x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Nic odkrywczego, ale przyjemne
Kolejną kwestią są nie do końca udane kreacje bohaterów. Na pierwszy plan wśród irytujących postaci wysuwa się zdecydowanie Yuma. Niby wiem po co ona tam była, zwłaszcza w połączeniu z biernością głównej bohaterki, ale i tak strasznie mnie irytowała. Zresztą jej bóstwa też były jakieś takie zbyt plastikowe, choć niby najbardziej pasujące wyglądem do shintoizmu. To mnie też bolało, bo wyglądało tak totalnie od czapy. A skoro jesteśmy już przy wyglądzie… Akurat komputerowe projekty bóstw jak dla mnie zaprezentowały się ciekawie. Tu przynajmniej miały rację bytu, bo teoretycznie chodziło o istoty z innych wymiarów, więc ich projekty ładnie odcinały się od naszej rzeczywistości. Gdyby nie ta nieszczęsna dwójka od Yumy, to wszystko by grało, ale oni okropnie złamali tę konwencję.
Sama Matoi też nie wyszła najlepiej – była jednak zbyt niezdecydowana, zbyt… nijaka jak na główną bohaterkę. Jej marzenie o byciu normalną dziewczyną ostatecznie okazało się być ważne z perspektywy całej fabuły, ale nie zmienia to faktu, że „normalność” nie musiała oznaczać „bezpłciowości”.
Nadal też uważam, że o wiele ciekawiej by to wyszło, gdybyśmy dostali całą obsadę złożoną z dorosłych bohaterów. Inna sprawa, że tę ekipę, która tam była, dałoby się poprowadzić o wiele ciekawiej. Największy problem mam w sumie z kliknij: ukryte Hideo, który przez większość czasu robi za komediowe tło, by ostatecznie… okazać się „naczyniem” na jakąś tajemniczą, potężną istotę pociągającą za wszystkie sznurki. Nie powiem… trochę mnie to zaskoczyło, bo naprawdę myślałam, że robią z niego tylko taki komediowy dodatek (co niestety jest częstym zabiegiem w anime), ale mimo wszystko, gdyby nie zrobili z niego takiego idioty, ten efekt zaskoczenia też by się dało wywołać. Inna sprawa, że zawsze mnie rozwala, iż nikt się tego typu bohaterami nie przejmuje jak się dzieje coś niebezpiecznego – chociażby po odkryciu całej prawdy Shingo ani przez moment się nie zastanowił co z jego podopiecznym. Niby niebezpieczeństwo w jakim znajdowała się jego córka to wiadomo – większy problem, ale i tak… żeby ani przez sekundę?
Mimo wszystko były to całkiem przyjemne magical girls, które ostatecznie zostały przyćmione przez o wiele ciekawsze serie tego rodzaju, które wyszły w tym samym sezonie. Myślę jednak, że fani gatunku (zwłaszcza ci, których interesują mniej cukierkowe wydania) powinni spróbować i raczej się nie zawiodą. To wciąż całkiem solidna seria, tyle że po prostu nigdy nie miała łamać żadnych schematów, czy próbować rewolucjonizować gatunek. Jej plusem jest też niezłe zakończenie – może i nie wszystko zostało wyjaśnione do końca, ale generalnie sprawdziło się to jako finał opowieści. No i muszę przyznać, że proste, happyendowe zakończenia mają coś w sobie (zwłaszcza teraz, kiedy happy endy wydają się być strasznie niemodne).
Więcej łyżwiarstwa, mniej fanserwisu i byłoby świetnie.
Po drugie – z czasem zbyt daleko zabrnęli z tym fanserwisem, stawiając go jakby ponad tym, co powinno być najważniejsze, czyli główną tematyką tej serii. Szkoda, że za bardzo chcieli się tu przypodobać pewnej grupie widzów – wiem, że anime ma się przede wszystkim sprzedać, ale właśnie tworzenie tej serii typowo pod publiczkę, wciskanie na siłę wszystkich aluzji mocno osłabiło ten tytuł. Niestety, seria jest bardzo popularna. „Niestety” bo to po prostu kolejny znak, że czasami wcale nie trzeba się starać i wystarczy wcisnąć do anime motywy, które się podobają, żeby dany tytuł został dobrze odebrany. To trochę tak, jak było z „LL Sunshine”, które również zostało odebrane entuzjastycznie, a absolutnie nikt się tam nie wysilił, by stworzyć coś faktycznie oryginalnego i wartego uwagi – ot, po prostu powtórzono wytarte, ale bardzo popularne schematy. Tutaj z czasem zaczęło mi brakować pewnej energii w przedstawianiu popisów kolejnych łyżwiarzy. Niejako zeszły one na drugi plan, a najważniejsze było puszczanie oczka w stronę widzów na temat tego, czy Yuri i Victor to para gejów. Szkoda.
