x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: ojej
ojej
Żeby być obiektywną muszę skomplementować kilka rzeczy.
Przede wszystkim jestem urzeczona grafiką. Twarze są prześliczne zwłaszcza starannie narysowane oczy dziewcząt. Zdarzają się sceny, w których rysunek staje się humorystycznie realistyczny co też jest nie bez znaczenia. Zwłaszcza postaci chłopców, którzy mają celowo charakterystyczny różnorodny wygląd zasługuje na uznanie. Główny bohater jest normalny, Gotou jest celowo „nie‑za‑piękny”, grubas jest grubasem w ciele buddy, uroczy chłopiec w typie aryjczyka jest pokazowym przystojniaczkiem, no i tajemniczy zakapturzony typ z wrzodami gardła, który twarzy nie posiada XD.
Dziewczęta jako wzorowe prześladowczynie są niemoralnie urodziwe, a postaci pobocznych się jakoś nie zapamiętuje.
Drugą sprawą jest opening, który muzycznie bardzo przypadł mi do gustu i przyłapałam się na tym, że go czasem nucę. Ending wypada słabiej, a muzyka w środku akcji jakoś uszła mojej uwadze.
trzy: fabuła. Jest jak na komedię całkiem ciekawa, jeśli można tak powiedzieć. Dopasowana do stylu. Chętnie dowiedziałabym się jak to się wszystko rozwinie i skończy o ile ktoś by mi to opowiedział, albo zrobiono serię pozbawioną całego tego przerażającego humoru, scen katowania i mocno przerysowanego ecchi.
No właśnie. Może kogoś to raduje i śmieszy, ale mnie aż wewnętrznie ściska jak na to patrzę i przypomnę sobie wszystkie upokorzenia jakich doznają bohaterowie. Oczywiście są sceny, które autentycznie mnie bawiły, ale obejrzałam 3 odcinki i więcej chyba nie dam rady. Będę wdzięczna za spojlery XD.
Za bardzo się stresuję jak na to wszystko patrzę i pomyślę sobie jak bardzo autorzy przesuną jeszcze granicę to mi się niedobrze robi.
po 21 odc.
Uwaga spojlery. Nie chce mi się wyszczególniać, chowam więc wszystko.
kliknij: ukryte Zacznę od pochwał i to co „wzięło” mnie najbardziej.
Podoba mi się ukazanie dużej gamy stanowisk i punktów widzenia. Mamy z pozoru dwie strony konfliktu: pierwszą – Brytania czyli agresor i drugą czyli Japonia pokonany. Naturalnie sympatyzujemy z pokonanym i kibicujemy aby pomścili swoją klęskę. Po stronie Brytyjskiej odnajdujemy z początku wiele postaci negatywnych i bezwzględnych jeśli chodzi o politykę wobec Jedenastostrefowców. Pojawiają się nacjonaliści (puryści), a także osoby nastawione nieprzychylnie bo tak przedstawiają sprawę rząd i media. Tak samo my traktujemy w Rosjan, Arabów czy Innych skoro media ukazują ich nam tak negatywnie. To naturalne postępowanie ludzi. Widz rozpoczyna seans z uczuciem, że mamy podział „źli” i „dobrzy”. Główny bohater jest inteligentnym, wręcz cwanym nastolatkiem, który lubi hazard i „czyn”. Następnie przedstawieni nam są rebelianci, którzy są nieco nieudolni, bo rozpaczliwie wdają się w walkę i dywersję skąpymi, niezorganizowanymi siłami. Jak to partyzantka. Brakuje im odpowiedniego lidera i oto pojawia się. Zyskując Moc główny bohater okazuje się do bardziej wyrazistych czynów niosących poważne konsekwencje. Po pierwsze z dość zimną krwią dokonuje mordu. Na „Tych złych” co prawda, ale! ‒ Zadałam sobie pytanie ‒ czy to naprawdę było konieczne? Działanie bohatera daje do zrozumienia, że się nie cacka. Walka o wolność, to walka krwawa. Bezpardonowa i niełatwa. Tutaj odrobinę osłabła moja sympatia do bohatera. Od początku widać, że mimo prywatnych sympatii do postaci przewijających się w fabule, jako Zero – przywódca jest bezwzględny i traktuje ludzi jako pionki z chłodną kalkulacją wojskowego. Nie znam się na strategii wojskowej. Czy można wygrać bitwę nie poświęcając pojedynczych istnień? Zapewne nie. Czy można ją wygrać szybko? Na pewno nie. Bohater zdaje sobie z tego sprawę, ale jakby niezupełnie. Kiedy uświadamia sobie, że poświęcone życie było Kimś, a nie tylko figurką szachową, zaczynają się rozterki i żale.
