x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Disney +
Reżyseria też jakaś kiepska w tym sezonie…
Zero Tfu
Mam bardzo ambiwalentne odczucia względem tej serii, i przez to też nawet nie wiem, jak się zabrać do tego komentarza.
Nie miałam wygórowanych oczekiwań, ale też spodziewałam się czegoś innego. Nie wiem, dlaczego – nie googlałam tego specjalnie, zdałam się na wrażenia po oglądnięciu pierwszych trailerów dawno temu. Byłam nastawiona na poważniejszą serię, dla dojrzalszego widza.
Dość szybko więc przyszło pierwsze rozczarowanie, kiedy seria okazała się być bardziej komediowa, niż bym sobie tego życzyła. Ale nie to jest głównym problemem, raczej sam rodzaj humoru oraz… główny bohater i jego „marzenia”. Niestety, musiałam się pożegnać z moją wizją dojrzalszego anime i nadziejami na poważniejszą zawartość.
Denji i jego pierwsze marzenie, oraz specyficzne ujęcia kamery na górne damskie obszary, były śmieszne maksymalnie trzy razy, ale nie kilkanaście. A temat nie chciał się skończyć. Potem pojawiły się następne cele w jego życiu, równie dla mnie nieinteresujące.
Otóż anime, pomimo sporej ilości przemocy i tematów, wydawałoby się, dla starszego widza, prezentuje bohatera rodem z isekaiców.
Pomyślałam sobie, jaka szkoda, że ta historia idzie w tę stronę. Straszliwie mnie to zmęczyło i zepsuło radość z oglądania.
Ale tak było mniej więcej do połowy, a potem zaczęło robić się lepiej.
I tutaj podpisuję się oboma rękami pod słowami osoby ze mną oglądającej: „To anime zyskuje za każdym razem, kiedy przestaje się skupiać na głównym bohaterze.”
Święta prawda. Denji, po pierwszych minutach pierwszego odcinka jeszcze interesujący, nagle zaczyna robić się straszliwie płaski, głośny, głupi (nie z powodu braku edukacji) i totalnie nijaki.
Dużo lepiej wypada Aki. Jakże przyjemniej oglądało się jego walki… Były ciche, estetyczne i po prostu ciekawsze. Dwa najlepsze starcia z tego sezonu to były właśnie jego pojedynki. Moje zdanie, oczywiście.
Tymczasem każda scena walki z Denjim to chaos, hałas, bałagan i darcie mordy. Co kto lubi, wiadomo.
Aki zwyczajnie jest przyjemniejszym i zdecydowanie bardziej lubialnym dla mnie bohaterem. Co nie oznacza, że jakoś szczególnie interesującym. Motyw takiej postaci to straszna klisza, ale akurat ten rodzaj kliszy mi pasuje.
Makima, eh, Makima mnie nie porwała, zupełnie. Wydaje się ciekawa, bo ma jakieś tajemnice. Jak odkryje karty, to pewnie znowu będzie nudna.
No a Zero Two, czy tam Power… była wkurzająca, ale też na tyle śmieszna, że jakoś to przełknęłam. Mam wrażenie, że to sprawka tego, że oglądałam z kimś – wtedy zazwyczaj wszystko wydaje się śmieszniejsze. Bo nie wiem, czy oglądając sama, uśmiechnęłabym się chociaż raz. Nie wiem nawet, czy po pierwszych 3 odcinkach chciałoby mi się dalej oglądać.
Reszta postaci jest ok, ale nikt nie podbił mojego serca.
Fabuła jest zdecydowanie przyzwoita, a przynajmniej w drugiej połowie, kiedy wszystko się klaruje i Denji znika z ekranu na długie, błogie minuty. Najbardziej w sumie podobają mi się jednak nie postaci czy fabuła, a same detale świata przedstawionego. Fajnie wrócić do '90, i miło, że raz możemy być w Tokio, a za chwilę gdzieś na polu. Samo Tokio też tutaj jest takie nienachalne, bez zachwytów na dużym miastem i niepotrzebnym zgiełkiem.
To jest po prostu fajnie zrobione, nie mogę się do czegoś przyczepić.
No i opening bardzo fajny, chociaż przyznam się, że wyłapanie wszystkich zawartych w nim nawiązań do kultowych filmów było dla mnie niemożliwe.