I niestety chyba największym minusem tego tytułu jest zakończenie – mdłe, pozbawione emocji i mocno skondensowane. W ogóle nie czułam się, jakbym oglądała finał. W samych występach brakło jakiejś iskry, emocji, dzięki którym wcześniej z takim zafascynowaniem śledziłam poczynania zawodników. Ot, wyszli, wystąpili i po zabawie. Dano sobie oczywiście furtkę na kolejny sezon, ale nie jestem pewna, czy będę chciała go obejrzeć. Bo w końcu cóż w nim mogę zobaczyć? Jeszcze więcej fanserwisu, pewnie nowych przeciwników i kliknij: ukryte Yuriego sięgającego po złoto – nie sądzę, by klimat tej drugiej serii uległ zmianie i na pewno nie wierzę, by ktokolwiek zrezygnował tu z motywów, dzięki którym ten serial zyskał taką popularność (a wręcz podejrzewam, że chcieliby tam zawrzeć tego jeszcze więcej a to już byłoby zdecydowanie zbyt wiele).
Do tego wszystkiego zawiodła grafika. Doceniam, że postanowili zanimować wszystkie występy i nie ograniczyli się do pokazu slajdów. Szkoda tylko, że te animacje praktycznie z każdym kolejnym odcinkiem były coraz gorsze (ze wstrętem wspominam szczególnie pewien występ Phichita… brrrr… to był koszmar). Naprawdę liczyłam na coś znacznie lepszego. Wyjątkowo dobrze wspominać będę natomiast oprawę muzyczną, która była tu naprawdę bardzo udana, a szczególnie podkłady do konkretnych występów zabrzmiały świetnie (z drobnymi wyjątkami niestety, ale i one nie były tak naprawdę złe, a po prostu w porównaniu do reszty wypadły ciut blado).
Ostatecznie dostaliśmy serię tylko dobrą, która miała tendencję na bycie jedną z najlepszych sportówek, ale została pogrążona w morzu fanserwisu, który z czasem przysłonił motywy sportowe. Szkoda, naprawdę szkoda, bo bardzo chciałabym, żeby było inaczej. Nawet i z fanserwisem, ale nie tak nachalnym. Bo w końcu fanserwis nie jest zły, ale jeśli poza nim w serii nie ma niczego… cóż, nie świadczy to zbyt dobrze o danym tytule.
I na koniec została jeszcze najbardziej drażliwa kwestia – czy to jest yaoi? Nie – nigdy nie było i nigdy nie będzie, w końcu yaoi to jakby gejowska wersja hentaia. xd No dobra, ale na serio – czy to jest shounen‑ai? Mimo wszystkich aluzji – też nie, bo w żadnym momencie nie zostało to potwierdzone. I zanim ktoś mnie wyzwie od homofobów – to samo dotyczy potencjalnych romansów heteroseksualnych. Nie chodzi tu o jakieś wydumane wyznania miłosne i tym podobne pierdoły, ale póki jasno nie zostanie pokazane, że dwójkę ludzi łączy coś więcej, niż przyjaźń, to nie może być mowy o faktycznym romansie (podając przykład z innej serii – w takim układzie NNB też trzeba by uznać za romans, bo przecież relacja między Hotaru i Komari była taaaaka głęboka, że to na pewno nie przyjaźń).