Tymczasem po drugiej stronie barykady robi się ciekawie. Poznajemy trochę Brytyjczyków, których czasem nie sposób nie lubić. Oczywistym wyborem jest Pan Lloyd i jego urocza asystentka, którzy walczą dla dobra armii Brytyjskiej. To ci źli prawda? Cóż, nie odczuwamy tego. Chce się kibicować czasem i Brytyjczykom. Poznajemy rodzinę królewską – czy może tych najbliżej tronu. Są to osoby o ciekawych charakterach, mają swoje racje i cóż – są dobrymi brytyjskimi patriotami. Gdybyśmy znali ich prywatnie pewnie wcale nie czulibyśmy do nich urazy. Ot problematyka. Z kolei w szeregach partyzantki pojawiają się postaci, które bywają antypatyczne, chaotyczne i których nieprzemyślane działania prowadzą do śmierci wielu cywilów. Nie, tak naprawdę ich nie obwiniam. To logiczne, że nie zawsze udaje się powstrzymać niechciane straty. Mamy też trzecią frakcję (jeśli mogę tak rzecz) podziemie zorganizowane wojskowo ukrywające się gdzieś na terenach i jakiś rząd na uchodźstwie sprzymierzony z Federacją Chińską. Brzmi bardzo polsko ;).
Których wybrać, z którymi by tu sympatyzować. Teraz nie jest to już takie oczywiste. Frontowi Wyzwolenia Japonii zarzuca się, że działa staromodnie i nierealnie… Cóż, nie do końca zrozumiałam argumenty Zero przeciw Frontowi Wyzwolenia. Jeśli ktoś zechce mi je wyłożyć to chętnie posłucham. Front jest, zwłaszcza na początku, ukazywany trochę negatywnie. Przypomina zakopanych w podziemnych kwaterach debatujących wapniaków, którzy boją się uczynić jakąkolwiek akcję. Czy tak jest w istocie? Jakie mają szanse przeciw Brytanii zanim pojawi się charyzmatyczny lider?
Siła odpowiedniego lidera jest potężna. Nie chodzi mi w tym momencie o Geass tylko o siłę przekazu. Charyzma Zero ma charakter ideologiczny… pozwolę sobie zacytować wikipedię:
„Termin charyzma jest używany w odniesieniu do lidera i cech, w jakie został on wyposażony czy które posiada, nie nawiązując do celów, do jakich on zmierza, czy motywów, jakimi się kieruje. Władza lidera nie jest ograniczona normami prawnymi, opiera się na jego autorytecie, a wsparta jest wąską grupą ludzi osobiście przez lidera wybranych”.
To dokładnie dzieje się Gdy bohater wkracza w szeregi rebeliantów i scala ich swoją osobą. Drugi cytat, bach:
„Lider zostaje uznany za charyzmatycznego, gdyż po pierwsze, ma określoną misję do wypełnienia, a po drugie, w sposób spontaniczny zostają uznane przez zwolenników jego wyjątkowe cechy, zdolności czy właściwości. Uznanie to opiera się na irracjonalnych odczuciach i emocjach, dla których punktem odniesienia są cechy czy zdolności lidera postrzegane na podobieństwo boskiego stygmatu”.
Oznacza to mniej więcej tyle, że szanując swego lidera i pokładając w nim nadzieję poszerzająca się grupa rebeliantów zachowuje posłuszeństwo i działa zgodnie z wolą Zero nie pytając o główne cele (jak się wreszcie na to zdecydują to są ciężko zszokowani). Jeśli nawet kwestionują pewne jego decyzje, to w rezultacie i tak postępują pokornie nawet po pewnym czasie broniąc jego niepisanego prawa do nieukazywania twarzy.
Całą sytuacja jest ciekawa i jak uważam dość realistyczna. Wszelkie niesnaski (zupełnie naturalne w grupach) Zero likwiduje dość łatwo, więc tak naprawdę możemy uznać, że rebelianci idą za nim jak za pasterzem stadko baranów. W miarę upływu czasu są mu coraz bardziej oddani – najlepszym przykładem jest Karen. Zero staje się ikoną, postacią uosabiającą w sobie cały ruch oporu.
Jakiż to kontrast z normalnym nastolatkiem, który ma pewne problemy bo rewolucja nie pozwala mu regularnie uczęszczać na zajęcia. Ma swoje problemy z dziewczętami i ukochaną młodszą siostrzyczkę. Z jednej strony miło jest zobaczyć lepszą – łagodniejszą stronę Leloucha, z drugiej wyczuwam ogromny kontrast. Jak dla mnie to mocna schizofrenia. Tak samo sceny batalistyczne kontra szkolny festiwal -_-‘ Rozumiem, że to rozładowuje napięcie, ale czuję faktycznie pewien psujący kompozycję słodkawy posmak. Mam przez to mieszane uczucia. Leloucha lubię bardziej niż Zero. Ale Zero ma dla mnie większą logikę postaci. Poza momentami załamki, kiedy do głosu dochodzą osobiste sympatie. Chętnie bym widziała w tym obiecywany z początku efekt oddziaływania Geass. Myślałam, że faktycznie upośledzi to zmysły odczuwania bohatera, tak aby stał się równie obojętny co Nightcrawler [link] ;) Niestety. Brak konsekwencji posiadania tak dużej mocy. Takiej dostrzegalnej konsekwencji.
