x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: anime na pewno nieprzeciętne
Re: Prawie ideał
A propos muzyki: świetna pieśń (bo przecież nie piosenka) z czołówki, podrasowana nowoczesnym brzmieniem, tu prezentuje się jeszcze lepiej.
[link]
Oby więcej takich udanych remake'ów.
Re: Nie zazdroszczę recenzentowi :)
Z naszej krótkiej wymiany komentarzy pod GUP wiem, że tytuł bardzo przypadł Ci do gustu i że zasadniczo różnimy się w odbiorze całości. Jestem autentycznie ciekaw, co napiszesz, bo dobrze jest spojrzeć na film z innego, odmiennego punktu widzenia niż własny. To świetna okazja, by zastanowić się nad siłą własnych argumentów za lub przeciw.
No, ale przynajmniej za recenzję GuP nikt nie spali ci domu. Altramertes, który wziął na siebie recenzję SAO, nie ma tego komfortu. Co prawda, nie sądzę, aby doszło na Tanuki do afery w rodzaju tej, jaka miała miejsce na rottentomatoes.com przy okazji premiery ostatniego Batmana, gdzie jednemu z recenzentów, który zjechał film, grożono śmiercią, gwałtem itp., ale…
Nie zazdroszczę recenzentowi :)
Oczywiście, powyższe napisałem żartem, interpretując przesłanie płynące z co bardziej emocjonalnych komentarzy, za to sytuacja, do której się odnoszę, niezbyt daleka jest od prawdy. Jestem mocno zdziwiony, że akurat ten tytuł wzbudza tak skrajne opinie i tak bardzo dzieli widownię. Ponieważ moja prywatna ocena skrajna nie jest, choć faktycznie niewysoka (ale nie na poziomie rzecznego mułu), prawdopodobnie lokuje mnie to w okopie gdzieś pośrodku linii frontu. Niezbyt wygodna pozycja, przyznaję, ale za to pozwala z utęsknieniem czekać na recenzję i na wywołane nią komentarze oraz polemiki obu stron. Coś mi podpowiada, że wcześniej powinienem zapobiegliwie zaopatrzyć się w wielką torbę popcornu, bo zabawa zapowiada się przednia.
Już dawno lektura komentarzy niezrecenzowanego jeszcze anime nie sprawiała mi tak wielkiej przyjemności.
Obejrzałem z przyjemnością
To naprawdę świetna odskocznia od natłoku seriali dla gimnazjalistów, atakujących z ekranu jakby coraz to natarczywiej i z coraz większą siłą.
Zaskoczył mnie zarzut recenzenta dotyczący charakteru głównej bohaterki:
Skoro zauważył, że jest taka przez pół filmu, to powinien zauważyć również, że przez drugą połowę filmu już taka nie jest. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy świadkami tego, jak charakter dziewczynki stopniowo przechodzi przemianę, a ona sama, nieświadomie, stawia pierwsze kroki na ścieżce, która w przyszłości zaprowadzi ją ku odpowiedzialności i dorosłości. Ważne tylko, by zdać sobie sprawę, że „Szept serca” jest m.in. filmem o pokonywaniu umownej granicy „dziecko/młody człowiek”. W tym kontekście czynienie zarzutu z tego, że początkowo bohaterkę pokazano jako rozkapryszonego dzieciaka, uważam za, delikatnie mówiąc, nieporozumienie, bo gdyby nie smarkula z pierwszej połowy filmu, nie byłoby dziewczynki z zakończenia.
Zaskakująco duży potencjał dramatyczny
Temat zamiany ciał łatwo potraktować jako fundament do zbudowania komedii pomyłek czy radosnej zabawy pełnej erotycznych podtekstów. W anime jako gatunku można znaleźć na to aż nadto przykładów. Tymczasem Kokoro Connect podpowiada, że taki transfer może mieć też (i ma) drugą, poważną, a nawet mroczną, stronę. Została tu ona stosunkowo łagodnie zasugerowana w postaci wątku związanego z przybranym ojcem Iori, bez uciekania się do scen dramatycznych czy brutalnych. Zamiast otworzyć drzwi prowadzące do wnętrza domowego dramatu, uchylono je zaledwie na kilka centymetrów. Ale znając życie można założyć, że gdyby rzecz cała przytrafiła się innym, mającym w życiu pod bardziej śliską i stromą górkę bohaterom, serial zostałby opatrzony etykietą „dla dorosłych widzów” a bohaterowie stanęliby w obliczu dylematów, z jakimi nigdy, za żadne skarby nie chcieliby się zmierzyć.
