x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Mam nadzieję na solidną dawkę mroku...
Re: Coś się kończy, coś zaczyna
Re: Mam nadzieję na solidną dawkę mroku...
Re: Ktoś, cokolwiek?
Dziękuję Wam wszystkim za odzew, właśnie na to czekałam. Jeśli część z Was miało podobne odczucia na początku, a jednak się spodobało, to zmęczę jeszcze kilka epizodów. Najgorsze co się może stać, to strata paru godzin życia, ale marnowałam je już na zdecydowanie głupsze serie, więc… :|
Dzięki!
Ktoś, cokolwiek?
Anime na pewno nie jest złe ani głupie, ale niestety jakieś takie nudne. Po 4 odcinku nadal zero jakiejkolwiek sympatii dla bohaterów, nic, odcinki mnie po prostu nudzą, a te ich rozmowy – niby inteligentne, ale podane w zupełnie nieciekawej formie. Ani razu się też nie zaśmiałam. No, może z polskiego tekstu openingu, ale to już zasługa kreatywnego tłumacza.
Niby z grafiką wszystko w porządku, rzadko mi coś przeszkadza, chyba że coś się strasznie rzuca w oczy, ale tu… W to, że Yukino jest pięknością a Hachiman jest niby całkiem przystojny, muszę im wierzyć na słowo, bo kreska zupełnie tego nie oddaje. Jest zwyczajnie brzydka i większość postaci wygląda jak dzieci.
Raczej sobie odpuszczę, chyba że pojawi się ktoś, kto przebrnął pomimo podobnych uprzedzeń, i przekona mnie, że jednak warto.
Z góry dzięki.
Re: Opening
Re: Opening
A coś takiego jak „obiektywna recenzja” nie istnieje, i jeśli ktoś ma się ogarnąć, to przede wszystkim Ty.
Zgroza, co to się wyprawia.
Re: ...
Re: ...
Prawo do oceniania, które anime uważa się za bardziej zepsute, ma chyba każdy wolny człowiek, zwłaszcza jeśli potrafi podać argumenty. A więc w obu anime grafika jest zepsuta, to jest fakt – czy bardziej przeszkadza to w Orange, czy w DGMH, to już kwestia gustu. DGMH jednak zostało zepsute także od strony realizacji ogółem, w porównaniu z serią sprzed 10 lat – bardzo, bardzo słabo to wygląda. Upchnęli za dużo w kilku epizodach i cały klimat szlag trafił, w dodatku zabrakło jakiegokolwiek wprowadzenia.
A więc tak czysto technicznie rzecz ujmując, ekranizacja Orange zawiodła na poziomie grafiki w porównaniu z mangą i promocyjnymi artami.
Kontynuacja DGMH natomiast zawiodła na wszystkich poziomach (może oprócz muzyki, bo została ta sama). I w porównaniu z mangą, i trailerami, i co najważniejsze, w porównaniu z poprzednią ekranizacją.
Poza tym, moim zdaniem, oceniając samą tylko grafikę, DGMH nadal wypada paskudniej niż Orange. I chyba nie potrzebuję specjalnym praw, żeby tak twierdzić?
Zresztą, dobrze już. Bo widzę, że dyskusja o grafice trwa i pewnie będzie trwać w najlepsze. Nic nie przerwie tego magicznego kręgu, ale warto było spróbować. Mnie to nie zraża, czekam z niecierpliwością na każdy odcinek i na te ich krzywe twarze, które niszczą cały sens tego anime :D
Re: ...
...
Bo grafika, naprawdę?… Bo jest krzywa? Bo dziwne ryby w akwarium? Mangi nie widziałam na oczy i nie mam porównania, może dlatego mi to nie przeszkadza… a może po prostu dlatego, że akurat grafika w tym anime jest najmniej ważną rzeczą. Kuleje, owszem, ale jak chcecie histeryzować nad kreską, polecam D.Gray‑man Hallow – to się dopiero nazywa robienie fanów (którzy czekali 10 lat) w konia.
Tak czy siak, poczekam na drugi sezon, bo widzę potencjał w postaci Akutagawy i Moriego, i w tym jak ta historia może się potoczyć… Oby w tym dobrym kierunku.
Plusy za seiyuu i cudny ending :)
A więc… no niestety.
