x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Dużo krwi, oj, duuużo
Co mogę pochwalić – bez wątpienia grafikę i opening, naprawdę świetnie się go zarówno słuchało, jak i oglądało. Sam seans też nie był jakiś najgorszy, niektóre wątki potrafiły zainteresować, ale w ogólnym rozrachunku mam wrażenie, jakby fabuła kręciła się w kółko.
Re: nawrzućcie mi
Opinia po pięciu odcinkach
Ciekawam tylko, jakiej recenzji doczekamy się tym razem, ostatnie dosyć mocno mnie zawiodły.
A tak pięknie się zapowiadało
Re: Co to za śmieć? ><"
Pozdrawiam, życzę miłego wieczoru.
Re: Co to za śmieć? ><"
Re: Co to za śmieć? ><"
Re: Co to za śmieć? ><"
"Ore wa kaizoku-ou ni naru otoko da!!!"
Bieżące odcinki dogoniłam dopiero kilka dni temu i ogromnie, ogromnie żałuję, bo mając przed sobą perspektywę ślęczenia przed monitorem z załogą Słomianych Kapeluszy, byłam znacznie spokojniejsza niż teraz, kiedy na każdą kolejną odsłonę ich przygód będę musiała czekać aż tydzień. Ale do rzeczy.
One Piece to bez wątpienia najlepszy shounen, jaki dane było mi oglądać (proszę nie sugerować się tym, że na mojej tanukowej liście nie ma ani Bleacha, ani Naruto – były, ale się zmyły, bo nie chciało mi się ich dalej oglądać), skłoniłabym się nawet ku stwierdzeniu, że to jedno z najlepszych anime. Prawda, jest cholernie długie, prawdą jest też to, że dosyć długo się rozkręca, ale jak już przyspieszy, to z tak zawrotną prędkością gna już przez cały czas, nie zwalniając na zakrętach. Na dużą uwagę zasługuje bogactwo świata przedstawionego – Oda zaprezentował nam dziesiątki wysp, a każda z nich ma swoje charakterystyczne cechy i niesie bohaterom niesamowite przygody. Fabuła nie kręci się tylko wokół Słomianych Kapeluszy, oprócz nich poznajemy wiele postaci – każda ma swoją własną historię i cele, do których dąży. Jeśli zaś chodzi o samą załogę, jest to zbiorowisko szalonych osobowości i po prostu nie ma możliwości, żeby ich nie polubić. Żadna osoba nie jest denerwująca, co nieczęsto się zdarza; tworzą wspaniałą grupę przyjaciół pomagających sobie w nawet najgorszych okolicznościach. Zazwyczaj spotykam się ze stwierdzeniem, że Luffy to idiota i nikt dawno nie widział tak beznadziejnego, głupiego bohatera. Ale to absolutnie nie jest prawdą! Luffy może zachowywać się dziecinnie i głupkowato, ale w tym tkwi jego urok, (i niech się przyzna ten, kogo pozytywny uśmiech Luffy'ego nie rozbraja!) poza tym bynajmniej nie jest idiotą. Sam zwykle dochodzi do tego, w jaki sposób powinien skopać przeciwnika, który z pozoru jest nie do pokonania. Pierwszy z brzegu przykład – walka z Crocodile’em i jego piaskową mocą (swoją drogą, uwielbiam w Odzie to, że jest totalnie nieprzewidywalny. kliknij: ukryte Bo kto, po Alabaście, spodziewałby się, że w Impel Down i Marineford Luffy będzie walczył z Crocodile’em i jego misterami ramię w ramię? No kto? Łapka w górę). Tym, co często‑gęsto odrzuca potencjalnych widzów, jest grafika. I faktycznie, początek pod tym względem nie należy do najlepszych i, jeśli mam się przyznać, też miałam z tym problem. Usopp (i kilka innych postaci, w tym np. Buggy) przez kilka pierwszych odcinków wręcz mnie obrzydzał. A później, sama nie wiem kiedy, przyzwyczaiłam się do takiego rysunku i teraz nie wyobrażam sobie, by postaci mogły wyglądać inaczej. W One Piece cenię też umiejętność grania widzowi na emocjach – tu jest dosłownie wszystko! Śmiech, radość, smutek, łzy, irytacja i dreszcze podniecenia w epickich momentach, których chyba jeszcze nie widziałam w tak wielkiej ilości. Oda‑sensei przechodzi sam siebie. Ciężko mi nawet zliczyć, ile razy rechotałam się jak nienormalna, a ile ryczałam, ukradkiem przecierając oczy. No i jedno jest pewne – nigdy, przenigdy nie myślałam, że będę tak płakać, kiedy kliknij: ukryte „umrze” Going Merry. Tylko Oda potrafi sprawić, że śmierć statku wywoła takie uczucia, jak śmierć ulubionego bohatera. Jak już raz wspomniałam, ten człowiek jest nieprzewidywalny. Po tylu rozdziałach i odcinkach chyba nikt nie spodziewał się, że jest w stanie kliknij: ukryte uśmiercić którąś z postaci stojących po jasnej stronie mocy, a tu nagle w bohaterskiej obronie Luffy’ego ginie jego brat, Ace! To był chyba jeden z największych szoków, jakich doznałam podczas oglądania, łącznie z tym, że ojcem Ace’a jest Gol.D Roger.
