x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Od tracenia czasu na rimejkowanie pierwszych 2 serii, podczas gdy ta historia powinna opowiadać zdarzenia z jakiegoś 4 Arcu (na który, koniec końców, zostało mało czasu, więc go bardzo wybebeszyli z zawartości), po, w wielu miejscach, drętwą animację, szczególnie strzałów.
Ale i tak ciepło wspominam tę serię.
Choćby przez muzykę, która naprawdę się wyróżnia i ma moc-- czy to w dynamicznych scenach, czy w bardziej sentymentalnych sytuacjach.
Też bardzo mi się podobała kreska – studio Madhouse naprawdę godnie przedstawiło wygląd postaci; bije od nich charyzma, co zostało wzmocnione przez nadanie im dodatkowych cech anatomicznych przypominających te prawdziwe (co akurat może nie każdemu przypaść do gustu ze względu na słabe odwzorowanie specyficznego stylu autora Mangi).
Czy można polecić?
Nie mam pojęcia. Wiele lat temu to się całkiem fajnie oglądało, ale jak ktoś ma duże doświadczenie ze współczesnymi Anime czy Mangą Tsubasy, to jeszcze bardziej go zabolą wszystkie wady omawianego serialu.
Niemniej, pomijając oryginalną serię z lat 80‑tych, to ani jedna adaptacja Anime nie była zbyt konsekwentna w całkowitym odzwierciedleniu komiksów o Tsubasie, szczególnie pod względem ilości ich zawartości.
W sumie, choćby dla specyficznego klimatu, możecie dać tej serii szansę.
A na pierwszych trailerach były już sceny z kolejnych partów.
I jakim cudem nie jest to dla Ciebie głupie?
Shinigami najwyższej rangi, który ma (powinien mieć) ogromny refleks, jest super szybki (w tym powinien umieć wyjątkowo szybko machać mieczem) – został uniknięty i przeskoczony przez kolesia o bardzo przeciętnych statystykach fizycznych, po czym został zaskoczony kontratakiem kiedy tamten w końcu wylądował na ziemi, co na pewno nie było zbyt szybkie. I jak ten debil stał w miejscu, żeby tamten mógł go trafić z łuku.
To nie jest czepianie się, ja wymagam najbardziej podstawowej konsekwencji w pisaniu postaci i choreografii walk.
Stal Shinigami jest tak twarda jak silna jest jego dusza.
Więc okropnie amatorskie porównanie zrobiłeś, jakbyś w ogóle nie oglądał tego serialu albo nie pamiętał podstawowych mechanik działania tego uniwersum.
Co więcej, jak już powiedziałem, Ichigo potrafił to robić zanim walczył z Porucznikami w Soul Society (a ci, z kolei, blokowali jego ataki swoimi ostrzami).
Shinigami potrafią przebijać wrogów przez skały i grube ściany swoimi atakami, w tym Urahara jak trenował Ichigo.
Cholera, Komamura zwykłym ciosem z pięści rzucał silnymi Arrancarami przez budynki.
A pro po Arrancarów, posiadają Hierro, które jest również bardzo twarde, a mimo to Shinigami się przez nie ciągle przebijają.
Na flashbacku jak Ikkaku walczył z Renjim, to zniszczyli ogromną skałę stojącą obok nich.
Shinigami cały czas przecinają ogromne ciała Hollowów.
Iba, w jednej scenie, przeciął cały mniejszy (ale jednak) budynek w pół, jednym ruchem.
Nie tłumaczą one dlaczego Gremmy uważał się za najsilniejszego, podczas gdy w tym samym momencie ukrywał się i słuchał Ywacha, który był znany z mordowania swoich żołnierzy.
A co do samej walki z Kenpachim--robił wszystko tak, że niby jego ataki były śmiercionośne dla niemalże każdego, poza akurat samym Kenpachim, który jedynie używał swojej siły by przechodzić przez słabo przemyślane pułapki zostawione przez owego Quincy.
Bo, tak jak już wspomniałem, skoro potrafi manipulować rzeczywistością nawet w miejscu gdzie stoi jego przeciwnik, to czemu nie zamknął Kenpachiego w środku czegoś, co go od razu by mocno zraniło lub zabiło, a nie głupim pojemniką z wodą? A im dłużej ta potyczka trwała, to tym bardziej pokazywała, że Gremmy wcale się nie bawi ze swoim wrogiem, i chce wszystko jak najszybciej zakończyć.
