x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
2 sezon koniec!
I niby się tak dużo dzieje, a w zasadzie dalej nie wiem o co chodzi. Intryga się pogłębia, trochę trupa się ściele (oczywiście głównych bohaterów to nie dotyczy, tutaj można zostać pchniętym mieczem w brzuch i żyć, ba! biegać, choć trochę wolniej, walczyć, uciekać i tak dalej). Pojawiają się kolejni konspiratorzy, szkoda tylko, że poza enigmatycznymi tekstami nic a nic nie wiadomo ani o konstrukcji świata, ani o celach tych spisków, a każdy chyba ma trochę inny cel – o co chodzi?… Niestety nie dane w tym sezonie nam będzie poznanie.
Zyskujemy za to puszyste sceny kiedy Mika wreszcie spotyka Yu, fanserwis dla yaoistek pierwsza klasa.
Czemu więc daję aż 7/10? Bo nadal mnie bawi ta seria. Jest głupiutka, dziurawa, dosyć przewidywalna. Ale mimo tego kilka charyzmatycznych postaci przykuwa do ekranu. Ot taki fajny odmóżdzacz. Szkoda tylko, że aż tak mocno jest reklamą mangi, bo kto wie, czy kolejny sezon będzie, a ewidentnie do końca jeszcze szmat materiału.
Iii zakończenie serii
I muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Ciekawe wątki, ciekawe dylematy, ciekawy sposób przedstawienia myślenia i… dorastania głównego bohatera. Główny bohater jest na pewno mocną stroną – zdeterminowany, nie bojący się podejmować wyzwań, trochę zamieszany w podziemia medyczne, ale jednocześnie stawiający pytania i myślący (i jako żem kobieta, nie przeszkadzał mi fanserwis, że biegał pół odcinka z nagą klatą ;)). Postaci towarzyszące może nie miały szansy aż tak być rozwinięte, ale łatwo wyczuwalne było, że są głównie po to, by pokazać jak pod ich wpływem i wydarzeń dojrzewa podejście Hazamy jako lekarza. Dodatkowo ja lubię medyczne klimaty, więc ta medyczna otoczka mi bardzo przypasowała.
Nie była to seria aż tak wciągająca i pasjonująca, by dać super wysoką ocenę, ale cały sezon trzymała dobry poziom i pokazywała ciekawe wątki. Animacja i kreska też w porządku, choć wiadomo, czasem te spiczaste nosy czy dziwne czupryny ujmowały „poważnego” klimatu serii, ale to rozumiem cecha charakterystyczna Tezuki, więc mogę przymknąć oko.
Jak dla mnie 7/10.
Re: Brutalność , dobra fabuła, świetna kreacja bohaterów
A tu proszę, na te wszystkie pytania odpowiada mi właśnie ten film. I dobrze! Ciesze się, że poczekałam.
Ta seria nabiera kolorów dopiero w całości, pocięcie jej na kawałki strasznie psuje zabawę… Po ponownym obejrzeniu pierwszej serii podniosłam jej ocenę o oczko. Film jako bezpośrednia kontynuacja świetnie się sprawdza (choć możnaby pomyśleć, że to będzie głupi filler o szukaniu zaginionych królów – nie jest to filler na szczęście). I gładko wprowadza w trzeci sezon… Mrrrrrr.