Ogółem oceniam pozytywnie, chociaż gdyby stonować problematyczną dwójkę bohaterów, byłoby dużo lepiej.
Zdecydowanie bardziej ciekawa jest kwestia z oświetleniem, na którą zwróciłeś uwagę. Nie oglądam raczej sportowych widowisk, ale zdarza mi się. W takim łyżwiarstwie figurowym też przecież jest stałe oświetlenie. Tylko w występach typowo artystycznych na specjalne okazje, bez żadnej rywalizacji, pojawiają się efekty takie jak punktowe światło.
A w Bakuten jeszcze pojawia się dodatkowy problem. Ocenianie ocenianiem, ale jak inni członkowie drużyny mieliby wtedy dobrze widzieć? Gdzie dokładnie się ruszyć, po tym jak oślepiły ich randomowe światła? Masz rację, coś tu jest nie tak.
Ze wszystkim w sumie się zgadzam, zwłaszcza z tym fragmentem o bohaterach. Nigdy za żadnym z nich jakoś specjalnie nie szalałam i zawsze miałam wrażenie, że są po prostu strasznie płascy, a w pierwszym lepszym shounenia da się znaleźć lepiej stworzone postacie.
Zwłaszcza Mikasa. Jednym z lepszych momentów tego sezonu była scena, kiedy po kolejnym jej głupim pytaniu Armin kliknij: ukryte się zdenerwował i krzyknął na nią, żeby zaczęła w końcu myśleć za siebie. No Mikasa w pigułce. Oprócz wołania „Ereh~ Ereh~" ta dziewczyna nie ma po prostu nic do powiedzenia. Smutne.
W ogóle kierunek w jakim poszła ta historia jest straszliwie dla mnie rozczarowujący. Tak jak napisałeś:
Amen.
To było innowatorskie na początku jak jeszcze nie wiedzieliśmy o co tak naprawdę chodzi – teraz stało się kolejną łopatologiczną przypowieścią.
To samo tyczy się bohaterów – no mają osobowości, ok, mnie one nie porwały. W dodatku każdy ma swojego „klona” w drużynie z tej drugiej szkoły, średnio mi się taka klisza podoba. Z tego co pamiętam z różnych komentarzy, Ty uważasz ciekawych dla mnie bohaterów za nudnych, bez sensu taka przepychanka.
Tsurune ma u mnie jeden punkt więcej, więc to nie jest duża różnica. Ale fragment o animacji czy muzyce – to już znowu jest prywatna opinia. Z Bakuten nie pamiętam absolutnie żadnej muzyki, wiem tylko że była jakaś podczas występów. Z Tsurune pamiętam ze dwa kawałki, z czego tego jednego słucham do tej pory, właśnie wczoraj znowu sobie go odsłuchałam. Ten utwór w połączeniu z piękną animacją w scenie z odcinka 8 kiedy kliknij: ukryte Minato pokonuje panikę celu, to jest po prostu piękno w czystej postaci – dla moich oczu. Tak więc animacja – nie, zdecydowanie nie wygrywa dla mnie z Tsurune. W dodatku ten ostatni występ to były ujęcia latających w powietrzu rąk, nóg, urywane w połowie skoki – ja nawet nie wiem gdzie był ten taki trudny manewr który miał wykonać główny bohater ze swoim mrukliwym kolegą – po prostu nie wiem kiedy to się stało. A tyle było o to wszystko zachodu.
To, że bardziej interesujące wydaje się komuś Tsurune czy Bakuten, to jest prywatne widzimisię i kwestia gustu. Jak napisałam, z mojego punktu widzenia w Bakuten brakuje jakiegoś środka, serca. Nie dostałam żadnego momentu, który będę jakkolwiek wspominać, za to tę scenę z Tsurune będę zawsze miała w pamięci dopóki mnie skleroza nie dogoni.
Nie wydaje mi się, żeby ktoś się musiał zgadzać z moją opinią, tak jak ja się nie zgadzam z innymi. Nie muszę.
To jest najgorsza sportówka jaką oglądałam.
.
.
.
Hah, ale oglądałam niewiele sportówek i wszystkie mi się podobały, więc ta „najgorsza” to nadal takie 6/10.
Ja się naprawdę nie mam do czego bardzo przyczepić – tylko troszku. Zrobione całkiem ładnie, postacie sympatyczne, niezbyt dużo typowego dla takich serii dramatyzowania – ale trochę jednak jest.