Zauważyłam natomiast wśród niektórych tendencję do stwierdzenia, jakoby seria nie była shounen‑ai, ale Viktor i Yuri faktycznie byli w homoseksualnym związku, tylko, że „poważnym” (gdziekolwiek tam tę powagę znaleziono między tymi wszystkimi gagami xd). Cóż… nie wiem skąd takie wnioski komuś przyszły do głowy, ale jest to stwierdzenie strasznie… głupie. ;p Skoro faktycznie łączy ich miłość, to tak – wtedy mamy do czynienia z shounen‑ai. Shounen‑ai to nie jest określenie na głupiutkie i słodziutkie historyjki o gejach przeznaczone dla piszczących nastolatek, w tę kategorię podpadają także tytuły z poważniejszą fabułą. Problemem jest tylko to, że takowe nie doczekały się dotąd ekranizacji. Inna sprawa, że próba ucieczki od zaklasyfikowania tytułu jako głupiutkiego romansidła o gejach poprzez pokrycie go toną fanserwisu to zdecydowanie nie najlepszy pomysł na pokazanie „poważnego związku”. To tak, jakby próbować uciec od łatki „ecchi” dodając do anime więcej scenek erotycznych niż w standardowych tytułach tego typu. Niestety, ale dodanie większej ilości czegoś, nie sprawa, że tego czegoś tam wtedy nie ma – to tak nie działa. xd
Bardzo dobra, lekka komedia
Moim ulubionym bohaterem pozostał Saiki, ale co najlepsze – nie było tu żadnej z postaci, która by mnie całkowicie drażniła. Największy problem miałam z Shiho, ale i ona zmieniła się na lepsze i zdecydowanie daleko jej to takiej Mahiru, która przez dłuuugi czas wyrażała swoje uczucia za pomocą pięści (co było największym minusem poprzedniego Workinga). Inna sprawa, że nawet dyżurny nierób, czyli Kisaki, wypadła tutaj naprawdę fajnie ze swoimi celnymi uwagami‑radami. Ot, choć dostaliśmy tu stado oryginałów, to nie byli oni aż tak skrzywieni i kotwiczyli choć trochę w realizmie. Żałuję, że ta wersja nie wyszła wcześniej, bo pewnie wiele osób, przyzwyczajonych do bohaterów poprzedniego Workinga, spojrzy na nią krzywo, jak na „gorszego klona” (że niesłusznie także pod względem daty wydania oryginału, to już inna sprawa). A to naprawdę bardzo fajna, konkretna komedyjka z dobrze poprowadzonymi wątkami romantycznymi i co najważniejsze – z odpowiednim zakończeniem!^^
Wyjątkowo dobre
Również wątki dotyczące Kazuhy i Momoki wypadły naprawdę fajnie. Co najważniejsze – nie przedramatyzowano ich, choć istniało takie niebezpieczeństwo, zważywszy na powagę sytuacji. Żałuję natomiast, że nie poświęcono więcej czasu dla Yae i Koto, przez co obie pozostały w cieniu pozostałych dziewcząt. Zwłaszcza Koto ze swoim „doświadczeniem” w branży dawała spory potencjał na jakiś ciekawy wątek z tym związany. Zresztą naiwność i dobre serce Yae też można było ciekawie wykorzystać.
Przed seansem zastanawiałam się, czy serii będzie bliżej do Shirobako czy Sore ga Seiyuu. Ostatecznie okazało się, że poszła ona swoją drogą po prostu. Gdybym wszakże musiała wybrać, postawiłabym zdecydowanie na Shirobako, bo również w tej serii bardzo dobrze udało się przedstawić podejmowany temat, przy czym tutaj realizm zastąpiono cynizmem. Do poziomu Shirobako zabrakło co prawda pewnych detali, odważniejszego przedstawienia pewnych spraw i rozwinięcia niektórych kwestii, a także zwyczajnie większej liczby odcinków. Mimo wszystko Girlish Number jest jak dla mnie bardzo dobrą serią, wspaniale wywiązującą się z „obietnic” stawianych w pierwszych epkach. Na szczęście nie traci ona impetu po dość mocnym starcie i do końca zachowuje ten sam poziom (nie licząc może grafiki, bo tu z czasem widać coraz więcej oszczędności, jak choćby rozmazywanie brzegów ekranu). Do tego historia ma swój finał, co również jest dużym plusem, zwłaszcza że nie jestem entuzjastką otwartych zakończeń. Obok Flip Flappers to dla mnie największa niespodzianka tego sezonu, aczkolwiek – niestety też jak wspomniana w tym miejscu seria – tytuł bardzo niedoceniony. Podejrzewam, że część osób niesłusznie przypina mu łatkę CGDCT, a co jak co, ale akurat moe okruszki to zdecydowanie nie są. Ja mam w każdym razie nadzieję, że doczekamy się więcej podobnych anime. :)
Trochę nie teges
Zresztą to samo dotyczy rywalizacji między Ha‑chan a Tamaki. Kiedy wszedł ten motyw, praktycznie wszystko inne zeszło na dalszy plan. I nie powiem by wyszło to tej serii na dobre. Tworzenie gry zostało zastąpione niemal wyłącznie tworzeniem ilustracji do gry, czy też konkretnie biadoleniem nad tym, że te ilustracje nie są wystarczająco dobre. Szczerze powiedziawszy, przez ostatnie 4 odcinki bardziej już męczyłam ten tytuł, bo przyjemność z seansu gdzieś po drodze uleciała.
