x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Puchaty biały szatan i odrywane główki <3
Nie przesadzajmy, akurat Shaft nie ma na koncie żadnych kontrowersyjnych tytułów, głównie produkują niskobudżetowe absurdalne komedie i raz zdarzył im się komercyjny hit (Bakemonogatari).
A sama seria… Jednym zdaniem – cute girls getting hurt. Bierzemy grupkę moeblobów i zamiast wpieprzania ciastek dajemy im CIERPIENIE i TRAUMĘ :D Koncepcja już wykorzystywana, choć z bardzo różnymi efektami (patrz – Higurashi, Elfen Lied), tym razem wymieszana z mahoszodzio. Pomysł super, tylko wykonanie nie powala. Szkoda głównie tego, że twórcy mają w najważniejszych rolach obsadzili najgorsze bohaterki (Homu, Madoka), no i scenariusz jest zdecydowanie zbyt przewidywalny.
Na pocieszenie zawsze zostaje rewelacyjny soundtrack… Warto obejrzeć, ale rewelacji nie ma.
I Kyubeiowi przydałyby się korepetycje z fizyki ;P
Re: Niesmaczne
Nie do końca masz rację. Pisze to osoba, która spodziewała się że seria obierze taki kierunek jaki ostatecznie obrała już po pierwszym epku ;) Jak dla mnie Madoka żadnych oczekiwań nie przerosła, jest dokładnie tym, na co zapowiadała się od samego początku.
A co do komentarza kawałek wyżej… Bez przesady, Japońce nie takie rzeczy z chrześcijaństwem już robili. Zresztą i bez nawiązań do religii potrafią być całkiem niesmaczni :D
Re: Death note to "zbrodnia i kara" podana w postaci anime
Re: A mi nie! Troll attack!
Zapytałem, bo zainteresowała mnie jedna rzecz – jak na tyle postów o obiektywnej krytyce pojawia się zaskakująco mało konkretnych argumentów dotyczących samej serii. Dokładniej – zero. A jeszcze ciekawsze jest to, że kiedy wprost o takie argumenty pytam, otrzymuję wymijającą odpowiedź i znowu – zero konkretnej argumentacji. Wnioski są chyba oczywiste, nie?
Agar, na przyszłość – nie zakładaj, że twój punkt widzenia jest równoznaczny z obiektywnym osądem. Nie jest. A pamiętanie o tym oszczędzi ci nerwów i kolejnych idiotycznych dyskusji.
Re: A mi nie! Troll attack!
Skąd właściwie wiesz, że trójeczki i czwóreczki nie są właśnie najodpowiedniejszymi notami dla tego nieszczęsnego Fraktala? Dlaczego akurat ta seria obiektywnie nie zasługuje na takie oceny?
Re: Ufff
Re: Aż dziw bierze, że ...
Chińskie pornobajki to taki określenie anime. Bardzo trafne, nawiasem mówiąc – całe to medium składa się w większości z serii o cyckach nastolatek i przystojnych chłopcach ze snów pań. Mówimy o rozrywce, przeważnie niewyrafinowanej, a ty wyjeżdżasz tutaj z tekstami takimi jak ten:
Że co? Serio, dawno nic nie rozbawiło mnie na tym portalu tak, jak ten fragment. Spisek*! Nie robią dobrych anime, żeby nie podnieść poziomu społeczeństwa, imo za tym musi stać żydomasoneria*. Tyle że jest prostsze wytłumaczenie dla faktu, że To Aru nie jest Seirei no Moribito – coś takiego po prostu się sprzedaje. A przy okazji wykonane jest nieźle – do grafiki się przyłożono, postaci są sensowne, a fabuła całkiem zgrabnie bawi się gatunkowymi schematami. Które to schematy widzowie znają, czasem lubią, nie mają też problemu z dostrzeżeniem, że nie są traktowane przez twórców zupełnie na poważnie (co, mam wrażenie, tobie umknęło). Tak w dzisiejszych czasach robi się serie rozrywkowe. (A swoją drogą, przy okazji „dzisiejszych czasów” – to, jak porównujesz je do tego, jak to kiedyś było lepiej, jest cokolwiek fascynujące – biorąc pod uwagę wiek podany w profilu.)