Dziesiątka, na którą oceniłam One Piece, jest chyba jedną z niewielu całkowicie zasłużonych dziesiątek, jakie wystawiłam. Na koniec tego dość wylewnego komentarza chciałabym podzielić się kilkoma zdankami, na które kiedyś się natknęłam, a które bardzo utkwiły mi w pamięci:
One piece made me laugh.
One piece made me cry.
One piece made me laugh while crying.
One piece taught me things that I'll remember forever.
One piece shows how strong a friendship's bond is.
I to powinno mówić wszystko.
kliknij: ukryte A mały Luffy był przeuroczy!
Re: ooochhh
Re: łan pis???
"Nankurunaisa"
Podobało mi się. Owszem, mam kilka zarzutów, konkretnie chyba trzy, ale anime jako całość podobało mi się. Początek prezentuje tempo iście żółwie, ale z biegiem czasu wszystko się rozkręca. Porządnie wciągnęłam się od ósmego odcinka, a resztę oglądałam już lawinowo.
Historia bez wątpienia jest niebanalna, rozwinięta, szczegółowa i co najważniejsze – trzyma się kupy. Ale chyba najważniejszą rolę w budowie tej historii pełnią nie wydarzenia, ale postacie. Mamy ich naprawdę mnóstwo, każda ma swoją przeszłość, zadania i cele, do których dąży. Największy problem miałam z Sayą – na początku serii chciałam, żeby wreszcie pokazała pazur i przestała się tak cackać, a kiedy w środkowych odcinkach pokazała ten pazur aż za bardzo, zaczęłam tęsknić za dawną Sayą. Dopiero kilka epizodów dalej „wyśrodkowała się”. Haji w normalnych warunkach zasługiwałby na miano bohatera wkurzającego z tą jego uległością i wiecznym posłuszeństwem, ale, no… Polubiłam gościa i cóż ja poradzę, że kiedy tylko pojawiał się na ekranie, miękły mi kolana? W dodatku przez cały czas odnosiłam wrażenie, że znajduje się dla Sayi gdzieś na drugim planie, jest mniej ważny niż Riku czy Kai i tylko pomaga jej w walce, dlatego było mi go naprawdę szkoda, zważywszy też na wydarzenia mające miejsce w przeszłości.
Przechodząc do muzyki – jest genialna. Zawsze pasowała do sytuacji, budowała napięcie, nawilżała oczy, wyciągała na twarz uśmiech. Inna sprawa to openingi i endingi. Nie powiem, żeby jakoś specjalnie podobały mi się piosenki – wyłączywszy pierwsze dwa openingi i chyba przedostatni ending – ale zachwyca ich animacja. Tego nie sposób przewijać, są naprawdę piękne. Szczególnie upodobałam sobie animację drugiego openingu, pewnie dlatego, że dużo w nim Hajiego. ;)
Teraz może przejdę do moich trzech zarzutów:
a) to, o czym wspomniał poniżej Anielski_Pył, aczkolwiek nie jest to sprawa wielkiej wagi –
b) kliknij: ukryte członkowie Red Shield przetrwali od początku do końca, za to bohaterowie, którzy pojawiali się w trakcie gonitwy za Divą, umierali zgodnie jak jeden mąż. No i niby nie ma w tym nic złego, dużo jest serii, gdzie ludzie umierają, ale czasami twórcy narzucali takie tempo, że nawet nie zdążyłam się wzruszyć. Przykładowo – śmierć Riku. Ledwie zaszkliły mi się oczy, a tu już chcą wysadzać statek, potem mamy roczny timeskip. Koniec końców zapłakałam dopiero przy 45 odcinku podczas śmierci Mosesa i Karmana, no i w ostatnim.
