x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Nie i jeszcze raz nie
Z drugiej strony, od premiery Code Geass minęło lat zaledwie siedem, scenarzysta Code jak i Valvrave ten sam, a tymczasem różnica zarówno jeśli chodzi o fabułę jak i o bohatera jest kolosalna. Trudno mi zrozumieć jakim cudem wytwórnia decyduje się nakręcić serial na podstawie tak miałkiego materiału, skoro ma ludzi potrafiących napisać naprawdę dobry scenariusz, ma na to środki, do tego scenariusz jest dziełem oryginalnym a nie ekranizacją. Nie wierzę, że na zebraniu zespołu nikt nie podniósł ręki i nie powiedział: „Przecież to durne. Rozsądni ludzie zabiją nas śmiechem. Poprawmy choć trochę, żeby wstydu nie było.”
Zresztą, może i podniósł, tylko co z tego? Nie śledzę wydarzeń na rynku anime i nie potrafię opisać kierujących nim mechanizmów, ale smuci mnie podsunięta przez Ciebie myśl, że taki a nie inny scenariusz mieści się precyzyjnie w planie biznesowym studia Sunrise. Że doskonale wiedzą co robią wypuszczając serial w takim a innym kształcie. I niepokoi mnie nasuwający się na tej podstawie wniosek, że skoro nie warto się wysilać i produkować delikatesów, bo do wyżywienia się wystarczy skoncentrować się na produkcji kaszanki, szansa na to, że w najbliższej przyszłości zobaczymy jakieś animowane frykasy opatrzone logo wytwórni Sunrise, jest mniejsza niżbym sobie tego życzył.
Nie i jeszcze raz nie
Szczerze odradzam.
Re: Kim Irrrr Seeeen!
[link]
Animacja rotoskopowa: nareszcie coś innego
Nie, żeby była to nowa technika, ale jej wyjątkowość polega na tym, że jest tak rzadko stosowana. Ci, którzy oglądają coś więcej niż tylko animacje japońskie z pewnością wiedzą, że szeroko pojęte kino animowane jest prawdziwą ostoją eksperymentów twórczych, a technik animacji jest dużo więcej niż tylko rysunkowa i 3D. Tymczasem w anime forma jest tak skostniała, jak pozostałości po dinozaurach i w moim przypadku, po obejrzeniu kilkuset tytułów, najzwyczajniej w świecie już mi się opatrzyła. Dlatego cieszę się bardzo, że od czasu do czasu twórcy sięgają po coś innego niż nakazywałby zdrowy rozsądek i dział marketingu.
Moim cichym marzeniem jest, aby takich odważnych i pomysłowych twórców pojawiało się jak najwięcej, bo każdy podobny eksperyment, niezależnie od tego czy i do jakiego stopnia udany, wnosi ożywienie i daje nadzieję, że gdy chodzi o stronę techniczną to w anime jako gatunku nie wszystko zostało jeszcze powiedziane.
Re: Złe przeczucia
Cieszę się, że przypomniałeś mi scenę z przybraną siostrą, dającą chłopakowi w pysk. Sądząc po efekcie działania, jej prawdziwe imię to nie Mikasa, a Nervosol. Oby zawsze byłą pod ręką.
Złe przeczucia
Nawet nie mam już siły na ironię, najchętniej wziąłbym pasa i spuścił twórcy porządne lanie na goły tyłek. Bez wątpienia, serial z pewnością będzie szalenie popularny.
Slova wspomniał o nastawach celowników. Zaciekawiło mnie to i zerknąłem tutaj:
[link]
Na przykładzie celownika Pantery, skalowanym co 100 metrów, od 0 do 4000, widać, że celowanie na dystansie do 100 metrów do kilkumetrowego celu nie było żadnym problemem. Zresztą, gdyby było, w literaturze znalazłby się na ten temat jakiś ślad, a na takowy nigdy nie udało mię trafić.
