x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
No dobra, pozwolę sobie zaryzykować taką interpretacje: te wybujałe porównania mają udowodnić, że humor w serii jest subtelniejszy i ambitniejszy niż miałoby to miejsce w typowej serii shounenowej, a laur za ten efekt należy się zręcznie utkanym motywom parodiowym. Proszę mnie poprawić, jeżeli rozumiem źle.
Jeżeli interpretuje to dobrze, to pewne duże „ale” muszę tu wkleić – śmiechu przy Jinrui miałem nie mało. Zabrakło pewnej dozy pomysłowości na zagospodarowanie settingu, co zaowocowało wieloma zbyt losowymi epizodami, których kompatybilność z mocnymi stronami tego tytułu była bardzo słaba. Gdzie jednak ciągle ocena jest pozytywna, co wynika z obecności również fragmentów udanych, może nie na tyle, aby zatrzeć pamięć o reszcie, ale wciąż serwujących dobrą dawkę bezlitosnego i przezłośliwego humoru.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Po drugie, to już ja posunąłem się daleko, windując obecne tu motywy prześmiewcze do roli elementu gatunku. Zaryzykowałem ten zabieg aby podkreślić unikatowość humoru tu obecnego. Twórcy sami nie próbowali nigdy reklamować tej serii inaczej niż jako „komedii” (ew. „komedii sf/fantasy”), słowo „parodia”, nie mówiąc już o „satyrze”, nie pada z ich ust ani razu inaczej jak „z elementami parodii”.
Po trzecie, skoro coś jako komedia dobre nie jest, a komedie ma w gatunku, to jak to świadczy o serii?
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Nudy, flaki z olejem, dużo słów o niczym, mało impulsów do rozwoju, a co najgorsze ekstremalnie plastikowi aktorzy. Nie ruszać.
Po pierwsze, aby zmienić świat potrzebujemy wygenerować jak najwięcej emo‑energii.
Po drugie, musimy znaleźć naiwnego idiotę, który nie rozumie, że tego się nie da. To drugie to w sumie powszechnie znane w świecie nauki zagadnienie – metodą na rozwiązanie zagadnienia, które jest nierozwiązywalne jest zlecenie rozwiązania go osobie, która nie wie, iż dany przypadek jest nierozwiązywalny.
Tak czy inaczej, morał: zmieńmy świat, zbierajmy emo‑power!
Tak czy inaczej udało mi się sensu w tym komentarzu nie zgubić – z tej rozmowy jasno wnioskuje, że widzimy te same barwy zupełnie inaczej. Co też i nie jest jakoś bardzo zaskakujące, bo kolorów jest tyle, ilu jest ludzi. Tak więc jak ewidentne nie wydawałyby się moje refleksje na temat owych barw, widać można też mieć i inne. A i kto wie – może to ja jestem w mniejszości?
Any way, na tym najlepiej skończmy ;p
Mimo niedociągnięć - dobre!
Od początku przeskakujemy bardzo szybko z kolejnymi wydarzeniami – bohaterkę ledwo poznajemy, j kliknij: ukryte ako normalną dziewczynę i już po ledwo paru scenach staje się – przynajmniej z nazwy – boginią! Czytając takie zdanie, a nie widząc tego tytułu, pewnie bym przewracał oczami, ale w tym wypadku szybo uczymy się bawić się ową konwencją, co jest tym prostsze, że szybko zaczyna wypływać z niej ogrom zalet.
Pewien niezobowiązujący charakter opowieści. Nienatarczywy, ale dopracowany humor. Czasami odrobinę zbyt proste, ale jednak wzbudzające sympatię postaci. No i to wiecznie poczucie, że nie warto przejmować się co chwile wskakującymi na ekran potknięciami, przecież chodzi jedynie o czerpanie przyjemności z milszych scen. Innymi słowy, nastrój tego anime uśpił mój instynkt krytyka :] Jest po prostu miłe i przyjemne. Ktoś powie "...ale nic poza tym”, i będzie miał rację. Ale co z tego? Te wymienione przed chwilą zalety w zupełności wystarczają do miłego spędzania czasu przed kolejnymi odcinkami.
Przyjemna, niezobowiązująca i miło nastrajająca seria.
...a jeżeli już muszę narzekać, to postawa protagonistki w końcowych odcinkach stała się irytująca. Nie na tyle jednak, aby niszczyć efekt ogólny.
Re: Kyoko
Dum, dum, dum…
(Re)cenzor
Re: 7 grzechów SAO
Po pierwsze – co to jest „gatunek MMO anime”? Rozumiem dlaczego ktoś może silić się na użycie podobnego epitetu wobec Sword Art Online, bo i zwyczajnie pasuje, ale „gatunek”?
Gatunek, mniej czy bardziej popularny, ale to jednak pojęcie reprezentujące pewien zakres tematyczny, który w rzeczywistości można zaobserwować. Podkreślam, co by być wystarczająco jednoznacznym – widzimy faktycznie, naszymi własnymi, sprawnymi oczyma, że istnieje xxx tytułów połączonych wykorzystaniem tego samego, a przez nas na tapetę wziętego, motywu. W sensie: możemy mówić o gatunku „romans”, bo widzimy xxx tytułów do tego gatunku kwalifikujących się. Gdyby ich dostrzec się nie dało, to taki gatunek nie istniałby.
