x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Wrażenia po 1 odcinku
Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
kliknij: ukryte Podoba mi się też, że nie ma tutaj żadnych ugrzecznień i tabu. Jest poruszona kwestia prostytucji, przemocy, gwałtu, a eksponowanie scen seksu w pewnym sensie ociera się o hentai. To chyba pierwsze anime, w którym są takie sceny, a które nie jest typowym animowanym pornolem, jakie widzę :P.
Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
Nie ma co porzucać Nany. Pierwsze kilka odcinków nie powala, może nawet zirytować (głównie za sprawą Hachiko), wszystko wydaje się proste i trochę groteskowe, ale z biegiem czasu sprawy mocno się komplikują i tu tkwi cały sekret doskonałości serii. Gdybym mogła, nie spałabym w ogóle, połykając to anime w całości :).
Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
Świat punka nie jest mi nieznany, z tego względu żywo zainteresowałam się serią. Oczekiwałam czegoś naprawdę z przykopem, tymczasem dostałam historię, którą pisze samo życie. To niesamowite, jak skrajnie różne osobowości (nie mówię tu tylko o dwóch Nanach) były w stanie stworzyć coś na wzór rodziny, której większość z bohaterów nigdy lub prawie nigdy nie miała. Nie doświadczymy tu ciepła domowego ogniska (wyjątkiem jest dom rodzinny Nany vel Hachi), szczęścia spełnienia. Wręcz przeciwnie, każdy kto w końcu osiąga to, o czym marzył, uświadamia sobie, jak złudne było to marzenie, przez co zaczyna jeszcze bardziej cierpieć. Bohaterowie nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, jaką cenę przyjdzie im płacić za chwile triumfu.
Jednego nie rozumiem. kliknij: ukryte Dlaczego w przypadku muzyki punkowej za wzór bierze się akurat Sex Pistols, jakby inne znane kapele brudpunkowe nie istniały na rynku muzycznym? Rozumiem, że Sid Vicious jest najbardziej znanym muzykiem punk na świecie, ale niekoniecznie trzeba było brać go za pierwowzór dla Rena a Nobuo upodabniać do Malcolma McLarena. Trochę uderzyło mnie to po oczach, ale nie na tyle, bym w jakikolwiek sposób mogła krzywo spojrzeć na serię, bo nie liczą się detale, mają najmniejsze znaczenie, jak wygląd bohaterów czy muzyka, jakiej słuchają, ale ich osobowość, która do tuzinkowych na pewno nie należy. Z początku jedynie Hachi jawiła mi się jako kompletny pustostan umysłowy (jej wysmarkana samoopalaczem młodsza siostrunia do teraz ma coś z głową). Szybko jednak zaczęła nadrabiać i aż na język zaczęły nasuwać się przekleństwa skierowane pod adresem Takumi'ego, który potraktował ją jak całe stado innych kobiet, które omamił i wykorzystał (Takumi, ty *cenzura*!) i wyrzucając ze swojego życia jak zużyte chusteczki do nosa. Nie pokrzepiło mnie nawet, gdy zaczął interesować się Hachi trochę poważniej, niż dotychczas. Powód był wprost trywialny. To on miał porzucić, a gdy jego zdobycz zaczynała uciekać lub, co gorsza, ktoś inny miał ją odbić, robił w tył zwrot, by ją dogonić i na nowo usidlić. Wiedziałam, że to związek na siłę, w którym dziewczyna będzie się kisić, a książę na białym rumaku szybko zechce wiać do innych księżniczek, które nie zostały jeszcze wyjęte ze swoich wież. Dobrze chociaż, że postanowił wziąć odpowiedzialność za dziecko, którego był ojcem. Nie zmienia to jednak faktu, że nie tak powinien wyglądać związek dwojga ludzi.
Pod względem graficznym anime wypadło całkiem przyzwoicie. Nie podoba mi się tylko zniekształcanie ludzkiego ciała w postaci wydłużonych kończyn i przesadnej chudości. Na szczęście w całym anime nie ma krztyny lukru. Nie wyobrażam sobie, z resztą, walenia różem po oczach w anime dotyczącym subkultur. Nawet Hachi zgrabnie wpasowała się w ten klimat, choć, ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu, nigdy nie przybrała stylu swoich towarzyszy, a szkoda. Nie obraziłabym się, gdyby za sprawą Nany pokazała pazur.