Wygodne, leniwe pisanie autora, i tyle.
A co do walk pomiędzy Zerową Dywizją a Quincy-- jak tak patrzę w jaki sposób Askin wygrał z Tenjiro, który był jednym z najszybszych Shinigami w całym Seiretei, to nie wiem czy jednak nie wolę niedopowiedzeń z Mangi…
No właśnie chodzi o to, że nie ukazało, bo coś takiego Shinigami już powinni potrafić zrobić od początku serii. I to nie tylko Kapitanowie, ale też Porucznicy.
Tak to jest jak Twórcy Shounenów nie biorą „power scalingu” na poważnie po dłuższym czasie.
Całość jest w produkcji od iluś lat, więc wątpię, by ten part był zrobiony w tak krótkim czasie, szczególnie że urywki animacji z niego były na zapowiedziach zaraz po zakończeniu partu Pierwszego.
Co najwyżej Twórcy Anime stwierdzili, że jest najmniej istotny, a więc swój ograniczony budżet przeznaczyli na kolejne.
Np. super duper potężny Gremmy, który nie mógł kliknij: ukryte wyobrazić sobie Kenpachiego w pojemniku z lawy, tak jak wyobraził sobie w tym wodnym.
Albo nie mógł wyobrazić sobie bomby nuklearnej, która nawet po przecięciu by poważnie zraniła (jeśli nie zabiła) Zarakiego.
Uważa się też za najpotężniejszego, ale słucha się Ywacha, który rządzi Quincy silną ręką, i do tego potulnie razem z resztą ukrywał się przed Shinigami, przez ten cały czas.
I czemu narracja tej całej walki insynuowała, że przecięcie stali to jest jakiś wyczyn? Kurna, Ichigo, jedną ręką, przy początku serii, rozwalił wielkie topory jednego z tych dużych strażników Soul Society, pamiętacie?
Do tego dochodzą te dziwne, losowe moce u Quincy, ale też u Zerowej Dywizji, a później u innych postaci.
Żenada.
Podoba mi się też powtarzający się motyw większego uczłowieczania postaci (mają bardziej realne zachowanie niż typowo autystyczni ADHD‑ciarze w normalnych seriach), w tym nie pozostawiania ich w jakiejś super bezpiecznej i wąskiej strefie archetypu, który naśladują (oczywiście mówię tutaj o Tasakim).
Tematycznie nawet ciekawa historia, choć schematom (w większości) nie uciekła.
Ale i tak przyjemnie się oglądało, szczególnie niektóre z tych uroczych prób komunikacji głównej bohaterki z resztą postaci.
Trochę naciągana zmiana finałowej decyzji Naruse, ale chyba już wychodzę z założenia, że to nieodmienna część tworów tego gatunku, więc mi to jakoś specjalnie nie przeszkadza.
Z resztą, może zbyt mało się wciągnąłem w głębię przekazu tej historii, dlatego mogło mi coś umknąć-- traktowałem owy film bardziej jako czaso‑zabijacz czy wyzwalacz konkretnych emocji, a nie jako coś, nad czym warto się bardziej zastanowić.
Na koniec dodam, że zakończenie nie spowodowało u mnie ani smutku ani przypływu nostalgii (co jest ważne, bo wiele osób raczej nie ma ochoty na złapanie doła po obejrzeniu jakiegoś filmu; podczas gdy często istnieje taka możliwość w tego rodzaju Anime).
Re: Nadal słabo...ale jest lepiej niż było.
Oj tak, myślałem że tylko ja to zauważyłem…
Re: DBGT było lepsze
Ja nawet nie muszę myśleć, a i tak ciągle wyłapuję dziury w logice tej serii.
Czyżby mieli coś zmienić lub dodać w finalnym finale finałowego sezonu…? Bo ciekawa sytuacja nastała, nie żeby mnie to specjalnie interesowało; ale jestem ciekaw czy Twórca się „ugnie”.
1. Momentalnie wyglądało jak Naruto (szczególnie pierwsza część walki kliknij: ukryte Yamamoto z pseudo Ywachem), czasem nawet jak coś z serii Fate.