Re: pytanie
Historia nietuzinkowa. Nastolatka mnie niezmiernie denerwowała, ale cóż, taki wiek… trochę jej za późno nadeszła refleksja nad swoim zachowaniem i postawą wobec brata. Dzieciak jak to dzieciak, uwaga spoilery – kliknij: ukryte miał małe szanse przeżycia, przez chwilę zastanawiałam się, czy jednak twórcy anime nie pójdą totalnie optymistyczną ścieżką, ale jednak nie. Tak po prawdzie to ten odcinek z halucynacjami nieźle mi zadziałał na nerwy, nie lubię takiego zabawiania się widzem. Aczkolwiek niezaprzeczalnie death flag ciążył… zdziwiłam się lekko jak nagle ozdrowiał i biegał, jak gdyby nigdy nic, ale tak szczerze, nie wyczułam dysonansu i nie zauważyłam od razu, że on jednak nie żyje. Mimo że w scenie jak upadł Mari sprawdzała jego tętno i oddech i się przeraziła, mimo tego że jak wznowili wędrówkę, to była strasznie przygnębiona czymś. Mimo że wojskowy się zdziwił, jak Mirai mówiła mu, że jest z braciszkiem… Jak chciał coś ważnego powiedzieć siostrze w ciężarówce. Ale dopiero jak brat zaczął wydzierać do przodu jak typowy duch umarlaka, to coś zaczęło mi poważnie świtać. To że umarł – na plus, w kwestii realności anime (choć żal dzieciaka no). Ale ten motyw, że Mirai go widzi już mogli odpuścić. Co w ogóle spowodowało, że umarł? Dobrze, wnioskowałam, że już na samym początku dostał regałem z napojami w głowę, mimo osłony ekspedientki? I od tamtej pory narastał ból głowy z powodu wstrząsu, który ostatecznie doprowadził do śmierci…?
Strasznie polubiłam Mari – przypomina mi niezmiernie Balsę z Seirei no Moribito, wyglądem zresztą też. Taka współczesna wersja. kliknij: ukryte Tylko to że babcia i dzieciak przeżyły, to było naciągane i przesadnie dramatyczne….
Nie powiem, wzruszyłam się momentami. Ostatnie odcinki ściskały mnie za gardło, a sceny rodzinne spowodowały, że aż uroniłam łzę. Nastrój niepewności się udzielił też. Może i można to było trochę lepiej rozegrać, ale całokształt tego anime nie jest ani odrobinę zły. Nie żałuję czasu poświęconego na jego obejrzenie, z pewnością budzi te anime też pytania – co ja bym zrobiła w obliczu podobnej katastrofy, jakby to było, gdyby mój własny dom był daleko i mógł być już kupką gruzu, nikt nie czekałby na mnie w nim? Dołujące.
kliknij: ukryte Aczkolwiek naprawdę, zakończenie aż zanadto optymistyczne i na dobrą sprawę – tylko jedna osoba, najsłabsza, nie przeżyła z grona tych poznanych nam dobrze, a cała reszta to tłum anonimowych umarlaków.
Re: Jednak nie tym razem
Re: pytanie
1986 – startuje seria książek
1991 – stworzono OAV (pierwszy sezon anime nie dogonił)
1991‑1996 pierwsza manga dogoniła nowelki, ma oryginalne zakończenie (13 tomów)
2013 startuje druga wersja mangi ilustrowana przez Arakawę (3 tomy obecnie) bazująca na powieści
2015 startuje nowe anime z projektami postaci Arakawy
Twórcy mieli pomysł, całkiem oryginalny i udało im się go ambitnie zrealizować. W żadne sposób nie da się powiedzieć, by to anime było złe, lecz w naturze tego pomysłu było przerysowanie elementów ecchi i ponabijanie się z nich, więc jest tak obrzydliwie, że siłą rzeczy nie jest to dla szerszej publiki. O tak, to anime uwielbia dziwności i obrzydliwości. Trzeba się więc spodziewać molestowania seksualnego – w obie strony! Fetyszów, masochizmu, sikania na siebie, siusiaków, ogromnych cycków, obfitych… wydzielin wszelakich. Dyskusje są tu na poziomie dywagowania nad wyższością damskich tyłków nad cyckami (dosłownie) w bardzo serio stylu. Można i by chłopców posądzić o ciągoty, panie wcale nie lepsze. Dyrektor miał świetną kreację – dorosły, poważny, wzbudzający szacunek (i nadużywający kładzenia nacisku na ostatni wyraz zdania ;))... a wewnątrz mały chłopiec kochający swoją kolekcję świeszczyków i cycatą podkładkę pod mysz.