Tak czy owak nie przywiązywałbym większej wagi do tego, czy celny strzał byłby w takich warunkach możliwy czy też nie: GuP to zabawa i szczerze wątpię, aby scenarzyści spędzali czas na spotkaniach rysując trajektorie pocisków i wyliczając szanse trafienia, tak by wiernie oddać realia pola walki. Miało być fajnie, widowiskowo i zabawnie – i takie też było. Proponuję dać sobie z tym spokój i po prostu cieszyć się niecodzienną rozrywką, bo skoro już zaakceptowaliśmy samo założenie dziewczynek w czołgach, choćby nie wiem jak bardzo naciągane, to przyjęcie innych, równie naciąganych rozwiązań czy scen, nie powinno być dla nas problemem.
PS Jeśli już sama dyskusja o anime może wydać się hermetyczna dla kogoś, kto anime nie ogląda, pomyślcie teraz, za jakich oszołomów uważają nas tutaj ci, którzy militaria mają tam, gdzie Słońce nie dochodzi. Dziwacy wśród dziwaków. :)
Re: Nie rozumiem
Mam w związku z tym pytanie techniczne: czy zamiast zakrywania fragmentów tekstu dopuszczalne byłoby ewentualnie opatrzenie tytułu komentarza tagiem [spoiler]?
Przykładowo: „Re: Nie rozumiem [spoiler]".
Re: Nie rozumiem
Mam w związku z tym pytanie techniczne: czy zamiast zakrywania fragmentów tekstu dopuszczalne byłoby ewentualnie opatrzenie tytułu komentarza tagiem [spoiler]?
Przykładowo: „Re: Nie rozumiem [spoiler]".
Wybacz, że napiszę to brutalnie i bez ogródek, ale wypisujesz tu straszne herezje, które nasuwają podejrzenie, że wiedzę o technice wojskowej czerpiesz głównie z gier i filmów, a nie z fachowej literatury. Wstydziłbyś się. Młodzież to czyta, ona się uczy. Żeby nie uprawiać pustosłowia, ale też nie odsyłać do literatury fachowej, będę się posiłkował linkami do Wikipedii.
Nie, Słova, nie była. Była rozwinięciem armaty przeciwlotniczej.
[link]
Gdybyś posiadał przynajmniej podstawową, ale rzetelną wiedzę, zapaliłaby Ci się czerwona lampka w momencie próby użycia słowa „haubica” w zestawieniu z działem czołgowym o lufie długości pięćdziesięciu pięciu kalibrów. Tymczasem Ty nawet nie pokusiłeś się o sprawdzenie informacji w internecie.
O „haubicowatości działa” nie decyduje rodzaj amunicji. Nigdy. O tym, czy działo jest haubicą decyduje tylko i wyłącznie możliwość prowadzenia ognia stromotorowego. Skąd Ty w ogóle bierzesz podobne informacje? Nie ma ich w książkach, nie ma ich w sieci. No to skąd? Podejrzewam, że po prostu nie zdajesz sobie sprawy z tego, na czym polega różnica między armatą (w tym przypadku: przeciwpancerną) i haubicą. Jest okazja do nadrobienia zaległości:
[link]
[link] (podział ze względu na tor lotu pocisku)
[link]
Tego argumentu to już w ogóle nie rozumiem. Co z tego, że KW‑2 był wyposażony w haubicę, a ISU‑152 w armatohaubicę (a nie w haubicę, jak piszesz), ma takie znaczenie dla armaty 128 cm KwK 44 L/55 czołgu Maus jak fakt, że Sturmtiger był uzbrojony w moździerz rakietowy, czyli żadnego. Uzbrojeniem Maus'a była armata przeciwpancerna – nie haubica, nawet nie armatohaubica. Koniec, kropka.
[link]
Z całym szacunkiem, doceniam Twój gorący entuzjazm, ale ten nie zastąpi wiedzy.