Same bohaterki są całkiem sympatyczne, choć najgorzej wypada sama Tamaki, która jest kolejną wariacją na temat niezdarnej dziewuszki. Ratowało ją nieco świrowanie na punkcie starszych panów (aż mi się Jiji z Kuragehime przypomniała^^). Reszta bohaterek miała swoje gorsze i lepsze momenty, przy czym tych drugich było zdecydowanie więcej w początkowych odcinkach, bo potem praktycznie wszystkie zeszły na drugi plan. Nie jest to poziom GochiUsa niestety, ale jak na grupkę uroczych dziewuszek z moe seryjki i tak wypadają całkiem nieźle, choć byłabym w stanie wymienić serie, w których bohaterki wyszły jednak lepiej.
Ogólnie to seria nie jest zła, ale przeznaczona praktycznie tylko dla fanów CGDCT. Początkowo co prawda zapowiadało się to jako coś ciut lepszego, głównie ze względu na tematykę (tworzenie gier amatorskich), ale także dzięki pewnym detalom, którym później poświęcono mniej czasu i które szybko się zużyły (bo nawet jeśli coś wygląda w miarę fajnie, to jak się to powtarza uparcie przez cały czas, nie wprowadzając niczego nowego, to zaczyna się to robić po prostu nudne). W ostateczności wyszedł z tego taki przeciętniak – miły na raz, ale do szybkiego zapomnienia. Dałabym standardowe 6/10, ale ponieważ w ostatnich odcinkach naprawdę się nudziłam, zdecydowałam się obniżyć notę do 5/10.
Re: !!
A co do endingu, to muszę przyznać, że zakochałam się w nim jednak. Bardzo mi pasuje do tej serii i nie przewinęłam go ani razu. :)
Książki!!!
Inna sprawa, że wybór przywoływanych tytułów był dosyć chaotyczny z tego, co udało mi się zauważyć. Owszem, taka Shiori mówiła głównie o sci‑fi, ale reszta… trochę klasyki, trochę kryminału i sama nie wiem czego jeszcze. Z jednej strony jest to dosyć naturalne, w końcu mało kto ogranicza się tylko do jednego rodzaju książek, a już znalezienie grupy 4 osób, które czytałyby tylko jeden gatunek graniczy z cudem. Z drugiej – wyszedł jednak z tego totalny chaos i chyba wolałabym, żeby obrali jakąś jedną tematyką. Ot, np. tylko książki japońskie.
Seria ma u mnie plusa głównie za samą tematykę. Anime o książkach jest wciąż niewiele i nawet „czytający” bohaterowie nie pojawiają się aż tak często. Na dodatek udało się tu przemycić kilka ciekawostek dotyczących czytelnictwa ogólnie – co prawda głównie w formie krótkich żarcików, no ale jednak coś w tym było i ma faktycznie pokrycie w rzeczywistości. Na pewno nie jest to tytuł szczególnie wart polecenia, aczkolwiek jeśli ktoś jest zapalonym książkoholikiem powinien tu znaleźć coś dla siebie a krótkie odcinki pozwolą mu przez to przebrnąć w miarę gładko.
Dobra seria z beznadziejnym zakończeniem.
Niestety, tego typu historie mają to do siebie, że zakończenie może znacząco popsuć ogólne wrażenie na ich temat. I tak też było w tym wypadku. kliknij: ukryte Swoistego rodzaju happy end, w którym przeżywają zarówno Ripple jak i Snow White? Ta Snow White, która przez całą serię nie zrobiła absolutnie niczego poza wykrzyczeniem w ostatnim odcinku, żeby Ripple nie słuchała Fava? No chyba gorsze byłoby tylko zmartwychwstanie pozostałych bohaterek rodem z Akuma no Riddle. Bardzo dobrze udało im budować klimat przez wcześniejsze odcinki, odpowiednio zagęścić atmosferę, a potem „puff” i wszystko to uleciało. Nawet jeśli Snow White uczy się teraz walczyć i może troszkę się ogarnęła, to cóż z tego? Jeśli nie dostaniemy drugiej serii, to ten motyw pójdzie na marne. A nawet jeśli czeka nas sequel, to i tak temu zakończeniu ciągle brakować będzie odpowiednio mocnego akcentu, jakieś przytupu na koniec, który pasowałby do wszystkich tych wcześniejszych mordów.
