x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Pisząc o wtórności pewnych wzorców mam na myśli motyw młodocianego ducha zjawiającego się między „rówieśnikami” i wpływającego bezpośrednio na ich życie. W tym sezonie – wcześniej nie ma szans żeby coś było – pojawiły się dwie takie serie. Sankarea – tutaj inne podejście i widoczne różnice, ale inteligencja polega na wyszukiwaniu analogii – oraz komentowana oto seria – Tasogare Otome x Amnesia.
Przyznam krótko – motyw zmarłego wnikającego w zwykłe życie nastolatków jest wyjątkowo przejmujący. W „Ano…”, był to jedyny godny pochwały element, następcy element ten rozwinęli i doprowadzili do perfekcji.
Czymże jest opowieść o duchu z amnezją? Jest to przede wszystkim genialna opowieść o miłości. I chyba tutaj można by skończyć. Może np. „Cierpienia Młodego Wertera” są równorzędne, ale zdecydowanie nie znajduję romansu, który mógłby po prostu wygrać z Tasogare. Większość jest przesiąknięta sztampą, problemy rozdmuchane, postaci odrealnione, a ich reakcje zbyt emocjonalne. Równocześnie zwykle ta miłość wydaje się płytka i głupia. Zasadniczą i powszechną wadą jest nuda – liczne momenty na ekranie, czy też opisy w książkach, to czas kiedy bohaterowie popatrują sobie w oczy. I tego wszystkiego nie ma Tasogare. Problemy są nierzeczywiste, lecz wyglądają poważnie, bohaterowie nie rozpaczają, lecz aktywnie je rozwiązują. Miłość choć krótka, jest głęboka i silna. Nudy brak, bowiem gdy nie ma dramatu mamy „okruchy życia” – zabawne szkolne sytuacje z odrobiną fanserwisu, które doskonale kontrastują z późniejszymi odcinkami o dramatycznym wydźwięku. Mi to się bardzo podobało, bo życie to nie tylko stękanie nad swoim nieszczęściem, ale również lepsze dni, kiedy zabawa trwa w najlepsze.
Dodam, że wybranie dziewczyny przez bohatera jest uzasadnione. Zarówno wygląd jak i walory charakteru i intelektu stawiają Yuuko przed konkurentkami. Ogólnie wśród lepszych romansów ostatniego czasu zdarzyło się, że bohater wybierał albo żarłoczną, tępą świnię (mam brata), albo drętwą marzannę (już nie pamiętam tytułu), a nieprzemyślany rysunek uniemożliwiał skonfrontowanie tego wyboru z innymi ważnymi argumentami.
Co do bohaterów: duch – genialny. Postać z krwi i kości, rzekłbym. Ma emocje, ma charakter, stara się o swojego faceta, nie jest w żaden sposób przerysowana. O ile często bohaterowie to karykaturalny zbiór pewnych cech, wyolbrzymiony celem podkreślenia różnic, o tyle tutaj jest dużo lepiej. Teichi – też naturalny. Ślepy na wdzięki i emocje partnerki? Nie. Święty z jedną? Też raczej nie. Ale jak przychodzi co do czego zbiera się w sobie i pokazuje co ma znaczenie. Dodatkowa dwójka: Okonogi wprowadza lżejsze momenty, Kirie robi za obowiązkową tsundere, ale nie przesadzoną. Ogólnie poza tą czwórką, bohaterów jest kilku, odbiorca nie musi znać całej wioski.
Wystąpiły interesujące chwyty, które zwróciły moją uwagę. Retrospekcja – bardzo fajnie wprowadzona i przedstawiona, w dodatku na raty. Kontakt zeszytowy – też bardzo piękny element. Nieźle przedstawione i wytłumaczone czemu i jak działa to, że jedni widzą duchy, a inni nie, trudno się do tego wytłumaczenia przyczepić.
Kreska – mi się bardzo spodobała. Jeśli chodzi o elementy nieżywione to Another? – coś takiego, w każdym razie lepiej niż przeciętna. Jeśli chodzi o ludzi to też ok. Przyznam, że postać ducha się udała – mamy dziewczynę hojnie wyposażoną, lecz nie przypominającej o pastwiskach i plackach na łące. No i jak pisałem – wygląda lepiej niż konkurentki.
Muzyka? Zawsze słuchałem opa i en, a dźwięki tła naprawdę podeszły. Delikatny klimat otwierający drogę do wszystkiego został stworzony właśnie przez ścieżkę dźwiękową. Chyba nie zmieniłbym ani jednej nuty w tej serii.
