x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
I tak co scenę ecchi chłopak będzie panikował, jakby zabił sąsiadce psa. W sumie standardowy bohater haremówek z mocami, demonami i innymi bajerami, z tym, że ciekawszy na starcie. Ale to szybko się wypali.
0:14 – 0:25 (następna część jest praktycznie taka sama, a nie lubię „powtórek”, przynajmniej nie jedna po drugiej)
0:35 – 0:45 (chyba najlepszy fragment w całym openingu)
1:02 – 1:08 (głównie moment 1:02 – 1:04, ale początek następnego fragmentu także ujdzie. Niestety, dalsza część zupełnie mnie nie pasuje)
Re: Dobre
Re: AOTY
Re: AOTY
To dobrze, że większość anime jeszcze nie wyszła, a co za tym idzie, openingów nie dane nam było usłyszeć. W sumie wcześniej wyszedł tylko odcinek Junketsu no Maria, ale nie chce mi się już sprawdzać, czy wcześniej czy odrobinę później. No chyba, że o czymś nie wiem. No nic, w każdym razie jest to słówko „chyba”, więc nie będę się czepiał. Mimo wszystko zgadzam się z tym, że sama nutka jest całkiem dobra, jak większość od Konomi Suzuki.
AOTY
No dobra, obejrzałem całość, po czym miałem w głowie jedno pytanie – „Co ja oglądam?”.
W ogóle, zacznijmy od tego, o czym to jest?
kliknij: ukryte Jeśli dobrze zrozumiałem, A NIE WIŃCIE MNIE, JEŚLI TEGO NIE ZROZUMIAŁEM, to w wyniku wybuchu jakiejś tam gwiazdy czy planety, ten cały pył poleciał w kierunku ziemi. Sprawił on, że niedźwiedzie zamieniły się w krwiożercze bestie i zaczęły zjadać ludzi. Ludzie w celu ochrony przed niedźwiadkami zaczęli stawiać ścianę (tytani disapproves). Następnego dnia do jakiejś szkoły dochodzą dwie nowe uczennice (warto zwrócić uwagę na ich imię i nazwisko), które (jak się potem okazują) są niedźwiadkami… potem zupełnie nie wiadomo co się dzieje, jest jakaś drama, zaginiona uczennica, główna bohaterka (w sumie to nawet nie wiem, kto tam jest mainem) wyciąga ze szkolnej szafki jakiś karabin strzelecki czy tam snajperkę, whatever,po czym leci na polowanie… nie udaje jej się, niedźwiadki chcą ją zjeść, ale wpierw sąd złożony z trzech facetów (o równie ciekawych ksywkach co ubiorze) sprawdza, czy niedźwiadki słusznie powinny zjeść tamtą uczennicę… to co się potem dzieje mnie przerasta…
Zastanawiam się, jak to anime powstało. Nie, nie, nie chcę wiedzieć.
Czy kontynuuję seans? ALEŻ OCZYWIŚCIE. A, zapomniałem powiedzieć o openingu. Animacji komentować nie chcę i nie będę, ale muzyczka… ujdzie… taka… specyficzna jest… bardzo. No dobra, to był zły pomysł, by oglądać coś takiego o tej godzinie.
Re: Koniec
kliknij: ukryte
Na początku mógł być w lekkim szoku. Co do słów, były to słowa Kaori z pierwszego odcinka, kiedy wychodziła z pokoju klubowego i powiedziała do Sou „Zobaczymy się jutro” (specjalnie sprawdziłem, anime mam na dysku na wypadek, gdybym czegoś zapomniał, pisząc recenzję :D), zaraz przed wypadkiem. Myślę, że to właśnie o te słowa chodziło i świadczą one o tym, że jest to Kaori, nie Yui. Sprawdziłem też przedostatni odcinek, w którym Yui zniknęła (zresztą, skupiłem się na tej sytuacji). Yui nie wypowiedziała słów, które Kaori przytoczyła po wybudzeniu się ze śpiączki. Ostatnie słowa Yui to „Goodbye”, pomijając oczywiście deklarację jej uczuć do Sou.
Większość błędów anime wynika z tych nudnych i głupawych odcinków o szkolnym życiu. wspominasz o chaosie związanym z tematyką naukową.
Mniej odcinków o szkolnym życiu -> szybsze wprowadzenie do tematyki naukowej -> więcej czasu na opisanie i wytłumaczenie sytuacji --> sukces.
Zgadzam się, to wina twórców, przecież te błędy to tylko i wyłącznie wina twórców. Ale to zmienia troszkę nastawienie, bo w tym momencie za główny błąd przyjmujesz pierwszą połowę serii, nie całość. Bo historia była dobra, ale jak już mówiłem wielokrotnie – zawiniło wykonanie.
