x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Tyle że właśnie nie kojarzę tego typu serii wśród nowości – a na pewno niezbyt wiele. Zgadzam się, że dawniej było ich sporo, ale cóż… to było dawno. Inna sprawa, że też realizacja jest zupełnie inna w przypadku tytułów z lat 90 i tych wychodzących obecnie, co już wiele zmienia przy odbiorze.
No ja zdecydowanie pomyślałam o Mitsuru Adachi i zbytnio mi to tu nie pasowało xd Co do Noragami – no wiesz, to zupełnie inny typ fantasy – raz, że osadzony we współczesności, a dwa – zachowujący typowo wschodni klimat. Osobiście mi się to anime bardzo podobało, choć sporo zepsuł denny humor, w dodatku tam była postać, która tylko pałętała się pomiędzy nogami i przeszkadzała ;p
Wciąż jednak wszystkie te tytuły prezentują zupełnie inny typ niż Bahamut. Break Blade czy Xamd podpadają już pod mecha, więc to już w ogóle nie ma o czym mówić -.- W dodatku nadal są to serie „wesołe i kolorowe” (choć np. Zetsuen w pierwszej połowie wymykał się z takiej klasyfikacji, to drugą połową zepsuł wszystko), a Bahamut poprowadzony zostaje w innej konwencji (nie wiem co to AoT jedynie, więc do tego się nie odnoszę) – i w tej kategorii właśnie nie ma konkurencji. Inna sprawa, że wprowadzenie dojrzalszych bohaterów już sporo zmienia – z typowymi nastolatkami utrzymanie klasycznego klimatu fantasy jest praktycznie niemożliwe niestety.
A „co kto woli” było bardziej w kwestii ujęcia „mniejszego zła” – nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabyś być fanką któregokolwiek, bo… cóż – jak?
Btw. bo mi się przypomniało – jest jeszcze Mitsu x Mitsu Drops w tych klimatach, które w sumie jak dla mnie przebija te dwa^^
Re: gothic lolita
A o tej z pieskami pisałam i uparcie mam zamiaru udawać, że jej tam nie było. A na szczęście była naprawdę rzadko ;p
No właśnie. Sęk w tym, że lata 90 to już dawne dzieje, a pragnę zauważyć, że pisałam o seriach nowych xd
Myślę, że to miałoby sens, bo naprawdę nie kojarzę zbyt wiele tytułów, które mogłyby konkurować z Bahamutem w kategorii, którą prezentuje. A skoro się z tym nie zgodziłaś, to miło by było podać jakiś przykład xd
Poza tym fantasy to bardzo pojemny gatunek, w którym zmieści się wszystko. Ale mnie chodziło właśnie o to, że takich troszkę poważniejszych fantasy bez tony fanserwisu czy standardowych gagów, z licealistami w rolach głównych, różniących się z reguły tylko kolorem włosów, obecnie praktycznie nie ma. Większość to kolorowe moe produkcje stawiające na te same popularne schematy. A Bahamut się z tego kręgu wyraźnie wyrywa.
Btw. o jaką ekranizację mangi Adachi ci chodzi? o.O
No cóż – gust gustem. Jeśli o mnie chodzi wciskanie fanserwisu to najgorsze co można zrobić dla klimatu dobrego fantasy.
A swoją drogą jeśli tu jest „zamota” (cokolwiek by to miało znaczyć, acz przyjmę, że chodziło o skomplikowanie), to ja odpadam – przecież fabuła tu jest prosta jak konstrukcja cepa! Obrona świata przed wielkim złem i te sprawy. ;p
Szczerze powiedziawszy dla mnie idealizacja miłości patologicznej jest jednak gorsza, no ale co kto woli ;p
Cieszy mnie zatem, że jakimś cudem udaje ci się uniknąć większości obecnie wychodzących anime xd
To ja bardzo chętnie poznałabym tę całą dekadę podobnych anime fantasy (może być ciężko skoro mowa o nowych seriach xd), bo jakoś żadne nie przychodzi mi do głowy.