Do czego można się przyczepić? Eklektyczność gatunkowa. Dla mnie to nie jest wada, raczej zaleta – życie to mieszanka. Aczkolwiek znajdą się malkontenci, dla których połączenie horroru, komedii, fanserwisu, codzienności, dramatu, tragedii, romansu i czego tam jeszcze będzie budziło wątpliwości. Wspomnę, że te gatunki są generalnie odseparowane – jak w odcinku mamy żarty, nie ma tragedii, jak horror nie ma romansu, to nie keks, lecz raczej wielowarstwowy tort. Z wisienką na końcu? Właśnie niekoniecznie, dla mnie samego zakończenie nieco odbiegło od oczekiwań, ale raczej tylko czepialscy znajdą w tym wadę. Czyli bez błędów? Tak!
Seria idealna? Dla mnie tak, dyszka. Polecam? Nikomu, bo jeszcze się komuś nie spodoba, albo będzie drugi sezon i coś skopią. Jak oglądać? Nocą, gdy dobrze słychać dźwięki, a ciemność pozwala się lepiej skupić i poczuć klimat historii o zakochanym duchu w opuszczonej szkole.
Ogryzek wprowadza w błąd...
Streszczenie serii to tylko część filmu i warto je przewijać, jeśli ktoś jest świeżo po nich. Ja tak zrobiłem i ze 100 minut film skrócił się do 70 niosących tyle samo treści – sądzę że przez to odbiór był pozytywny. Trzeba oczywiście pilnować, żeby obejrzeć sceny z Hiyori.
Dostajemy kompletną i zamkniętą historyjkę z dodatkową haremetką. Jest ona zainicjowana w serii, więc jak najbardziej ma z nią związek. Niestety występuje kilka mankamentów, które powodują, że tę historię ciężko umieścić na tle wydarzeń. kliknij: ukryte Ewidentnie dzieje się w przedziale między pokonaniem dorosłej Chaos, a jej powrotem do Tomokiego. Czyli jakoś chyba między 10, a 12 odcinkiem Forte. Akurat właśnie wątek Chaos i Hiyori wzajemnie są mocno odizolowane i niezbyt mi to odpowiada, powodując pewną lukę w chronologii serii. Sama historia jest bardzo zwyczajna i zgodna z konwencją, ale cieszy mnie realistyczne zakończenie.
Dla mnie zaletą było też to, że Tomoki był przez chwilę naprawdę szczęśliwy.
Ogólnie na plus i uważam, że o ile film jest nieco słabszy od reszty, to warto go obejrzeć. Szczególnie ze względu na zakończenie, które stanowi element równoważący lekki klimat serii.
Co do mnie, to bardzo mi się ten sezon podobał. W pewnym momencie, kiedy wałkowany był temat dupy Ajumu nieco byłem sceptyczny i obawiałem się, że Zombie idzie w złym kierunku. Jednakowoż dość szybko okazało się, że wszystko w porządeczku i to tylko śmiszny filler z elementami wprowadzającymi nowe wątki.
Jeśli miałbym zacząć od największej zalety, to wybiorę… ostatni odcinek. Właśnie ten odcinek zadecydował o podniesieniu przeze mnie oceny tego sezonu w stosunku do pierwszego. Groźba zła czającego się we wnętrzu bohatera i możliwość jej wydobycia, w połączeniu z aktywnym udziałem Eu sprawiła, że Zombie dostało solidne drugie dno. W każdym razie ten odcinek najbardziej do mnie przemówił.
Cieszy fakt, że Ajumu musi kombinować. Żeby pokonać Chris nie wystarcza zrobić bąkaja i zmartwychwstać kilka razy (chociaż akurat byłoby to wytłumaczalne fabularnie), tutaj zaczyna się taktyka, którą obejrzymy, mam nadzieję, w przyszłości.
Zombie jak zwykle oszczędnie i solidnie zarządza bohaterami – jest ich niezbyt duża liczba i każdy ma swoje pięć minut. Wprowadzenie kilku nowych postaci nie zajmuje wiele, lecz każda otrzymuje pełną charakterystykę i indywidualność. Zupełnie gratis dostajemy niejednoznacznie określony charakter bohaterów. Włącznie z głównym!
Na wspomnienie zasługują indywidualne projekcje bohatera na temat Eu – o ile w pierwszym sezonie było ich zdecydowanie za mało, o tyle w drugim chyba każdy odcinek zawierał taką scenę. U mnie na plus, bo wskazuje to na szczególną relację z nekromantką i jest -moim zdaniem- obowiązkowym elementem kontaktu między tą dwójką.