Re: Koniec
Widocznie przegapiłem końcówkę, bo jedyne co pamiętam, to moment, w którym kliknij: ukryte Sou wchodzi do szpitalnego pomieszczenia, w którym leży Kaori. Ta zaś mówi swoim głosem i nie widzę nic, co by wskazywało na to, że jest to Yui. Może coś mi umknęło, w takim razie sprostuj, proszę.
Kwestie podróży czasu nie są na tyle banalne, żeby można było wprost stwierdzić „To jest nielogiczne, więc jest złe”. Jeśli coś dotyczy podróży w czasie, to będzie zawsze nielogiczne. Nie ma co doszukiwać się mankamentów, które na pewno będą, bo inaczej tego nie zrobisz. Do S;G też można by się przyczepić, oj dałoby radę. Zresztą, dla mnie S;G jest średnią serią, która nudziła mnie podobnie jak Ushinawareta, ale nie będę wprowadzać żadnych porównań, skupię się tylko na naszym omawianym „dziele”.
Cóż, ja kupiłem to wytłumaczenie, podchodząc do tego z dystansem i nie oczekując świetnie poprowadzonej fabuły. Bo czego oczekiwać od serii, która ponad połowę czasu straciła na bzdury? Chociaż dobrych zwrotów akcji. Ten zaliczał się, jak najbardziej. Wszyscy czepiają się o te „mądrze brzmiące” słowa. Hello, oni są naukowcami, nie będą rozmawiać jak uczniowie w liceum. Warto wziąć to pod uwagę – jestem naukowcem, rozmawiam z drugim naukowcem, używam odpowiednich dla danego środowiska słów, to całkowicie naturalne.
Nadal mam wrażenie, że przez to, że oczekiwaliście nie wiadomo jakiego cudu, wyostrzyliście swoje zmysły na błędy. Podejście to jednak ważny aspekt, nie oczekując od anime niczego nadzwyczajnego byłem w stanie całkiem dobrze się bawić (na ostatnich 5 odcinkach). Błędy są, nawet wiele, jedynie pomysł był dobry, bo całe wykonanie zawiodło, ale nie odebrało mi to frajdy z tej drugiej połowy serii.
Resztę zaś odebrałem tak jak reszta – nagość, masa kości i prostoliniowa fabuła. Nie rozumiem natomiast, czemu wątek Lucy się tak wyróżniał w Twojej opinii. Według mnie to lekka nadinterpretacja tytułu. Przynajmniej ja mam takie wrażenie, zważywszy na to, że podobne wątki (o podobnych przyczynach i skutkach) można znaleźć w wielu seriach.
Ja odebrałem serię jako zapychacz czasu – do obejrzenia i zapomnienia. Zresztą, tak też jest, jedyne co pamiętam, to kilka wątków i parę imion (wraz z właścicielkami): Lucy i Nana. O głównym bohaterze zaś nie pamiętam. Aż dziw mnie bierze, że komilll, który oglądał to prawdopodobnie w tym samym czasie (mniej więcej) co ja, tyle pamięta o EL.
Co do Brynhildra, nie ma co tego porównywać. Wprawdzie oglądało mi się przyjemnie, ale zawiodłem się niemiłosiernie. PV było świetne, liczyłem na faworyta sezonu, dostałem coś sztampowego do bólu (sam nie wiem, czemu wrzucili tam tyle scen ecchi), chociaż nie powiem, by seans był dla mnie katorgą. W przypadku Elfen Lieda i Brynhildra moje odczucia były zdecydowanie inne, chociaż sama tematyka anime była bardzo zbliżona do siebie. Ba, oba anime miały bardzo podobną konstrukcję z wieloma wspólnymi elementami.
Re: Koniec
---POCZĄTEK FABUŁY---
1. Wypadek. Kaori zapada w śpiączkę.
2. Yui zostaje stworzona przez Sou i wysłana w przeszłość (~2 tygodnie przed wypadkiem).
---PĘTLA CZASOWA---
1. Niepowodzenie Yui.
2. Funkcje życiowe Yui są zatrzymane. „Hibernacja”.
3. Sou zostaje szalonym naukowcem, dowiaduje się o prawdziwym pochodzeniu Yui (a może raczej, o prawdziwej tożsamości, pochodzenie jest potem).
4. Eksperymenty.
5. Sou łączy ze sobą fakty, wpada na pomysł wysłania Yui w przeszłość, wcześniej pokazując Yui świat i ucząc ją różnych bajerów (początek uczucia Yui do Sou).