PS Przy okazji naszej niedawnej krótkiej dyskusji o „baszcie dowódcy” wspomniałeś o artykule w „Technika Wojskowa: Historia”. Ja dla odmiany polecam ci artykuł w ostatnim numerze „Militariów XX wieku”: „Acht‑Acht w służbie”. To o niemieckim dziale przeciwlotniczym 88mm. Dowiesz się stamtąd m.in tego, dlaczego to właśnie działa przeciwlotnicze a nie haubice w czasie wojny zrobiły karierę jako broń przeciwpancerna. Tak jak większa siostra osiemdziesiątki ósemki, 12.8 cm Pak 44, której wersja rozwojowa weszła na uzbrojenie czołgu Maus. Armata przeciwpancerna, nie haubica.
A właśnie: jeśli mnie pamięć nie myli (widziałem tylko trzy odcinki), to w GuP, zdaje się, występował StuG III, prawda?
[link]
Skoro na każdym niemal kroku podkreślasz wierność pojazdów i uzbrojenia w GuP względem realiów historycznych i wchodzisz w gorące, merytoryczne spory na temat broni pancernej, wypadałoby przynajmniej znać i rozumieć podstawową różnicę między haubicą (strzelanie stromotorowe) a działem przeciwpancernym (strzelanie na wprost), choćby po to, by inni dyskutanci nie nabrali przekonania, że w gruncie rzeczy Twoja wiedza na ten temat jest więcej niż skąpa, a używane argumenty – wątpliwe.
Re: Nie rozumiem
Dam Ci do przemyślenia jeszcze jedną rzecz. W momencie, gdy Saki i Satoru szukali przyjaciół korzystając z pomocy Squealera, ten wykorzystał ich obecność do tego, by dla swoich własnych, politycznych celów zastraszyć sąsiedni klan i złamać jego niezależność wobec powstającej nowej szczurzej państwowości. Posłużył się bohaterami jak narzędziami, groźną bronią, która wykonały za niego całą brudną robotę, zmuszając konkurentów do uległości. Film znakomicie pokazuje to, jak Saki przeczuwała, iż Squealer realizuje w tym momencie nie jej, a swój własny interes, lecz nie umiała go wskazać i nazwać, a w konsekwencji była jego bezwolnym narzędziem.
Ważne by zdać sobie sprawę, że Wielki Plan już wtedy był w trakcie realizacji, a życie i wolność Saki już wtedy były wystawione na śmiertelne niebezpieczeństwo. Widać to świetnie w sposobie, w jaki Squealer odnosi się wtedy do bohaterów. Jego słowa są pełne pozornego szacunku i udawanej pokory, ale wzrok jest zimny i groźny, bezwzględny. Jestem szczerze przekonany, że w tym momencie Maria i Mamoru już byli przez niego schwytani i zniewoleni. On po prostu musiał to zrobić szybko, stawiając wszystko na jedną kartę, bo gdyby nie wykorzystał okazji (dzieci naprawdę chciały odejść jak najdalej, by uniknąć pościgu), straciłby ją bezpowrotnie.
Załóżmy jednak przez chwilę, że próba schwytania uciekinierów nie poszłaby po myśli szczuroludzi, że dzieci zginęłyby w walce albo uciekły. Co wtedy? Wtedy Squealer miałby pełne prawo przypuszczać, że czuwa nad nim Opatrzność, bo oto los nieoczekiwanie wepchnął mu w ręce kolejną parę naiwnych dzieciaków, niezbędnych do realizacji Wielkiego Planu. Parę, której zniknięcie będzie równie łatwo zaaranżować, bo najprostsze wytłumaczenie, że dołączyła do dwójki uciekinierów i odeszła, jest zarazem najlepszym wytłumaczeniem. Gdyby historia potoczyła się nieco inaczej, Saki i Satoru prawdopodobnie spotkałby okrutny los, jakiego doświadczyli Maria i Mamoru. Tragedia była naprawdę blisko i kiedy ma się tego świadomość sceny w osadzie queeratów, ze zniewoloną królową, nabierają prawdziwie posępnej i dramatycznej wymowy.