Jeśli mowa o fantasy pokroju SAO, Dog Days, NGNL albo innych tego typu kolorowych pierdółek to faktycznie jest tego sporo. Ale jakoś nigdy nie stawiałabym tego jako konkurencję dla Bahamuta. Nie twierdzę, że nie zdobywają one fanów – ba, na pewno mają ich więcej. Dla mnie jednak, jako osoby, która nie cierpi przesłodzenia, naiwności i elementów moe wpychanych wszędzie, są to tytuły z zupełnie innej półki niż Bahamut. I cenię sobie gdy wychodzi fantasy, które nie jest moe, a właśnie w tej kategorii startuje Bahamut.
I znowuż muszę się ucieszyć – tym razem z faktu, że nigdy postaci projektować nie będziesz xd A na serio – projekt projektem, wymiary miseczek są mi obojętne o ile pozostają w granicach realności i nikt mi ich na pierwszy plan nie wpycha. Fanserwis może sobie być, mnie to obojętne czy ktoś lubi się poślinić na widok panienek 2D… ale na boga – nie musi być wszędzie!
A na serio to ja jestem zachwycona i nawet pokuszę się o stwierdzenie, że jest to jedno z najlepszych fantasy w anime z ostatnich kilku lat (fakt, że nie ma zbytniej konkurencji niewiele zmienia xd). Do tego ci bohaterowie! Wreszcie nie mamy tu klasycznego japońskiego nastolatka‑idioty ani klasycznej japońskiej nastolatki‑idiotki, tylko bohaterów pasujących wręcz idealnie do klimatu anime. Nie ma tu postaci plątającej się między nogami i tylko przeszkadzającej reszcie, co też jest sporym plusem.
Nie znajdziemy tu skomplikowanej historii, lecz ona nigdy nie była znakiem rozpoznawczym przygodówek fantasy, więc od początku nie na to się nastawiałam. Jest to schematyczne, acz w wersji anime niestety niewiele jest podobnych tytułów, więc każdy jeden cieszy mnie podwójnie.
Ogólnie seria obudziła we mnie wiarę, że jest jeszcze nadzieja dla japońskiej animacji i wcale nie każdy tytuł musi zawierać głupawy fanserwis, czy jeszcze głupsze cycate bohaterki. Ja tam jestem ukontentowana, więc z czystym sercem daje 8/10.
No i… „Favaroooooo!” xd Ach, no szkoda, że to już koniec…
Re: 13
To JEST pokazane w interesujący sposób. Nie byłoby takie interesujące, gdyby to wyłożyli nam jak na tacy i jeszcze przy okazji skomentowali na co mamy patrzeć. Tu akurat dochodzi kwestia tego, czy widzowi chce się troszkę pomyśleć. A na szczęście przy okazji nie przesymbolizowali tego, bo nie ma tu przeładowania dziwnymi znakami, czy metaforami z potrójnym dnem. Większość jest się w stanie odkryć po prostu śledząc uważnie fabułę. Nad kilkoma trzeba się może na chwilę zatrzymać, ale też nie wymaga to od razu przeszukiwania ksiąg by znaleźć co dany symbol może oznaczać, ale po prostu przemyślenia pewnych kwestii.
Zapewne jest wiele osób, które tak jak ty widzą w tym tylko anime sportowe. Wasza wola, nie mam też zamiaru twierdzić, że to trzeba odbierać inaczej. Ale z pewnością można i śmiem twierdzić, że właśnie wtedy najlepiej widać cały potencjał tego tytułu.
Re: Koniec
Ależ owszem, podróże w czasie są nielogiczne z naszego punktu widzenia. Ale skoro twórcy zdecydowali się na wprowadzenie ich do świata przedstawionego, to tam nabrały one logiki. Tyle, że w tym wypadku ich wizja nie funkcjonuje tak jak powinna, bo ma luki i jest chaotyczna (tak jak to opisał Beatle). I tyle – ni mniej, ni więcej.
Ja generalnie nie oczekiwałam zbyt wiele od haremówki z motywem podróży w czasie. Ale dostałam kompletny shit, który miał potencjał na bycie jednak czymś lepszym. I jak najbardziej się zgadzam, że nudne i głupawe odcinki o szkolnym życiu pogrążyły totalnie ten tytuł. Tyle, że swoistego rodzaju chaos związany z tematyką podróży w czasie również mu nie pomógł (i tak, jest to związane jak najbardziej z czasem, który został na przedstawienie owej tematyki, ale to jest wina tylko i wyłącznie twórców, którzy sami tyle czasu na niego przeznaczyli).
