki młodocianych superbohaterów, albo standardowego haremu – naprawdę się ucieszyłem. Postaci i ich przygody są prawdopodobne, przez co seria równie silnie jak do kryminału pasuje do „okruchów życia”. Bardzo udaną postacią jest Oreki, jedna z niewielu postaci, która nie ulega ewidentnym naciskom i się czynnie stara nie zmienić. A filozofia, którą streściłbym „nicnierobienie drogą bytu”, przecież to niezłe!
Zagadki są fajne. Dotyczą prozaicznych problemów, ale są przedstawione we wciągający sposób. Są dość łatwe i dokładnie zaprezentowane, więc można je rozwiązać przed bohaterem. On, gdy ma wszystkie dane, również rozwiązuje je szybko i tak jak ja, więc jest nieźle. W seriach z zagadkami łatwo popłynąć, bo nieraz wychodzi, że supergeniusz jest idiotą albo komputerem. Albo co gorsza jednym i drugim. (Mam na myśli Kami no Puzzle – tam to zagadki są fatalne.)
Wpleciono wątek uczuciowy. Nie wyobrażam sobie tej serii bez niego, ale nie jest mocno zaakcentowany. Cieszy mnie, że jest normalny – tsundere nie jest upośledzona, nie ma haremu, ani żadnych miłosnych figur geometrycznych.
Obawiałem się „śmiesznych żarcików”, które są modne w seriach szkolnych. Na szczęście nic takiego nie ma.
Hyouka to seria jedna z wielu i przejdzie bez większego echa. Jednak warto zwrócić na nią uwagę, bo prezentuje dobry warsztat – niesztampowe i interesujące okruchy życia z udanymi, pseudokryminalnymi zagadkami jako motywem przewodnim. Oraz zawodowym leniem jako głównym bohaterem.
7/10
Re: Grafika?
Uprzejmej moderacji tłumaczę, że na „komentarz” składają się różne czynniki. Nie tylko „kadry”.
Ach, niech stracę, rozwinę pierwszy komentarz. Za darmo. Żeby nikt mi nie zarzucał, że obejrzałem kadry i wnioskuję o ocenie.
kliknij: ukryte Odtąd na serio.->
Po pierwsze nie jestem ślepy.
Ponadto mam jakąś (nie za dużą) świadomość tego, że jest technika, styl, animacja i parę innych elementów, które składają się na to co widać. Nawet mam świadomość, że poza aspektami technicznymi grafika jest najbardziej subiektywna w ocenie, bo to co jednego może zachwycić, innego może po prostu odrzucić, bez jakichś logicznych przesłanek.
Niestety jednak, jest druga strona medalu, bowiem grafikę można łatwo porównać, przecież nawet najbardziej odległe tematycznie tytuły jakąś mają. Oczywiście poza wyjątkami jak choćby Madoka i One Piece, które mają zbyt indywidualny styl. Ale w wielu przypadkach wystarcza wziąć po jednym odcinku z kilku serii sezonu i zobaczyć jakie są standardy. Cóż bowiem oznacza 10 – przynajmniej w moim rozumieniu? „Anime warto obejrzeć dla samego wykonania. Grafika prezentuje szczyt aktualnych możliwości technicznych. Widać, że studio przyłożyło się do tej serii.” A tu seria na kolanie odwalona, 50 takich rocznie wychodzi. Kosmos jak wygaszacz z Windowsa, odzież i włosy przyklejone do sylwetki, światłocień standardowy, animacja standardowa, poziom szczegółów tła standardowy.
kliknij: ukryte <-Dotąd serio. Potem też, ale mniej przemyślane.
Ależ oczywiście błąd jest po mojej stronie. Ocena za grafikę jest za to, że seria się spodobała recenzentowi. Nie musi mieć żadnego uzasadnienia, może być wzięta z, nomen‑omen, kosmosu.
No i patrzcie, moderacja mnie podpuściła! Miał być nic nie znaczący, nietrollujący komentarz, informujący o tym, że 10 to według mnie za dużo. A tu w odpowiedziach wyszedł elaborat, którego nie dość, że pewnie nikt nie przeczyta, to jeszcze niepotrzebnie zarzucam naczelnej ocenianie na podstawie impulsu emocjonalnego.
BTW. Polskie cudzysłowy to dobra sprawa.
Re: Grafika?
już koniec
Mamy częściowo dokumentalne, jednak skupione na bohaterach okruchy życia.
Dokumentalne, bo osadzone w realnej, powojennej Japonii, geografia i fakty historyczne towarzyszące wydarzeniom są prawdziwe, również styl życia jest oddany z pietyzmem.
Jako okruchy życia też bardzo piękne. Jest prawdziwe życie: praca, szkoła, jedzenie, spanie, a towarzyszą temu krótkie przygody – romanse, zawody sportowe, podróże i inne.
Bohaterowie to przykład przeciętnych ludzi tamtego czasu.
Graficznie prezentuje się dobrze. Nacisk położono, jak w fabule, na realistyczne przedstawienie zarówno pejzaży, miejsc oraz ubiorów i wyglądu postaci.
Jedyny mankament to rozwleczenie tego wszystkiego. Zamiast 22 minut odcinek mógłby trwać 11, po prostu wystarczałoby przyspieszyć animację i kazać ludziom szybciej wypowiadać kwestie.
Ode mnie 5/10. Jakby było idealne dałbym 8, ale można było zasnąć, głosik tego małego chłopca przyprawiał mnie o szewską pasję, a rozwleczenie wydawania w czasie nijak nie pomogło.
Grafika?
Zresztą wystarczy popatrzeć na kadry, nic wielkiego. Szczególnie, że takie serie jak Fate/Zero, Another i Guilty Crown, czy nawet wspomniany Aquarion Evol, które rzeczywiście wyznaczają nowe standardy dziesiątek nie mają.
Przyznam, że rozwiązałem zagadkę – według listy Avellana nie widziała tych serii.
Ode mnie tyle: jak ktoś po zobaczeniu oceny grafiki będzie się spodziewał czegoś lepszego od Fate/Zero to się srogo zawiedzie.
Polemizowałbym nad tym, czy był czworokąt w Otome. Oczywiście wszystkie dziewczyny przejawiały skłonności do komplikowania głównego związku, ale faktycznie to Teichi miał jasno określony kierunek i z pewnością fakt, że miał do wyboru więcej niż jedną dziewczynę nie stanowiło osi fabuły. Czy to, że mając dziewczynę byłem zaczepiany przez inną daje od razy trójkąt? Nigdy w ten sposób nie myślałem, musiałoby raczej nastąpić przejście w jakąś głębszą relację.
Przewrotnie zauważę, że to przecież Ano Hana, ten „dramat” był w połowie poświęcony temu, że Menmę chciało dwóch, Menma i jeszcze druga jednego, trzecia drugiego i jeden gościu, który w ten bajzel się nie łapał.
Oczywiście nie wszyscy muszą uznać za najlepszy, zresztą sam nie napisałem, że to romans. Bo właśnie mam opory z kwalifikowaniem tego jako romans – to opowieść o miłości znoszącej granice między życiem i śmiercią. Nie potrafię popatrzeć na Otome jako zwykły romans, w którym chodzi o dobranie się w pary.