Projekty postaci, muzyka i kreska jak zwykle podobały mi się bardziej niż w innych seriach. Podkreślę fakt, że nie wszystkie postaci dziewczęce są obdarzone dyniami, lecz większość wygląda naturalnie. Jest to odejście od standardowego kanonu ecchi (dojna krowa z wielkim zadem) i skupienie się na ślicznym wyglądzie. Faktycznie to typowy fanserwis – sceny prysznicowe, częste ujęcia na arbuzy piersiowe itd. – jest mocno ograniczony. Poza tym jest wyraźne rozróżnienie na czas cycków i czas fabuły i w żadnym ważnym momencie nie uśmiecha się do widza bluzka. Mi to bardzo odpowiada.
Podsumowując: jest to seria, która dostarczyła mi wyjątkowo dużo dobrej rozrywki, szkoda że tylko przez 10 odcinków. Polecam osobom nielękającym się fanserwisu i absurdu. Osób widzących w wianuszku Ajumu nekrofilów, a w relacjach z Eu gerontofilię chyba nie ma, więc ok.
Jeśli kliknij: ukryte wykonanie aktu płciowego, uważasz za nieposunięcie się w związku to naprawdę nieźle.
Re: Polecam.
Nie liczyłem sobie serii:)
Nichi ... wiem, wiem.
Nie uwzględniłeś dwóch komedii, moim zdaniem najlepszych, szczególnie poleciłbym Baka to Test. Ale nie polecę, bo w sumie też bardziej wydawała mi się interesująca niż śmieszna.
Re: Polecam.
Ale istnienie schematu nie świadczy o powtarzalności, wprost przeciwnie.
Z pewnością Przy Nichijou się również nie składałem ze śmiechu, ale przynajmniej w KMB było widać, że śmiech na miejscu nie jest.
Re: Polecam.
Czy wystarcza, za wytłumaczenie? Nie gwarantowałem śmiechu co chwilę, ba sam się ani razu nie uśmiechnąłem przy tym. To, że Tobie tych szarych komórek nie uruchomiło, to inna kwestia i nie moja wina – mi się podobało. Niekoniecznie musimy mieć te same preferencje, a akurat poczucie humoru poza typowo rynsztokowym jest dość mocno indywidualne.
Nichibros mi się niestety bardzo nie podobało. Jakieś takie smutne było, nie żebym to chciał uzasadniać, nawet mógłbym, ale to już kwestia mocno subiektywna i nie chcę w to się zgłębiać.
no raczej nie
I co? Nico. Nudno. Jakoś nic tam nie było takiego, co chciałbym wiedzieć. Po prostu mogłem porzucić serię po pierwszym odcinku, albo obejrzeć od razu ostatni – bez różnicy, dla mnie te seria nie zawierała żadnej treści.
Dlatego po prostu jej nie polecam, i ostrzegam, jeśli ktoś po przeczytaniu komentarzy rzuci się na tę serię oczekując i miodu, i orzeszków może się jak najbardziej zawieść.
Gratis dołożę znaczny mankament, jaki spowodował zdystansowanie się od tego tworu od razu na początku. Otóż dzieci zostały przedstawione jako krwiożercze i zorganizowane bestie, wybierające między sobą ofiarę i znęcające się nad nią. Dwukrotnie: pierwsze 3 odcinki + wspomnienia Queen. Nie wiem na ile trzeba mieć dziwne dzieciństwo, żeby je zapamiętać w ten sposób, mi to bardzo przeszkadzało. I nie, nie byłem po tej „silniejszej stronie barykady”, nie dowodziłem grupką młodocianych sadystów, ale też nigdy jakoś nie zauważyłem przesadnego i bezpodstawnego sadyzmu wśród rówieśników na dowolnym poziomie. Nie wiem jak jest w Japonii, ale ponoć młodzi ludzie się niewiele różnią, więc wątpię żeby było inaczej.
Jakoś tak po prostu źle oglądało mi się dzieci znęcające się nad innymi.
Re: Mirai Nikki
No właśnie adaptuje się jak najbardziej. kliknij: ukryte Przecież udaje się po pomoc do policji (znaczy policja sama przychodzi). Oczywiście, powinien nabyć czołg i wynająć oddział najemników, ale mógł mieć z tym trochę problemów.