Za zakończenie leci ode mnie oczko w dół przy ocenie, ale i tak uważam, że udało się tutaj stworzyć nadzwyczaj udaną serię, zgrabnie łączącą motywy mahou shoujo z mroczniejszym klimatem. Tempo akcji zostało zresztą odpowiednio dobrane – niczego nie przedłużali, ale też nie czułam zbytniego pośpiechu. Jedyne co, to brakowało mi lepszej prezentacji bohaterów tak, by widz był w stanie kliknij: ukryte ich chociaż żałować, kiedy giną. Niestety pod kątem emocjonalności nie wyszło to najlepiej, bo chociaż nakreślono sylwetki bohaterów, ich przeszłość i motywacje, to czegoś mi w tym wszystkim brakło. Z jednej strony można to złożyć na karb niewielkiej ilości odcinków w stosunku do liczby bohaterów, ale przecież nawet w takiej formie nie jest to niemożliwe (chociażby w Natsume, przy epizodycznych historiach, znacznie lepiej przychodzi wydobycie z każdej jednej sporych pokładów emocji). Co prawda nie jest to aż tak wielka wada, ale po prostu gdyby ten aspekt lepiej dopracowano, dostalibyśmy naprawdę bardzo mocny tytuł. A tak jest „tylko” dobrze.
Trochę nudne
Generalnie, jak to w podobnych tytułach bywa, są tu odcinki gorsze i lepsze, na szczęście nie ma epizodów, które szczególnie zaniżałyby poziom. Zdecydowanie na plus zaliczam te momenty, które zostały przedstawione w poważniejszym tonie. Właściwie gdyby ograniczyć komedię na rzecz bardziej takiego okruszkowego klimatu, to seria mogłaby zyskać. Same gagi są bowiem średniej jakości, rzadko kiedy zdarzyło mi się przy nich uśmiechnąć chociaż, nie mówiąc już o śmianiu się jakoś konkretnie.
Również postaci, choć sympatyczne, są trochę bezpłciowe. Właściwie żadnej nie zapamiętam na dłużej, żadnej też bym nie wyróżniła szczególnie. Miła gromadka, ale to tyle. I właśnie tak traktuję tę serię – jako miły przerywnik pomiędzy czymś konkretniejszym. Niestety takich przerywników wychodzi zawsze sporo i mogłabym wypisać mnóstwo, które mnie osobiście zainteresowały bardziej. Gdybym wiedziała, że tak to będzie wyglądało, nawet bym nie zaczęła. Kontynuowałam zaś, bo nie było takie złe. xd
Inna sprawa, że pod względem udźwiękowienia seria jest naprawdę świetna. Zwłaszcza seiyuu odwalili tu kawał dobrej roboty.^^
Nie najgorsze
Fabuła - najważniejsze jest tutaj właściwie to, że jakaś istnieje. Nie jest szczególnie wyrafinowana, ale przynajmniej nie mamy do czynienia z kolejną akademią dla uzdolnionych magicznie nastolatków, którzy walczą między sobą i/lub zbawiają świat (często robią to i to ;p). Motyw demonów i ich sług właściwie przyjęłam jako coś odświeżającego, na dodatek posłużenie się analogiami szachowymi wypadło tu nad wyraz ciekawie (i naprawdę ma spory potencjał na rozwinięcie tego dalej, nawet mimo tego, że jest to potencjał oparty na pewnym schemacie, wedle którego Rias po prostu może zebrać kolejne kawałki xd). Szkoda natomiast, że nie zdecydowano się tego demonicznego potencjału pociągnąć bardziej. Skoro dało się aż tak polecieć z fanserwisem, to myślę, że ciut bardziej źli bohaterowie nikomu by nie przeszkadzali. I nie twierdzę, że powinni oni latać wszędzie i siać grozę, ale no sorry – sceny, w których ktoś przyzywa demony, by sobie z nimi pograć w gry komputerowe były zwyczajnie kiepskie. Miło byłoby pooglądać jak dostają zadanie np. załatwienia zemsty na zdradzającym dziewczynę chłopaku, albo coś w ten deseń.
Bohaterowie - o dziwo nie jestem nimi, w większości, zawiedziona. A wręcz uważam, że jak na serię haremową dostaliśmy tutaj naprawdę przyzwoitą obsadę. Przede wszystkim sama Rias wypada świetnie jak na główną bohaterkę. Nie jest ani żadną tsundere, która na każdym kroku znęcałaby się nad protagonistą, ani też nieśmiałym blobem, który potykałby się na prostej drodze. A to naprawdę wiele zmienia! Całkiem fajnie prezentują się też inne „haremetki” (ujmuję w cudzysłów, bo w niektórych przypadkach, przynajmniej po pierwszej serii to ciężko je tak określić, no ale skoro seria jest przypisana jako harem…). Niby Asia to właśnie przykład niewinnej dziewoi, co to się rumieni na każdym kroku, ale ostatecznie jakoś tak… potrafiła się w tym schemacie wybronić. Miło było również zobaczyć na głównym planie drugiego męskiego bohatera, który nie byłby tam tylko dla scen komediowych – Yuuto dostał wyjątkowo dużo czasu antenowego jak na swoją rolę i faktycznie odbiło się to pozytywnie na samym serialu.