Z drugiej strony, no właśnie. Postacie ani nie są jakieś ciekawe, chemii między nimi też za bardzo nie ma. Kilku bohaterów, jak to białowłose cudowne dziecko, moim zdaniem, jest zupełnie bez sensu, i równie dobrze mogłoby ich tam nie być – stąd zastanawiam się, czy realizacja na pewno była aż tak dobra.
Szczerze, to męczyłam to anime od lutego – nie dlatego że było złe, ale było do tego stopnia poprawnie‑ale‑bez‑szału zrobione, że aż nudne.
Moim numerem jeden serii sportowych jest bez wątpienia Kaze ga Tsuyoku Fuiteiru – do tego żadna inna nie ma w ogóle podejścia jeśli chodzi o samą realizację, bohaterów, historię czy wiarygodność umiejętności prezentowanych przez poszczególne postacie.
W przeciwieństwie do Kaze… , Bakuten nie odbiega zbytnio od innych sportówek – zbiorowisko mniejszych lub większych talentów, a ten nowy w drużynie nawet jak jest nowy to się super szybko uczy. Chłopcy się różnią, ale tylko dlatego, że każdemu przypisali jakieś hobby, cztery skrajne zainteresowania, i na tym dopiero budowany był charakter – takie mam wrażenie. Poza tym same ich osobowości były nijakie, a ja nawet już nie pamiętam, który się jak nazywał. W tym anime brakuje tego czegoś… iskry? Ducha?
Mogę też porównać do Tsurune, które jest gorzej oceniane, a mnie się jednak bardziej podobało – pewnie dlatego, że Tsurune było bardziej estetyczne. Muzyka podłożona w odpowiednich momentach i ładna animacja też robią swoje, zwłaszcza w takich seriach, które wymagają pokazania piękna danego sportu. No i chłopcy różnili się od siebie w bardziej naturalny sposób, tak zwyczajnie, temperamentami.
No, w Bakuten mamy sporo „piękna” CGI, czy jak się to dziadostwo nazywa. Jeśli komuś to naprawdę nie przeszkadzało to winszuję, mnie oczy krwawiły od widoku od tych simsów na macie.
A te retrospekcje o trenerze, hm… nie powiem, to akurat było ciekawe. Gdyby to anime opowiadało o jego karierze, to pewnie byłoby dużo ciekawsze. Trener miał charakterek za młodu, nie ma co – a to jest bardzo dobry punkt zaczepienia.
Nie wiem czy będzie mi się chciało oglądać film… chyba nie.
mordy, mordeczki i mordale
Jeszcze nigdy tak szybko nie porzuciłam żadnego anime.
Przynajmniej ten pierwszy odcinek zazwyczaj kończę, częściej staram się obejrzeć też drugi lub trzeci.
Tym razem dotarłam do połowy, potem przewinęłam parę razy, i gdy upewniłam się że tam się nic nie dzieje, to go zwyczajnie wyłączyłam.
Ten głupkowaty „gang” do którego należy pół dzielnicy strasznie przypomina „Dollars” z DRRR!! – może mnie pamięć zawodzi, ale wydaje mi się że fabuła tamtego anime też działa się głównie w Ikebukuro. Dodam, że przypomina w negatywny sposób – jakby sam pomysł zerżnięty, ale wykonaniem nie dorasta tamtemu do pięt.
I głównie to chciałam tu napisać, bo zastanawiam się, czy tylko ja miałam takie nachalne skojarzenie z DRRR!!
Co może być gorsze od bohaterów, którzy robią na widzu złe wrażenie? Otóż bohaterowie, którzy nie robią absolutnie żadnego wrażenia. A tylko takich przez te kilkanaście minut tu dostałam. Nic, szara masa.
Nie wiem czego się spodziewałam, pewnie gangusuów pociągających nosem i pytających czy ktoś ma jakiś problem. Niestety, nie ten adres.
Re: Po czwartym odcinku
A ja myślałam że komentarze są też po to żeby rozmawiać z innymi :/
Mój błąd.