Gdzieś tak spokojnie do połowy zapowiadało się super. Fajny klimat, dużo lepszy niż w pierwszej serii. Pewnie głównie dlatego, że znacznie ograniczono czas antenowy kliknij: ukryte Saber (a co za tym idzie jej niezwykłe „wzruszających” rozmów z Shirou), Sakury i Fuji‑nee.
Świetne walki, ciekawe zwroty akcji, stosunkowo mało bezsensownej paplaniny, nieco lepiej przedstawione charaktery Sług. Już myślałam, że spokojnie wystawię na koniec 8.
Ale nie.
Niestety, kliknij: ukryte w miarę jak ginęli poszczególni Słudzy, odechciewało mi się oglądać, bo całość stawała się coraz mniej strawna. Oczywiście przez głównego bohatera, którego charakter jest kompletną porażką. W zasadzie ideały Kiritsugu w Zero też teoretycznie były irytujące, ale tylko teoretycznie. Nawet przyjemnie się oglądało to rozterki, kiedy dotyczyły dojrzałej osoby. Zaś młodzieńczy zapał i naiwność Shirou sprawiały, że nijak nie mogłam czerpać z tego przyjemności. Gorzej niż źle.
A więc w momencie, gdy kliknij: ukryte na scenie zostali tylko Shirou, Gilgamesz i Rin (i ona nadal pozostaje jedyną sensowną kobiecą postacią), seria stała się wręcz przykra. Co więcej, kliknij: ukryte Gilgamesz, chociaż w Zero też raczej był „tym złym”, to jednak miał – większa lub mniejszą – ale jednak jakąś klasę. W Stay/Night to jakaś chora karykatura. Wiem, że kiedy w anime mamy do czynienia z postaciami historycznymi/mitologicznymi, to zawsze są w jakiś sposób koloryzowane, ale tutaj to już przegięcie. Jeśli koniecznie chciano z kogoś zrobić najgorszego zwyrodnialca pod słońcem, trzeba było wybrać inną postać. kliknij: ukryte Może to dziwnie zabrzmi, ale ja wręcz osobiście czuje się obrażona tym, że z Gilgamesza zrobiono TO, i jeszcze takie COŚ jak Shirou z nim wygrało. No trochę szacunku dla bohaterów tego kalibru, ludzie :/ A fakt, że nie narzekam na przedstawienie reszty i tak świadczy już o tym, że dużo mogę znieść.
W dodatku tekst o tym, że kliknij: ukryte Gilgamesz był tylko królem a nie wojownikiem, to jedna z największych bzdur jakie w tej serii się znalazły, a bzdur podobnych było wiele. Żeby nie było, że wymyślam, chociażby scena kliknij: ukryte kiedy Kirei był o krok od zabicia Rin, a ona tak po prostu się z tym pogodziła, podczas gdy wystarczyło wezwać Saber. Owszem, oglądała pojedynek Shirou z Archerem, ale chyba jakieś priorytety są, nie?…
Wspominałam też, że postacie Sług były lepiej przedstawione. No owszem, lepiej. Ale nadal zabrakło mi chociażby kilkusekundowych urywków z ich życia. Zmarnowanie potencjału takiego bohatera jak kliknij: ukryte Cú Chulainn to czysta zbrodnia :D Ale miło było usłyszeć, że to imię zostało wymówione w zasadzie prawidłowo, oczywiście jeśli chodzi o wersję, którą podaje wujek google.
Zaś co do Saber, chyba już znam sekret jej popularności wśród fanów. Dla mnie osobiście jest tak niemiłosiernie mdła, że jedynym sensownym wytłumaczeniem tego zjawiska jest kliknij: ukryte motyw jej uprowadzenia przez Caster, wciśnięcia jej w fikuśne fatałaszki, związania i ustawienia w nieco erotycznej pozie. Dodajmy rumieńce i oto jest, genialne.
Tak, w zasadzie napisałam to trochę dla żartu. Wiem, że są gusta i guściki, co nie zmienia faktu, że tej części anime nie zrozumiem nigdy. Miała mniej sensu niż ideały Shirou.
A wracając do głównego wątku, do połowy ok, potem gorzej, a zakończenie?…
Tę całą „głębię”, końcowe przemyślenia, i tak dalej, a co więcej, ten nieszczęsny epilog – po prostu zostawię bez komentarza i uczczę chwilą ciszy. Nawet pisać mi się nie chce.
Animacja świetna, sposób rysowania twarzy straszny, w tym temacie nic się nie zmieniło.