Isseia zostawiłam na koniec, głównie dlatego, że jako jedyny bohater w serii został wykreowany beznadziejnie. Nie, nie mam nic przeciwko temu, by był zboczony, niestety z tą cechą zrobili z niego najgorszy możliwy schemat postaci. Issei bowiem to zboczeniec głównie w myślach, a kiedy przychodzi co do czego, to burak na twarzy i cała stanowczość ulatuje. Niby czasem odważy się na coś bardziej perwersyjnego, lecz już np. sam seks to temat tabu. No i znowuż mamy do czynienia z chłopakiem, który wcześniej był traktowany jako przedstawiciel płci męskiej najgorszego sortu, a nagle przyciąga co piękniejsze przedstawicieli płci pięknej, głównie dzięki swojemu miłemu charakterowi. Samo to nie byłoby może takie złe, gdyby nie przesadzono z jego wizerunkiem w szkole na samym początku. Ogólnie rzecz biorąc – nic specjalnego w tej postaci nie ma, można by się postarać o ciekawszego protagonistę do kompletu.
Fanserwis - rzecz, której należy się zdecydowanie osobny akapit, jest go bowiem tu naprawdę sporo i to w wersji bardzo odważnej. Nie jestem osobą szczególnie przewrażliwioną na tym punkcie, ale „mlaskające cycki” tutaj za każdym razem wzbudzały moje obrzydzenie. Jeśli są ludzie, których to podnieca, albo którym się to faktycznie podoba, to współczuję…
Nie można też zapomnieć o tym, że ubrania bohaterek dobrano z tak lekkich materiałów, iż rozpadają się praktycznie w każdej walce. Głównie na cyckach i w okolicach krocza. Bohaterom dostały się za to te mocniejsze egzemplarze odzienia. Ogólnie to cały czas mnie te sceny niesamowicie wręcz śmieszyły. xd
Serię obejrzałam dość szybko i naprawdę nieźle się przy niej bawiłam. Nie uważam tego za żadne cudo, ale jak na tytuł fanserwiśny, anime wypadło naprawdę dobrze. Fani haremówek ecchi będą oczywiście zachwyceni, co widać po komentarzach i ogólnym szale na ten tytuł. Wydaje mi się natomiast, że ci, który nie uznają się za specjalnych fanów gatunku również mogą tu znaleźć dość przyjemną serię czysto rozrywkową, pod warunkiem wszakże, że nie są szczególnie anty nastawieni do fanserwisu. Sama zastanawiam się nawet, czyby nie sięgnąć po kolejne części – nie czuję się może jakoś wybitnie zachęcona, ale trochę ciekawią mnie dalsze losy bohaterów. Za ten sezon, DxD ma ode mnie 6/10 – gdyby nie „mlaskające cycki” i Issei dałabym nawet o oczko więcej.
Re: 16, nie 15 osób
Re: 16, nie 15 osób
Jeśli czyta to ktoś z moderacji, to proszę o poprawę. :)
Re: Odcinek 8
I niestety – tak, jak podejrzewałam kliknij: ukryte lesbijki miały death flag. Tu moim zdaniem rozwiązali to najlepiej, jak mogli zabijając właśnie Winterprison a zostawiając Nanę. To dobry ruch pod względem emocjonalności, bo widz zostaje z cierpieniem Nany.
Najgorsze jest jednak to, że kliknij: ukryte następna w kolejce będzie pewnie Top Speed, a to strasznie sympatyczna postać. Ale przy takiej konfrontacji ktoś musi zginąć a że nie będzie to Ripple wiadomo z openingu.
Re: Ale chamski spojler!
To jest rzecz ukrywana od początku anime, która z czasem miała zaskoczyć widza. Tak naprawdę chyba nawet nie wspominano, że w szkole może być druga osoba związana z projektem (przynajmniej ja nie kojarzę). Usunięcie „dokładnej informacji” niczego nie zmienia – nadal każdy potencjalny widz sobie zobaczy wiadomość o tym, co zostaje ujawnione dopiero w połowie serii… A to jaką konkretnie rolę gra ona w tej organizacji to już jest rzecz całkowicie drugorzędna.
I nie, to nie jest spoiler tego samego kalibru, co ten, który przywołujesz. Bo pierwsze, Dragon Ball to u nas już klasyka, którą większość osób widziała, najczęściej w dzieciństwie, a jak nie widziała, to się o niej dosyć nasłuchała/naczytała. ReLife to zupełnie coś innego pod tym względem, a wręcz tytuł dosyć mało popularny. Po drugie – akurat tego typu serie opierają się z reguły na podobnych schematach i każdy się tego spodziewa. W ReLife natomiast tajemnica gra duuuużą rolę w całej serii i odkrywanie jej powoli stanowi część jej uroku. Jak już wspomniałam – mnie to na przykład zaskoczyło. Może Ciebie nie, może dla Ciebie to było oczywiste od początku jakimś cudem, ale podejrzewam, że będziesz jednym z nielicznych wyjątków pod tym względem. A na pewno jednym z nielicznych, których zdradzenie takich rzeczy nie irytuje.