Pod względem muzycznym seria mnie nie rozczarowała. Mogła być trochę bardziej agresywna, ale i tak wpadła w ucho. W końcu muzyka Japończyków prawie zawsze jest nieco ugrzeczniona. Nie usłyszymy w niej przekleństw, jak to jest w naszym rodzimym muzycznym światku czy tzw. 'trzy akordy, darcie mordy'. Z resztą, muzyka idealnie pasuje do całości, więc nie ma się do czego przyczepić. Openingi i endingi dały radę ;).
Szkoda tylko, że na sam koniec nie pokazano dalszego życia bohaterów po Hanabi. Nie wiemy, jak rozwinęła się kariera Black Stones'a i jak potoczyły się losy bohaterów, przede wszystkim, czy odnaleźli szczęście, za którym tak usilnie gonili. Moja ocena końcowa 9,5/10. Zazwyczaj nie wystawiam tak wysokich ocen innym tytułom. Anime musi sobie na to zasłużyć. Nana podołała zadaniu prawie w 100%.
Ps. Gdyby Yasu naprawdę istniał, wzięłabym go za męża :P. Nie spotyka się facetów, którzy świadomie braliby na swoje barki odpowiedzialność za wszystko i wszystkich. Rzadko spotyka się również facetów tak inteligentnych, jak on :). Anioł stróż w postaci cielesnej, a nie prawnik (ci zazwyczaj są zepsutymi do szpiku kości szumowinami) i muzyk.
Re: Zmarnowany potencjał, ale...
Całkiem ciekawe :).
Jest jednak kilka rzeczy, o których pragnę wspomnieć, a które odrobinę zepsuły efekt:
*Akcja – pędziła zbyt szybko, nie pozwalając na płynny rozwój głównej postaci z wychuchanego chłopca w człowieka jungli, który musiał przelać krew, żeby przeżyć i, żeby stać się Jyu Oh. kliknij: ukryte Za szybko zginał również Rin. Mogli bardziej rozwinąć wątek z udziałem tej postaci.Dobrze jednak, że został uśmiercony. Musiałby mieć niebywałe szczęście, żeby przeżyć w tak ekstremalnych warunkach będąc rozmemłanym ciapkiem ;). Nie dla wrażliwych taka planeta, więc chłopak znalazł się w złym miejscu ;).
*Główny bohater – po drodze zdarzyło mu się zmięknąć, głównie z kliknij: ukryte a sprawą Karin, która w całej historii była piątym kołem u wozu (nie zmieniła w historii niczego poza stworzeniem sztucznego poletka dla kryzysu pary Thor – Tiz). Jako dzieciak Thor bardziej mi się podobał. Był zdecydowanie bardziej konkretny, nastawiony na swój cel i, może komuś wydać się to niedorzeczne, bardziej brutalny, co paradoksalnie, według mnie, było jego zaletą aniżeli wadą. Wiem, że fanki rozwoju osobowości bohaterów mogą zechcieć mnie wyzwać, ale moim zdaniem jako 'rozwinięty' Thor w pewnym momencie okazał się rozmiękczonym kluskiem, który nie do końca wiedział, co chce osiągnąć i kto jest dla niego najważniejszy kliknij: ukryte (tak łatwo dał się uwieść Karin – absurd).
*Nie podobał mi się również zbyt szybki i zbyt duży przeskok czasowy. kliknij: ukryte W jednym momencie mamy smarkatego 12‑latka, który uczy się panujących brutalnych reguł przetrwania nie tylko w dżungli, ale i w społecznościach, w których przyszło mu żyć. W następnym mamy niemal dojrzałego już mężczyznę – szesnastolatka, który wygląda na jakieś 24 lata i wyraźnie traci na charakterze sprzed kilku lat.
*Strona wizualna – nie mam do niej zbyt wielu zastrzeżeń poza jednym – nosy bohaterów wyglądają z profilu jak u ryjówki. En face również nie prezentują się najlepiej (po co podkreślenie cienia na twarzy grubszą kreską, ja się pytam?! Cień, to cień, a w tym przypadku wygląda to, jakby bohaterowie mieli dwie kichawki, zamiast jednej).
*Zakończenie – pod koniec było całkiem ciekawie. kliknij: ukryte Znów mamy Thora wojownika, którego chciałam widzieć przez całe anime. Plus za spięcie włosków w kucyk – wyglądał jak ciasteczko pierwsza klasa, aż chciałoby się schrupać ;). kliknij: ukryte Dowiadujemy się, kim naprawdę jest Trzeci i jaką rolę spełnia w całej historii. Ten element wyszedł całkiem dobrze. Końcówka wyszła niestety, bardzo sztampowa, co odrobinę popsuło efekt sprzed chwili. Jest to jednak ostatnie 2‑3 minuty serialu, więc można przymknąć na to oko.