Lelouch jest supertajnym nastolatkiem. Jakbym znała takiego mądralę w rzeczywistości bym się w nim podkochiwała, (a potem zapewne slashowała go z uroczym Suzaku, bo przeca taki złoty chłopiec pewnie gej ^^). Rozumiem więc Shirley i rozwój akcji między tą dwójką uznaję za przeuroczy. Choć wcale to nie znaczy, że dziewoja jakoś bardzo przypadła mi do gustu. Ta ma w softwarze opisu charakteru: „zakochana dziewoja z energicznym charakterem” i nic poza tym.
Lulu ma zapędy heroiczne i pragnie bronić przyjaciół co czyni w czasie wolnym od prowadzenia rebelii. Doprawdy, też sobie znalazł zajęcie. Cóż więcej powiedzieć – jest nierówny. Super, że jest Nie‑czarnobiały i że ma fajne zajęcie w życiu. Czasem szczerze mu współczuję i mam ochotę powiedzieć: „Stary, rzuć to wszystko i wyjedź w Bieszczady”, ale cóż. Niech no się ciutkę zdecyduje, bo mam poczucie, że facet choruje poważnie na rozdwojenie jaźni, albo zwyczajnie nikt nam nie przedstawił bliźniaka Lulu.
Spojrzyjmy na inne postaci. Suzaku… Z początku uroczy chłopiec. Potem coś się porobiło i ja w ogóle nie wiem o co chodzi. Czy ktoś mi wyjaśni czemu w zasadzie Suzu zabił swego ojca? Jestem na to za głupia. Jak Stanowisko Zero wydaje się jeszcze dość jednoznaczne: tj. Pomścić matkę, zgładzić króla i przy okazji wypędzić Brytanię z terenu Japonii, żeby kraj się ogarnął. Suzaku ma jakieś bliżej nieokreślone ambicje by zaprzestać walk walcząc jednocześnie nienawidząc walki i wszystkich walczących, ale zachowując lojalność wobec Brytanii… i Japonii… Zaraz czy to w ogóle da się zrobić? Nie łapię gościa, zupełnie. Tekst „zmieńmy Brytanię od środka” brzmi tak, jakby chciał przeprowadzić jakieś reformy, ale to trzeba było zostać politykiem, a nie wojskowym.
Jedźmy dalej. C.C. To jest duży znak zapytania. Widzi mi się jako kosmitka, która przetrwała rzeź swojego kraju/ planety? Hmm? Ma moc obdarowywania, niekoniecznie władania nią. Czegoś chce, ale nie mówi czego. Jest uważana za superbroń i eksperymentują na niej królewscy eksperymentatorzy, ale nikt jej najwyraźniej nie szuka więc laska szwenda się pomiędzy kadrami irytując głównego bohatera, a czasem ratując mu dupę. Poza tymi nieścisłościami charakter ma interesujący, gada do siebie na głos, żywi się pizzą ‒ lubię ją.
Księżniczka Euphemia. Naiwne dziewczę, które jak wierzę brak doświadczenia i wiedzy na temat rządzenia (czy oni nie otrzymują jakiegoś szkolenia?) nadrabia mimo wszystko inteligencją. Nie jest zupełnie głupia. Stara się, obserwuje, ma nawet jakieś tam ciekawe pomysły. Jest jednak trochę ciapowata i jej pacyfizm niekoniecznie prowadzi do dobrych decyzji. Niemniej ciekawa postać. Zwłaszcza, że rodzeństwo kocha ją i troszczy się o nią, więc jest cennym elementem np. podkreślającym ludzką stronę Gubernator Cornelii.
Podsumowując: postaci mają dużo pozytywów i niektóre można naprawdę lubić, a inne na dodatek cenić za dobrą i ciekawą konstrukcję ;).
Fabułę doceniam. Nie jestem mocna w logice fabuły – mnie się ona podoba, bez względu na to czy są tam jakieś luki, czy nie. Nie jest wcale zbyt przewidywalna jak dla mnie ani przegadana (mówimy cały czas o 1 sezonie), ja bym takiej nie wymyśliła.
Muzyka: openingi i endingi sa okropne. Środkowe motywy budujące atmosferę są ok. Ale nie wywyższałabym. Ot melodyjki.
Grafika – niezła. Choć bawią mnie nadmiernie wysokie, chude postaci. Grunt, że oprawa wizualna nie przeszkadza w odbiorze.