Przyjemne
Wątek spodka rozwinięto jak dla mnie w sposób niewystarczający. Nie mam pomysłu, co mogliby z tym zrobić co prawda, ale po zakończeniu poczułam spory niedosyt.
Spodobała mi się natomiast grafika. Nie żebym widziała tu od razu ósmy cud świata animacji, ale uważam, że to było… ładne.
Ogólnie seans uważam za udany z kilkoma mniej przyjemnymi momentami, serię oznaczam jako obejrzaną i… pewnie szybko o niej zapomnę, bo też na kolana mnie nie rzuciła. Tak czy siak miło by było, gdyby w każdym sezonie wychodziło przynajmniej jedno takie anime, bo to jest świetne na rozluźnienie^^
Tyle, że to stanowi malutką część tego wszystkiego, co zostało w Ping Pongu faktycznie pokazane. Bo też i nie tylko o talencie czy ciężkiej pracy była tam mowa (ten motyw jest najważniejszy tylko przy postaci Sakumy) i tak naprawdę nie sprowadzało się to wszystko tylko do Ping Ponga, ale przez jego pryzmat zostało pokazane. To spora różnica! Mam wrażenie, że ty tej serii przyjrzałeś się tak jakby z wierzchu, kiedy ona oferowała coś więcej. Nie twierdzę, że to źle, ale tylko zwracam uwagę, by spróbował spojrzeć na to szerzej.
Swoją drogą (abstrahując od tematyki obyczajowej) zauważ, że samo znaczenie sportu dla każdego z bohaterów było totalnie różne (końcówka to ładnie pokazuje) i nie znam innego anime, które coś takiego by pokazywało.
Ha, ale one nie są bajkami. Nie w ścisłym znaczeniu tego terminu. Kreskówkami, animacjami – owszem, ale nie bajkami xd Tak czy siak nawet stosując sobie taką terminologię nie wyklucza to podziału jakościowego ;p
Inna sprawa, że w przypadku starszych tytułów dochodzą jeszcze inne czynniki, typu brak dostępności, tłumaczenia, przekonanie o gorszej grafice, mniejsze rozreklamowanie danych tytułów itepe. Mnie w tym wypadku chodziło tylko o tytuły wychodzące w tym samym czasie, do których dostęp jest praktycznie taki sam (okay, czasami zdarza się brak subów, co hamuje popularność).
No właśnie sęk w tym, że nie, to nie jest seria typowo sportowa, co samo w sobie czyni ją już oryginalną.
A czym w takim razie są serie, które widziała mała ilość osób?:P
Re: Koniec
Po drugie – nadal nie wytłumaczyłeś końcówki, w której kliknij: ukryte Yui budzi się w ciele Kaori. Czemu? Jak? I czy to faktycznie taki happy end, skoro cała seria poświęcona jest ratowaniu Kaori, bo Sou cierpi i nic ani nikt inny się dla niego nie liczą, a potem ta Kaori nie jest już ważna, bo Sou kocha Yui.
To jest największy zgrzyt fabularny tej serii, to sprawia, że tytuł nie jest jasny, piękny, ani logiczny.
W dodatku to co napisał Beatle na temat tego jak wyglądały zasady „działania” podróży w czasie w tej serii dobitnie pokazuje, że twórcy się pogubili. Ponadto kiedy kliknij: ukryte Yui znika nie powinno być mowy o jej konstrukcji, o tym czy jej się udało, czy też nie. A jednak jest. Jednak Sou cały czas o niej myśli, kocha ją, a przecież teoretycznie ona nie istnieje i nigdy nie istniała.
Przy czym właśnie nie wyjaśnili ich w ogóle. Owszem, główny plot twist, czyli sam fakt cofania się w czasie, istnienia Yui i jej roli, jest jasny jak słońce. Natomiast czy w ogóle możemy mówić o innych plot twistach poza tym, który zdarzył się na końcu i którego ni w ząb nikt nie wytłumaczył? Bo w sumie nie zauważyłam. Nie jest to błąd, żeby nie było, że chcę się przyczepić, ale generalnie fabuła jak na serię o podróżach w czasie jest prosta.