Dużym plusem jest Trzeci. Mimo, że po drodze pojawiało się kilka ciekawych postaci, on przebił wszystkich, nawet głównego bohatera ;). Stał się moim niekwestionowanym faworytem tego anime ;).
Tak, jak wcześniej pisałam, mimo kilku niedociągnięć, seria zdołała przykuć mnie do monitora i trzymała w napięciu do ostatnich minut. Przez całą serię zadawałam sobie pytanie 'i co dalej?', co rzadko mi się zdarza. Ostatnio taką zajawkę miałam przy oglądaniu Death Note. Jak najszybciej chciałam wiedzieć, o co tu chodzi i jakie będą posunięcia bohaterów. Szkoda tylko, że cała historia została ukiszona w zaledwie 11 odcinkach. Wiem, że zbyt duża ich ilość spowodowałaby rozwalenie fabuły, przez co seria stałaby się mułowata, ale przeginanie w drugą stronę również jej nie służy. Mimo wszystko jestem usatysfakcjonowana i chcę więcej takich anime.
Re: W sumie czemu nie.
Kiedyś go nie lubiłam, ale z biegiem czasu zaczęłam powoli zmieniać o nim zdanie. Nie zmienia to jednak mojej opinii, że przez grę w karutę dla Chihayi, zatracił swoją osobowość i byłoby dla niego lepiej, gdyby choć trochę się od tego zdystansował. Nie mam jednak co liczyć na tak radykalny zwrot, jeżeli całe anime od A do Z kręci się wokół karuty, więc wszyscy musza w nią grać, nawet jeżeli dostają odruchu wymiotnego na widok kart.
Re: W sumie czemu nie.
Gratuluję pamięci ;). Owszem, napisałam tak, ale co innego, gdy przestanie nadskakiwać Chihayi i powie w końcu 'nie!' jej różnym dziwnym kaprysom, a co innego, gdy jest z dziewczyną dla zabawy i zrywa z nią przez telefon. Pierwszy wariant nazywa się odrobiną indywidualizmu, osobistą przestrzenią, którą posiada każdy, a druga strona nie powinna tak do końca w nią wnikać, żeby nie zaburzyć równowagi między dobrem moim i twoim. Pantoflarz z reguły jest mało atrakcyjnym obiektem, zwłaszcza dla kogoś, kogo gloryfikuje i wynosi na piedestał, a Chihaya jest osobą, której, jak ktoś nie stuknie w głowę, to nie skapnie się, że coś jest na rzeczy. Jeżeli lekka zlewka ze strony Taichi'ego jest takim wielkim problemem, niech wszyscy jego fani nie płaczą później, że chłopak nie może być z ukochaną, bo ta traktuje go jako podnóżek lub chusteczkę do nosa w zależności od potrzeb. Może to brzmieć zbyt powierzchownie, ale takie są reguły miłości, chyba że mamy do czynienia z kiepskim melodramatem, wtedy płacz nad sobaczym losem Taichi'ego będzie w pełni uzasadniony.
Re: W sumie czemu nie.
Re: W sumie czemu nie.
Re: W sumie czemu nie.
Re: W sumie czemu nie.
Co do kwestii, z kim powinna być Chihaya, już mi to lotto. Niech będzie sobie nawet z Prosiakiem, byle zakończenie serii było jakieś sensowne. Niespecjalnie mnie to interesuje, z kim twórcy postanowią sparować te mało rozgarnięte dziewczę. W tej chwili wolę skupić się bardziej na obserwowaniu rozwoju Shinobu. Ta postać ma dużo większy potencjał, niż Chihaya, Taichi i inni bohaterowie razem wzięci, więc przydałoby się odrobinę ją uczłowieczyć. Co nie zmienia faktu, że jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci, tylko w tej chwili kojarzy mi się z agresywnym pit bullem, aniżeli zawodniczką karuty. Najbardziej nie znoszę Yumin i jej senseia. Tej dziewczyny nie da się wytrzymać ani po pijaku, ani tym bardziej na trzeźwo. Chodząca depresja, która tylko odstręcza od siebie.
Re: eee...?
Farbowanie włosów jeszcze zrozumiem, ale po co robić operacje plastyczne, skoro są tacy piękni, młodzi, gładcy i powabni? Poza tym, tęczówek oczu nie da się zabarwić na różne kolory, chyba że część nosi kolorowe szkła ;>.