Im dłużej o tym myślę, tym większy, choć zarazem podszyty trwogą, żywię szacunek wobec Squealera. Jego metody mogą wydawać się bezwzględne i okrutne, ale za to okazały się skuteczne, a przecież wiadomo: cel uświęca środki. A cel bakenezumi był bez dwóch zdań szlachetny: zrzucenie tyranii i wolność dla uciemiężonego ludu. Ten sam cel przyświecał kiedyś Spartakusowi, który poprowadził powstanie niewolników przeciwko Rzymianom i te same hasła krzyczeli ludzie w „Planecie małp”, kiedy porwali się do walki przeciwko swoim panom i władcom. Niepotrzebnie lekceważysz Squealera („nie byłby wstanie wpaść na pomysł, iż wychowanie w innej kulturze coś zmieni”). Ludzie w serialu, władający Cantusem, też lekceważyli bakenezumi i jak na tym wyszli? Przypomnę Ci: ten facet od początku grał wszystkimi postaciami tak jak chciał i niemal udało mu się wygrać. Całkiem nieźle, jak na „gadającego zwierzaka”, musisz przyznać.
Zamaskowano spoilery.
Proponuję prostsze sprawdzenie, czy uwaga Samiela była zasadna czy też nie. Wystarczy wrzucić do wyszukiwarki słowa „baszta” oraz „czołg” i sprawdzić otrzymane wyniki. Potem wrzucić frazę „wieżyczka dowódcy typu basztowego”. Ewentualnie podobne kombinacje. Jest różnica?
JA natknąłem się wyłącznie na pojedyncze przykłady użycia słowa „baszta” w kontekście broni pancernej, i to nie w rozumieniu wieżyczki dowódcy, a po prostu jako wieży, użyte przez modelarzy, wykopywaczy pamiątek oraz… fanów gry World of Tanks. I nie napawa mnie to optymizmem.
(Baszta czołgu T‑70M?! Litości!)
Gwoli ścisłości: opisywany element wieży czołgowej to wieżyczka dowódcy, typu basztowego. Wieżyczka – nie baszta. Terminu „baszta” nie używa się w odniesieniu broni pancernej, a jedynie w odniesieniu do fortyfikacji. W tym punkcie rację wypadałoby przyznać Samielowi.
Re: skąd się wzioł ten akki
kliknij: ukryte Kości były prawdziwe, ponieważ przeprowadzono badania genetyczne potwierdzające ich autentyczność, co ogłosiła sama Tomiko. Dla biednej Saki to podwójne zaskoczenie i podwójna tragedia. Po pierwsze dowiedziała się, że jej przyjaciele, którzy, jak miała nadzieję, szczęśliwie układają sobie życie gdzieś daleko, w rzeczywistości od lat nie żyją. Po drugie: zdała sobie sprawę, że Yakomaru knuł swoją zdradę od bardzo, bardzo dawna i kiedy dziewczyna spotykała się z nim przed laty, już wtedy spotykała się z wrogiem, choć o tym nie wiedziała. To musiało zaboleć.
Ta scena jest bardzo ważna jeszcze z jednego powodu, choć po raz kolejny serial nie zgłębia tego wątku. Warto popatrzeć na zaskoczony i przestraszony zarazem twarzy Saki. To moment, w którym dziewczyna zdaje sobie sprawę, że dorośli żądający sprowadzenia uciekinierów do wioski mieli rację. Nie powinna ich wtedy okłamywać mówiąc, że Maria i Mamoru zginęli. Gdyby powiedziała prawdę, poszukiwania podjęliby dorośli i nie doszłoby do obecnej rzezi. Mogła ocalić wiele ludzkich istnień, lecz nie zrobiła tego w imię przyjaźni, miłości i młodzieńczych ideałów. Nie zmienia niczego fakt, że przy okazji sama została oszukana: z premedytacją kłamiąc przed komisją niejako sama włożyła Yakomaru broń do ręki, a w rezultacie ponosi częściowo winę za okropności, które miały miejsce dekadę później. Poczucie winy za Holocaust, bo o nim tu piszę, to wyjątkowo ciężki bagaż nawet dla osoby o tak silnym charakterze jak Saki. Po ludzku, zwyczajnie jej współczuję.