Jak dotychczas moja ocena sytuuje się gdzieś w okolicy 8/10. Ogląda się w gruncie rzeczy dobrze, wciągnęłam się, łezka się gdzieś tam zakręciła, szkoda mi ogromnie bohaterów bo to wygląda jak grecki dramat gdzie każdego ściga nieubłagane fatum. Nie jestem jeszcze przekonana czy chcę widzieć drugi sezon. Nun, czas pokaże zobaczymy co mają mi do zaoferowania ostatnie 4 odcinki.
Re: Pomnik Cesarzowej Achai
Słuszna uwaga, nawet motyw mycia się był podobny. W Gate bohaterki zachwycały się możliwością wykąpania się w ciepłej wodzie nie tyle w wannie, co urządzonej w polowych warunkach łaźni – niewielkim basenie. W drugiej trylogii Achaji jeśli pamiętam, dziewczyny zachwycały się również mydłem ;).
Tubylcy zachwycali się Polakami i ich sprzętem, ale każdy na swój sposób. Jak starannie próbowali przecież skonstruować własne karabiny, albo jak specjaliści z Troy cieszyli się nowo odkrytymi właściwościami ropy.
Re: hah? ;D
Re: hah? ;D
Nie rozczarowałam się pod tym względem ;D
hah? ;D
Buahhaah XD oprócz kilku żenujących panów (bliźniaki, skrzypek i bibliotekarz) to było nawet zabawne ;D
Najlepsi byli wg mnie współpracownik z firmy (bo nie był irytującą ciapą, ani pewnym siebie bufonem) zachowywał się przyjaźnie, normalnie i nie rumienił się jak baba.
Jako drugi podbił me serce „wujaszek” kucharz XD był zabawny, wcale mi się już odechciało spać.
Na koniec studenciak całkiem nieźle wypadł, choć jak bym spotkała takiego na żywo, to bym czym prędzej poszła spać gdzieś indziej.
A pięciolatek był okropny, ale zabił mnie atakiem na „bombę kaloryczną”. Nie wiem też kto tłumaczył kansai‑ben, ale przedobrzył i z języka polskiego wyszedł jakiś staro‑cerkiewno‑rumuński.
To było dziwno doświadczenie. Nie wiem czy Japonki jarają się faktycznie standardowymi tekstami jakie puścili tutaj w monologi, ale mogę uznać je za pouczające streszczenie „12 najgorszych tekstów na podryw z anime” XD.
Zacznę od plusów: Postaci są całkiem sympatyczne, zdarzały się nawet zabawne scenki. Bardzo podobała mi się seiyuu Shiragami i jej dialekt. Pojawia się naturalnie gromadka żeńskich postaci, ale na szczęście kilku facetów również.
Mamy więc główną bohaterkę Shiragami Youko kliknij: ukryte wampira. Która jest cudownie głupia i całkiem urocza. Naturalnie stanowi obiekt sympatii i to ona ma największe szanse na „sparowanie” z Kuromine Asahim. Notabene sam bohater jest nastawiony przez całą serię na zielonowłosą co czyni go szczerym w zachowaniu i dającym się lubić protagonistą.
Aizawa Nagisa – Przewodnicząca kliknij: ukryte kosmitka, wprowadza masę zamieszania przez swoje niepełne informacje… na różne tematy i stanowi oczywisty harem‑element. Ma swój mini‑dramat, kiedy powoli rozwija się jej uczucie i choć z początku miała zamiar honorowo usunąć się w cień, okazuje się, że to wcale nie jest takie łatwe.
Akemi Mikan – dziennikarka szkolna kliknij: ukryte ze swoimi gadającymi okularami i przyjaciółka z dzieciństwa Asahiego. Swoją sympatię wyraża dręczeniem przyjaciela zwłaszcza krępującymi artykułami w gazetce szkolnej. Jest znana jako złośliwa osóbka, która nie ugnie się przed żadnym pismo‑czynem. W istocie od dzieciństwa podkochuje się w głównym bohaterze, ale świadoma braku zainteresowania z jego strony, skutecznie to ukrywa. Element haremu trzeci i w zasadzie można powiedzieć ostatni.
Dalej pojawiają się:
Shiho kliknij: ukryte wilkołaczyca, z rozdwojeniem osobowości, która jest zboczeńcem i wprowadza to tu to tam niewymuszone nosebleedy, niemniej robi to w ramach hobby, a nie faktycznego zainteresowania bohaterem. Jest przyjaciółką z dzieciństwa Shiragami i choć czasem trochę przeszkadza, to generalnie jest duchowym wsparciem.
dyrektorka kliknij: ukryte (wiekowy diabeł) pod postacią dziewczynki z rogami z uciechą pałaszuje słodycze i podgląda swoich uczniów, aby czasem się zabawić ich kosztem. Nie ma żadnej romantycznej więzi między nią a Asahim, za to sporo zdewastowanych budynków.