Podam drastyczny przykład. Załóżmy, że ojciec bohatera to tyran i brutal. W szkole bohater robi dobrą minę do złej gry, ze wstydu starannie ukrywając siniaki i prawdę przed kolegami. Przez lata nauczył się dawać sobie z tym radę i żyć ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Ale teraz raptem staje w obliczu sytuacji, kiedy to ktoś inny może znaleźć się w jego ciele. Ktoś, kto nic nie wie o jego życiu rodzinnym i nie wie, co go może spotkać. Czy w związku z tym bohater powinien przygotować kolegów na ewentualną przemoc ze strony ojca? Uprzedzić, jak powinni się zachowywać, by uniknąć agresji, do której zwykle wystarczy lada jaki pretekst? Jeśli tak, to musiałby teraz wywlec na światło dzienne całą brutalną prawdę, którą ukrywał latami, przemóc wstyd i upokorzenie, praktycznie wyspowiadać się publicznie. Zakładam, że nie byłoby to łatwe. Może więc nic nie mówić? Niech się dzieje co chce? Tyle że w konsekwencji kolega będący w pożyczonym ciele, nieznający zasad panujących w domowym obozie koncentracyjnym, z pewnością szybko złamie którąś z nich i w konsekwencji doświadczy agresji na skalę, jakiej bohaterowi zwykle udaje się uniknąć dzięki doświadczeniu. Jak wtedy spojrzeć w oczy osobie, która dostała łomot tylko dlatego, że bohaterowi zabrakło odwagi, by spróbować zapobiec takiemu rozwojowi wypadków? Dylematy, rozterki, wątpliwości.
To samo, jeśli np. bohater miałby w domu matkę alkoholiczkę, która obwinia go o odejście męża. Albo jest niechcianym dzieckiem, o czym rodzice nie dają mu zapomnieć. Albo, w skrajnym przypadku, jest wykorzystywany seksualnie przez kochanka matki. Patologie, do których dochodzi w rodzinach, których byśmy o to nigdy nie podejrzewali, można by wymieniać jeszcze długo. Dzielenie się prawdą o sobie i swoim życiu osobistym, szczerość, okazywanie zaufania i liczenie na wzajemność ze strony osób, które chcielibyśmy trzymać od tych spraw jak najdalej może okazać się próbą dużo trudniejszą niż znoszenie razów.
Bardzo chciałbym zobaczyć, jak bohaterowie Kokoro Connect stają przed podobnym problemem i koniecznością podjęcia decyzji o zdjęciu maski z wymalowanym obliczem „wszystko w porządku”. Jak wyrzucają z siebie wszystko. I chciałbym wtedy zobaczyć reakcję kolegów. Raz, bo poznają okrutną prawdę, której istnienia nie spodziewali się. Dwa, bo w dowolnym momencie, wbrew swej woli mogą zetknąć się z tą ponurą rzeczywistością w bardzo bolesny sposób. Co wtedy zrobią? Wracając do przykładu z okrutnym ojcem używającym przemocy fizycznej: postawią mu się? Tyle że to, co wydawałoby się naturalnym odruchem obronnym, w konsekwencji może obrócić się przeciwko temu, z czyjego ciała skorzystaliśmy, bo tyrani nie tolerują sprzeciwu ani buntu i jeśli życie bohatera do tej pory przypominało obóz koncentracyjny, to po podniesieniu ręki na „pana i władcę” z pewnością zamieni się w piekło. Pójdą na policję? Tyrana zamkną, ale przecież wróci, a wtedy dysfunkcyjna rodzina bohatera rozpadnie się albo dojdzie do tragedii. Nic nie robić i pozwolić, by obcy facet złoił nam skórę? Uciec? Tylko co wtedy z tym, którego ciało pożyczyliśmy? Nasze czyny w momencie, gdy korzystamy z jego ciała, będą policzone na jego konto. Wyobrażam sobie, że w takiej sytuacji bardzo łatwo jest zrobić coś, czego sam właściciel ciała nigdy by nie zrobił, czego by sobie nie życzył, z różnych powodów. W tym momencie mamy do czynienia z kwestią odpowiedzialności. Jak poradziliby sobie z nią nastoletni bohaterowie, z jakimi mamy do czynienia w Kokoro Connect, dokonując zmian w czyimś życiu, choćby najbardziej słusznych z naszego punktu widzenia czy zasad moralnych, ale bez pytania zainteresowanego o zgodę? Tu wrócę do sytuacji rodzinnej Iori: chciałbym zobaczyć jak zachowałby się Taichi, gdyby przyszło mu znaleźć się w ciele Iori w chwili, gdy jej agresywny, pijany ojczym podniósłby rękę na matkę dziewczyny albo na nią samą? Czy doszłoby do konfrontacji? Jak wpłynęłoby to na stosunki między parą nastolatków? I jak ja, siedzący przed ekranem, poradziłbym sobie postawiony w takiej sytuacji?