Za to, do cholery, „gatunek MMO anime” to ładnie zaimprowizowane określenie dotyczące czegoś, co dopiero, ewentualnie, na prądzie sukcesu tego tytułu (bo pomimo tutaj widzianych opinii wynik kasowy jest niepodważalny) mogłoby powstać w szeroko rozumianej przyszłości. Bardzo szeroko (czytaj: oby nigdy i wcale). Tak czy inaczej, niewątpliwie, obecnie coś takiego nie istnieje.
Więc nie drażnij nas przypowieściami o niemożliwym, wróżbami o nieistniejącym i argumentami o nierzeczywistym. Nasłuchałem się tego w trakcie obecnego Sylwestra dość. Więcej teorii czerpiących swoje źródło w szyjce losowego przynajmniej‑40%-trunku można wszak zawsze wyłożyć w strefie wyposażonej w ludzi chętnych do tego rodzaju dyskusji.
Amen, nie grzesz więcej.
Re: pytanie
Jako osobna odpowiedzialna, za wskazany tu cykl skojarzeń wyjaśniam, żałując już, że w ogóle podniosłem wcześniej temat: oba tytułu (to jest Art Sword Online i Accel World) są absolutnie niezależne od siebie, są tworzone przez różne zespoły, na koszt zupełnie innych ludzi i z nastawieniem na postać widza zupełnie inną, niż początkowy materiał zwiastował.
Ergo – nie porównujcie przeze mnie tych dwóch, totalnie porównania niewartych, tytułów, bo zaczynam czuć się z tym źle. Wręcz paskudnie.
Z góry dziękuję.
Dobra, nie pamiętam totalnie żadnych imion z tego tytułu – to jest typ anime który pamiętam przez 1‑2 tygodnie. A widziałem to ze pół roku temu. Dlatego wskaże krótko tak: piąta zrzutka do recenzji, jako pierwsza, która zawiera kilka postaci żeńskich. Pytanie: czy to jest stonowane? I od razu pytanie numer dwa: czy z regularnie pojawiającymi się scenami tego typu można mówić o wrażeniu stonowania barw? Jeżeli odpowiedzi ma mówić „Tak, w porównaniu do…”, to proszę zapomnieć, że pytałem.
Re: jak można
Re: 7 grzechów SAO
A niemiły będę, bo to kolejny wytwór pewnej przemiany, jaką przeszły w realiach anime opowieści o samym środowisku. Gdy zaczynałem przeglądać różne tytuły anime i wpadałem na temat autorefleksji twórców na temat samego środowiska otaku, mieszczącego ogółem nie tylko fanów M&A, lecz również graczy, to były to zawsze wyjątkowo ciekawe autorefleksje. Były to tytuły spoglądające na środowisko z zimną autkrytyką, jak NHK ni Youkoso!, czy też imponujące umiejętnością śmiania się z nas samych, jak Genshiken To było jednak kiedyś. Ostatnio wpadam na bardzo wiele serii mniej lub bardziej nawiązujących do środowiska. Pozwolę sobie tutaj ograniczyć się do tych wprost i otwarcie odwołujących się, co by nie ciągnąć tutaj sieci paraleli (choć oczywiście mógłbym, mnożąc w ten sposób liczbę tytułów po wielokroć). Na serio chyba pierwszy raz razić mnie to zaczęło przy Kamisama no Memo‑chou, a symbolem zjawiska może tu być ulubione powiedzenie protagonistki – its only neet thing to do. Ta gloryfikacja środowiska. Jesteśmy wielcy. Powinieneś być dumny z tego, że jesteś jego członkiem. Pojedynczy przypadek nie byłby pewnie wart wzmianki, bo i przecież seria z takim wydźwiękiem nie jest niczym złym. Gorzej, że to zaczął się szybko robić trend. Za jego obecny szczyt uważam Accel World, będący najpaskudniejszym ucieleśnieniem tejże mody. Przechodząc do rzeczy, to jest naszego ALO, jak tu się zwykło drugą połowę Sword Art Online nazywać. I patrzeć tutaj muszę, jak lata po ekranie Kirito, już będąc w normalnej grze, pośród normalnych ludzi, a twórcy zmuszają mnie do przyjęcia za Bohaterskie, Epickie i Męskie jego przemowy o honorze i zasadach w grach MMO. Patrząc na to przez pryzmat jego przeszłości i to, że jak najbardziej miał w jaki sposób sobie takowe przekonania wyrobić, nie narzekałbym. Ale to jest zbyt mocno zarysowane, a co dużo, dużo ważniejsze, muszę jeszcze oglądać jak z niemym zachwytem te postawy przyjmują inni bohaterowie na ekranie. Już nie mający backupa skrzywienia psychicznego przyniesionych z SAO. To dla mnie po prostu kolejna seria z tym samym drażniącym wydźwiękiem – bądź dumny, że jesteś częścią środowiska, to zaszczyt być porządnym i honorowym graczem. A że środowisko zdaje się być bardzo łase na takie komunikaty i to się sprawdza, to pewnie będzie tego coraz więcej.