Jak już się mamy bawić w porównania, powiedziałabym, że jest to spoiler tego kalibru, co ujawnienie, że [spoiler z Log Horizon] kliknij: ukryte Rudy nie jest jednym z „graczy”, ale należy do Ludzi Tej Ziemi (czy jak to tam tłumaczone było). Nawet jeśli tego się spodziewasz, to póki nie dostajesz sceny potwierdzającej wszystko, opiera się to li tylko na gdybaniu.
Szczerze – mnie by wkurzyło gdybym sobie to przeczytała w recenzji, a potem by się okazało, że ujawniają to wcale nie na początku, a dopiero potem. Trochę szacunku dla czytelnika!
Re: Ale chamski spojler!
Re: :|
Co do Chrisa to ja się zastanawiam czy oni specjalnie zrobili z tak brzydkiego gościa osobę, która niby ma emanować erotyzmem, czy jak go tam ci ludzie odbierają? No bo naprawdę jest strasznie obleśny…
Ale akurat pierwszy występ Georgiego mi się podobał, rozśmieszyło mnie co też on tam chciał niby przekazać i jakie były reakcje tych lasek przed telewizorem.
Po 5 epkach
Inna sprawa, że póki co osiągnięto tu coś, co bardzo rzadko się udaje, a mianowicie – utrzymano naprawdę bardzo dobry balans pomiędzy momentami komediowymi a dramatycznymi. Nie czuję absolutnie żadnego zgrzytu kiedy przechodzą od lżejszej scenki do czegoś poważniejszego, bo po prostu to tak naturalnie tu wychodzi. Pokazanie w jednym odcinku kotów dopominających się o jedzenie i smutku bohatera, który przypomina sobie o kliknij: ukryte zmarłej w wypadku młodszej siostrze wydawać by się mogło rzeczą co najmniej nie na miejscu. A jednak się sprawdza.
Choć już przy zapowiedziach tytuł ten zwrócił moją uwagę, to i tak uznaję go za jedną z przyjemniejszych niespodzianek, jaką sprawiła mi jesień. Nie spodziewałabym się, że wyjdzie on tak dobrze i szczerze mam nadzieję, że utrzyma to taki poziom do samego końca. Anime sezonu u mnie na bank nie będzie skoro wychodzi też nowy Natsume, ale na tę chwilę widzę go w ścisłej czołówce.^^
Re: 6 epek
Co do kliknij: ukryte Calamity Mary, to podejrzewam, że jest wysoko na liście Cranberry, ale ona raczej działa tak w podziemiu (w sensie nie lata jawnie po całym mieście wesoło pomagając ludziom) i pewnie gorzej ją dorwać.
Re: 6 epek
6 epek
Wreszcie też coś więcej wiadomo na temat kliknij: ukryte tej całej „gry”. Skoro Cranberry ma jakiś kontrakt z Favem, to na zwykłym wyeliminowaniu połowy tych tutaj się nie skończy. A pewnie całe to tworzenie magicznych dziewczynek było tylko przykrywką do tego, do czego oboje zdążają. Ciekawe czy to będzie rozwiązanie w stylu „Kyubey 2.0”, czy coś innego.
Ogólnie to bardzo mi się podoba jednak pewna kliknij: ukryte nieprzewidywalność w kwestii kolejnych ofiar. Mimo wszystko nie zdecydowano się w pierwszej kolejności pozbyć tych z drugiego tła, co byłoby najprostszym rozwiązaniem. Zamiast tego giną bohaterki, które dostawały sporo czasu antenowego (np. La Pucelle), na przemian też z tymi, o których do tej pory było mało (Magicaloid 44). W tym momencie stawiam, że następna w kolejce jest właśnie Top Speed, a potem albo któraś z lesbijek, albo z tej czwórki, która przedtem była podwładnymi Ruler.
Jest jeszcze kwestia przydatności Snow White. Mam nadzieję, że wkrótce przestanie być ona takim płaczliwym dziewczątkiem, co to nadaje się tylko do pomagania innym i zbierania magicznych cukierków. Nie żebym liczyła na cudowną przemianę, ale cokolwiek by się przydało. Żeby tylko nie skończyła ona jak druga Madoka, to byłby wielki minus dla tej serii.