W moich oczach, po świetnym początku, seria stoczyła się w tempie błyskawicznym, i w ostatecznym rozrachunku kończy z oceną o jeden stopień niższą niż pierwszy sezon.
Dlatego, że po zakończeniu czuję niesmak i nawet wspomnienie początkowych walk nie pomaga. 6.
Nie, nie każda postać jest mdła, irytująca czy nudna (Kirei, o dziwo Rin czy Archer chociażby), ale zdecydowana większość taka jest, a kreska rzeczywiście jest dla mnie szkaradna – serio, serio i jeszcze raz serio.
Zapomniałam jeszcze dodać o tych koszmarnych komputerowych postaciach w tle poruszających się jak upośledzone simy.
A na mitologiach to akurat znam się bardzo dobrze, dlatego jeszcze dodatkowo mogłabym się poprzyczepiać do projektów postaci Sług, ale jak napisałam w komentarzu, odpuszczę. To w końcu gra/anime i rozumiem takie a nie inne zmiany czy ubarwienia.
I dlatego też tak strasznie interesuje mnie właśnie ta strona całej historii i dlatego dość dotkliwie odczułam jej brak. Dobrze wiem kim są słudzy, znam ich życiorysy, więc fakt niewykorzystania potencjału ich postaci jest tu właśnie problemem.
Więc nie zrozumieliśmy się. Chodziło mi o to, że taki zabieg przydałby się w anime, dodałby nieco klimatu, tak jak to zrobili w Fate/Zero. A przy okazji nie musiałabym słuchać paru dialogów o kompletnie błahych rzeczach.
Zawsze to powtarzam, powtórzę jeszcze raz: każde anime ma się bronić samo, niezależnie od dowolnego pierwowzoru czy poprzedniej części. Nie gram, nie interesuje mnie czy jest zrobione zgodnie z jakąś tam ścieżką. Interesuje mnie to, czy wszystko ma sens, czy zrozumie to odbiorca który z tytułem styka się pierwszy raz, czy jest ciekawe i porządnie zrobione.
I napisałam przecież, że złe nie było, pomimo paru sporych minusów, które lubię sobie powyliczać, bo taka już moja natura. Po prostu mnie nieco rozczarowało.
Zacznę od kreski, która może nie jest najważniejsza, za to oczywiście jako pierwsza rzuca się w oczy. Animacje walk (i nie tylko) są cudne, ale sposób rysowania twarzy…
Typowe Type‑Moon, i bynajmniej nie jest to komplement. Narzekałam już na to przy „Kara no Kyoukai”. Jak to kiedyś mój znajomy stwierdził, kreska jest „beybleydowata”. Duże, dość prosto narysowane oczy o dziwnych kształtach, a na reszcie twarzy praktycznie nic nie widać, zwłaszcza jeśli postać stoi nieco dalej. W dodatku iście koszmarne profile. Myślałam, że ten sposób rysowania nosów powoli przechodzi do historii, ale… myliłam się.
Dwa, bohaterowie. Nadal nie przybliżono nam postaci Sług, a nie ukrywam, że to oni mnie tu najbardziej interesują. Liczę, że dowiem się więcej w drugim sezonie, i nie mówię o imionach. W „Zero” to było nadzwyczaj klimatyczne, gdy tak zgadywali, kto jest kim, tymczasem tutaj nieco tego zabrakło. Pominę już fakt, że projekty niektórych postaci to dla mnie profanacja, przymykam na to oko, anime rządzi siw swoimi prawami.
I muszę przyznać, na początku myślałam, że to Rin będzie mnie najbardziej denerwować, i znowu się pomyliłam. Faktycznie, to co robi jest czasem niespójne, a jednak jest ona zdecydowanie najciekawszą i w sumie jedną przeze mnie lubianą kobiecą postacią w tej serii, mimo swoich nieco drażniących momentów. Reszta wypada przy niej najzwyczajniej mdło, z Sakurą na czele. Caster jest irytująca, Illyasviel jest irytująca, ale i tak obie ustępują w tej kwestii „Fuji‑nee”.
Co do Saber, nigdy nie rozumiałam fenomenu tej postaci. Pomimo paru fajnych scen, już w „Zero” wydawała mi się strasznie bezbarwna, mimo tego, kim naprawdę jest. W „Stay night” udowodniono jednak, że o dziwo, jakimś cudem, potrafi być jeszcze nudniejsza.
O Shiro w ogóle nie chce mi się pisać, nie chce mi się nawet na niego patrzeć. Razem tworzą duet wywołujący u mnie jedynie chęć ziewania.