Re: Po 2 odcinku
Zakładasz też, że to czy wiedzieli że chodzi konkretnie o Hinę lub nie, ma znaczenie dla fabuły. Ponownie, nie ma większego znaczenia. Plan działania byłby ten sam. A tego że chodzi konkretnie o nią i później też Takemisia, to już dowiadują się bardzo szybko, po kolejnym skoku w czasie, więc wcale nie zajęło im to dużo czasu. (Pomiędzy jest jeszcze jeden ale on niczego nie zmienia). To wtedy Hina żyje po jego powrocie, spotyka się z Takemisiem i dopiero wtedy ginie – miał zginąć też sam Michi ale się spóźnił na tę egzekucję. Zamachowcem okazuje się być Akkun. Dowiadują się, że to był rozkaz Kisakiego, ale nadal mają więcej pytań niż odpowiedzi. Niewiele tu się wyjaśnia na tym etapie bo mają za mało informacji. Ale nadal, plan zostaje ten sam, niezależnie o kogo chodzi – pozbyć się Kisakiego.
Po drugie, wracając do tego jak bardzo uwieszasz się na tym konkretnym niedopatrzeniu ze strony autora – nie cała fabuła Tokyo Revengers opiera się na tym żeby uratować Hinę. Tylko jej część. Już od pewnego czasu w mandze ten motyw się prostu nie pojawia, bo się zwyczajnie skończył. Takemichi dalej potrafi się przenosić w czasie ale już nie za sprawą Naoto. W całości tej historii chodzi o coś znacznie więcej. Przewija się tam mnóstwo postaci i nie po to żeby ładnie wyglądać. W jednym przeskoku faktycznie udaje mu się pozbyć Kisakiego z Toman – i wiesz co? To jest najgorsza przyszłość ze wszystkich, prawie wszyscy byli już martwi jak wrócił. Nie tylko Hina, po prostu cała reszta też. Co ciekawe to nie sam Kisaki za to odpowiadał, a Mikey, którego Takemichi chciał przecież uratować nie mniej niż Hinę.
Jak pisałam wiele razy, są w fabule małe braki i niedopowiedzenia, są naiwne rozwiązania – ja to widzę i przyznaję, ale mnie wynagradzają to postacie i całość tej rozbudowanej historii. Dużo bym straciła gdyby mnie to miało zniechęcić.
Właśnie to mi się w filmie Given podobało, że ten konkretny akt miał potwornie negatywny wydźwięk. Dla tej dwójki bohaterów był wydarzeniem niechcianym, przykrym i był bardzo jasny przekaz – „to nie było w porządku, to było świństwo i nie miał prawa tego robić”. Nikt go nie próbował usprawiedliwiać. To nie powinno się było wydarzyć.
Dlatego tak bardzo spodobała mi się scena z końca filmu, kiedy kliknij: ukryte Akihiko po wyznaniu co czuje pyta Haru o pozwolenie żeby go dotknąć, bo chciał go tylko przytulić. Bardzo wyraźne przedstawienie tego jak dojrzał sam Akihiko, ale też ogólna wiadomość dla widza – zdrową relację buduje się na szacunku dla drugiej osoby. Pewnych granic nie wolno przekraczać tak po prostu, a czyjaś zgoda jest tutaj kluczem. Mało momentów tak bardzo zapada mi w pamięć czy wręcz rozczula, jak w tym przypadku. To był taki mały, wydawało by się, gest, a wpleciony w tamtym momencie miał niesamowitą siłę przekazu i powiedział nam więcej niż można by zawrzeć w długim dialogu.
Dodam też, że nie same nadużycia mnie odrzucają tylko sposób w jaki się je wykorzystuje. Są przecież tytuły w których przemoc tego typu pojawia się co rusz, ale jako element świata przedstawionego – z tym nie mam problemu, taki setting. Chodzi o to, żeby nie było czegoś takiego między parą głównych bohaterów. Lub, ewentualnie (nie można mieć wszystkiego) żeby przynajmniej nikt mam nie wmawiał, że jeden bohater wykorzystujący drugiego robi to z czystych pobudek bo „kocha”. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Re: Truck-kun
Najlepsze rozdziały i zwroty akcji jeszcze przed nami – oby tylko dostali więcej pieniążków na animację ;(
Re: Truck-kun
Re: Po 2 odcinku
Dodam, że miałam już napisany cały długi komentarz na telefonie i dałam „wstecz”... Eheheh. Trochę płakałam.