Piszę o tym wyłącznie dlatego, by dać upust radości i satysfakcji, jakie przepełniają mnie po obejrzeniu serialu, którego fabuła i bohaterowie biją na głowę wszystko, co widziałem ostatnimi czasy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz do tego stopnia poruszyła mnie filmowa opowieść. I już płaczę w duchu na samą myśl, że nieprędko znowu obejrzę historię podobnego kalibru, do przeżywania, do roztrząsania, do zagłębiania się w niuanse.
Re: skąd się wzioł ten akki
Anime tego nie tłumaczy, ale prawdopodobnie rozwija tę kwestię powieść. Mogę się tylko domyślać, że trzymani w niewoli i poddani takim samym okrutnym zabiegom jak królowa, zostali zmuszeni do poczęcia i po urodzeniu dziecka – zabici. Mamoru może nawet wcześniej, bo po zapłodnieniu przestał już być potrzebny; Maria rodziła już jako piętnastolatka. Dopiero wtedy kości obojga dostarczono (rok po ucieczce) do osady jako dowód śmierci zbiegów, tak jak zeznała to wcześniej Saki przed komisją.
Dlaczego tak późno i dlaczego nie wzbudziło to podejrzeń? Na to pytanie też mimochodem pada odpowiedź w filmie, jeszcze w czasie, kiedy Saki wciąż szuka przyjaciół: zaczęła się zima i do ciał, które mogły spaść na dno kanionu, nie sposób będzie dotrzeć, a co dopiero zacząć poszukiwania. Zwłoka będzie niezbędna (i wygodna, jak się okaże).
Yakomaru był przebiegłym draniem i zaplanował wszystko tak, by nie wzbudzać podejrzeń. Chylę czoła przed Yusuke Kishi, który to wszystko wymyślił i opisał.
Obejrzenie produkcji w rodzaju Hametsu no Mars pozwoliło mi przypomnieć sobie, co znaczy prawdziwa jedynka w tanukowej skali. A to rzeczywiście jest samo dno, niżej nie ma już niczego. I właśnie dlatego warto choć raz zajrzeć w tę głębinę, pod warstwę mułu i śmieci, by bardziej docenić inne produkcje, którym co prawda też nie wyszło, ale przynajmniej autentycznie starały się coś widzowi sprzedać. Hametsu no Mars niczego nie sprzedaje: zamiast tego zaczaja się w ciemnym zaułku, po czym wali widza po głowie pałką i zabiera mu portfel oraz telefon komórkowy.
Nierówne, ze słabym początkiem i lepszą końcówką
Wróciłem do serialu po jakimś czasie, gdy z lektury komentarza w Sieci okazało się, że pan Lecter to co prawda psychopata, ale taki Lecter – Che Guevara. Kiedy podrzyna ludziom gardła, o coś mu chodzi. O coś walczy i to coś to rewolucja. Dla ludzi i w imię ludzi. Żeby świat był lepszy. Tylko dlaczego przy pomocy brzytwy i chorej estetyki?
No i teraz jestem zdezorientowany: po co w ogóle zrobiono pierwszą połowę serialu o pościgu za psychopatą realizującym swoje chore dewiacje, skoro druga jest już o łapaniu anarchisty? Przejście od jednej tematyki do drugiej jest tak gwałtowne, jak zamiana charakteru głównej bohaterki z cichej płaksy na twardziela w obcasach. Pierwszej (zarówno połowy serialu, jak i wersji bohaterki) w ogóle mogło by nie być i anime tylko by na tym zyskało, bo wtedy więcej było by w nim z „Ghost in the Shell: Stand Alone Complex”, a mniej z „Milczenia Owiec”.
Nierówna, bardzo nierówna produkcja, choć w ogólnym rozrachunku pozostawia dobre wrażenie. Widać pracę, jaką autor włożył w koncepcję świata, brawa należą się znakomitą scenografię, jest kilka widowiskowych scen i ciężki, duszny klimat, od którego niełatwo się uwolnić. Ale najważniejsze: narobiłem sobie smaku na powtórne obejrzenie „GitS: SAC”, którego duch błąkał się po ostatnich odcinkach.
