x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Unikatowe, ale... ugh
2) Ogólnie napastliwy ton i kłócenie się dla samego kłócenia. Uwaga odmoderacyjna: serio, przez ten sezon za dużo razy gasiło się pożar przy okazji dokładnie identycznej dyskusji na Discordzie, żeby nie rozpoznać zarzewia flejmu, kiedy się go widzi.
Re: Co do losu przeciwników
Co do treści w spoilerze: kliknij: ukryte ta alegoria wydaje mi się strasznie naciąganym pomysłem – ani nie podejrzewam serii o takie tematy, ani nie widzę, czemu by to miało służyć w kontekście motywu przewodniego serii. Mam natomiast teorię, że szybki koniec zarówno tego jegomościa, jak i takiego kruka, co to pojawił się też na jeden odcinek, mógł wynikać po części ze zmian scenariuszowych. Ostatecznie ta seria została o kilka odcinków skrócona, więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby przy tym okrojono jakieś wątki.
Re: Co do losu przeciwników
Jeśli chodzi o Healin' Good Precure, to kliknij: ukryte myślę, że chodziło o to, iż Patogeny właśnie „nie istnieją naprawdę” – to ucieleśnienie choroby. Sądzę, że o to chodziło z tym brakiem przebaczenia dla nich, o podkreślenie, że z chorobami nie ma dyskusji, ich się po prostu pozbywa. Problem polega na tym, że jednocześnie akurat tę porcję przeciwników obdarzono bardzo barwnymi i sympatycznymi charakterami, więc trudno było nie postrzegać ich jak świadomych, myślących istot. Myślę też, że dałoby się to jakoś rozwiązać w duchu serii, np. tak – z głowy wymyślając – że „oczyszczone” Patogeny wyższego stopnia zamieniłyby się w nowe maskotki albo coś w ten deseń (ok, to by było głupie, ale jednak lepsze od anihilacji). Bo tak to jednak zostawał pewien niesmak. Na szczęście nie przypuszczam, żeby to była tendencja w ramach cyklu, raczej jednorazowa decyzja scenariuszowa.
Re: OAV...
Co do głównego zarzutu: idąc tym tropem, powinniśmy także usunąć z bazy chociażby adaptacje visual novel (szczególnie starszych), ponieważ gdyby ktoś sięgnął po pierwowzór, natrafiłby na sceny erotyczne z udziałem bohaterek. Omawiana obszernie OAV nie znalazła się w naszej bazie z wymienionych przez Ciebie powodów. Seria TV jest oddzielnym utworem.
Re: Sztuka recenzji
Gatou odstawia fuszerkę regularnie. Raz uwierzyłabym, że to wina adaptacji, drugi raz też… Ale za każdym razem, niezależnie od ekipy i studia, dokładnie ten sam problem? Facet ma naprawdę dobre pomysły na postacie i naprawdę chwytliwe, zwracające uwagę pomysły na fabułę. Tyle że im dalej tę fabułę trzeba prowadzić, tym cieńsza się robi i tym mniej z oryginalnej koncepcji zostaje na rzecz oklepanych schematów (jeśli mamy szczęście) albo czystego bałaganu (jeśli nie).
A tak poważniej, ponieważ jest to kontynuacja kontynuacji, serią będą zainteresowane prawie wyłącznie osoby, które znają poprzednie części (a i to nie jest to jakieś dzikie zainteresowanie). Świat przedstawiony oraz obraz szkoły są tutaj tak umowne, że tegosezonowe Mairimashita! Iruma‑kun to przy tym film dokumentalny. Nie mam z tym problemu (co zresztą napisałam), mam problem z tym, że świat może być dowolnie umowny, ale powinien pozostać spójny. Tu istniała ładna spójność między serią pierwszą a drugą, zaś między drugą a trzecią (czyli właśnie tą) całkowicie się zgubiła, co dość znacząco pociągnęło moją ocenę w dół.
Re: Rozmowy na tanuku to sama radość i szczęście
Re: Czas
Ogólnie rzecz biorąc problem kinówek Precure polega na tym, że muszą zawierać zadane z góry punkty, przede wszystkim momenty „machania latarkami”, czyli sceny, w których „udział” ma brać kinowa widownia; ale też np. nowe kostiumy w finale. Te słabsze filmy, takie jak ten, wyraźnie są zbudowane „wokół” tych scen i jeśli się obejrzy ich kilka, szczególnie w mniejszych odstępach, to ten schemat widać aż za wyraźnie.