2. Skoro tak bardzo chcieli „poprawny” kolor Getsugi zrobić (żółty), to czemu też nie próbowali zachować jej kształtu? Bo w mandze i poprzedniej serii ta technika była dość „płynna” w kształcie, zmienna i lekka niczym dym, wręcz.
Tutaj natomiast ma bardzo sztywną formę już narzuconą z góry, nawet jak jest jeszcze przyczepiona do Zanpakutou Ichigo kliknij: ukryte czy Isshina.
3. Klimat jest momentalnie zbyt taki… mdły. Problem chyba wynika głównie z bardzo kontrastującej kreski komputerowej.
Muzyka jest rozczarowująca (choć nie jest zła).
Poza kilkoma nowymi utworami z chórami przypominającymi dawny klimat serii, to nawet remixy starych nie oddają nastroju poprzedniego sezonu.
Muszę dodać, że piosenka do openingu była bardzo przeciętna, popsuta przez obecną kulturę wciskania typowego J‑POPu do każdego animca.
Główny zły mnie nigdy nie przekonywał w Mandze, a w Anime to się nie zmieniło. Jest taki… stereotypowo pretensjonalny i cyniczny.
Zbyt dużo walk zostało pokazanych w tle przez co cały wątek kliknij: ukryte inwazji na Soul Society został zbyt szybko zakończony.
Kilka rażących błędów logicznych, np:
-gdy Soi Fon czy Byakuya zdecydowali, że jedyną opcją na przebicie się przez kliknij: ukryte ochronę Quincy jest użycie Bankaiów, kiedy oboje posiadają więcej opcji walki niż tylko ich Shikaie, i, w ogóle, dopiero co zaczęli z nimi walczyć.
To jest szczególnie głupie w przypadku Soi Fon, gdyż jej Bankai jest zbyt niebezpieczny by ot tak go użyć w zaludnionym miejscu;
-gdy Unohana kliknij: ukryte próbuje wydobyć ukryty potencjał z Kenpachi'ego raniąc go wielokrotnie… Po raz, że nawet nie było między nimi tak dużej różnicy na samym początku… Po dwa, że by straciła zbyt dużo Reiastu zanim by zmusiła Zarakiego by walczył z nią na 100%... Po trzy, czemu nigdy nie walczyła z nikim innym, gdy była taka potrzeba? Bo nie może być 2 Kepnachich w tym samym momencie; tylko dlatego?
Anime dużo spoważniało względem Mangi.
Co nie jest, ogólnie, takie złe, bo jakieś żarciki w stronę spoconych cycków Matsumoto (tak było, nie zmyślam) to już jednak poziom żenady.
Niemniej humor Mangi dobrze podkreślił cukierkowy / głupkowaty charakter kliknij: ukryte żony Isshina. Anime raczej ją wyidealizowało, co jest, niestety, częstym zabiegiem przy postaciach kobiecych w tworach fikcyjnych, przez co są, zwyczajnie, nudne.
Wycięto / zmieniono kilka ważnych lub fajnych scen – czy to przy walkach, czy to w momentach zwyczajnie wymagających wyjaśnienia, jak np. czemu Isshin kliknij: ukryte nie użył Bankaia na White‑cie.
Poza tymi mankamentami to ten sezon był dobry, wciagający.
Re: Finał
Nie no, nie oszukujmy się – klimatem, przynajmniej zremixowane utwory, odbiegają strasznie od oryginałów.
Co do nowych kawałków – pomijając te z typowymi dla tego kompozytora chórami, to było dość przeciętnie.
Wiem, że to Anime ma już dyszkę na karku, ale drażni mnie moda na ciekawy pomysł popsuty kliszowatymi postaciami czy jeszcze gorszym scenariuszem (nie mówię tu tylko o Anime, choć nie da się ukryć, że to przy japońszczyźnie najczęściej dostaniemy najbardziej surowe szablony archetypów postaci).
I moda na dawanie wysokich not takim produkcjom ;b
A ten romans między Davidem i Lucy był bardzo wymuszony i słabo rozpisany, z dziurami pomiędzy.
Mocne emocje przy ich interakcjach odczułem tylko raz, jak się poznali, a David dał się jej okraść i obmacać jak typowa męska p***a w Animcach.