No i ostatni odcinek, ciekawa byłam czy dadzą radę jeszcze wcisnąć jakąś wisienkę na torbie, czy bez zaskoczenia. Otóż wisienki może nie, ale kropka nad i była kliknij: ukryte gdy pojawiła się sadystyczna dziewczyna, która ewidentnie czekała na możliwość dokopania córusi dyrektora i ucieszyła się, gdy to tym razem ona i jej straż przyboczna zaprowadzili dziewczyny z rady szkolnej do murów szkolnego więzienia…
Jako żem dziewczyna, to na pewno dużo elementów nie mogło u mnie zaplusować, ale ostatecznie anime oceniam na mocne 6/10.
Iii koniec.
Również spodziewałam się przygód szóstki, która łupie tyłek demonom i królowi. A wyszedł z tego ogromny przystanek, gdy wpadli w pułapkę… na początku niezbyt byłam zachwycona, ale dałam się wciągnąć w tą zgadywankę „to kto jest siódmym?!”. Bo właściwie każdy mógł, łącznie z głównym bohaterem, a kolejne fragmenty były mozolnie przemycane. Co mi przeszkadzało – dużo gadania, dużo głupich decyzji, Chamot, owczy pęd, troszkę zabrakło argumentacji co im się tak śpieszy i czemu akurat na Adleta padło. Ja akurat uważam też, że fakt iż nikogo specjalnie się nie lubi jest dobry w przypadku takiej zagadki, bo nikogo się nie faworyzuje. Trochę zabrakło też mi sensownej argumentacji motywacji Siódmego.
Jedyne czego mi żal, to że kto wie czy będzie kolejny sezon… oby był, bo chcę zobaczyć jak rozwiążą kwestię kliknij: ukryte ósmego i w ogóle.
Em, zero zalet?
I ten główny bohater koszący wszystkich lotem prostopadłym.
Skończyło się w momencie, w którym zaczęło być ciekawie...
I co?
Ano pierwsza połowa serii jest nudna. W zasadzie trudno tu powiedzieć kto jest głównym bohaterem… Guin niby jest tytułowym, ale rzadko w ogóle mamy okazję poznać jego myśli, cóż zresztą możnaby poznać, skoro nic nie pamięta? Młody książę wpada w skrajności – najpierw jest wkurzającą beksą, a potem małym wkurzającym bezlitosnym skurczybykiem, z ogromnymi zadatkami na króla‑tyrana. Księżniczka niby ma charakter tylko wzdycha do facetów i klei się to do jednego, to do drugiego. Małpce też kibicowałam, by wpadła w końcu do tej rozpadliny na dobre. Najemnik ma absurdalne ambicje i jest na dodatek pedo. Potem zaczęło być trochę lepiej, bo przynajmniej Aldo Nalis przykuł moją uwagę, bo zwyczajnie lubię knujów.
I zasadniczo kilka ostatnich odcinków zaczęło być ciekawych, coś się wreszcie zaczęło dziać! Coś w końcu drgnęło i zaczęłam być ciekawa, co będzie dalej! I co? Dopadł mnie koniec ostatniego odcinka. No cóż, taki „urok” ekranizowania samego początku wielgaśnej powieści… to tylko wstęp do ogółu. A ciekawa jestem jak ostatecznie to się skończy. No i nic. Z anime się tego nie dowiem.
Jako fanka Finali muszę przyznać, że Nobatsu stać na więcej, poza tym to ciekawe wrażenie – słyszeć anime typowo do gier, np. typowe battle theme, w anime :D
Generalnie podsumowuję serie na 6/10. Zastanawiałam się nad 7‑mką ale strasznie długo się nic nie działo, więc nie zasługuje… choć zła nie jest. Jej bolączką jednak jest to, że to tylko początek sagi i nie odpowiada na żadne pytania, kontynuacji nie będzie, jest wabikiem na resztę sagi – ale pewnie jest osiągalna tylko dla Japończyków.