Co do Keigo nie mam większych zastrzeżeń. Wybierając mniejsze zło Yuki uznał, że lepiej pomóc policji i mieć chwilę wytchnienia. Podejrzewał kolejny atak od zdziczałego terrorysty lub mordercy. Nic dziwnego, że wolał znaleźć jakiekolwiek oparcie i wierzył w dobrą wolę policjantów. Oczywiście decyzja błędna, ale czy naiwna?
Warto zauważyć, że w jego oczach Yuno nie była znaczącym sojusznikiem. Wg. niego i logicznych przesłanek miała beznadziejnie nieprzydatny Mirai Nikki i nie podejrzewał jej o większe zdolności bojowe. Skąd mógł wiedzieć, że Yuno jest atutowym asem w tej rozgrywce?
kliknij: ukryte Co do kolegów, to przecież na początku myślał, że oni nie wiedzą o Mirai Nikki. To chyba logiczne, że jak jest łącznie 8 graczy, czyli 6 poza nim i Yuno, to nie podejrzewa się osób z klasy. Nie ufał im, traktował ich naturalnie, dopiero później wydarzenia wymusiły szybkie i zbyt emocjonalne decyzje.
Hinata to ładna dziewczyna lepiąca się do kolesia, który niedawno dowiedział się, że inna od dłuższego czasu śledzi go z planami matrymonialnymi. No skoro już Yuki ustalił, ze dziewczyny szaleją ( na jego punkcie), to tak by wychodziło, że lepiej mieć dwie niż jedną, chyba logiczne.
Krótko pisząc, owszem niektóre decyzje nie cechowała zbytnia podejrzliwość, ale określanie Yukkiego jako „naiwnego” to przesada. Może być „nieszczęśliwy” i „samotny” (rodzina, brak przyjaciół), może być „przeciętny”, nawet „leniwy”, ale naiwny? Na pewno nie jest to znacząca i warta wymienienia cecha.
kliknij: ukryte
i dalej wyliczanka
Nie zrozumiałeś. Chodziło o to, że właśnie w tych 10 odcinkach wszystko inni za niego robią, a dopiero potem się zmienia. Te pierwsze 10 odcinków przebiega w krótkim czasie i mało realne, żeby się poprawił.
kliknij: ukryte Wiem, niestety obejrzałem GC. Void genome samo w sobie było bardzo potężną i unikatową bronią. Poza Mirai Nikki i jak się później okazało Yuno, Yukiteru był raczej na straconej pozycji. Yukiteru wypracowuje swoje zwycięstwo, Shuu co by nie zrobił i tak wygrywa. Ba, nawet jak już przegrał to wygrał, jest diametralna różnica.
Kreska, zgadzam się, słaba, dodałbym, że uszy Robin wyglądają jak skrzydła nietoperza.
Fabuła zdaje się zakręcona jak świński ogon, ale po wyprostowaniu okazuje się, że rzeczywiście to tylko ogon.
Re: Mirai Nikki
Zgadzam się z Collision, jechanie Yukiteru, który nagle wpada między obytych i psychopatycznych morderców, bez umiejętności obsłużenia najprostszej broni palnej ani walki wręcz jest niezrozumiałe. Proszę się zastanowić, jakie jest naturalne zachowanie pod presją ataku dobrze uzbrojonego przeciwnika w każdej chwili? Może biegiem do najbliższej rusznikarni po karabin? Ciekawe dokąd i czy komukolwiek w wieku 17 lat kieszonkowego by wystarczyło, nie wspominając o pozwoleniach.
kliknij: ukryte Co do tej naiwności, to długo traktuje Yuno z rezerwą.
Ponadto jak najbardziej zmienia się z płaczliwego chłopczyka w odcinkach 1‑10 na gościa, który dość spokojnie likwiduje kolejnych wrogów według ustalonego planu, więc z brakiem zmian się nie zgadzam.
Yukiteru realnie dobiera optimum w stosunku do znanej (ale zmiennej!) sytuacji. Pewne dylematy wynikają z niepewnej hierarchii wartości lub niepełnej wiedzy.
Shuu to co innego, bo to stereotypowy zbawca świata z opcją wszechmocy, zmartwychwstania i ofiary. Yuki jest zwykłym człowiekiem i naprawdę może umrzeć.
kliknij: ukryte Co do Muru‑Muru, to zdaje się, że te cyferki to bardziej dla widza celem rozróżnienia ich. O ile to tak było, to interesujący i lekko komediowy chwyt, umożliwiający pokazanie akcji bez niepotrzebnego przedstawiania się.
Co do tego 12 odcinka – to rzeczywiście coś nie gra, niepotrzebnie wyjmowali mu z kieszeni na początku, jakby mu nie wypadł nie byłoby problemu.