6. Sou wysyła Yui w przeszłość. Powrót do punktu 1.
---WYRWANIE SIĘ Z PĘTLI---
1. Yui zmusza Sou do odpowiedzi na deklarację Kaori.
2. Zapobiegnięcie tragedii. Yui wyznaje miłość do Sou, po czym znika, ponieważ nie jest potrzebna światu (lub bardziej profesjonalnie mówiąc, nie istnieje już potrzeba, żeby Sou tworzył Yui na początku, z tego względu jej istnienie jest nieuzasadnione i takie tam).
3. Happy End.
Po pierwsze, nie bierzcie na serio wszystkich rzeczy, które zdarzają się w anime. Zwłaszcza, jeśli dotyczą zaawansowanej technologii i nauki czy wykorzystują jakieś skomplikowane teorie, które de facto są tylko teoriami.
Po drugie, weź pod uwagę to, że anime raczej nie jest adresowane do naukowców czy ludzi o ponadprzeciętnej inteligencji. Oni mogą sobie tworzyć własne teorie, niekoniecznie zgodne z prawdą. Sam nie interesowałem się przeskokami czasowymi, nie wiem jak to „w teorii” działa, dopiero po przedstawieniu przez pana kilka postów wyżej wszystkich tych scenariuszy i całej reszty mogę to gdzieś tam podpiąć. Jeśli ogląda się to znośnie (a takie miałem odczucia, pomijając pierwszą połowę serii, która z nauką nie miała nic wspólnego poza paroma wtrąceniami od Nagisy, chociażby w odcinku, gdzie zdobywali zastępcze komputery), jest to wytłumaczone w jakimś „dopuszczającym” stopniu, nie wdrążając się zanadto w te wszystkie teorie, to mi to pasuje. Zawiązanie akcji wypadło znośnie, ostatnie ~4 odcinki także. No i tu pojawia się problem – czemu tylko 4 odcinki? Przecież mogło ich być znacznie więcej, ale twórcy postanowili zmarnować ponad połowę odcinków na żmudne pogadanki i jak to nazwałeś „wesołe scenki z życia szkolnego”. I to był właśnie dla mnie największy ich błąd.
Co do równowagi, nie zrozumiałeś za bardzo o co mi chodzi. Mając tyle czasu, ile im zostało (a zostało im niewiele) byli w stanie w jakimś tam stopniu wyjaśnić wszystkie te plot twisty, a przy tym zamknąć akcję, nie przyśpieszając jej zanadto. Owszem, mogłeś dostać jakąś naukową serię o tych wszystkich teoriach, oczywiście, że mogli to zrobić. Ale co z tego, jeśli ta właściwa akcja nie przekraczałaby 10 minut? Ja nie wytrzymałbym dwóch‑trzech odcinków naukowej paplaniny, zwłaszcza, że nie lubię sytuacji, gdzie akcja rozwija się powoli i mozolnie (tutaj zresztą mogę nawiązać do pierwszej połowy serii).
Meh, nie mogę powiedzieć, że to źle, ale nie podoba mi się, kiedy ludzie porównują serie do pionierów z tego gatunku. Wszystko wtedy bladnie i wypada słabo. Pomijając już podobieństwa do S;G pod względem tematycznym (chociaż w recenzji i tak do tego nawiążę, heh), starano się naprawić szkody wyrządzone pierwszą połową serii. Niestety – było już za późno. Najprościej rzecz mówiąc, mógłbym to nazwać (o tak, wiem, że ludzie nie lubią, kiedy to mówię :3) zmarnowanym potencjałem. Bo historia nie była zła, wręcz przeciwnie. Zawiniło natomiast wykonanie, czyli wszystko to, o czym mówiłem powyżej. A pomijając to, zgodzę się, że żaden bohater nie był (nawet w jakimś stopniu) rozbudowaną i wymyślną postacią. Twórcy wrzucili pełną sztampą, począwszy od Kaori (najgorsza postać w tym anime), skończywszy na Airi (nie cierpię altruistek). Kenny nie był zły, a jego „engrish” momentami bawił, ale oprócz tego niczym się nie wyróżniał. Recenzja coming soon.