Kolejne panie czyli np. Nauczycielka i mama Youko są oczywiście wyłączone z haremu.
No i mamy jeszcze trzech przyjaciół głównego bohatera – jeden ewidentnie zboczony, jeden inteligencik w okularach i jeden, który wygląda na kiblującego już kilka lat fana koszulek hawajskich. Stanowią fajny zestaw, bo nieczęsto raczej się zdarza, żeby główny bohater miał aż trzech kumpli. Zazwyczaj ma jednego. Chłopaki dają Asahiemu dobre rady, wspierają go i są głosem rozsądku. Ciężko powiedzieć czy posiadają poza tym jakiś charakter ^^'.
Tyle o postaciach.
Uważam za bardzo udany opening – przyjemna melodia podpasowana charakterem do anime, ending też w zasadzie był w porządku, choć akurat mnie nie zachwycił. Ścieżka dźwiękowa jakoś mi umkła… tam w ogóle był podkład muzyczny? O.o
Grafika – poprawna. Jeśli komuś spodoba się projekt postaci oczywiście. Wszystko dopasowane do stylu. bardzo kolorowo. Na pokazywanie pięknego tła nie było za bardzo miejsca, bo większość wydarzeń dzieje się w szkole. Ale nie najgorzej.
i dochodzimy do minusów.
fabuła jest prościutka, najczęściej – historia na odcinek. Jest wizyta w wesołym miasteczku, i na festiwalu. Mamy plażę i kawiarnię. Standardzik. Nie wiele ponad normę.
Akcji jest wiele – ganianie po korytarzach występuje chyba co odcinek, (wiem co powiecie – po prostu zdziadziałam) trochę eksplozji, krzyków, nieporozumień (oczywiście w prawdziwym świecie nikt nie robi chyba takiego rabanu, może dzieci w podstawówce). Gagi opierają się na dręczeniu głównego bohatera, który ucieka, albo wpędza sam siebie w niezręczne i bezsensowne sytuacje. Pytanie czy można było tego wszystkiego uniknąć? Myślę, że nie. Taka konwencja. W zasadzie to było bardzo dobre anime w swoim gatunku: słabej, wrzaskliwej, kolorowej komedii haremowej.
Wszystko zostało zaplanowane aby wyglądało tak, a nie inaczej. Nie mamy tu błędów. Bohater jest ciapowaty, ale aż trzy baby rumienią się na jego widok. Wszyscy miło spędzają czas w szkole. Trochę konkurują ze sobą i wymyślają dziwaczne aktywności, aż dziw, że na przerwach jest tyle czasu…
a koniec akcja nieco się zagęszcza w kierunku romansu, ale na końcu kliknij: ukryte nic się nie dzieje.
Komu polecić? Każdemu, kto potrzebuje lekkiego odmóżdżacza, po którym nie będzie się spodziewał niczego poza cienkim kabaretem.
5/10
goal
Zaraz oni nadal nie donikąd nie dojechali prawda? -_-
blisko 40 odcinków to sporo jak na 1 sezon. Z jedne strony poznaje się bohaterów, z drugiej… Kurczę nadal uważam, że dla większości z nich szkoda czasu antenowego. Zwłaszcza dla gościa z rzęsami. I serio? Cały odcinek o tym jak jadą 200m?
No dobrze, przestańmy się pieklić. Obejrzałam z ciekawością jak to się skończy, i więc jestem podirytowana, że najwyraźniej muszę oglądnąć również drugi sezon.
Plusem jest główny bohater, który jest taki drobniutki i chuderlawy, ma ten swój skill ale nie jest wszechmocny. W zasadzie jaki by nie był, żałuję że dostał tak mało czasu. Jakieś wstawki pojedyncze w odcinkach, które skupiają się kompletnie na dhramatycznych retrospekcjach życia innych kolarzy. Podobało mi się jak Onoda wspinał się wyszczerzony na gębie z piosenką na ustach i to jeszcze taką żenującą jak „Love hime” (no wypisz wymaluj San jedzie swoim trekkingiem i drze się na całe miasto).
Bardzo podobała mi się robota seyiuu. Kocham Naruko i drużynę z Kyoto za ich kansai‑ben, a szczególną sympatię mam dla Makishimy. Włosy co prawda ma absurdalne, ale przy tym ta jego wykrzywiona szeroka morda, przećpany wzrok i zachrypnięty głos, uwiódł mnie.
Midosuji jest straszny. Strasznie straszny. To chyba najbardziej obrzydliwa postać jaka mi teraz przychodzi do głowy z anime… Uh, brawa dla tego kto odważył się wpleść to Coś w fabułę i przenieść na ekran. Przerażające.