kliknij: ukryte Z punktu widzenia Naoto Hina ginie w wyniku jakichś porachunków gangu, z którym nie powinna mieć nic wspólnego. Naoto więc stara się załatwić sprawę najbardziej kompleksowo jak może mając do dyspozycji 14‑letniego Takemisia. Dochodzi do wniosku, że najlepsze co może zrobić z poziomu 12 lat wstecz jest niedopuszczenie do spotkania Kisakiego z Mikem, żeby zapobiec utworzeniu organizacji Toman w jej ówczesnym składzie. (Samo unieszkodliwienie kierowcy nic by nie dało – kierowca to pionek, można go zastąpić setką innych ludzi.) Patrząc w ten sposób, ma to sens. Niestety dla Naoto, nie tak ta sprawa wygląda. Jak już mówiłam, pytanie „dlaczego ta biedna Hina ciągle ginie?” jest w tej sprawie kluczowe. Naoto założył, bo i nie miał podstaw do myślenia inaczej, że Hina to przypadkowa ofiara. Że znalazła się w złym miejscu i czasie. Co prawda, Naoto nie tłumaczy dokładnie jak próbował temu zapobiec, ale chociaż jest to ciekawe i miło by było dostać konkretne wyjaśnienie, nie ma to znaczenia. Nie ma to znaczenia, bo w pewnym momencie dowiadujemy się, że to nie był przykry wypadek. Hina zginęła, bo Kisaki chciał, żeby zginęła. Nie miało nawet znaczenia czy spotkał się w przeszłości z Mikem, bo taką czy inną drogą doszedłby do swego. Dlaczego Hina znowu się tam znalazła – może wcale nie z własnej woli? Może ktoś nią manipulował? Nie wiemy, nie ważne. Hina od początku była jedynym celem całego zamachu, i Naoto mógłby ją nawet wpakować do schronu albo wysłać na wakacje do innego kraju – zginęłaby w ten czy inny sposób, ewentualnie parę dni później, bo Kisaki chciał ją zabić i robił to za każdym razem. Dlaczego tak się uwziął – mogę rozwinąć, bo to jest właśnie odpowiedź na pytanie „dlaczego Hina ciągle ginie”, ale może jeszcze wrócisz do tej produkcji, więc nie będę tu wrzucać wszystkich niepotrzebnych spoilerów. Nie wiem, do którego miejsca udało Ci się wytrwać, ale po kolejnym time leapie Hina ginie ponownie, mimo że żyła jeszcze w momencie kiedy Takemichi wrócił do teraźniejszości. W jeszcze innej linii czasu to nawet sam Takemichi nieświadomie zleca jej zabójstwo, na polecenie Kisakiego zresztą. Każde działanie głównego bohatera zawsze udaje się popsuć, jak nie kompletnie, to w części, pomimo że ma tę super‑naturalną przewagę. Dlaczego?… Fanowskie teorie czekają w kolejce
A prawdziwe schody to się zaczynają dopiero później.
Re: pat pat
Doukyuusei swoją drogą też bardzo mi się podobało.
Re: pat pat
Given podałam tylko jako przykład zdrowej relacji, a fabuła mnie po prostu bardziej zaciekawiła od Sasaki to Miyano bo tam zwyczajnie był też wątek muzyczny. A tu mamy kręcenie się wokół siebie przez 12 odcinków, co czasem było nużące. Elementy deprecjonujące wobec kobiet? Nie podejmę tematu bo takie rzeczy są w wielu anime, i każdy je będzie usprawiedliwiać według własnego widzimisię. Mam przykłady takiego deprecjonowania które mnie dalece bardziej kłują.
Ja czasem lubię szkolne romanse o parach przeciwnych płci, zależy od bohaterów czy samego podgatunku danego anime. BL wydaje mi się po prostu ciekawsze, bo wiążą się z tym inne dla postaci problemy, no i całkiem subiektywnie po prostu wolę męskie postacie, mniej mnie denerwują. Nie twierdzę że jeden romans jest lepszy od drugiego i nie oglądam czegoś tylko dlatego że to BL.
A taka Horimiya dajmy na to jest świetnym przykładem na chorą relację w romansie o parze hetero – i strasznie mi się to anime nie podobało. Nie lubię historii które w relacjach między bohaterami wykorzystują nadużycia i wmawiają widzom że to miłość albo że to jest śmieszne. Do kosza z tym.