Dobrze, że czasem pojawia się też Kirei, wtedy przynajmniej można usłyszeć też coś innego niż brednie.
No i ostatnia kwestia, te brednie właśnie. W „Zero” między postaciami toczyły się ciekawe, czasem naprawdę ciekawe rozmowy, pojawiło się parę kwestii, nad którymi można się było zastanowić. Każdy miał swoje cele, lepsze lub gorsze, ale umotywowane czymś konkretnym.
A tu… gdy nie wypowiada się Archer, lub sporadycznie jakiś inny Sługa, to wszystkie te wymiany zdań to zwykły bełkot. Gdyby zostawić tylko dialogi dotyczące zasad wojny magów, a całą resztę młodzieńczej paplaniny zastąpić muzyką lub ciszą, anime nic by nie straciło. Ba, może i by zyskało.
Nie chcę znowu zwalać tego na fakt, że to „anime o nastolatkach”, bo przecież zdarzają się i genialne serie w podobnej tematyce, ale chyba jednak właśnie to jest problem. Rozmowy między postaciami zazwyczaj nie wnoszą kompletnie nic, a młodzieńcze ideały Shiro też mnie nie wzruszają.
To oczywiście moja prywatna opinia i ktoś inny pewnie znajdzie tam coś dla siebie, ale jeśli o mnie chodzi, zamiast pokazywać mi przy stole Sakurę i Fuji‑nee, które ględzą kompletnie o niczym, albo trójkę bohaterów na „randce”, to zdecydowanie wolałabym oglądać retrospekcje z życia Sług.
Ogółem, tak czy siak twierdzę, że anime jest całkiem dobre, chociaż nieco mnie rozczarowało. Oby drugi sezon to naprawił.
Re: na serio to "na serio?"?
A anime jest dla mnie zrozumiałe z bardzo prostego powodu – interesuję się też nieco historią Japonii i zwyczajnie wiem o co chodzi. Czyżby kolejny cud?
Mam wrażenie, że wszyscy tutaj mogą mieć własne zdanie, tylko nie ja, bo mi się nie podoba. Może zajmiecie się w końcu czymś pożytecznym, zamiast czepiać się pojedynczych zdań (pomijając jednocześnie cały kontekst), które napisałam? Co to ma być za polityka? Wszyscy są równi, ale inni są równiejsi? Bo tak zaczynam się czuć, już wcześniej było to męczące, teraz jest już irytujące.
Japonia Japonią, to inna kultura i trudno mi stwierdzić, czego tam oczekuje się od anime. A Ty też jesteś gaijinem, nawet jeśli także pokochałaś tę serię. Japończykom podobają się ich seriale, które nam z kolei często wydają się komiczne. Tymczasem jesteśmy tu, w naszym kręgu kulturowym, a rozkład ocen na serwisach takich jak ANN, MAL, Anispace, czy, skupiając się na Polsce, Tanuki sugeruje, że „Judge End” zostało przyjęte gorzej w szerokim gronie fanów, bez względu na to, jakie Ty czy tych kilka osób zawzięcie broniących tego tytułu macie zdanie. Więc ryzyko średnio się opłaciło poza Japonią, hm? A w końcu ten przemysł kwitnie już na całym świecie i ma ogromną liczbę odbiorców poza Japonią. Liczby nie kłamią, jak to mówią.
Koniec tej dyskusji, bo to się robi przykre.
Re: na serio to "na serio?"?
O, proszę.
A już zupełnie swoją drogą, oczywiście, że wszyscy będą go oceniać porównując z tym co wypuściło Production I.G. To dość naturalna droga analizy, skoro dotyczy tych samych postaci i (w części) zdarzeń. Tak samo było z Hellsingiem, serią z 2001 r. i OAV Ultimate, oraz chociażby z Berserkiem. I z każdym innym anime, które postanowiono zekranizować ponownie. Z filmami przecież jest tak samo.
Złota zasada zaś jest taka, że jeśli coś się faktycznie dobrze sprzedaje, to nie opłaca się zmieniać koncepcji. Przykładem chociażby cały cykl Zetsubou Sensei czy Bakemonogatari.
I na koniec, każdemu się podoba co się podoba, oczywista sprawa, w porządku. Wyraziłam tylko swoje zdanie, bo ja się zawiodłam.
Mam nadzieję, że teraz już wszystko jasne.