Sam jestem zaskoczony tym, jak duży potencjał dramatyczny ukrywa się w Kokoro Connect. Trudne, momentami mroczne czy nawet okrutne w pokazywaniu prawdy skrzętnie chowanej za zamkniętymi drzwiami prywatnych domów. Łatwo mogę wyobrazić sobie taką produkcję w postaci fabularnej, przeznaczonej dla dorosłych widzów. I właśnie za to, że dano mi możliwość, abym zdał sobie z tego sprawę i zmusił do wysiłku wyobraźnię, zapamiętam serial na długo.
Re: Oda Nobuna vs logika
Tak czy owak, wydaje mi się, że dyskutowanie o realiach historycznych w przypadku tego akurat tytułu nie ma większego sensu, ponieważ „Oda” wydaje się być jedynie radosną zabawą konwencją historyczną i tyle.
Re: Ech, gdyby tak podobnego coś z polskiego podwórka
Gomen.
Ale… właściwie dlaczego nie mógłby wygrać? W anime dzieci dokonują nie takich rzeczy! Pomyśleć tylko: pięciolatek staje na czele armii! :)
Ech, gdyby tak podobnego coś z polskiego podwórka
Tymczasem ja chętnie obejrzałbym na ekranie jakąś odjechaną wersję polskiej historii, (nie)prawdopodobną opowieść z polskimi postaciami historycznymi w rolach głównych. Mogą być Nobunaga – dziewuszką albo Lincoln – łowcą wampirów? Mogą. Dlaczego więc nie mogło by być Bolesława Chrobrego, który wygrywa bitwę pod Cedynią dzięki magicznej pomocy niezwykłego duetu: kapłanki Światowita i młodego chrześcijańskiego księdza (a jaki tu mógłby być materiał na romans!), wspomaganych przez podróżującego w czasie sprzedawcę kserokopiarek z Gdyni? Albo oddziału powstańców‑wilkołaków, walczących z Rosjanami w Powstaniu listopadowym? Czy Tadeusz Kościuszko mógł być kobietą przebraną w męskie szaty?
Pole do popisu dla twórców jest tu wciąż dziewicze i praktycznie nieograniczone. Gdyby tylko znaleźli się odpowiedni ludzie i odpowiednie pieniądze…
Ech, marzenia.
Re: Pancerny fanserwis?
Do tego szczerze żal im ładowniczych: pocisk ppanc. W przypadku Panzer IVD ważył ponad sześć kilogramów, a w przypadku Panzer VI (a nie wątpię, że i za sterami Tygrysa przyjdzie zasiąść bohaterkom) ponad dziesięć. Nie bez powodu na ładowniczego Rudego 102 porucznik Olgierd Jarosz wybrał osiłka Gustlik, a nie szczupłego Janka. Tymczasem w GuP ładowniczymi są chucherka, które miałyby kłopoty z przyniesieniem ze sklepu torby pełnej zakupów.
Fani militariów chcieliby też zobaczyć odcinek, w którym dziewczynki zakładają na miejsce zerwaną gąsienicę (mordęga!), jak robiła to choćby wspomniana wyżej załoga Rudego. Co wtedy zrobią bohaterki? Zadzwonią po tatę, niech przyjedzie z kolegami?
Właśnie dlatego, że wiem, jak ciężka i fizycznie wyczerpująca była (i nadal jest) służba w wojskach pancernych, nie kupuję pomysłu dziewczynek w czołgach. Z drugiej strony, i nieco paradoksalnie, nie mam nic przeciwko dziewczynkom za sterami mechów czy kosmolotów, gdzie króluje elektronika, ekrany dotykowe i fotele automatycznie dopasowujące się do ciała pilota. Przy odrobinie dobrej woli i talentu nawet drobna dziewczynka poprowadziłaby Gundama. Ale Panzer IV? Szczerze wątpię.
A tak już zupełnie z innej beczki i z przymrużeniem oka, jeśli przyjąć na dobrą wiarę koncepcję pancernych dziewczynek, wypada podziękować losowi, że nie wcześniej wpadł na nią Hitler. Wyobrażasz sobie Dywizję Pancerną SS Hitlerjugend, gdzie z wieżyczek czołgów wychylałyby się bez wyjątku same blondwłose dziewczęta o błękitnych oczach i piegowatych, zadartych noskach? Makabra (albo świetny pomysł – w zależności od gustu).