Re: Nie jestem estetą
Oceny użytkowników zalogowanych są już wyważone, nie ma wśród nich ocen skrajnych i dlatego zasługują na zaufanie. I te nie są już tak entuzjastyczne.
Co zaś do samego serialu, to rzeczywiście może wydać się hermetyczny, jako że co rusz odwołuje się do kultury i historii – tych autentycznych, podręcznikowych, choć pokazanych w wersji alternatywnej i z przymrużeniem oka. Może nie wymaga od widza bycia estetą jak główny bohater, ale niewątpliwie przydaje się znajomość epoki, jak choćby przy samodzielnym wyłapywaniu smaczków towarzyszących okolicznościom śmierci Ody Nobunagi czy żartobliwym prztyczkom wymierzanym starym nawykom i obyczajom feudalnych przodków. Na swój sposób serial jest zabawnym, a do tego interesującym odzwierciedleniem Japonii określanej jako kraj chryzantemy (kultura) i miecza (wiadomo). Tu oba elementy łączą się ze sobą tworząc piorunującą mieszankę. Jedno jest pewne: Hyouge Mono stawia widzowi wymagania, co samo w sobie nie jest częstym zjawiskiem i już choćby z tej racji zasługuje na zainteresowanie, zwłaszcza tych widzów, którym przejadła się łatwa i efektowna rozrywka.
Re: Słabe
Twoje porównanie scenariusza do streszczenia uważam za wyjątkowo trafne. Opowieść nie ma rytmu, to przyspiesza, to znów zwalnia, a wydarzeniom polityczno‑społeczno‑gospodarczym, które ze względu na skalę i rozmach powinny zostać pokazane w kilku odcinkach, poświęca się najwyżej jedną‑dwie sceny. Jako ekranizacja powieści Maoyuu Maou Yuusha jest przykładem źle wykonanej roboty, bo dysponując zaledwie dwunastoma odcinkami próbuje choćby po łebkach, za to na siłę opowiedzieć wszystko, co było najważniejsze w oryginale, zamiast skoncentrować się na jednym wybranym wątku i opowiedzieć go rzetelnie, z werwą i odpowiednim rozmachem. Smutne, ale w przypadku anime stanowczo zbyt często występujące zjawisko.
Jako widz stawiający fabułę na pierwszym miejscu mogę powiedzieć, że jestem bardzo rozczarowany serialem, który ponoć miał mieć w sobie sporo z ducha „Spice and Wolf”. Niestety, okazuje się, że to nie duch: to zombie.
Dobre kino dla dorosłych
Jako przyczynę tego stanu rzeczy wskazałbym wąskie grono odbiorców, do których film jest adresowany i mam tu na myśli osoby dorosłe. Dla dzieci i młodzieży, które stanowią przytłaczającą większość widowni animowanego kina, problemy, przemyślenia i wybory dokonywane przez Taeko będą nudną pogadanką o niczym. Retrospekcje z dzieciństwa, postrzeganego jako czas radosnej beztroski? Nie, dzieciństwo jest do kitu, bo trzeba wcześnie chodzić spać, starsi decydują za ciebie o wszystkim, nie możesz kupić piwa ani fajek, no i trzeba chodzić do tej durnej szkoły.
Żeby wspominać dzieciństwo i prawdziwie cieszyć się tymi wspomnieniami, trzeba być niespełna rozumu. Albo być dorosłym i zderzyć się kilka razy z twardą rzeczywistością. Wtedy dopiero, w naturalny sposób nachodzi dorosłego człowieka refleksja, czy faktycznie światła wielkiego miasta, z wielkomiejskim sznytem i szalonym tempem życia to jest to, czego chce od życia. Czy dokonane w dorosłym życiu wybory i obrane priorytety sprawiły, że jesteśmy szczęśliwi i chcemy dalej iść obraną ścieżką.
Dla dzieci i młodzieży – nuda i w ogóle nie wiadomo o co chodzi. Dla dorosłego – normalne rozmyślania, jakim chętnie oddajemy się w barze, siedząc nad szklaneczką czegoś mocniejszego.
Re: Porażka