Spojler mega mega.
Zresztą jest pokazane, że gra nie jest przywiązana do osoby, tylko wyznaczonego gracza, np. śmierć Yuno z drugiego świata nie dawała Yukiteru zwycięstwa po eliminacji wszystkich oprócz Yuno 1, bo ona też była graczem w drugim świecie.
Ingerencji w 3 świat było dosyć dużo, obecność dwóch Uryuu chyba miała tak naprawdę mniejsze znaczenie niż zdemolowanie szkoły. Nie wiemy, czy Uryuu zachowała te swoje moce, które pokazała w trakcie walki z Murmur. Mogły być powiązane z ręką, która została zniszczona. Zresztą mogła ich po prostu nie używać.
8/10
Awansem, bo od połowy miał sporo momentów przegadanych lub przestękanych, a na dodatek zakończenie, mimo że ok nie jest zakończeniem, tylko bardzo skomplikowanym splotem w czymś potencjalnie większym.
Bardzo dobrze jest dopracowana mechanika świata, jego sytuacja, a obowiązujące prawa realne i ustalone bardzo dobrze współgrają.
Na szczególną pochwałę zasługuje bezbłędne uzasadnianie akcji – nie ma tu popularnych królików z kapelusza, gdzie bohater w przeciągu jednego odcinka idiocieje, zapomina wszelkie dawne niesnaski i daje się wodzić za nos, a akcja odrywa się od przedstawionych realiów i frunie do śmietnika (jak choćby w niedawnym Guilty Crown). Porównałbym to do dobrych książek, gdzie pewne niuanse potrafią wracać i stać się zarzewiem do nowej przygody, a nie niezręcznym faktem, o którym należy zapomnieć.
Dodam, że o ile w wielu seriach bohaterowie zbawiają świat, o tyle w niewielu robią to tak dosłownie i tak bezpretensjonalnie. Jeśli ktoś ma powyżej uszu kolejnych superbohaterów, którzy co chwilę nadstawiają kark w nowej globalnej intrydze, to to jest to. Nie ma niezrównoważonych mocy, ani niezniszczalnych osób, za to bohaterowie naprawdę są odpowiedzialni za przyszłe losy uniwersum.
vs Bakemonogatari
Po pierwsze Nisemonogatari zdecydowanie się różni od poprzednika. Bakemonogatari to anime wyintelektualizowane, bardzo porządne i wykonane tak, by widz skupiał się na najważniejszych sprawach. Elementy ecchi są jedynie wisienką na torcie. Z kolei Nisemonogatari jest do bólu perwersyjne, siłą rzeczy więc, tego intelektu jest znacznie mniej i zupełnie inny jest odbiór. O ile lubimy wisienki na torcie, o tyle tort złoży z cukrowanych wisienek już pewnie byłby niezjadliwy. Nastawiając się na Bake II bardzo się zdziwiłem, kiedy z ekranu w oczy zaczęły mi się pchać stópki, nóżki, plecki, łapki, ramionka, usteczka, oczęta, fryzurki, wygibaski etc. Mamy więc obiekt bardzo specyficzny i baaardzo ciężko skupić się na tym co było meritum pierwszej części, mianowicie inteligentnych konwersacjach. Tak, teraz te rozmowy są zbyt pozbawione sensu, intelektu i po prostu puste.
Po drugie Senjougahara wiele straciła. Wszystko zaczyna się od sceny, której bliźniaczą wersję mogliśmy jednocześnie ujrzeć w Mirai Nikki. Czyli chłopak uwięziony przez swoją ukochaną celem ochrony. Więc scena, która spowodowała u mnie czasowe obniżenie oceny MN tutaj niestety też się pojawiła. W Mirai ostatecznie się to uzasadniło, tutaj nie. Tak, kolejne sytuacje odbierają Senjougaharze tę doskonałość, jaką zapamiętałem z pierwszej części: jej decyzje są błędne, impulsywne, a ona sama traci kontrolę nad sobą – pozostaje tylko sztywna maska tsundere, która pasuje do niej coraz mniej. Teraz ta doskonałość intelektualna, wyimaginowana istota do której osobowości można wzdychać, nagle zdaje się wręcz mniej pociągająca niż inne bohaterki.