Naprawdę nie liczyłam, że aż tak mi się to spodoba, ale jednak wciągnęłam się w tę serię całkowicie. Trzymam kciuki, żeby za tym stał jakiś dobry pomysł, bo wtedy to może być naprawdę bardzo ciekawe anime.
Po 5 epkach
Zgadzam się też, że fajne by było, gdyby okazało się, że mamy do czynienia z kliknij: ukryte prawdziwie zróżnicowaną ekipą stojącą za tymi wszystkimi magicznymi dziewczynkami. Aczkolwiek i tak jestem pod wrażeniem, że zdecydowano się do tego grona wrzucić kliknij: ukryte chłopaka i parę lesbijek. O reszcie jak na razie nic nie wiadomo w większości. Odsłonili jedynie tajemnicę postaci kliknij: ukryte Ripple – to też jakaś nastolatka, co widać po openingu, zresztą w 5 odcinku miała już swoje sceny w „normalnej” postaci. A ponieważ przeczytałam sobie spoiler od Koogie, to podejrzewam, iż kliknij: ukryte kobietą w ciąży jest Top Speed, skoro w 5 epku powiedziała, że nie chce umrzeć przynajmniej jeszcze przez 6 miesięcy. Kogoś pominęłam?
Ciekawi mnie natomiast jak się do tego wszystkiego będzie miała początkowa scena z pierwszego odcinka. W końcu widzieliśmy w niej nie kliknij: ukryte Snow White, a Cranberry. Nie jestem więc do końca pewna, czy pokazali nam coś z przyszłych wydarzeń, czy może to było coś, co już miało miejsce. W końcu kliknij: ukryte te postaci tam leżące to nie były te bohaterki, które znamy z serii, a skoro nie wchodzą one w kontakt z mahou shoujo z innych miast, to raczej wygląda jak coś z przeszłosci Cranberry. Chyba, że bitwa między magicznymi dziewczynkami ma się w którym momencie przerodzić w większe starcie, obejmujące znacznie szersze grono.
Ogólnie, to muszę powiedzieć, że udało im się mnie zaciekawić i mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach tego nie zepsują. Bo tu jednak jest potencjał na naprawdę niezłą serię.
Po 3 epkach - Wow
Również bohaterowie wydają mi się interesujący. Najważniejsze, że żadna z dwóch głównych pannic mnie nie irytuje, a wręcz obie je polubiłam. Za to tego robota, co z nimi łazi wręcz uwielbiam <3 Królik zresztą też jest słodziutki, mogłoby go być więcej (swoją drogą zaciekawiło mnie jego imię i po wyszukaniu w guglach wyszło, że tak brzmiało nazwisko jakiegoś niemieckiego biologa i nawet jestem skłonna przychylić się do twierdzenia, że od niego królik je dostał… choć nie wiem czy ma to głębszy sens, bo nie jestem zaznajomiona z pracami tamtego pana^^').
Najgorsze jest niestety to, że mamy tu do czynienia z serią, z której może wyjść wszystko. Gdyby do końca udało się utrzymać klimat z 3 pierwszych odcinków, a do tego znalazłaby się fabuła, albo chociaż sens splatający poszczególne epizody w jedno, dostalibyśmy rzadką perełkę, która znacząco wyróżniałaby się na tle większości obecnie wychodzących tytułów. Problem w tym, że póki co ciężko wyrokować w jaką stronę to pójdzie (co po części stanowi też o uroku tego tytułu oczywiście) i z cudownej serii może się z tego urodzić niestrawna (acz ładna) papka.
W tym wszystkim nie pasuje mi jedynie opening. Źle mi się go słucha i zupełnie nie oddaje on klimatu reszty. Natomiast ending został dopasowany doskonale.
Z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki, szkoda, że na razie zapowiedziano tylko jednosezonówkę (jest to oparte na oryginalnym scenariuszu, więc prawdopodobnie w tych 13 epkach chcą zamknąć całość).
Re: po 1 epku
Po 3 epkach (drop)
Gdybyśmy tak dostali kryminał chociażby na poziomie zagadki z 2 epka, to może bym się jeszcze zastanawiała (poziom nie był zbyt wysoki, ale jakiś sens to miało). A tak to nie mam nad czym, bo to raczej rzecz nie dla mnie. Boleję jedynie, że stracę możliwość słuchania Gackta w roli Człowieka o Dwudziestu Twarzach. Wystarczyło mi jedno jego zdanie na koniec 3 epka, by się zachwycić. Taka okazja się pewnie długo nie powtórzy, ale oglądanie tego tylko dla Gackta w jednej z ról jednak mija się z celem. xd