Shiro irytujący jak zawsze (za to Archera uwielbiam). Rin jednak w tym odcinku była taka urocza! Wcześniej no była taka trochę jeszcze nastolatkowa, a tutaj już nie, oj nie. I ten Londyn pokazany przez studio ufotable!! Po prostu MRRRRRRR. I ta muzyka.
No a z wcześniejszych, to walka Shiro z Gilgameshem. Jak skurczybyka kocham‑nienawidzę, tak ta walka była po prostu genialna.
Miłe zaskoczenie
Co tu duż mówić, sugerując się tytułem o wyrywaniu dziewcząt w jaskiniach, spodziewałam się prostackiej haremówki z minimalnymi elementami fantasy dla niepoznaki i pań z wielkimi balonami, rzucającymi się na ciamajdowatego głównego bohatera… A tutaj dostałam całkiem ciekawego głównego bohatera, dobrą akcję i masę przygód! A wręcz nie mogłam się doczekać co będzie dalej w pewnym momencie. Wprawdzie są i kobitki, wyraźnie walczące o względy głównego bohatera, chojnie obdarzone przez naturę, lecz to tylko dodatek do głównego wątku, na całe szczęście.
Koniec końców, bardzo przyjemna w odbiorze seria.
No i taaaaak, Eren jako ostatni boss, ahahhahaha!
Najbardziej mnie w całej serii jednak zaskoczyło levelowanie… przyzwyczaiłam się jakoś, że levele same szybko wskakują. Jakież było moje zdziwienie, kiedy awans o jeden poziom to ogromne osiągnięcie w tym anime. Wow.
Ode mnie solidne i porządne 7/10.
Re: Odkopane z odmętów
I taaak, po tym pierwszym odcinku przeżyłam mały szok, bo nagle coś mi strasznie nie pasowało w wyglądzie postaci. Urzekł mnie blond Arslan z biżurerią we włosach, a potem mu glonami włosy chyba porosły i się zrobiły niebieskawe… Troszkę szkoda, ale dało się przetrawić.
Re: Odkopane z odmętów
I racja, „stary” Arslan miał więcej kręgosłupa. W niektórych scenach OAV‑ki wyglądał czasem niezwykle dziewczęco, ale zawsze to było na zasadzie niezwykle niewieściego, pięknego młodzieńca. Nie, że zniewieściałego. Pewnie głównie przez ozdoby we włosach. Natomiast w nowej wersji jest po prostu moe, jąkanie się i te wielkie sarnie oczęta… eh.
Fakt, postaci też tyyyle było, że czasem nawet nie wiedziałam kto zginął i po której stronie barykady stał, ale co tam.
I zastanawiam się jak nowe anime podejdzie do kwestii płci Etoile… heh.
Poza tym relacja Arslana z niektórymi jest diametralnie różna, choćby z gierkiem Narsesa. Ciekawe!
Sam OST jakoś mi nie zapadł w pamięć, choć umilał mi oglądanie OAV‑ki.
Odkopane z odmętów
W recenzji jedną ze wskazanych wad była grafika. A ja się tutaj kompletnie nie zgodzę, mimo że minęła dekada… Ja uwielbiam stare projekty Madhouse. Z ogromną przyjemnością patrzyłam więc na „stare” projekty postaci, bez zawahania przyznając, że wolę te, niż te z 2015 roku, gdzie Arslan jest po prostu moe, a reszta jakaś taka krzywa. Stara wersja ma też przepiękne tła, choć oszczędne. Animacja wiadomo, nie ma co porównywać… konie skaczą jak kozice po skałach… krew wygląda jak rozcieńczone wino… Ale co tam, nie przeszkadzało mi to wybitnie.