Inne postaci spotkał podobny los, np. Suruga Kanbaru z chłopczycy‑sportwoman nagle przeobraziła się w nimfomankę. Owszem, była zboczona w pierwszej serii, ale osią jej postaci był sport, a nie to. Teraz w ogóle nie gra w kosza, ani nic, tylko siedzi na golasa. Serio. I to jest kontynuacja takiej genialnej serii…
Po trzecie utrata moralności. Bakemonogatari było bardzo stonowane. Nise jest rozwiązłą serią spod znaku yuri i incest. Nie lubię nowoczesnych tworów, które eksponują tego typu zachowania. Tracą niepotrzebnie na realiŹmie, w zamian nic nie zyskując. (Może poklask pewnych grup społecznych.)
Natomiast chcę pochwalić rzemieślnictwo SHAFTu. Seria jest naprawdę dziko i zarazem subtelnie perwersyjna. I to główna zaleta.
O ile Bake obejrzałem w dzień i potem tylko westchnąłem, a mózg stopniowo chłódł, o tyle Nise oglądałem bez zapartego tchu przez dwa dni. Mózg się w ogóle nie włączał za bardzo i jakby nie perwersja to pewnie jeszcze bym oglądał. Półnagie dziewczynki z ekranu w połączeniu ze średnio inteligentnymi rozważaniami, robią znacznie mniej piorunujące wrażenie.
Jak oglądać? Koniecznie trzeba mieć obejrzane Bake, bo nic nie jest tłumaczone, to kontynuacja. Ale lepiej nastawić się na osobną serię i nie oczekiwać tych samych bohaterów- teraz będą inni, nawet jeśli nazywają się tak samo.
Cóż, gdybym oceniał razem z Bake (9/10) dałbym i Bake, i Nise 6 za zepsucie Senjougahary. Jednak serię oglądało się z zainteresowaniem, perwersja jest na bardzo wysokim poziomie i Nise dostaje 8 -1 za incest, czyli 7.
Re: Usagi drop!
Oczywiście momentami przeginają, co opisałem w komentarzu powyżej. Problem zaczyna się jakoś z 9 odcinkiem, kiedy kończą się wakacje, a ekipa musi powracać do szkół. Cóż, twórcy zakończyli nie tylko wakacje, ale i komedię skupiając się na ciężkich przeżyciach trójki dziewcząt. Nieźle wykreowany i dość dokładnie przedstawiony wujek zostaje odłożony na daleką półkę, a na plan pierwszy wysuwają się osobiste tragedie. No dobra, dwie starsze dziewczyny miały jakieś powody, żeby się martwić. Jednak wszystko podsumował odcinek nr 12, czyli ostatni.
Nasza Hina poprzysięgła bowiem misiowi tak tańcować i śpiewać twinkle twinkle little star, że aż się rodzice zjawią. No rozumiem, miało być komiczne. Ale bez przesady, kpimy sobie tutaj z osobistej tragedii malucha i to podwójnej: nie dość, że straciła rodziców, to jeszcze wypchany królik stał się jej obiektem kultu. Po wyjaśnieniu sytuacji, którą Hina przyjmuje z niemalże stoickim spokojem przechodzimy do codzienności i seria się poprawia. Na moment.
Po pierwsze niejako wyjaśnia się romans z Reiko. Jest to wspaniała scena – majstersztyk, dzięki której mimo kłopotów z tragedią ocena nie spadła poniżej 7. Po drugie pojawia się naprawdę niesmaczny żart w postaci korzystającej z toalety Miu. Tak trochę smutno mi się zrobiło, ze twórcy na koniec postanowili zaserwować coś tak beznadziejnego. Po trzecie Hinę śpiewającą z dziećmi można było spokojnie przewinąć do końca i polecam to każdemu, ja sprawdziłem – tylko Hina śpiewa i wszyscy się cieszą, na końcu walą jakieś życiowe teksty rodem z internetu.
Ogólnie. Lekka komedia ecchi – tutaj Papa no Iu Koto o Kikinasai sprawdza się nieźle. Żarty są dobre i śmieszne, za jednym wyjątkiem, szkoda, że z udziałem Miu. Niestety twórcy nie zdołali zbyt długo trzymać się konwencji, zeszli na manowce bliższe okruchom życia i ostatecznie – dramatom. Myślę, że to kwestia niefortunnego i niezbyt odpowiedniego dla komedii zawiązania fabuły. To co jest właściwe dla słodkiego Usagi Drop w jurnej komedii się nie sprawdzi. Warte wspomnienia wady to jeszcze problem rozwiązań niektórych problemów (mamy problem – deux ex machina rozwiąże to w 1 odcinek) i filler – randka, niestety również z Miu w roli głównej (bodajże 10 odcinek).