c) trzeci zarzut brzmi tak, że albo oglądałam nieuważnie, albo jestem przytępawa, albo twórcy tego nie wyjaśnili. Otóż interesuje mnie, kliknij: ukryte dlaczego w retrospekcjach okres aktywności Sayi nie wynosił plus minus dwóch lat? Widać to po dorastającym Hajim, który przecież pierwszy raz przyszedł do ZOO w wieku dwunastu lat, a w chwili przemienienia jest już mężczyzną. To było jej pierwsze wyjście z kokona i musiała dojrzeć? Trochę to zagmatwane.
Przy dwóch czy trzech odcinkach złapałam się też na myśleniu, że te walki między Sayą a Divą i ich kawalerzystami czasami były bezsensowne. Zamiast raz przycisnąć jedni drugich, to w chwili, kiedy już mogliby wygrać, puszczali ich wolno, żeby powalczyć sobie następnym razem.
Pomimo wymienionych wad Blood+ jest naprawdę dobrą serią i chyba dręczyłoby mnie sumienie, gdybym oceniła je niżej niż na 8. Cały czas tylko chodzi mi po głowie zakończenie i kliknij: ukryte biedny Haji: czekać trzydzieści lat, żeby pobyć z Sayą przez rok czy dwa, po czym znowu czekać trzydzieści lat i tak… w nieskończoność. Skończyło się tak jak powinno, ale mimo wszystko jest to zakończenie trochę słodko‑gorzkie. Pięćdziesiąt odcinków to naprawdę sporo, ale mam wrażenie, że nawet taka liczba mi nie przeszkodzi i kiedyś obejrzę to jeszcze raz.
Re: Kiepsko
Nawet grafika wcale nie jest taka miła dla oczu, wystarczy zerknąć do pierwowzoru, żeby przekonać się, jak topornie wyglądają postacie w swojej animowanej wersji. W mandze prezentują się o niebo lepiej.
Re: parodia
Si, si. Porzuciłam po trzech odcinkach, doszedłszy do wniosku, że jednak nie jestem masochistką.
Miałam tam na myśli opening i ending, ale gdzieś mi zdanie wcięło.
Ano Hana zostawiło po sobie miłe wrażenie i, przynajmniej dla mnie, jest jednym z lepszych anime, o ile nie najlepszym, tego sezonu.
Kochane, słodkie, urocze
Po ostatnim odcinku na usta cisną mi się przede wszystkim słowa: kochane, słodkie, urocze!
Czasu spędzonego przy Sekai‑ichi wcale nie żałuję, ba, liczę na drugą serię i mam nadzieję, że się nie przeliczę.
Nana...
Z drugiej strony jest Nana – silna, niezależna, twardo stąpająca po ziemi i dążąca ku realizacji swoich marzeń. Ciężko powiedzieć mi, którą z nich wolę bardziej, bo z nimi obiema zżyłam się naprawdę mocno.
Poza bardzo realistyczną fabułą przepełnioną życiowymi problemami, niewątpliwie największą zaletą anime jest muzyka. Openingi, endingi, cała ścieżka dźwiękowa to po prostu coś pięknego. Podkład zawsze pasował do danej sytuacji, a szczególnie upodobałam sobie te smutne kawałki przewijające się w tle najbardziej przykrych momentów.
Nana to z pewnością jedna z pozycji must see i gdyby zdecydowano się na kontynuację, byłabym wniebowzięta.
I like it
Re: Ciekawe, ale...
Re: Ciekawe, ale...