Tak czy inaczej to anime to lipa. Nie wiem, czym się tu zachwycać. Gdyby chłopcy chcieli nago paradować po plaży, jeszcze bym zrozumiała zachwyt nad tą serią, ale w tych okolicznościach ohy i ahy są bardzo na wyrost xD.
Re: eee...?
Re: eee...?
Ps. Tak się zastanawiam, skąd u tak młodej mamuśki wzięło się AŻ tylu synów. Czyżby w anime ciąża u kobiety trwała mniej więcej tyle, co u gryzonia?
Skończyłam oglądanie na kilku odcinkach. Miałam cichą nadzieję, że się rozwinie, a tu mamy przykład kompletnego braku fabuły. Jedynym środkiem stymulującym mózgownice shoujo otaku są bisze, którzy po kolei przysysają się do głównej mimozy, jak glonojady do szyby. Anime stoi na szarym końcu listy moich ulubieńców. W zasadzie, można by rzec, nie mieści się w jakichkolwiek kryteriach rozstrzygających o tym, że anime mi się podoba. Nawet kresce miałabym dużo do zarzucenia, ale kompletny brak fabuły jest niewybaczalny. Dziwię się, że takie nic zdobyło tak dużą popularność, a naprawdę dobre tytuły przechodzą bez większego echa. Marzy mi się, żeby było na odwrót.
Ich znajomość zaczyna się od sonaty Bethovena ;)...
No właśnie… Anime warto obejrzeć m. in. ze względu na muzykę. W mandze, którą obecnie czytam (chyba stałam się już otaku serii xD) nie usłyszymy melodii Mozarta, Bethovena, Chopina i innych kompozytorów. Jeżeli ktoś nie pała miłością do muzyki klasycznej, manga powinna mu w pełni wystarczyć. Dla tych, którzy nie stronią od niej, pozycja powinna znaleźć się na liście anime do obejrzenia :).
Co mogę powiedzieć o samym anime? Kreska jest niezobowiązująca, prosta, czasami zbyt prosta, pozostawiająca wiele do życzenia, jeżeli chodzi o jakość (stare anime, to i animacja nieco staroświecka). Nie zahacza jednak o wszędobylski kicz, którym odznacza się wiele tytułów (nieproporcjonalne sylwetki, różowe włosy, oczy na 3/4 twarzy, słodziuteńkie buźki niezależnie od płci), w gruncie rzeczy jest przyjemna dla oka i schludna, nie wysuwa się na pierwszy plan i o to właśnie chodzi. Można powiedzieć, że pod tym względem mam niewiele do zarzucenia, aczkolwiek mogłoby być trochę lepiej :). Postaci wyglądają jednak jak ludzie, a nie potworki z innej planety i, co najważniejsze, można odróżnić płeć poszczególnych bohaterów. Każdy z nich posiada swój indywidualny profil, nie zlewają się w jedną papkę. Oczywiście bardzo dobrze wyeksponowane są główne postaci Nodame i Shinichi'ego, które należą do bardzo specyficznych par. Początkowo Chiyaki uciekał od dziewczyny, gdzie pieprz rośnie, później zaczęło brakować mu jej nachalności, aż w końcu zmiękł i zapałał do niej cieplejszymi uczuciami. Nic jednak nie wskazuje na pogłębienie ich relacji, jakiego oczekiwałby każdy fan romansów aż do ostatniego odcinka serii. Zabieg ten jest kolejnym plusem serii. Nie lubię czegoś, co od początku jest oczywiste. Czasami jest tego za dużo, a ta seria sprawiła, że z niecierpliwością oczekiwałam rozstrzygnięcia. Z resztą w pierwszej serii nie ma czegoś takiego, jak pocałunek. Jest opiekuńczość, czasami przebłyski tolerancji Shinichi'ego w stosunku do wybryków Nodame, tęsknota, ale nic poza tym. Fan romansów shoujo będzie nieusatysfakcjonowany, ja jak najbardziej :).
Polecam serię każdemu miłośnikowi muzyki, humoru i josei :). Anime tak mnie wciągnęło, że wchłonęłam dwa pozostałe sezony i ova'ki, nawet jeżeli sub był w języku hiszpańskim, którego nie znam xD. Próbowałam obejrzeć również wersję aktorską, ale ze smutkiem stwierdzam, że Japończycy nie nadają się na aktorów. Są utalentowanymi seiu, jednak z grą aktorską nie radzą sobie najlepiej. Próby wyrażenia jakiejkolwiek emocji wyglądają, jak porażenie mięśni twarzy, co samo w sobie wywołuje śmiech politowania. Anime oceniam na 9/10. Punkt odejmuję za kreskę, która nie powala, ale również nie razi w oczy, co zazwyczaj odstrasza mnie od konkretnego tytułu.