Re: Koniec
Wszystko jest jasne, zrobili to najlepiej jak mogli. A raczej – zrobili to najlepiej jak mogli, tracąc niepotrzebnie ponad połowę serii na beznadziejne Slice of Life. W Ushinawareta wprowadzili wszystkie te kwestie naukowe za późno, przez co wyjaśniali całą akcję anime w ~4‑5 odcinkach. Zdecydowanie za mało czasu na tego rodzaju tematy, które (jak widać z powyższej dyskusji) są bardzo rozbudowane i zawsze wiążą się z jakimiś nieścisłościami. Biorąc pod uwagę pozostały czas, udało im się znaleźć równowagę między tłumaczeniem zdarzeń, a tworzeniem dalszej fabuły, by coś się działo na ekranach. Od drugiego/trzeciego odcinka nie oczekiwałem od serii cudów, dlatego jestem w stanie pogratulować im rozwiązania i tak już przegranej sprawy. No, można było ją jeszcze bardziej przegrać, ale twórcom udało się jakoś wyjść z tego obronną ręką. Większość zostało wyjaśnione na poziomie dopuszczalnym i do połapania się, o co biega.
To ja może przyczepię się czegoś innego, skoro wszyscy gadają o podróżach w czasie, nauce, kwantach i innych takich bajerach. To co było prawdziwą bolączką serii, to nie ubogie wytłumaczenie na temat podróży w czasie, a pierwsza połowa serii i pieczenie ciasteczek przez pół odcinka. Zadaję sobie jedno pytanie – po co? Żeby rozwijać relacje między bohaterami? Przecież w tym czasie i tak mało się działo, problemy bohaterów były dziecinne (nawiązuje do zachowań głównych bohaterów, a zwłaszcza Kaori i jej „Obrażę się na niego, bo mogę. Wprawdzie nie do końca wiem czemu i czy powinnam się na niego obrazić, ale to zrobię.”).
Za długo skupili się na tym pierwszym świecie, przez co pozostałe wymiary/światy równoległe czy jak wy to tam nazywacie, zostały zaniedbane. Widać to zresztą po datach, pod koniec skakali co jakieś cztery dni, pokazując jeden dzień (a może raczej konkretną sytuację z danego dnia) w przeciągu paru minut. Czy opłaciło im się więc przedstawiać pierwszy świat dzień w dzień, marnując jeden odcinek na 1‑2 dni? Jak dla mnie – nie.
Re: Smiech na sali
Jestem szczególną osobą, która zwykle nie lubi serii, którą jara się „tłum” (przy czym zaznaczam, nie chcę na siłę się wyróżnić), więc przykłady odnośnie Titanica do mnie nie przemawiają… między innymi dlatego, bo Titanica nie lubię. :P Grunt w tym, że sam nie masz konkretnych danych, ile „doświadczonych” (to pojęcie względne) widzów serię ocenia wysoko. To taka lekka hipokryzja, odnośnie tego, co napisał Karsuno.
Owszem, bo po części to wina jednego, a po części drugiego. Przy czym kwestię rozplanowania mogli bardziej dopracować, bo na to drugie raczej nie mieli wpływu.
Tekst o komediach to tylko przykład, chyba, że chodziło Ci o to, że serie w tych klimatach nie należą do najliczniejszych, to faktycznie tak jest, ale można też znaleźć takie tytuły, które wykonane są staranniej.
Tak, to zdecydowanie było widać, zwłaszcza, że pierwszy sezon był już znośny, jeśli chodzi o fabułę i całą tą resztę, klimat był, jakaś tam akcja też była… z drugim było już trochę na odwrót. W kwestii ilości materiału, myślę, że to trochę kwestia złego wykorzystania czasu antenowego i rozplanowania tego materiału na poszczególne odcinki. Jak pisałem w pierwszym komentarzu, początek był wydłużony i mogliby go trochę skrócić, chociażby na rzecz końcówki, która zupełnie mi nie przypasowała ( kliknij: ukryte to co zrobili z Gazem to była lekka żenada).
W tym przypadku przez „warte obejrzenia” rozumiem coś, co w jakiś sposób wybija się z mnóstwa innych, podobnych serii.
Oczywiście, najważniejsza jest frajda z oglądania i nie ma co się nad tym zastanawiać, ale inaczej czuję się, oglądając coś, co sprawia mi frajdę, a jednocześnie jest inne od (dla przykładu) 50 komedii o podobnej tematyce. To zawsze jakieś uczucie świeżości, czegoś nowego.
Możliwe, że troszkę źle to ubrałem w słowa, chodziło mi bardziej o to, aby nie oczekiwać od Chaiki czegoś nadzwyczajnego, a potraktować to jako luźny tytuł, z dystansem.
Nic nie straci,bo nie ma w tej serii nic nadzwyczajnego, co byłoby warte polecenia. Jeśli już poleciłbym Chaikę, zwłaszcza drugi sezon (chociaż to nie ma większego sensu, bo i tak dana osoba zaczęłaby od pierwszego), to raczej dla zabicia czasu, z nudów, nie dlatego, bo seria jest warta obejrzenia. Nie mogę więc powiedzieć „Zobacz na to, bo genialna fabuła” czy coś innego.