I co do równowagi – tak, ale wcześniej stworzyli serię w ten sposób, że na owo „podłoże naukowe” zostało ledwie kilka minut, które wykorzystali dodają kilka „mądrze brzmiących” słów, które teoretycznie miały nam wystarczyć, byśmy zobaczyli jak inteligentna jest to fabuła. I tu jest pies pogrzebany. Bo już lepiej, gdyby to po prostu pominęli i dodali nawet te głupie scenki szkolne, gdyż w tej wersji wyszło to najgorzej, bo i tak scenek szkolnych jest za dużo, a przy tym ich teorie wypadają bzdurnie.
Re: Koniec
To w takim razie prosiłabym bardzo o wytłumaczenie tego, co zdarzyło się pod koniec serii jeśli wszystko jest tak jasne i piękne. Swoją drogą nie widziałam tam żadnej równowagi tylko kilka bzdurnych teorii rzuconych od czasu do czasu, żeby widz widział „jakie to mądre”. Jeśli mówimy o serii, która tematykę podróży w czasie rozwinęła najlepiej jak mogła, to zdecydowanie w tym kontekście najlepiej pasuje Steins;Gate, a Ushinawareta to nędzny ochłap, w którym twórcy myśleli chyba, że małym nakładem myślenia uda się im stworzyć coś podobnego. W końcu S;G również poświęciło niemało czasu antenowego na rozwijanie relacji pomiędzy bohaterami, w dodatku z haremowym zalążkiem. Tutaj jak widać zrobili wszystko jak mogli najgorzej – na pierwszy plan wypchnęli mdłą bohaterkę dla której wszyscy się starają, wesołe scenki z życia szkolnego, dodają ledwie kilka słów w kwestii fatycznego „podłoża naukowego”, które było więcej niż głupie…
Kolejną sprawą, która wyszła średnio był humor. Niektóre gagi faktycznie miały jako taki polot i nawet potrafiłam się zaśmiać raz czy dwa na odcinek, ale większość stanowiła zlepek ogranych motywów w typowo tandetnym, popkulturowym stylu, które obok dobrego humoru nawet nie stały. Cała ta idea moe maskotek, których prawdziwe oblicze moe nie jest, dla mnie osobiście była irytująca wręcz. A niestety takich głupotek było więcej…
Natomiast sporym plusem był główny bohater – z charakterem, inteligencją, poczuciem humoru i narcystyczną otoczką. To w sumie on ciągnął całe show i gdyby jego zastąpić kimś bardziej przeciętnym, cała reszta wypadłaby po prostu słabo, a tak jakoś się to wszystko nakręcało.
Grafika jest oczywiście ładna a muzyka przyjemna, co w pewien sposób poprawia przyjemność płynącą z oglądania, niemniej jednak poza byciem miłą seryjką „na raz” Amagi Brilliant Park nie wychodzi w żadnym momencie. To jest taki idealny przykład serii na 6/10 po prostu – bez zbytniego polotu, który by ją szczególnie wyróżniał z morza innych zapychaczy, ale wciąż całkiem fajnej i wartej obejrzenia, zwłaszcza jeśli nie ma się nic ciekawszego na widoku.
Re: Koniec
Re: Koniec
Z logiką funkcjonującą w naszym świecie tak, ale mamy do czynienia z logiką świata przedstawionego, w której twórcy powinni trzymać się założeń fabularnych, na jakie zdecydowali się na początku. W końcu, jak to w przypadku serii związanych z kwestiami nierealnymi, następuje zawieszenie niewiary, kiedy to przyjmujemy, że podróże w czasie są możliwe. Jednakże nie możemy przyjąć w tym wypadku, że twórcy założyli jednocześnie, że w pewnych okolicznościach mamy do czynienia z wyższością teraźniejszości, w innych przeszłości itp., bowiem nie dali nam odpowiedniego podłoża teoretycznego, musimy się więc posługiwać tym, co istnieje w naszej rzeczywistości. Zatem wszelkiego rodzaju psioczenie na twórców jest jak najbardziej na miejscu, bo to właśnie ich brak odpowiednich kwalifikacji, bądź właśnie wygodnictwo, sprawiło, że seria ta stała się absurdalna.