Eh, tęsknie za podejściem do tematu a la Genshiken, chlip…
Re: 7 grzechów SAO
Ale skoro już najpierw temat wytoczyłem, a teraz się wycofuję, to do wypełnienia powstałej dziury użyję pewnej myśli, która jako taki spinoff od tych dywagacji wytworzyła się w mojej głowie.
Jakoś gdy oglądałem SAO spojrzenie na świat przedstawiony jako na „rzeczywistość wirtualną” przychodziło mi z trudem. Naturalnie, przyjmowałem do wiadomości, że tak jest, ale to był dla mnie tylko pretekst do zrobienia settingu, który dla ułatwienia nazwę roboczo i z nutką hiperbolicznego szyderstwa otaku fantasy. Zawsze gdy widz wczuwa się w dowolną opowieść fantasy pojawia się w jego głowie jakaś drobna (a czasami i cholernie duża) nutka autoprojekcji. „Też bym dał radę w takim świecie zaciupać smoka!”, pomyślał jeden, „fajnie byłoby tam mieszkać”, pomyślał drugi, a trzeci ostrożnie schował się za myślą „ładnie tu…”. No, to były przykłady tych lekkich przypadków, o maniakach nie wspomnę, bo jaki koń jest, każdy widzi. SAO taką projekcję 1000x ułatwia, pamiętając, że spośród docelowej publiki pewnie niemal każdy miał z MMO kontakt, wie mniej lub więcej z czymś się to je, a pewnie w bardzo dużej ilości przypadków są to już rasowi gracze. Mają już gotowy, znajomy dla nich system: wszyscy mamy statystyki, ekwipunek, skille. Bez problemu w takim świecie odnajdziemy się. No bo i gdyby cudownym sposobem nasz widz wylądował w świecie – losowy przykład – Władcy Pierścieni, a miałby przy tym trochę oleju w głowie, to od razu wiedziałby, że nie przyjdzie mu tu przetrwać. Nie zna języka, nie posiada potrzebnych umiejętności, a doświadczenie jego w bitce ogranicza się do szkolnych porachunków pod bramą, gdzie raczej nieczęsto używa się mieczy i łuków. Nikogo nie zna, a żeby poznać, poza barierą językową, stoi jeszcze kosmiczna bariera kulturowa. Ale w wypadku świata SAO? Rozgryzamy szybko mechanikę walki i hola, lecimy expić i dropić itemy, świat jest nasz. W koło nas ludzie, którzy również tu znaleźli się tak samo jak my, więc rozumiemy się, nie tylko na poziomie językowym. Oba te światy są też przy tym w takim samym stopniu realne, w rozumieniu prowadzenia tam życia. Z obu nie możemy wyjść, jeżeli zginiemy, to „na serio”, możemy tam żyć walcząc, czy też jako mieszczanin. Nie dane nam jest zapomnieć cały czas jaki jest charakter tego świata – nie bez powodu nie mamy zabranych sprzed oczu scen, gdy bohaterowie na ekranie grzebią w różnych menu, swoich ekwipunkach, oglądamy ich paski stanu i tak dalej. Taki .hack//sign unikał tego jak ognia, przez co pomimo podobnego settingu zupełnie takich odczuć nie miałem (inna rzecz, że tam nie o to chodziło również).
Znaczy podsumuwując: przed oczami mamy po prostu fantasy, ale po wielokroć bardziej „swojskie”, takie… osiągalne. Możliwe. Dla marzycieli może nie takie romantyczne, ale przemawiające dużo silniej, bo w świecie Władcy Pierścieni nigdy się nie znajdziemy, a w czymś podobnym do SAO – kto wie?
Mam taką przemądrzałą teorię, że moje przemądrzałe wymysły wyżej zawarte są właśnie powodem dla którego w mainstreamie dużo cieplej przywitano pierwszą połowę w serii. W drugiej to już była „zwykła” gra, gdzie jedynie było parę realnych faktorów. Z tym zresztą wiąże się druga moja spinoffowa myśl, ale dam sobie z nią pokój, cosik się i tak już rozpisałem i gdzieś po drodze zapomniałem w jakim celu w ogóle ;p;p
Re: 7 grzechów SAO
Oho, Tassadar zdradza plan skrócony przyszłego alta ;p
...a generalnie nie miałem się odwoływać do samej treści, ale:
Bah, to raczej dobrze – wyobraź sobie jak tutaj mogłoby to wyglądać i popatrz jaka istnieje konkurencja w żonglowaniu tym tematem… ;)
Mhm...
Re: Kamienie na szaniec!
Swoją drogą, Solteck, jeżeli banalność ci przeszkadza, to polecam nie sięgać ogółem po pozycje takiego gatunku… ;p
Kamienie na szaniec!
Re: Refleksja
To się nazywa Zespół Williamsa.