Seria teoretycznie dla nikogo. Lekkie żarciki – to po co dramat. Okruchy życia – to po co ten dziwny harem. Dramat – to po co żarty. Praktycznie jednak ma to coś, co powoduje, że warto ją obejrzeć. Ja stawiam 7/10 z nastawieniem na komedię.
Co bym chciał? Wysłać Hinę (bez królika) do przedszkola, niechże tam siedzi i nie miesza się w dorosłe romanse/problemy/żarty i niech nie będzie osią dramatu! Poza tym chciałbym, żeby żarty toaletowe odróżniać od żartów z podtekstem i te pierwsze zachować dla Panty & Stocking. No i ten filler… Jakby zamiast fillera udało się coś rozwinąć z tym haremikiem byłbym wniebowzięty i może dałbym nawet 9.
Polecam.
Oryginalne, ale bez ambicji wytyczenia nowych trendów i stworzenia czegoś totalnego. Za to dostarcza rozrywki na dość wysokim poziomie.
Jest to przede wszystkim komedia, treścią żartów są absurdalne sytuacje jakie stwarza kilka dziewcząt. Dosłownie kilka, bo bohaterów licząc z psem i znajomą sprzątacza jest 7. Żarty może nie powodują spazmów śmiechu, ale uruchamiają pewne grupy szarych komórek, które zwykle pozostają bierne. Do tego ciekawy op i en, melodie może nie porywające, ale jakoś z zainteresowaniem się ich słucha.
Mieliśmy sporo komedii ostatnimi czasy. Nichijou i jego męski odpowiednik, A‑Channel, Yuri‑Yuri – Kill Me Baby prezentuje się wobec nich dużo lepiej. Gagi się nie powtarzają, postaci są dość stonowane, a absurdalne sytuacje są wyraźnie absurdalne i nie próbują tego ukrywać. Working!! jest jak dla mnie na podobnym poziomie, a już Baka to Test lepsze.
Zdecydowanie godne polecenia dla kogoś, kto chce obejrzeć całkiem udaną próbę stworzenia serii nieco innej.
Z zasady, że kończę serie, przyspieszam oglądanie dwukrotnie i czytam książkę, da się wtedy znieść.
Re: mi sie nie podobało
Jakość wideo była ok, projekty maszyn nie odpowiadały moim wyobrażeniom. Sądzę, że podszedłem zbyt surowo, bo wcześniej się naczytałem jakie jest piękne.
Co do wojny, to zawsze należy brać to pod uwagę, szczególnie że mamy najdłuższy w historii okres pokoju i jak przyjdzie co do czego to będzie pozamiatane. Ale ten off topic już nie dotyczy anime.
Re: Usagi drop!
No i scena w przedszkolu – Hina młodociana przywódczyni Lunaluna. Gada durnoty, a dzieci ją w podziwie słuchają, żadne dziecko nie słucha drugiego dłużej niż 3 sekundy.
Jako zapychacz- proszę bardzo, jako bohaterka rozwiązująca problemy trapiące starszych za pomocą przytulania się- niezbyt.
Też mi się wydaje absurdalny, brak mamy jest dla dzieci bardzo drastyczny. Niezależnie czy żyje czy zaginęła. Hina ryczy jak tylko coś jest inaczej niż sobie zażyczy, więc brak mamy z pewnością by opłakała.
Usagi drop!
No i zdaje się pozornie dobrze: fanserwis w wykonaniu animowanej 10, 14 i ~20 latki jest do przełknięcia, akcja wprawdzie w 8 odcinku spowolniła strasznie, ale wcześniej nawet coś się działo, Sorę okładającą wujka przy każdej okazji można przeżyć, a chroniczne inwazje rzeczonego wujka na łazienki pełne nieletnich dziewcząt są akceptowalne. No tak to wygląda, ale w rzeczywistości jest naprawdę nieźle.
Moją faworytką jest cwana i sympatyczna dziesięciolatka Miu z niewyparzoną gębą.
Za to szczerze nienawidzę Hiny. Jej głosu, zachowania, wiecznie wyszczerzonej mordy, perfidnie sztucznego „dziecięcego” zachowania i udziału we wszystkich wydarzeniach.
Co do potencjalnych romansów wnioskuję, że różne bohaterki będą sobie wzdychać, a nie będzie miało to wpływu na przebieg wydarzeń na ekranie pomijając nudne i jałowe scenki stękania z myślą o NIM.
Re: mi sie nie podobało
Preferuję wersje nietłumaczone z angielskiego.
Czemu tyle epków? Nawet mniej interesujące dla mnie serie oglądałem w całości.