Co najbardziej było problematyczne to ewidentne skompresowanie fabuły, zwłaszcza jak teraz seria TV ma bardzo powolne tempo rozwoju. Seria TV idzie bardzo powoli i zdaje się, że załatuje dziury fabularne, przez co dobrze uzupełnia OAV. Bo w OAV najbardziej dla mnie dezorientujące były nagłe przeskoki z jednego wątku na drugi, wrzucanie w środek akcji zupełnie oderwany od tego, co właśnie pokazywali.
No i zakończenie… a właściwie jego brak… Widzowi zdaje się, że OAV dobrze buduje scenariusz do ostatecznej rozgrywki o odbicie stolicy a tu… ups. kliknij: ukryte Nagle Arslan i wojsko w połowie drogi zawraca z marszu na stolicę, by ratować swoje tyły. A potem na dokładkę powraca Andragoras i kompletnie odbiera mu zdobyty autorytet i odsyła na wygwizdów. Koniec.
Strasznie byłam też ciekawa jak to w końcu z tym pochodzeniem Arslana. Ale nie dowiedziałam się tego z OAV.
W ostatecznym rozrachunku bardzo dobrze się bawiłam, więc daję 8/10.
Re: odcinek 24 i całość
I… romansu tu zbyt nie ma nadal, więc to kwestia otwarta z kim skończy Yona.
Aczkolwiek Yona powoli chyba staje się bardziej świadoma tego i owego.
Ja osobiście obstawiam, że biorąc pod uwagę ilość scen i interakcji i jakie to są interakcje, będzie to oczywiście Hak. No, chyba że coś mu się stanie po drodze.
A jeszcze trudniej chyba grupę docelową określić haha.
Plus za nieprzewidywalność. Plus za mnóstwo wyśmianych motywów. Plus za odwagę. Plus za wyłowywanie skrajnych emocji – od zażenowania, przez obrzydzenie, do wybuchów niepochamowanego śmiechu. Albo wszystko naraz :)
I koniec sezonu
Mam też wrażenie, że tyle postaci wpakowali i próbowali nadać im głębi, że już sami się pogubili w tym. I niestety wyszło tak, że części z nich w ogóle nie pamiętam, a jak mieli jakieś charaktery, to już kompletnie zapomniałam, więc nie mogę powiedzieć czy ewoluowali czy nie czy cokolwiek. Takiego Crusty'ego na przykład, bardzo polubiłam (więc o nim nie zapomniałam), ale wpakoali go w mroczne kłopoty, wysłali kto wie gdzie i na cały sezon sobie zniknął.
Kreska zdecydowanie gorsza. Fabuła… po prostu za dużo się dzieje i przez to nic się ze sobą nie klei. Tu jakaś wojna, tam jakiś księżyć, tu jakieś zmiany, tam jakiś rajd ciągnący się przez kilka odcinków, tudzież cały odcinek o bohaterach na chińskim serwerze. No kurczę no.
Było parę dobrych odcinków, przynajmniej końcówka była ciekawa, no bo Shiro wrócił do roli głównego bohatera i wreszcie jakiś jasny cel pokazali i coś konkretnego się działo. Ale tu koniec sezonu i znów cliffhanger…
Dlatego też w poprzednim sezonie było mocne 7/10 tak teraz 5/10. Ale na kolejny sezon, o ile powstanie i będę cokolwiek pamiętać z tego sezonu, to zerknę.
Serię maratonowałam sobie wesoło i nawet specjalnie nudnawo nie było. Było wręcz wesoło, bo okazało się ostatecznie, że prawie nic z serii nie pamiętam! Poza główną bohaterką. Gdy więc pojawiała się jakaś nowa postać, to mi świtało gdzieś w głowie kim był i co go czeka i czy warto ufać tej postaci, ale poza bardzo ogólnymi odczuciami ostatecznie nie udawało mi się za wiele pamiętać, co dało ciekawy efekt.