Re: na serio to "na serio?"?
Drugiej części nie rozwijam, bo zaraz zacznie się rzucanie tytułami. Chodziło tylko o to, że nie każda adaptacja musi mieć niską ocenę, nawet jeśli materiał pierwowzoru jest trudny. Są studia, która radzą (radziły) sobie z tym doskonale.
Re: na serio to "na serio?"?
Ale nie trzeba, oczywiście. Po prostu wypisałam kilka przykładów, może nie każdy rzeczywiście jest czystą satyrą, i owszem, rozluźnienie atmosfery czasem się przyda, pod warunkiem, że umie się te elementy połączyć, a studio się nie spisało.
Nie, a jednak PONIŻEJ – napisałam dość długi komentarz do anime, wystarczyło przesunąć suwak nieco niżej, hm.
No, właśnie. Jeśli anime będące adaptacją gry czy mangi jest tylko tzw. „reklamówką”, i to w dodatku mało zrozumiałą dla kogoś kto pierwszy raz styka się z tytułem, to owszem – za co niby ma się to ocenić wysoko? Wtedy zazwyczaj nawet ci, którzy wiedzą o co chodzi nie są zadowoleni. Na szczęście z reguły nawet krótkie serie potrafią istnieć zupełnie samodzielnie, wiec nie jest źle. Większość anime to adaptacje czegoś, głównie mang, i jakoś nie przeszkadza mi to oceniać niektórych niezwykle wysoko, bo właśnie bronią się same, proste.
I myślałam, że rozmawiam z ludźmi – mniej lub bardziej – ale dorosłymi, i że nie muszę przed każdym akapitem wciskać formułki „moim skromnym zdaniem”, żeby mi ktoś tego perfidnie nie wytknął. Bo to chyba oczywiste, że to moje zdanie, kiedy się wypowiada na jakiś temat.
Mogę jedynie przeprosić, że tak to mogło zabrzmieć.
Re: na serio to "na serio?"?
A dziękuję, chociaż bliższe mi są urodziny Mitry 8‑D
Zbaczamy z tematu, więc już dajmy spokój ;)
Re: na serio to "na serio?"?
Hm, widzę awangarda w normach grzecznościowych.
Re: na serio to "na serio?"?
Wesołych Świąt.
Re: na serio to "na serio?"?
Re: na serio to "na serio?"?
I co Ty możesz o mnie wiedzieć? Bez takich osobistych wycieczek proszę, bo ja z kolei mogłabym stwierdzić, że nie czytałaś żadnej japońskiej książki i niewiele wiesz o mentalności i sposobach reagowania Japończyków (chociaż i tak nie ma co się odwoływać do realizmu zachowań, jeśli chodzi o SB). A recenzent ma rację z tymi „emocjonalnie rozpaczającymi dowódcami”. Podpisuję się pod jego odpowiedzą obiema rękami.
Re: na serio to "na serio?"?
Owszem, tutaj jest zdecydowanie mniej „czystej” satyry niż w poprzednich częściach, ale… jeśli studio chciało uniknąć jakiekolwiek satyry robiąc anime o historycznych postaciach, to powinni w ogóle odejść od projektów Capcomu i zrobić osobną, niepowiązaną produkcję. W końcu tutaj satyra zaczyna się już w wyglądzie bohaterów (koń‑harley, stroje), jest w ich zachowaniach ( Takeda vs Yukimura i ich bójki, zachowanie Kasugi przy Kenshinie), a kończy się na atakach, tj. spadaniu z nieba w kolorowej poświacie, kratery po uderzeniach itp. Jakkolwiek serio by tego nie próbowali zrobić, te elementy satyry tu zostaną, a w tym wypadku połączenie ich z tragizmem wypada dość kiepsko.
I mało tego, w filmie „The Last Party”, który niby to był mniej serio niż „Judge End” też doskonale pokazano kliknij: ukryte żal Ishidy (bo zakładam iż o niego tu chodzi?) po stracie Hideyoshiego, i szczerze, to ta jego rozpacz dotknęła mnie dużo bardziej w lżejszym filmie niż w tej serii. I wcale nie było mi wtedy do śmiechu. A podczas oglądania serii parę razy uśmiechałam się z powątpiewaniem, i to nie w komediowych, a właśnie w tych udających realizm rozpaczy momentach.
Jakoś Production I.G. zwyczajnie lepiej wychodziło połączenie tego wszystkiego, pomimo większych ilości absurdu.