W skrócie – narzekasz że anime to anime i doprawiasz to jakimiś absurdami w rodzaju „tekstów o wytwarzaniu wynaturzonych zachowań”. Wręcz przeciwnie, to żadne wynaturzenie – właśnie spotkało cię czołowe zderzenie z prawdziwą naturą chińskich pornobajek. Trauma do końca życia, nie?
PS – gwiazdką oznaczyłem zdania napisane nie na poważnie, cobyś tym razem nie miał problemu z wyłapaniem ;p
Re: Aż dziw bierze, że ...
Może żeby przybliżyć punkt widzenia osób, którym To Aru się podobało, ośmielę się zauważyć, że przy tej serii bawiłem się całkiem nieźle. Niektórzy wynaturzeni zboczeńcy uważają, że właśnie o to w chińskich pornobajkach chodzi ;] Ale ja tam prosty cham jestem, kultury osobistej nie mam i znajomości wybitnych dzieł mi brakuje, więc co ja mogę wiedzieć… Przy okazji, zdaje się, ze w komentarzu Daera przegapiłeś jedno istotne (kluczowe) słowo – autoironia.
W każdym razie życzę powodzenia w walce ze spiskiem pragnących nas ogłupić i zaszczepić swoje nienaturalne koncepcje (bawić się? przy kreskówce? to chore!) animatorów i zidiociałą większością widzów. Podpowiem, że całkiem niezłą strategią może być zmiana zainteresowań z anime na np. ambitne europejskie kino niezależne. Albo teatr. Chociaż w sumie tam też gołe baby pchają…
Re: Szczerze i na temat.
Natomiast co do dalszej części – jasne, masz rację co do wielu spraw i oczywiście nie jest tak, że nie dostrzegam wszystkiego o czym piszesz. Chodzi raczej o to, w jaki sposób to przedstawiono. CG to fanserwiśne, pełne akcji i plottwistów anime z cycatymi licealistkami, wychudzonymi biszami i błyszczącymi mechami – zestawienie tego z tematyką wojny, walki o wolność, dylematami moralnymi i ogólnym patosem powoduje ogromny kontrast. Moim zdaniem śmieszny, ale oczywiście nie musisz się z tym zgadzać.
Co do porównań do DN – skoro pojawia się ich tyle, to chyba znaczy, że zupełnie bezzasadne nie są? ;) W recenzji akurat chodziło głównie o niezrozumiały dla mnie kult Rajtka i Lulusia, jaki wytworzył się wśród fanów – przekonanie o ich wspaniałości jest dla mnie niepojęte, tak samo jak pojawiające się często opinie o tym, jacy to oni „głębocy” ponieważ są „niejednoznaczni moralnie” itp.
W kwestii postaci – przyznam szczerze, że to materiał do dłuższej dyskusji i żeby ją podjąć, musiałbym odświeżyć sobie serię.
O różnicach między anime a pierwowzorem i o tym, co skopano w adaptacji? Ech, czytanie ze zrozumieniem to zaiste trudna sztuka…
Dno
Re: A propos recenzji alternatywnej...
Re: Przecież to komedia, a nie horror!
Re: Przecież to komedia, a nie horror!
Re: Nie znacie się!
Dobra, zaczynam już mniej więcej rozumieć twój tok myślenia – jeśli ktoś się z tobą nie zgadza i objeżdża serię, która ci się spodobała, z reguły przypisujesz mu niechęć do ecchi i tą niechęcią chcesz wytłumaczyć sobie różnicę zdań, prawda? Biorąc pod uwagę jak łatwo Grisz wyprowadził cię z równowagi zastanowiłbym się jednak, zanim następnym razem zepchniesz dyskusję na ten temat.