Chcę więcej takich anime :).
Już dawno nie oglądałam tak przyjemnego anime. Zazwyczaj spotykałam tytuły, w których jest przesyt dziwacznych osobowości, magii, romansu, dziwnych stworzeń i nieludzkich mocy. \'Sakamichi no ...\' choć nie posiada bardzo spektakularnej fabuły, bardzo dobrze się ogląda. Jeżeli ktoś jest miłośnikiem muzyki, zwłaszcza jazzu, ta pozycja jest niemal obowiązkowa, podobnie jak dla fanów rock\'n\'rolla \'Beck, Mongolian Chop Squad\'. Ja co prawda nie jestem miłośniczką jazzu, ale lubię od czasu do czasu posłuchać dobrej, czarnej muzyki. Ten serial daje mi taką możliwość :).
Z głównych postaci najbardziej na plus jest postać Sentarou. Prosty chłopak ze wsi, biedny jak mysz kościelna, na pierwszy rzut oka chuligan i Mike Tyson w wersji japońskiej. Z drugiej jednak strony jest to chłopak o wielkim sercu i choć przywdział pozę luzaka, wymięka w obliczu kobiety, która jest dla niego ważna. W dodatku równy z niego kompan, nie tylko do wspólnego grania :). Żeby dobroci stało się za dość, bardzo ucieszyłam się z głosu Yoshimasu Hosoi, którego kojarzę z roli Araty w \'Chihayafuru\' :). Bardzo podoba mi się jego głęboki, męski głos. Ten seyuu podkłada głos pod drugą postać, którą najbardziej polubiłam. W najbliższym czasie muszę zapoznać się z innymi jego rolami :). Nieco bladziej wypadają Kaoru oraz Ritsuko. Kaoru momentami okazywał się nieznośnie zaborczy i niezdecydowany, a Ritsu trochę za bardzo nieśmiała. Mniemam jednak, że jest to wina japońskiej mentalności, która nie pozwala na ujawnianie prawdziwych uczuć. Gdyby jednak każdy Japończyk był tak nieznośnie skryty, już dawno na świecie nie byłoby tego narodu ;).
Jestem zadowolona z obejrzenia całego serialu. Bardzo przyjemne, ciepłe, spokojne, ale niezamulające anime. Udanym zabiegiem było stworzenie muzycznej oprawy całej historii. Niezbyt często można natknąć się na tytułu o muzykach – amatorach. Gra na fortepianie Kaoru chwyta za serce, a perkusja Sentarou ukazuje wszystkie emocje, targające bohaterem w trakcie gry. Lubię dobrą muzykę, dlatego nie żałuję, że zabrałam się za ten tytuł. Zwykle nie czytam opisów, więc nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać, dopóki nie spróbuję. W tym wypadku to był celny strzał w ciemno. Mam jedynie pewne zastrzeżenia co do oprawy graficznej. Od razu widać, że twórcy dysponowali niezbyt pokaźnym budżetem na realizację serialu. Kreska pozostawia bardzo wiele do życzenia. Na tle wielu innych anime nie razi jednak tak bardzo. Postaci wyglądają zwyczajnie, normalnie, nie wyróżniają się jakimś spektakularnie oczojebnym kolorem włosów i oczu, nie wyrastają im z głów antenki, kocie uszy i ogony. Normalność to jest to, czego ostatnimi czasy usilnie poszukuję w anime. Przesyt kiczu muszę w jakiś sposób zrównoważyć czymś zwyczajnym, dlatego polubiłam serie o szkolnym życiu. Gdyby poprawiono kreskę, anime byłoby doskonałe w każdym calu. Całości daję 9/10 pkt. Punkcik odejmuję za kreskę. Studio tworzące anime mogło się trochę bardziej postarać, ale póki co, nie zrobiło z postaci niekształtnych pokrak, z czego niezmiernie się cieszę :). Dawno nie miałam okazji oglądać serialu, który pokazuje normalne, codzienne życie, ale ani trochę mnie nie znudził. Plus za Sentarou. Mimo, że chłopak jest trochę nieokrzesany, jest chyba najfajniejszą postacią serii :).