Jednocześnie jej obecność lub też nieobecność nie ma najmniejszego wpływu na ocenę główną. Ocena główna jest wystawiana oddzielnie i nie ma obowiązku być średnią z ocen cząstkowych. Gdyby Filmowit był zdania, że warstwa wizualna znacząco podnosi ocenę, uwzględniłby to w swojej ocenie głównej.
B) Filmy są 2‑3 razy dłuższe
C) W tych nowszych Precurki szły w kilkadziesiąt sztuk…
Nie wiem, jak z Avengersami, ale tu jak to nie miało, tak nie ma sensu ;)
Re: Wszystko jasne ale
...to akurat zdanie jest żartobliwą pochwałą zarówno naszego portalu, jak i jego czytelników, którzy nie są skłonni akceptować „grafomańskiego strumienia świadomości”, natomiast wymagają „rzeczowej analizy i otwartości”. W dalszej części tego akapitu autor recenzji usprawiedliwia się, że sam woli tę pierwszą formą i otwarcie pisze, że akceptuje polemikę, jaką ona wywołuje. To wszystko nie ma na celu obrażania kogokolwiek.
Z bardziej ogólnych uwag: mamy bardzo różnych recenzentów piszących w bardzo różnym stylu. Nie wydaje mi się zasadne zmuszanie ich, żeby stosowali się do jednego szablonu; zresztą nie wydaje mi się, żeby udało się taki szablon wypracować (chyba że zamiast recenzji będziemy tworzyć notki w stylu Wikipedii). Czasem proszę o zmodyfikowanie tekstu lub odrzucam recenzję, ale to są przypadki, kiedy z ręką na sercu mogę powiedzieć, że dana rzecz zupełnie nie nadawałby się do publikacji – i z oczywistych powodów nie mogę ujawniać przykładów takich tekstów. Nowych recenzentów zazwyczaj uprzedzam, jeśli spodziewam się, że dany tekst może wywołać dyskusję czy zostać odebrany negatywnie, bo nie każdy jest tego świadomy, ale Karo to autor już doświadczony i zakładam, że wie, co chciał osiągnąć.
Jako że niezbyt często zabieram głos, podkreślę przy tej okazji, że nie publikuję wyłącznie recenzji, z którymi się zgadzam. Często mam zupełnie inny punkt widzenia niż autor, często różnię się także od niego w ogólnej ocenie. Moja recenzja omawianego tutaj anime wyglądałaby zupełnie inaczej, bo inaczej widzę jego mocne i słabe punkty (acz nie gwarantuję, czy także nie zostałaby skrytykowana ;). Czasem (acz nie w tym przypadku) zdarza mi się trochę żałować, że recenzja opublikowana jako główna nie oddaje serii sprawiedliwości, ale jestem sama sobie winna, skoro nie chce mi się pisać ani komentarza, ani recenzji alternatywnej. To powiedziawszy, nie mam z takimi tekstami jakiegoś głębszego problemu i nie czuję się dotknięta osobiście tym, że nie reprezentują mojego punktu widzenia. Co więcej, mam pełną świadomość, że nie da się napisać recenzji, która będzie pasowała do każdego punktu widzenia – przy każdej popularniejszej serii w komentarzach można znaleźć zarówno krytykę, jak i pochwały. Dlatego myślę, że przy wszystkich niedoskonałościach tego systemu nadal będziemy publikować recenzje oddające punkt widzenia ich autora, zostawiając czytelnikom możliwość przeglądania komentarzy w poszukiwaniu innych punktów widzenia.
Tanuki nie generuje od bardzo dawna absolutnie żadnych zysków; generuje natomiast koszty, które pokrywamy z własnej kieszeni. Redakcja składa się obecnie z ludzi dorosłych i pracujących, którzy prowadzą stronę, ponieważ sprawia im to przyjemność. W związku z tym: to Tanuki jest dla nas, a nie my dla Tanuki :)
Re: miłe, może ktoś dać namiar na coś podobnego
O samym odcinku napisał już zresztą nasz kolega Tablis.
Re: Legendy
Rzeczywiście, dyskusja Grisznaka z gościem‑o-długim‑nicku, chociaż ciekawa, zboczyła trochę w inną stronę. Tak się składa, że chyba mogę spróbować Ci odpowiedzieć.