Przejdźmy do konkretów. W komentarzu który napisałem słowo ecchi się nie pojawiło, nawet nie wspomniałem o fanserwisie. Design postaci JEST żałosny, bo stanowi losowy zlepek fetyszów, które nijak do siebie nie pasują, zupełnie bez pomysłu. Równie fanserwiśne było choćby Strike Witches, ale tam przynajmniej mieli jakąś koncepcję – mundury z II W.Ś., kadłuby autentycznych samolotów… W Samurai Girls tego brakuje, to zupełnie bezsensowny, typowy dla japońców miszmasz – tu fundoshi, tam strój meido, do tego coś z mundurka szkolnego, a wszystko połączone bez sensu i bez gustu.
Otworzyłeś mi oczy. Byłem święcie przekonany, że chodzi o nawiązanie do sztuki aborygenów. Jak widać, człowiek uczy się przez całe życie.
Re: Nie znacie się!
Re: Pytanie
Re: Niespodziewanka
Zirytowanej na cały świat Mary Sue? Też nie widziałem… i bardzo się z tego cieszę. Do Zmierzchu czy innych Naznaczonych z takimi bohaterkami, nie do anime!
Cała reszta nie przypadła mi do gustu, sprawia wrażenie nieudanego mariażu Pottera, Goosebumps i jakiegoś miernego fantasy dla dorastających dziewcząt. Dobra oprawa nie ratuje tej produkcji – raczej szkoda, że akurat na coś takiego idą pieniądze. Ni to straszne, ni śmieszne, za to dość nużące.
Re: 2/10
Nie pamiętam serii na tyle dobrze, żeby dyskutować o banalności poszczególnych historii, ale co do postaci akurat się zgadzam. Tutaj twórcy wpadli we własną pułapkę – zbyt wyraźnie widać, że bohaterowie pojawiają się w historii tylko po to, żeby uzmysłowić nam jakąś „ważną prawdę”, być metaforą tego i owego, etc. Pełnią konkretną rolę – coś powiedzieć, coś pokazać – i nic poza tym, nie są postaciami „z krwi i kości”. Co bardzo wpływa na odbiór całości – dlaczego miałbym interesować się tym, co twórcy poprzez tych bohaterów starają się powiedzieć, skoro na samych bohaterach zupełnie mi nie zależy?
Re: 2/10
Protip: jeśli chcesz być traktowany serio, posłuż się tzw. argumentami. Obrażanie osób, którym seria się podobała, z reguły nie pomaga.
Re: Nikt nie zapłacze
Poprawiono tagi spoilera. Moderacja.
Re: Nikt nie zapłacze
Re: Ocena recenzji
Co do wielkich robotów – skrót myślowy, ci którzy widzieli NGE zrozumieją. Jest duże, ma ręce i nogi, metal na zewnątrz, a jak się wsadzi do środka emo nastolatka, to zmienia się w broń masowego rażenia – czyli ma wszystkie cechy, które powinien mieć typowy mech. Poza tym „olbrzymie humanoidalne istoty organiczne, będące czymś w rodzaju sztucznych bogów, odziane w stalowe pancerze” jakoś głupio brzmiałoby w zdaniu i utrudniałoby czytanie.
Nie napisałem że chcieli. Ale wydawało się, że byli – nie ponieśli do tej pory żadnej porażki, był nawet sztampowy motyw „mamy prawie zerowe szanse powodzenia, ale i tak się uda!” – po prostu zdawali się nie pojmować powagi sytuacji. Piszę o „śnie” raczej w znaczeniu ułudy, iluzji – nie marzenia.
Hmm, to faktycznie byłoby ciekawe. Ale nie, Rei nie powinna jeszcze ginąć. Co nie zmienia faktu, że mogli uratować ją w inny sposób niż kliknij: ukryte dając Shinjiemu absurdalny power‑up z cyklu „potęga miłości i determinacja pokonają nawet śmierć”. Tak, moim zdaniem to jest kiczowate.
W zacytowanym fragmencie – owszem.