Zdecydowanie najsłabsza część serialu zaraz po długich scenach dialogowych, w których postacie sztywno siedzą dokładnie w tej samej pozycji i na tym samym ujęciu przez kilkanaście lub kilkadziesuąt sekund.
Pomijając to, pod względen animacji i projektów postaci, Studio Trigger się naprawdę postarało.
Jest bardzo kolorowo i zwariowanie, choć brakuje mi większej ilośći teł obrazujących futurystyczną dystopię w jakiej się znajdują bohaterowie.
Brutalnością bardzo przypomina Klasyki Anime dla dorosłych z lat 90‑tych, pod względem kreatywności w wyglądzie doznanych obrażeń przez ich ofiary.
Naprawdę, gdyby nie akcja, to bym odpadł w połowie serialu, jeśli nie wcześniej.
Seria przyciągnęła do siebie wiele osób, przez to również i amatorów czy nastolatków, którzy chcieli doświadczyć czegoś bardziej „dorosłego” i kompleksowego… a przynajmniej poczuli to dopiero po obejrzeniu AoT.
Mieli więc „powody”, żeby bronić tej serii za wszelką cenę, lub poczuć się zdradzonymi jeśli coś tak ważnego jak zamknięcie serii nie poszło po ich myśli ;b
Przyjemna podróż i interakcje między 2 głównymi postaciami.
Ciekawa dokładność przy pokazaniu „bajerów” nawiązujących do budowy samolotów.
Niestety nikt ani nic więcej nie odstaje w pozytywny sposób.
Sam zarys fabuły jest już tak nędzny, że nawet nie przybliżono nam o co w tym całym konflikcie wojennym dokładnie chodzi.
Dodatkowo, lipne zakończenie; koniec końców Charles
kliknij: ukryte nic na tym nie zyskał; stracił kontakt z Faną i wyrzucił pieniądze, na które w 100% zasłużył. No i nigdy nie został uznany za swoje czyny. Widocznie faktycznie wystarczyło mu latanie…
A Fana skończyła w typowy sposób. Przynajmniej pomogła zwalczyć kliknij: ukryte rasizm, którego częstą ofiarą padał Charles.
No i, oczywiście, protagonista daje sobie wejść na głowę laskom tyljo dlatego, że są laskami. Jakie to qr… irytujące w Anime jest.
Niestety to też oznacza, że zostajemy zmuszeni do wysłuchiwania niekończących się dram i wątków pobocznych nudnych postaci (a w AoT prawie każdy jest nudny lub 2‑wymiarowy, co nie było takie oczywiste gdy seria jeszcze była typowym slasherem nastawionym na akcję i dążenie do „prawdy”, a nie do tego, której postaci ideologia jest ważniejsza) z domieszką równie niekończących się przesadzonych „zszokowanych”, „wystraszonych”, czy też, „depresyjnych” wyrazów twarzy, które postacie robią, cóż, cały czas-- no bo przecież drama musi być i na tym ona polega, nie? NIE?!
Nie śmiejcie się więc z oper mydlanych, jeśli ubóstwiacie to co teraz się dzieje w AoT, heh.
Same wywody filozoficzne postaci chyba nie są specjalnie odkrywcze, a przynajmniej takich nie pamiętam.
Jednak nie zatrzymało to autora od drążenia w nich przez całe odcinki.
A po tym wszystkim nie miałem już zwyczajnie chęci na skupieniu się na głównym wątku, szczególnie jeśli polegał on na pierdzieleniu o rodach; czego one chcą i czemu, i kiedy, i co te postacie tak naprawdę tam robiły te kilka sezonów temu, gdy już nie pamiętam tych zdarzeń, itd.
Co więcej, gdy dowiedziałem się, że będzie JESZCZE jedna część tego sezonu (czyli trzecia), stwierdziłem: "j***ć to, dokończę w Mandze, żeby mieć tę serię, w końcu, z głowy".
Przeleciałem więc wzrokiem przez większość stron po wydarzeniach z Anime, zatrzymując się tylko przy ważnych częściach oraz na końcu, i stwierdzam, że dobrze postąpiłem.