Re: Pancerny fanserwis?
Zresztą, może przesadzam, może niepotrzebnie robię z igły widły. Prawdopodobnie należałoby przeciągnąć grubą kreskę między dwiema grupami widzów: militarnych otaku i fanami militariów. Przedstawiciele pierwszej grupy będą się znakomicie bawić, podczas gdy przedstawicieli grupy drugiej, wyposażonej w rzetelną wiedzę zaczerpniętą z innych źródeł niż popkultura, co rusz będzie irytował brak realizmu, sensu, pomyłki i przekłamania dowodzące tego, że autorzy dysponują jedynie bardzo powierzchowną wiedzą na temat, którego realizacji się podjęli (krytyczne komentarze Tassadara są prawdopodobnie przykładem takiej irytacji).
Biorąc to wszystko pod uwagę, muszę odszczekać pierwsze zdanie, jakie napisałem w poprzednim komentarzu i tym samym przyznać Ci rację: tak, GuP jest celowane w militarnych otaku. Teraz, kiedy zdaję sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie nie jestem w grupie docelowej odbiorców GuP, cała moja irytacja nagle ulotniła się jak kamfora.
Pancerny fanserwis?
Opierając się na własnym doświadczeniu i guście twierdzę, że militarni otaku woleliby oglądać na ekranie prawdziwą, „poważną” wojnę i sprzęt wojskowy wykorzystywany zgodnie z jego śmiercionośnym przeznaczeniem, jak w „The Cockpit” czy „Zipang”. Tymczasem to, co prezentuje „Girls und Panzer” bawi w pierwszym odcinku, ale w drugim już nuży i budzi irytację. Podobna sytuacja miała miejsce wcześniej z „Upotte”, gdzie zabawny pomysł zasługujący na jednoodcinkową OAV‑kę niepotrzebnie rozdmuchano do rozmiarów serialu.
czy aby na pewno josei
Tak, wiem, utarł się stereotyp, że jak nie strzelają, nie walą się po pyskach ani nie łapią za cycki to na pewno musi być coś dla bab. Nie musi, nawet jeśli podoba im się tak samo jak nosicielom chromosomu Y.
Nie do końca tak pieknie, ale bardzo grymasił nie będę
Od pierwszego odcinka akcja koncentrowała się wokół postaci Ryosuke budującego relacje z szefową oraz kwiaciarki otwierającej się na nowe uczucie. Stosunki między dwudziestolatkiem a starszą od niego o parę lat szefową rozwijały się na tyle interesująco, że autentycznie kibicowałem obojgu w nadziei, iż sprawy między nimi ułożą się jak najlepiej. Niestety, raptem twórcy postanowili przenieść punkt ciężkości serialu z Ryosuke na Atsushi, a to już zupełnie inna historia, zamiast na uczucia „hormonalne” kładąca nacisk przede wszystkim na kwestie duchowe, egzystencjane i etyczne. Co gorsza, męski bohater okazał się antypatycznym egoistą, a jego oglądanie nie sprawiało mi żadnej przyjemności. Do tego dochodzi motyw z Ruosuke wędrującym po stronach kart historyjki obrazkowej, który niczego nie wniósł ani do filmu ani do postaci bohatera i uważam go za zwyczajnie zbędny; równie dobrze można było wcale nie pokazywać chłopaka przebywającego na zesłaniu.
Na koniec, wielka szkoda, że kiedy serial wreszcie wrócił na pierwotne tory, w zasadzie scenarzysta nam tego nie pokazał. Gdyby zdecydował się poświęcić jeden czy dwa odcinki na to, by opowiedzieć w jaki sposób Ryosuke i Rokka wracają do siebie i naprawiają szkody, które ich związkowi wyrządził Atsushi, wątek romantyczny byłby bardziej interesujący i wiarygodny, tymczasem jest nierówny i dziurawy. Mam nadzieję, że przynajmniej w mandze poświęcono tej kwestii tyle uwagi, na ile zasługuje.
Re: Nie rozumiem zachwytu
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz oglądałem anime, którego bohater tak bardzo działałby mi na nerwy. Oczywiście rozumiem, że Haruyuki realizuje tu schemat „od zera do bohatera”, ale tym razem sięgnięto po wyjątkowo żałosne zero. Nie ma w nim niczego, z czym jako widz chciałbym się utożsamiać albo co przynajmniej chciałbym poznać, zrozumieć lub tolerować. Nie dość, że ma samoocenę na poziomie podłogi, to przez większość czasu spędzonego na wizji użala się nad sobą i przeprasza wszystkich wokół za to, że żyje i że oddychając zabiera cenny tlen lepszym od siebie.