...ale wciąż nie sprawiała wrażenia ludzkiej. Poza tym była bardziej pasywna kliknij: ukryte - patrz scena, w której powstrzymuje uderzenie Asuki w windzie. W oryginale też mamrotała „nie jestem lalką”, ale uderzyć się dała. Czyli jakiś postęp w stosunku do serii TV jest.
W serii TV? Owszem. To między innymi odcinek z motywem „uda nam się, choć mamy zerowe szanse, dokonamy cudu!”. We wspomnianych odcinkach mieliśmy też choćby motyw „synchronizowania się” Shinjiego i Asuki, zakończony „baletową” walką – tego nie sposób traktować poważnie. Wtedy było pewne, że wszyscy przeżyją, a odcinek skończy się szczęśliwie – w porównaniu z takimi momentami jak test 03 czy walka z Aniołem atakującym psychikę Asuki to raczej nie były wyczerpująće walki.
Argumenty odnoszące się do muzyki i Mari („mi się podobało, a tobie się nie podobało!”) pozwolę sobie zbyć milczeniem ;)
W skrócie – dziękuję za komentarz, ale żaden z postawionych zarzutów nie wydaje się sensowny.
Re: Dla mnie bomba!
Nie da się ukryć.
Haremówka – w najbardziej sztampowym wydaniu – to seria z facetem w roli głównej i rozrastającą się z odcinka na odcinek grupką dziewczyn kręcących się wokół niego. W tejże grupce powinno znaleźć się przynajmniej kilka potencjalnych partnerek, z niewyjaśnionych przyczyn zainteresowanych naszym Zwyczajnym Japońskim Nastolatkiem. Bakemonogatari podpada pod tę definicję: mamy chłopaka, sześć dziewczyn, z tych sześciu przynajmniej trzy coś do niego czują (Hanekawa, Nadeko, Hitagi, ale znając życie pewnie jeszcze loli wampirzyca).
Tak, to jest harem.
Anime roku~!
Niezłe dialogi w pierwszych kilku odcinkach to trochę za mało, żebym zachwycił się i z miejsca obwieszczał, że mamy do czynienia z ahhhtystycznym Wielkim Dziełem.
Po rewelacyjnym wstępie z Senjougaharą w roli głównej emocje szybko ostudził słabszy odcinek z rozwiązaniem jej zagadki. Nie dajcie się zwieść wyróżnikowi „kryminały/zagadki/tajemnice” – tak naprawdę żadnych ciekawych tajemnic tu nie ma, a odcinki kończące każdy łuk, poświęcone rozwikłaniu zagadki danej postaci, bywają nieraz nudne – ma się wrażenie, że tajemnice wymyślone są trochę „na odwal się”, bo jakieś rozwiązanie było potrzebne. Jakiekolwiek. Z reguły niezbyt fascynujące.
Dalej – haremik. Iluzja, jaką z początku udało się wytworzyć panom z Shaftu – że Bakemonogatari jest „czymś więcej”, ambitnym dzieuem i tym podobnymi pierdołami, w moim przypadku rozwiała się chyba przy łuku Nadeko. Jezu, człowiek siedzi przy monitorze i wstydzi się, że coś takiego ogląda. Humor zupełnie stępiał, a jego miejsce zajęło granie pod publiczkę jarającą się nieletnimi idiotkami, których zasób słownictwa ogranicza się do „Oniii‑chan…”. Czar prysł, została fanserwiśna haremówka z zupełnie nierealnymi bohaterami. W tym momencie nawet Senjougahara zrobiła się nudna.
Zachwyt grafiką także mija po kilku odcinkach, nic dziwnego, że jest dopieszczona pod pewnymi względami, skoro większośc „animacji” to statyczne kadry. Jak żartują niektórzy – to może nie najlepsze anime, ale z pewnością najlepsza prezentacja PowerPoint, jaką kiedykolwiek widzieliśmy.
Podsumowując – miało być dobrze, a wyszło jak zwykle. Jak na haremówkę niezłe, pierwsze odcinki naprawdę warto zobaczyć, ale czy warto się zachwycać? Niekoniecznie.