Zakończenie nie było tragiczne, ale zdecydowanie, tak jak myślałem, kreatywność autora tworu jest spóźniona o jakąś dekadę, jak nie więcej. Już to wszystko człowiek, gdzieś indziej, widział, innymi słowy.
Ale postać Erena została na koniec jeszcze bardziej skopana niż zwykle, to fakt, z którym się sporo hardkorowych fanów zgodzi, chyba nawet.
To już trzeci…
Choć najbardziej wierny od czasów oryginału. Niemniej pominęli kilka mniejszych lub większych rzeczy pomiędzy meczami, które dodałyby smaku sytuacjom w trakcie nich.
Wizualnie zbyt kolorowe, nie czuć „brudu” oryginału, jest też mało powagi czy napięcia, . Za to strasznie wali „współczesnością” rozwiazań (jest „PRZEanimowane” w niektórych momentach, że człowiek się czuje jakby oglądał jakąś Inazumę 11, czy inne Anime, w którym postacie mają jakieś super moce).
Strzały są fajnie zrobione, ale czasami tak animatorzy przesadzają przy kopnięciach czy „główkach” słabszych zawodników, że człowiek się zastanawia jakby oni zanimowali dużo pktężniejsze strzały z kolejnych sezonów…
A udźwiękowienie i muzyka są słabe-- podania brzmią jakby strzelali z armat. Co tu więcej dodać? Muzyka jest równie, jeśli nie bardziej, cukierkowa niż strona wizualna, i także wali od niej „współczesnością”; współczesnym japońskim popem.
Jest o połowę krótsze od oryginału, ale ledwo dotrwałem, ze sporymi przerwami w trakcie. Choć też nie oszukujmy się, nawet dobrze wykonana pierwsza seria tyłka, w dzisiejszych czasach, by nie urywała.
Hanyuu była ogromnie bezużyteczną postacią, mając na względzie jej moc.
Właściwie to przez większość serii tylko słitasiowała, a potem znikała, a Rika musiała sobie radzić sama.
Chociaż nie zgodzę się, że ta seria była wcześniej jakaś wspaniała.
Poza groteską i ciekawą tematyką, postacie były głupkowate, stylistyka super cukierkowa, dzieci biły się z wytrenowanymi zabójcami (i wygrywały!), i takie tam.
I wlasnie dla mnie, co chyba jest rzadkoscia w przypadku filmow obyczajowych i samodzielnych filmow Anime w ogole, to mi sie wcale nie dluzylo ani nie mialo jakichs nie potrzebnych, pobocznych watkow.
Historia mnie wciagnela pomimo roznych klisz tu i tam, i pomimo nawet tego, ze nie uwielbiam dzieci w prawdziwym zyciu ;b
Choc chlopiec z tytulowego rodzenstwa to troche taki maly dupek-- niemniej jego zachowanie chyba rozumiem w kontekscie tego co Tworcy tego Anime chcieli przekazac.
No i nie jestem fanem koncowki-- malo optymistyczna, szczegolnie wobec jednej z glownych postaci.
Z drugiej strony mozna sie klocic, ze dzieki niej ten film lepiej zapadl w pamiec.
Re: Różnica między parą
Ale, jak dziś mi się pojawił w rekomendowanych na YouTube ostatni odcinek, to kliknąłem z ciekawości. Zaskoczony byłem jakie zakończenie tego jest przygnębiające; niby wtedy też je widziałem, ale nie mogłem się w nie wczuć („uroki” bycia dzieckiem? Albo dlatego, że to Anime mnie wtedy nie interesowało).
Bo, po raz, że kliknij: ukryte ten jej potencjalny chłopak się poświęcił by zostać Avatarem i cierpieć przez spędzenie reszty życia bez niej, a po dwa, że kliknij: ukryte bohaterka już mogła tylko wspominać to co się stało w całym Anime, po powrocie na ziemię, podczas gdy wiodła zwyczajne życie. Stwierdziła nawet, że czasem nie jest pewna, czy to wszystko nie było snem i czy faktycznie spotkała tych wszystkich ludzi, z którymi się zaprzyjaźniła…
A na koniec jeszcze ten melancholijny ending zapodali…
A na marginesie, podobno mezczyzni wola nawet bardziej „dzieciece” proporcje ciala u kobiet (stad mezczyzni duzo czesciej sa pedofilami, zapewne).