Gdy zorientowałem się, że emocje, które we mnie budzi to irytacja połączona z politowaniem, dałem sobie spokój z dalszym oglądaniem. A szkoda, bo sam pomysł wirtualnych pojedynków w cyfrowym świecie dostępnym tylko dla wybranych zapowiadał się bardzo ciekawie.
"Anime animowi animowanym wilkiem"
Re: Recenzja - fatalna.
Szamanie! Głowa i pióro do góry! Popatrz z góry na drogę, którą od tego czasu przeszedłeś: widzisz? Te niewyraźne, rozmazane kropki w dole to my, zwyczajni maluczcy użytkownicy. :)
Świetne
(Przykład: Brainstorm)
Re: Szalony pomysł
Re: Krytyka z prawa
A jeśli chodzi o jazz w lżejszej postaci, to obawiam się, że pod koniec lat sześćdziesiątych w powszechnym obiegu praktycznie nie było jeszcze „lekkiego” jazzu, który wtedy dopiero się rodził. Trzeba by przenieść akcję jakieś 10‑15 lat do przodu, tyle że to byłaby już epoka disco i nastolatki nie te same. Na scenie szkolnego festiwalu zobaczylibyśmy nie naśladowców The Beatles, a Bee Gees [link][link][/link]. Też fajnie, ale jednak klimat zupełnie inny.
...
Po namyśle… jednak chętnie zobaczyłbym anime z muzyką disco jako motywem przewodnim. :)
Szalony pomysł
Tu ciekawostka: jeśli mnie oczy nie zmyliły, to w ostatnim odcinku, w scenie, w której „kałasznikówny” uciekają samochodem, za pojazd mają enerdowskiego Trabanta. Jakim cudem trafił do Japonii – nie wiem, ale fajnie było raz jeszcze zobaczyć ten tekturowy cud techniki. :)
Re: Krytyka z prawa
Poza tym, bardzo sobie cenię też fakt, że pięknie pokazano jam session i frajdę, jaką daje wolne, nieskrepowane granie z grupą ludzi, którzy tak jak Ty mają fioła na punkcie muzyki. Kto kiedykolwiek grał w jakimś zespole, niezależnie od gatunku muzyki, wie o czym mowa.
W jakim sensie „trochę leżą”? Że nie brzmią tak dobrze, jak na najnowszej płycie Pata Metheny'ego? Nie odpowiada ci aranżacja, dobór repertuaru, a może wykonanie? Jeśli to ostatnie, to przypominam, że anime opowiada o docierającym się amatorskim kwartecie (teraz znowu tercecie) jazzowym, nie o zawodowej orkiestrze. Musi brzmieć naturalnie, a nie jakby wyszło prosto ze studia nagraniowego. Jeśli rozwiniesz swoją myśl , chętnie na ten temat podyskutuję, ponieważ jako wierny słuchacz i od lat miłośnik jazzu mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to najlepsze anime ilustrowane tego typu muzyką, jakie kiedykolwiek dane mi było oglądać. Zwłaszcza, że jazz pojawia się tu w klasycznym, kameralnym brzmieniu, jakie dziś rzadko można usłyszeć na płytach.
Przy okazji chwała animatorom, że nie popadli w rozpacz ani w opilstwo podczas zgrywania w czasie dźwięków muzyki z ruchem palców śmigających po instrumentach, co przecież stanowi nie lada wyzwanie, jak się dowiedziałem przy okazji czytania o procesie produkcji „Nodame Cantabile”.
Niesmaczne
„Hen Zemi” to jeden z tych seriali, po obejrzeniu których rodzice dostają białej moralnej gorączki i nakładają swoim pociechom szlaban na oglądanie anime, wcześniej starannie dezynfekując komputer przy pomocy wody święconej i środka do czyszczenia rur „Kret”. Za sprawą obecności elementów obrzydliwych siła deprawacyjnego rażenia może okazać się tu większa niż w przypadku niejednego genitalno‑ginekologicznego hentaja.
W mojej ocenie sam serial fabularnie jest słabiutki, a w dużej części po prostu nudny. Ci, którzy nie należą do wąskiego grona poszukiwaczy skrajnie ekstremalnych doznań seksualnych powinni potraktować jak najbardziej poważnie ostrzeżenie recenzenta, żeby trzymać się od tej pozycji z daleka, ponieważ odejdą od ekranu zniesmaczeni. Niestety, mnie nie miał kto ostrzec i teraz żałuję.