Problemem pierwszym jest to, co zdefiniujesz jako „polską legendę”. Polska, w odróżnieniu od Japonii, nie jest tak fajnie wyizolowanym geograficznie kawałkiem świata, a jej granice jeździły nieco po mapie. Z tego wynika, że jeśli pominąć pewną niewielką grupę opowieści „założycielskich” i lokalnych, duża część opowiadanych u nas baśni to warianty historii powtarzanych za każdą z naszych granic. Co ważne, one nie stają się od tego „mniej polskie”, po prostu pochodzą z tego samego pnia. Problemem drugim jest to, że baśnie i legendy, pochodzące z tradycji ustnej, to tak naprawdę pewne schematy fabularne, na których opowiadacze i pisarze opierają swoje wersje. Nie ma jednej prawdziwej wersji danej baśni, choć oczywiście bywają wersje, które zyskują ponadczasowy status (osobną rzeczą są baśnie „autorskie”, wymyślone przez konkretnego pisarza, ale nie o tym mówimy). To dotyczy także baśni o księżniczce Kaguyi.
Tu się kryje odpowiedź na Twoje pytanie o to, co jest dobre – baśń czy adaptacja. Baśnie ludowe z natury swojej nie są skomplikowanymi, wielowątkowymi analizami charakterów. Opowiadają proste historie, często po to, żeby poprawić humor albo poczucie wartości słuchaczy (wszystkie opowieści typu „z chłopa król”), pokazać, jak sprawiedliwości staje się zadość i tak dalej. Baśnie z innych kultur, takich jak dalekowschodnie, są tworzone przez ludzi z nieco innym systemem wartości, dlatego dla nas wydają się bardziej skomplikowane i egzotyczne, ale to w dużej mierze kwestia tego, że nie łapiemy odpowiedniego kodu kulturowego (przykład na to strasznie rozepchnąłby tę ścianę tekstu, więc sobie daruję). Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, by twórcy współcześni wykorzystywali te „szkielety” do opowiedzenia historii pięknych i złożonych. Tak właśnie jest w przypadku tego filmu – to dzieło autorskie, luźno osnute na prawdziwej baśni.
Czy w polskich baśniach jest podobny potencjał? Jak najbardziej. Jeśli ciekawi Cię, jak *mogą* wyglądać baśnie, to poszukaj nie w prostych zbiorkach, ale właśnie wśród literackich interpretacji, bo Księżniczka Kaguya to też interpretacja artystyczna i z takowymi należy ją porównywać. Na dzień dobry polecam Klechdy polskie Bolesława Leśmiana (przy których wszystko inne blednie), ale żeby do nich się nie ograniczać, dorzucę jeszcze chociażby Baśnie spod Gorców Antoniny Zachary‑Wnękowej. Więcej na razie nie, bo musiałabym odsunąć stół i dostać się do reszty półki, ale jeśli ciekawią Cię nie tylko ludowe, ale i bardziej współczesne rzeczy, to jest taka cieniutka książeczka Baśnie Jerzego Afanasjewa… Z każdej z tych rzeczy dobry reżyser zrobiłby perełkę!
Re: Słowo o recenzji
Odpowiedź na końcowe pytanie brzmi: to jest recenzja. Nie jest to natomiast szkolne wypracowanie. Recenzjom w naszym portalu zawsze bliżej było do felietonów niż do esejów, a co za tym idzie, niektórzy recenzenci – w tym właśnie Slova – mogą używać stylu zawierającego pewne kolokwialne sformułowania. Szczególnie jeśli „wyczyszczenie” recenzji wymagałoby poważnej ingerencji w styl autora i spowodowałoby, że tekst stanie się zwyczajnie nijaki i pozbawiony charakteru. To, którym recenzentom i dlaczego „wolno” takiego stylu użyć, to temat na dłuższe wyjaśnienia, na pewno nie tutaj, bo za daleko odchodzi to od tematu dyskusji.
Redaktor w zasadzie nie powinien ingerować w zamysł i przekaz autora, jedynie sugerować poprawki stylistyczne i usuwać ewentualne usterki językowe. Niemniej, jako że jednocześnie jestem redaktorem naczelnym i właścicielką portalu, zdarzały się przypadki, gdy wykreślałam lub łagodziłam zbyt ostre sformułowania w recenzjach (oczywiście takie zmiany zawsze wymagają zatwierdzenia przez autora). W tym przypadku aż głupio mi pisać o tym, bo przytoczone sformułowania, wraz ze swoją teatralną przesadą, mają raczej komiczny wydźwięk i zostały użyte żartobliwie. Nie zmienia to faktu, że nie zamierzam polemizować z uwagami dotyczącymi treści recenzji – to zadanie jej autora. Chciałam tylko dać znać, że redakcja odpowiada za treść recenzji w portalu w tym zakresie, że pilnuje, by treść ta była zgodna z polskim prawem. Natomiast redakcja nie musi podzielać poglądów autora, ani też nie odpowiada za nie.