Tak więc u mnie ta seria ma 6/10.
aż 6 bo rowery <3 ;*** bo fajny bohater i zabawne wstawki gdzieniegdzie (zwłaszcza te końcowe ^^),
i tylko 6 bo się ciągnęło okrutnie, a superskille były absurdalne i czasem zupełnie przedobrzone.
Re: Trala lala, all hail Yuu.
:)
Re: Trala lala, all hail Yuu.
zatem ode mnie 7/10 bo oglądałam z zaciekawieniem i wzruszałam się gdzie trzeba (no, mnie wiele nie trzeba) i choć nie nazwę tej serii „Bardzo dobrą” to doceniam niewątpliwe plusy.
No i skończyło się kliknij: ukryte dobrze, tak jak sobie życzyłam więc jestem zadowolona :)
Re: konsternacja
hahaha ;D
no są, i nie żebym ja dyskryminowała królicze uszka albo co, (jeszcze się okaże, że laska należała do feministycznego ruchu na rzecz równouprawnienia dla mieszanek cyckowo‑zwierzęcych… )
chodzi mi o kontrast. Ja jestem całym sercem z fantasy, ale królicze uszka to nie wyznacznik fantasy. To wyznacznik japońskiego fantasy :P. No i robi mało poważne wrażenie na tle zielonych mundurów wojska :P
konsternacja
Do licha! nie mogę ocenić, czy to anime jest słabe czy dobre.
Z jednej strony prowadzą jakieś wątki polityczne, z drugiej moe moe elfiki, kocie uszka, goth lolity… Z jednej bohater, który wydaje się fajny, potem okazuje się, że jest leniwym farciarzem, potem, że bohaterem i znów fajtłapą. Tak samo księżniczka: Pina co Lada (serio O.o? to takie niepoważne i zabawne zarazem) księżniczka jest odważna i władcza, a potem zachowuje się jak dziecko, ma super oddział – który zasadniczo jest chyba faktycznie tylko pokazowy, ma pełnić rolę dyplomaty, aż wyskakuje jej fascynacja yaoicami. Rozumiem, że te niepoważne elementy są celowe dla humoru i rozładowania atmosfery, ale robi się przez to dziwacznie. Z jednej strony trauma po ataku smoka na wioski, pozostały tylko zwęglone szczątki, krwawa bitwa, w której legły masy imperialnych rycerzy, wrażenie robi kadłubek generała, który jakimś cudem przeżył, a w kontraście wycieczka do Akihabary, gorące źródła i sklepy z ciuchami… trochę powaga, a nagle słodko i ogólna wszechmiłość… Zgoda, ktoś mógłby powiedzieć: życie. Raz trudniej, raz weselej, trochę powagi, a trochę zabawy. Ale tutaj ten kontrast zrobił na mnie raczej złe wrażenie.
Są elementy ciekawe: wizyta w parlamencie, sklep z artykułami z Japonii (przecena na karabińczyki XD to takie realne), wykorzystanie fizyki w magii ^^, rozmówki imperialno‑japońskie i ogólnie trudności językowe.
z drugiej strony chaos. Pokazane fragmenty wątków, które olano i zapomniano. Jacyś asasyni z Ameryki, gdzieś jakieś intrygi, w ogóle nie wiadomo o co chodzi, Cesarz to w ogóle chyba zasnął po pierwszych odcinkach. Szabrownicy rozpełzli się chyba od razu po bitwie o Italicę, Kapłanka Emloya ma za dużo wolnego czasu w życiu, łazi po mieście i robi za żandarma.
Z jednej strony wojskowy osprzęt, migi, ciężka artyleria, wozy wojskowe full wypas, z drugiej kurde barmanka w króliczych uszkach. To trochę jakby na obrazie bitwy pod Racławicami pojawiły się atomówki, albo kucyponki.
Tak więc jestem zmieszana i w zasadzie wcale nie powinnam wystawiać tej serii oceny. Bawiłam się nie najgorzej, kilka razy nawet się uśmiechnęłam, z drugiej strony nie przykuło mnie do ekranu tak, bym z niecierpliwością wyczekiwała następnego odcinka. Ani dobre, ani złe.
Ogląda się cały czas w zasadzie bez kruszynki zaskoczenia. Ponadto patetyczne mowy i naciągany dramatyzm albo bawią albo irytują, w zależności kto ma jaki próg tolerancji badziewia.
Zasadniczym plusem jest jednak fakt, iż pominięto prawie romans. Niby wiadomo kto jest parą dla głównej bohaterki, ale do niemal ostatniej sceny traktowana jest ona jako kumpel, a nie przedmiot romantycznych westchnień. Bardzo dobrze. W dodatku sposób zachowania, wygląd i strój mógłby być naprawdę mylący.
Ciekawe jest wykorzystanie tematu gier surwiwalowych, miła odmiana, tego jeszcze nie mieliśmy.
Z postaci najbardziej podobał mi się Fujimon, na drugim miejscu bardzo dobry zły charakter.