Truck-kun
Wtedy też wyjaśni się sprawa kliknij: ukryte dlaczego ginie też Takemichi. I tutaj dokłada się kwestia popularnej teorii kliknij: ukryte o drugim time leaperze, co by tłumaczyło wiele rzeczy które teraz wydają się dziurami fabularnymi. Jak coś konkretnie Cię frapuje i nie boisz się spoilerów to mogę napisać :D
Póki co wszystko co było dziwne w pierwszym sezonie miało swój konkretny powód. Nie wszystko jeszcze zostało wyjaśnione, ale manga się nadal nie skończyła. Może jestem TR simpem ale będę bronić tej historii bo jest lepiej przemyślana niż się wydaje na pierwszy rzut oka po seansie pierwszego sezonu.
Tutaj naprawdę trzeba się zastanowić nad przyczyną czegoś, chociaż na pewno łatwiej stwierdzić że głupie i bez sensu, zwłaszcza jeśli tematyka czy główny bohater nie przypadną do gustu – każdy ma do tego prawo.
Miałam tylko mile wspominać to anime i ruszyć dalej, tymczasem mija już grubo ponad pół roku a moje zainteresowanie nie słabnie.
Hanma supremacy 🔥
pat pat
To jest kolejna po Given seria BL, która pokazuje „zdrowy” związek. Mam nadzieję, że będzie tego więcej. Więcej takich serii, zamiast ekranizacji one‑shotów których fabuła polega na tym, że jeden chce a drugi nie i na siłę trzeba go do tego przekonać.
Jak komuś podobało się Given, to może śmiało oglądać. Co prawda tutaj fabuła skupia się głównie na romansie i niestety nie oferuje, tak jak drugie wspomniane anime, innego ciekawego wątku do śledzenia. Tutaj raczej mamy klisze w postaci szkolnego festynu, sztucznych ogni, itd. itp., aczkolwiek… aczkolwiek poruszone problemy też są inne.
Dość świeże i ciekawe podejście do pewnych tematów.
Postacie sympatyczne, bywało uroczo, bywało zabawnie. Jak wspominałam, szczęśliwie nie znajdujemy tu budowania relacji na czyimś cierpieniu, nieszczęściu, szantażu, oszustwie, czy, o zgrozo, dosypywaniu czegoś do picia. Nie ma też głupiego pustego fanserwisu, który w niektórych tytułach pojawia się tylko po to, żeby podkręcić atmosferę.
Nie żeby mnie zwaliło z nóg, ale też chyba nie taki był cel tej historii. Given wydawało mi się mimo wszystko ciekawsze, ale czasu spędzonego na seansie na pewno nie żałuję.
Miło było przeżywać emocje oparte na takich czystych uczuciach bohaterów.
Będzie chyba drugi sezon, a manga podobno jeszcze nie jest skończona. I gdzieś mignął mi wątek Hirano i jego współlokatora?… Czyli że to nie było tylko gadanie Miyano?… Uuu. Jak zwykle te poboczne wątki zawsze wydają mi się ciekawsze, więc czekam cierpliwie.
Ale też dlatego, że jestem ciekawa innych języków. Najmniej lubię dubbing angielski, jest straszliwie przesadzony. Nie okłamujmy się, wszystkie dubbingi są – Japończycy wcale nie brzmią jak w anime – ale w angielskim najbardziej mi to przeszkadza.
Chiński zaś przeszkadzał mi tylko przez pierwszy odcinek Mo Dao Zu Shi, potem przestał zupełnie, ale to już pewnie kwestia subiektywna. Głos, dajmy na to, Jina Guangyao był przepiękny, a w ostatnich odcinkach aktor odwalił kawał świetnej roboty jeśli chodzi o emocje.
Myślę, że to jak dla kogoś brzmi taki dubbing, to już sprawa samego języka, niekoniecznie aktorów. W Chinach dubbinguje się praktycznie wszystko, także prawie wszystkie seriale aktorskie. Jest tak dlatego, że sami aktorzy pochodzą z rożnych miejscowości i mają silne akcenty, więc często dzieje się tak, że nawet nie dubbingują samych siebie, a podkłada za nich głos ktoś inny. Więc akurat w tym mają doświadczenie, tak strzelam :D
Ciekawostka; w aktorskiej wersji Mo Dao Zu Shi (Untamed) nawet posługujący się czystym mandaryńskim Wang Yibo i Xiao Zhan nie chcieli podkładać głosów za swoje postacie. Uznali, że aktorzy głosowi zrobią to lepiej. Wyjątkiem był aktor grający Nie Huaisanga.