Całkiem sporo potrafię.
Inne (A Letter Bee? – podobny), ale czemu ma mi się bardziej podobać?
I wbij to sobie do głowy. Uznałem, że moje zdanie jest na tyle unikatowe i sensowne, że zapiszę je w formie komentarza.
Zgadzam się.
Nie zgadzam się. Nie można przed obejrzeniem stwierdzić czy przerasta. Oczywiście omija się pewne gatunki, ale to jest raczej wskazówką.
Tak, też polecam. Nie tylko wojen, ale też z historią gospodarczą i nauki. Historia bardzo się przydaje.
Co to wojna? Latanie na vanshipach?
Kyubei? Sikorski? Pannya...
Owo anime jest najbardziej niezrównoważoną mieszanką jaką przyjąłem. Niemalże w każdym odcinku coś budziło we mnie zainteresowanie, a coś odrzucało.
No to mamy bardzo interesujący pierwszy odcinek. Jakaś potencjalnie patogenna sytuacja z siostrą, ale skądinąd bardzo interesująca. Pojawia się pierwsza bohaterka walencyjna, w dość ciekawy sposób. Robi się ciekawie, a tu połączenie szkół edukacyjnych, tak żeby wyszła koedukacyjna. Temat sztandarowy, odruch przewijania opanowałem tylko dlatego, że miałem się uczyć do egzaminu i dałem sobie czas tylko na jeden odcinek. Dalej to romans haremowy balansujący zręcznie obok ecchi. Romans jest całkiem niezły, nawet jeśli wybranka protagonisty jest najbardziej drętwa z całej ekipy to szanuję jego wybór. Owszem, jest to bardziej studium wyobrażeń na temat idealnego związku specyficznych ludzi, ale całkiem niezłe i realne.
No to co złe? Na początek Pannya. Już myślałem że będzie chciał z każdą z dziewczyn zrobić kontrakt, spełnić jedno życzenie i za pomocą ich uczuć odwracać entropię kliknij: ukryte , a w końcu któraś uratuje ludzkość. (w nawiązaniu do Kyubei z „Madoka, Puella Magi”) Poza tym 12 odcinek i wzruszające rozstanie, nie wytrzymałem, przewinąłem.
Drugie. Niepotrzebnie wpleciony i rozbudowany wątek szkoły koedukacyjnej. Czyżby autorzy chcieli przekazać, że szkoła koedukacyjna jest lepsza? Po co? I to jak: szkoła koedukacyjna jest lepsza, bo dziewczyny dostają możliwość zabujania się już w liceum! Albo romans, albo argumenty merytoryczne i statystyczne.
Jakieś dziwne sytuacje: matka Miu vs matka Seny i kilka innych też by się znalazło. Magiczny zbieg okoliczności, dzięki którym matka Seny zna większość bliskich koleżanek bohatera, po co to w ogóle?
Poza tym jeszcze wątpliwa funkcja siostry (to harem…?) i trochę zbyt dużo siana momentami.
Podsumowując. Jako romans ok, ale dodatki według mnie powodują zanik sensu oglądania tego czegoś. Chyba że kogoś jarają dziewczynki w 2d z włosami jak królewny trzymające kluchę i mówiące na nią nya. Będzie mieć dodatkowy argument i już będzie ok.
Ciekawostka: Sikorsky jako imię dla kota? Kto to widział? U nas chyba nikt by nie próbował z Yamamoto.
Re: Serio to już koniec?
Pod tym samym tytułem, tych samych twórców itd. tylko w innej telewizji, czy mi się wydaje?
Niezłe, ale...
Jeśli chodzi o fabułę była, całkiem niezła, tajemnicza i wciągająca, ale jakoś od 3 odcinka wszystko zostało zdominowane przez wątek haremowy. Biedny, głupi protagonista miota się bez sensu po swoim haremie, a widz ziewa. Warto podkreślić, że nic nie zostało zakończone, więc pewnie będzie kontynuacja, mam nadzieję, że bardziej skupiona na wątku głównym.
Harem nie za dobry, brak konkretów, ale kilka postaci ma jakiś potencjał.
Ostatnia ważna wada to milijony postaci, na te 12 odcinków to z 20 byłbym w stanie sobie przypomnieć. Dla mnie to minus, bo ciężko wszystkich zapamiętać, a część to niepotrzebne twory wybujałej fantazji twórców.
Ogólnie przeciętne, raczej nieudane ecchi z fabułą o sporym potencjale, ale niedokończone.
Na plus muzyka.