Dzielnie obejrzałam serię do końca i uznaję, że oprócz lekkiej tandety i wspomnianej już przewidywalności ogląda się całkiem nieźle. Możliwe, że zajrzę na drugi sezon jeśli taki powstanie.
siedem?
Później akcja drastycznie spowalnia. Zabierają mi mój ulubiony opening, związują bohaterom ręce i każą im myśleć… Co za bestialstwo! Przeca oni mają się naparzać, a nie myśleć. A w dodatku mieć problemy emocjonalne i rzucać się oskarżeniami jak pomidorami. Z jednej strony cieszyłam się, że akcja poszła nieszablonowo, z drugiej odrobinę męczyło mnie przeciąganie tematu. Nie uważam oglądania za czas stracony i przyznam, że gdy oswoiłam się ze zmianą trybu fabuły ciekawa byłam co wymyślą. Zrobiła się sprawa kryminalna dla Sherlocka Adleta. Kto jest zabójcą? Niby wiadomo, że ogrodnik, ale jakoś nie specjalnie się o tym myśli. W zasadzie głęboko wierzyłam, że Bogini była pod wrażeniem Adleta i dała mu buławę bohatera dla jaj i nie ma żadnego podstępu, poza tym, że Bogini to wredna pinda. Bo przecież kwiat na znamionach to tylko symbol, kogo obchodzi ilość płatków? kliknij: ukryte San by olała sprawę i poszła walczyć z wiatrakiem.
Wierzyłam, że aktywacja bariery wynika z samego rozwalenia drzwi, jak w klątwie Tutenchamona. Coś jak: wypuściłeś tajemne moce z grobowca i teraz wściekłe duchy będą robić w okolicy zamieszanie.
Później mamy rozhisteryzowaną Flamie, której nie wiadomo o co chodzi, ale robi dramat, żeby główny protagonista nie miał za lekko. Choć w zasadzie uniki to ma na wysokim levelu, może Królicza łapka? ^^' Niechybnie sama dałabym sobie spokój, gdyby nie ciekawe walki i chęć poznania rozwiązania. Na koniec zostaję szczęśliwie zaskoczona co mnie tak cieszy, że tej radości nie przesłania nawet Krowa. No trochę przesłania. Tak na serio to tylko raz się tak cieszyłam w anime Kampfer, które było bardzo słabe, ale za to miało za głównego złego bohatera najmniej spodziewają mi osobę. To było jak kubeł chodnej wody w upał.
Gdyby dali szansę serii i ukazał się jeszcze drugi sezon… Ale ponoć płonne nadzieje.
Oceniam więc wysoko: za to, że anime nie było zwykłą rąbanką, że próbowali połamać kilka schematów, zawiązać jakąś intrygę, zrobić knucicielskiego bohatera, (a nie po prostu jakiegoś napalonego palanta, czy rozmemłaną ciapę)... za to, że cycki Nashietanii i Flamie trzymały się tak wzorowo swych koszulinek, za niezłą muzykę, ciekawą grafikę i udane walki (i Michael Bay! te wybuchy, te pościgi!!) i za gorącą rozkminę. Czerstwe 8/10
Re: pod wrażeniem
Już mi szkoda bohatera… Wiecie anime mają w zwyczaju pokazywać jak wspólne działania, wytrwałość i przyjaźń pozwalają wykopać się z największego dołka. Rzeczywiście nie sądzę aby możliwe było takie zakończenie, chyba, że z góry ktoś obmyśłiłby anime o narkomanii ;D.
Zgadzam się z Impos. Czekam na jakiś ciekawy rozwój wypadków powodowany kliknij: ukryte zawirowaniami czasu. Nieoczekiwane śmierci już mi nie podchodzą. Będzie dostatecznie dramatycznie jak zginie ktoś z tła. Jak robili wielki rozpierdziel w Attack on Titan to po pewnym czasie znudziły mi się latające ciała i gorąco się modliłam żeby wreszcie ktoś skutecznie zabił Erena.
Re: pod wrażeniem
W Steins;Gate też był podobny motyw i zupełnie mi to wszystko pasowało (chrzanić logikę ;3).
Jeśli zakończy się odratowaniem Ayu, brata Nao, połączenie rodzinki, pairing z Nao, uwolnienie ludzi z ośrodka i ewentualne utrata wzroku po tak wysiłkowym wydarzeniu to nie uważam, ze byłoby źle… No bo jak mogłoby się zakończyć żebyśmy czuli się usatysfakcjonowani? Ja chcę happy end ;3
pod wrażeniem
jestem po 9 odcinku i to zrobiło na mnie duże wrażenie, nie mówiąc o 6 odc, który mnie rozbroił zupełnie.