W moim prywatnym odczuciu drugi sezon jest o pełną gwiazdkę lepszy niż pierwszy sezon. I tak boli, że nie ma trzeciego sezonu… choć zaspoilerowałam się troszkę z nowel i zaczęłam się zastanawiać, czy to nie lepiej, że zostawili nas „przy nadziei” i z raczej optymistycznym zakończeniem. Aczkolwiek ciekawa jestem strasznie jaki limit czasu dał Ryuuki i ten pstryczek w nos od twórcow anime był irytujący.
Drugi sezon obfituje w ciekawe postaci. Moim ulubieńcem jest Tantan‑kun, który spełnia świetną rolę ze swoimi „przyziemnymi” komentarzami, który pokazuje Shuurei zupełnie inne podejście do wielu spraw – a nie jak do tej pory, że wszyscy panowie ją chołubią i jej nadskakują.
Chcąc niechcąc strasznie odczułam tym razem pewne niedoskonałości świata przedstawionego (na które cierpi sporo anime tego typu). Saiunkoku chyba jest jedynym państwem na mapie, bo pomimo chwiejnej sytuacji politycznej nigdy nie istnieje grożba najazdu z zewnątrz, groźbą są zawsze intrygi wewnętrzne. Poznajemy tez na dobrą sprawę jedynie stolice, kawałek prowincji Sa i Ran. Malutko, zwłaszcza że ogólnie mamy aż 7 wielkich rodów, ogromne ilości pomniejszych, niezliczoną ilość legend a także dziwne wątki mistyczne… no ale tak to jest, pewnie w nowelkach powoli więcej tego świata się odkrywa. Szkoda, wielka szkoda!
A jakie ogromne plusy tym razem odczułam? Na pewno dwie perspektywy: odległości i upływającego czasu. Odległości – królestwo Saiunkoku jest ogromne (podróże trwające kilka miesięcy) i co za tym idzie – upływający czas. Shuurei zaczyna jako głupiutka 16‑latka, myślę że pod koniec serii ma około 19 lat. I jej rozwój jest jednak tak rozplanowany, że tego aż tak się nie odczuwa, ale jest on kompatybilny z jej dojrzewaniem (i innych postaci).
Mogłabym pisać jeszcze długo i długo… po prostu pozostaje głód poznania reszty dobrej historii. Ale raczej się nigdy nie doczekamy kolejnych sezonów… a szkoda.
Konstrukcją seria mi minimalnie przypomina Cowboy Bebop, aczkolwiek daleko jej do tej klasy. Ale te niby luźne odcinki, czasem wstawki przygodowe, problemy z jedzeniem, a te właściwe fabularne poprzeplatane tu i ówdzie, by zasadniczo wyjść na koniec… odrobinę to podobne.
Seria sama w sobie od razu widać, że nie stawia za cel bycie ambitną. To kawał dobrej, starej przygodówki, jaką trudno znaleźć współcześnie. Bohaterzy są sympatyczni, ale jakoś szczególnie się do nich nie przywiązuje. Nie jest to też seria, którą się maratonuje, bo się nie można odkleić… ale dzięki temu można sobie powolutku zapuszczać po odcinku i mieć co oglądać na dłużej. Fabuła też nie jest tak skomplikowana, by nie pamiętać po kilku dniach co było w poprzednim odcinku i czy coś ważnego. Jest też tutaj kilka „starych elementów”, których obecność jest odświeżająca dla mnie, osoby przywykłej siłą rzeczy do nowszych serii (aczkolwiek czasem po starsze sięgam). Na przykład nagłe wystrzały z rewolweru i zmieniamy scenerię albo mamy mały przeskok fabularny. Albo panele z nazwami odcinka. Albo panel na koniec odcinka… Albo stary „zboczony” humor. Dla mnie było to ciekawe urozmaicenie.
No i zakończenie… jest po prostu dobre. Co w nowszych anime wcale nie jest takie oczywiste.
Za kawał przyzwoitej rozrywki, nawet po tych 17 latach, seria ma ode mnie dobre 7/10. Nie stanie się klasyką, być może będzie trochę zakuorzone i zapomniane, ale jako dobra rozrywka broni się dobrze przed upływem czasu.