Wiem też, że większości nic nazwiska z tej ciekawostki nie powiedzą, więc musicie uwierzyć mi na słowo, że to gwiazdy sporego kalibru. Nie pamiętam reszty, ale VA Lana Wangji na pewno podkładał głos za tę postać w obu produkcjach, animowanej i aktorskiej.
Co do samego Shiguang Dailiren, nie zapamiętałam żadnego z głosów jako super fajny, ale też żaden nie wydawał mi się zły. Szczerze, to też ciężej mi rozróżnić chińskie głosy, ale też nie mam dużo doświadczenia z donghua. Nie powiedziałabym jednak, że zabrakło mi tu ekspresji. Niemniej każdy niech ogląda jak lubi.
Re: snap
Re: No, u.
Re: No, u.
Podoba mi się Twoja interpretacja i odbiór tego anime. Ja go po prostu widzę trochę inaczej. Wydaje mi się, że twórcy zwyczajnie nie chcieli wrzucać tu jakichś większych problemów, bo nikt nie miał ochoty ich roztrząsać. Bohaterka jest malutka bo jest malutka, tyle. Te problematyczne sytuacje, które ją w anime spotkały to zaledwie szczyt góry lodowej, i te kwestie też zostały tylko muśnięte. Jej środowisko pracy wygląda tak nie dlatego, że twórcy chcieli pokazać „patrzcie, ludzie tacy wspaniali, nikt nie śmieje i nie podkłada świń”, tylko dlatego, że nie chcieli robić anime o ciemnej stronie pracy w biurach. Chcieli dać ludziom ciepłą opowiastkę spod znaku „dziękuję za twoją ciężką pracę, teraz KANPAI i do przodu, liczę na ciebie.”
Ja to widzę właśnie w te stronę. I nie twierdzę, że coś w tym złego. To ma być anime‑antydepresant. Gdybym miała do jednej rzeczy zawęzić cały mój problem z tą produkcją (oprócz zgrzytliwego głosu Futaby), to chodzi mi o to, że zwyczajnie przesadzili ze wzrostem bohaterki. To mnie po prostu straszliwie zbiło z tropu. Cały mój komentarz w sumie pojawił się tylko dlatego, że tak bardzo ten jeden element rozwalił mi odbiór całego anime – zupełnie nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Ktoś chce nam pokazać, że bohaterka jest niepełnosprawna ale daje radę, czy to tylko najzwyklejszy fanserwis? Ani jednej ani drugiej opcji nie kupuję w tym wydaniu. Nie umiem ani wziąć tego na poważnie, ani tego zignorować.
Nie znam oryginału, może w mandze coś więcej się na ten temat pojawia, nie wiem. Nie chcę więc być osobą, która poprawia twórców, wrzucając swoje „genialne” rozwiązania. Mnie jej wzrost wprawił w dezorientację i utrudnił cały seans i jego odbiór.
Ale przynajmniej dyskusja miła :)
Re: Każdy patrzy trochę inaczej
Z tym porównaniem, to bardziej tutaj chciałam nawiązać do tego, że Taigę było mi łatwiej lubić jako postać typu tsundere. Bliżej mi do kobiecych postaci które jednak potrafią się postawić. Jak już jesteś głośna i wkurzająca, to przynajmniej zrób z tego dobry użytek – coś w tym rodzaju.
Ale tak, teraz też inaczej patrzę na tę scenę i od razu wydaje mi się, że ma więcej sensu niż pierwotnie zakładałam.
Re: No, u.
Ze swojej strony mogłabym tu polecić Natsuyuki Rendezvous, tam to kobieta jest o kilka lat starsza, ale to nadal tylko 8 lat, chyba. Co śmieszne, ona jest na tej granicy, czyli ma dopiero 30 na karku :D Ale nadal mam bardzo miłe wspomnienia z tą serią, mimo że z pewnością nie jest idealna. Nie pamiętam jak dobrze jest tam pociągnięty wątek różnicy wieku i mentalności, ale wiele się wokół niego kręci. Miła odmiana od romantycznych komedyjek szkolnych czy biurowych, tam jest zupełnie inny setting.