Od początku oglądałam z umiarkowanym zainteresowaniem. Ah, dzieciaki z supermocami phi., Ale niech tam. Główny bohater był tak antypatyczny, że aż fajny. W końcu nie żaden „Taki‑Jak‑Ty”, anu super heros, ot nastolatek, z wyjątkowo wrednym charakterem. Główna bohaterka (jeśli tak mogę o niej powiedzieć) – Nao, ujęła mnie tym, że nie jest zwykła krzykliwą tsundere. Roztropność przedkłada ponad emocje i ma w sobie coś fajnego. Nie ma rumieńców, spojrzeń z ukosa, ani trzepotania rzęsami jak odświeżająco. No to nie ma super thraumy mhroku i extra tajemnicy – jest smutna historia i przejście z nią do porządku dziennego.
Fabuła zapowiadała się miałko, w zasadzie wcale jej nie było, ale do pewnego momentu można uznać to po prostu za wprowadzenie. Co robią, jak się w zasadzie nic nie dzieje. Dzień jak co dzień. Bohaterowie poboczni tylko mnie trochę denerwowali, stanowili trochę bezwartościowe tło. Czasem robiło się miałko, nie powiem, dowcipy i gagi niespecjalnie mnie śmieszą. Zwłaszcza irytuje mnie bohater z umiejętnością „teleportacja” eh…
Ale po 9 odcinku mam już inny pogląd na tę serię, zastanawiam się usilnie jak to zamkną i mam nadzieję, że nie będzie tandety bo akcja stanęła na niebezpiecznej granicy. Albo będzie akcja- kulminacja – i spektakularna zmiana fabuły, albo kraksa z okrzykami i chaotyczną bieganiną… Na pewno nie oszczędzę sobie kolejnych odcinków!
metafory mocno
Mam wrażenie, że niektóre sprawy zostały okropne wyolbrzymione.
Coś jednak miało w sobie to dziwno mahou‑anime.
Bardzo podobały mi się ciekawostki ze świata astronomii. To było zaskakująco realistyczne :D – naukowe mahou‑shoujo.
I podobał mi się wątek romantyczny.
I beczałam nawet nie wiedząc czemu i za czym.
Zakończenie mi się nie podobało. Było za smutne :<
owacje na stojąco
Podobał mi się realizm, wszystkie szczególiki życia orkiestrowego zostały oddane wzorowo. Pod tym względem Hibike wypada chyba nawet lepiej niż Nodame Cantabile. Kreska jest ładna, tła i postaci wyglądają bardzo miło dla oka. Ruchy palców na wentylach, animacja grających – miodzio!
Główna bohaterka jest świetna. Jest przeciwieństwem rozwrzeszczanych i słodziachnych heroin. Jest opanowana i trochę skryta. Wygląda na cool, kąśliwe uwagi i kwaśne miny były znakomitą cechą, a przy tym Kumiko jest wrażliwa i w gruncie rzeczy nieśmiała. Późniejsza relacja z Kousaką też mi odpowiadała. Wyszło to dość naturalnie. Zachowywały się jak licealistki – takie jeszcze trochę dzieciaki, a nie dorosłe panny. Próby były świetne, orkiestra podkładająca głos pod pierwsze ćwiczenia orkiestry Kitauji miała trudne zadanie przed sobą. Naprawdę było słychać zacięcia, fałsze i niepewność, co czyściło się z czasem i ostatnie wykonanie było naprawdę udane! Wreszcie nie był to tylko playback odtwarzany w kółko z płyty. Było nawet słychać różnicę w trąbkach walczących o solówkę. I jak Kumiko ćwiczyła na eufie, było słychać, że nadal jest niepewna, że się myli, zwłaszcza w porównaniu z czystym tonem eufa Asuki. Świetna postać również. Ta trójka: Kumiko, Kousaka i Asuka – gwiazdeczki. Przy czym Kousaka bywała niekiedy trochę sztuczna. Trudno spotkać taką osobę na żywo… Asuka była znakomita moim zdaniem. Silny i niezależny charakter. buziaki od Sana.
A na końcu cała orkiestra dęta gra opening. Kakkoi!
chcę!
nasz waltornista kiedy mówił, że możliwe jest granie dwudźwięków. Ale to chyba raczej w formie śpiewania drugiego dźwięku. Czy jest jakaś inna metoda?
Czyli Spiegel im spiegel da się zagrać samym szeregiem alikwotów ;D jejku.
Re: Chyba to nie jest do końca tak
To coś w stylu powiedzenia "*&**&%^%#% się!” i wysadzenia się w powietrze razem z ukochaną osobą. :P
eh, sugoi, puzon wydaje mi się przy tym o wiele łatwiejszy bo można sobie suwakiem ustalić wysokość dźwięku.
czyli jeśli dobrze rozumiem, wentyle bardziej pomagają w subtelnościach przejść na mniejsze interwały, a na dobra sprawę w przy pewnym wysiłku można zagrać melodię bez wciskania wentyli?