x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Co do samego anime, to żałuje, że zaczęłam je oglądać. Bo czekanie na kolejne odcinki jest jak tortura :). Jest w nim wszystko to, co podoba mi się w seriach sportowych i mam nadzieję, że taki poziom się utrzyma i nie wprowadzą nagle jakichś supermocy.
Re: Fenomenalne
Zbyt nudne, by obejrzeć do końca
Podczas oglądania nie mogłam się oprzeć uczuciu, że to wszystko jest strasznie podobne do AnoHany. Prawie taki sam zestaw bohaterów, ten sam irytujący łańcuch romantyczny, a Manaka wyglądała jak Menma ze zmienionym kolorem włosów i w innej sukience. AnoHana miała jednak tą przewagę, że tam dramat był bardziej namacalny, rzeczywisty, a do tego była ponad dwukrotnie krótsza, więc nie zdążyła sobą zmęczyć.
Nagi no Asukara w ogóle mnie do siebie nie przekonało, ale nie miałam co do niego specjalnych oczekiwań, więc nie jestem też jakoś szczególnie rozczarowana. Ot, kolejna przeciętna rzecz do szybkiego zapomnienia.
Re: Coraz dziwniejsze(gorsze ?)
uzupełnienie
Anime w ogólnym ujęciu jest dobre, a momentami nawet bardzo dobre. Głównym problemem jest to, że poziom poszczególnych rozgrywek był bardzo nierówny. Pierwsza gra była genialna w swojej prostocie, miała dobrze rozplanowane tempo, które z jednej strony pozwalało wszystko dobrze zrozumieć, a z drugiej nie ślimaczyło się, więc nie było kiedy się znudzić. A przy tym naprawdę trzymała w napięciu. We wszystkich pozostałych już mi czegoś zabrakło.
Jeśli chodzi o drugą grę – to jej największym mankamentem jest całkowite odarcie z dramaturgii. kliknij: ukryte Trudno czuć napięcie, jeśli gra ma takie założenia, że od samego początku wiadomo, że bohater wygra. Bo zwyczajnie musi. Dodatkowo pogrążyła ją cud urody deus ex machina w postaci szklanych schodów.
Stosunkowo najgorzej oglądało mi się chyba rozgrywkę z kartą E. Głównie z tego względu, że była to zwykła zabawa w przewidywanie, a tego nie lubię. kliknij: ukryte Również pomysł z czujnikami mnie lekko rozczarował. Ale było też kilka momentów, które potrafiły chwycić za gardło.
Zabawa w loterię to już w ogóle było dla mnie wielkie rozczarowanie. Przede wszystkim dlatego, że nie rozumiem po co właściwie do niej doszło. kliknij: ukryte Chyba tylko po to, żeby w finale wszystko wróciło do punktu wyjścia i po tych wszystkich przejściach bohater został z niczym. Ach, ta japońska niechęć do happy endów… :(
Podsumowując – anime rozpoczyna mocnym uderzeniem, a potem nieco się uspokaja, pozostając na mniej więcej równym poziomie przez resztę czasu. Więc jeśli komuś bardzo spodobał się początek i nastawi się, że dalej będzie tak samo, to faktycznie może się trochę rozczarować. Ale nie powiedziałabym, że ta seria jest nudna. Ja się nie nudziłam. Moim zdaniem jest dobra. To dużo i mało jednocześnie, bo miała zadatki na bardzo dobrą, ale chyba twórcom zabrakło trochę pomysłów kliknij: ukryte i zamiast budować napięcie samą rozgrywką postawili na wzbudzanie lęku o życie bohatera, a chyba nie do końca o to chodzi w serii o hazardzie.
Pomijając już samą fabułę – podobało mi się to, że seria pokazywała dużo prawdy o ludzkiej naturze i to o tej jej stronach, o których zazwyczaj woli się nie pamiętać. Inna sprawa, że robi to w sposób bardzo dramatyczny, co podkreśla dodatkowo dosyć patetyczny narrator. Cała seria rysowana jest bardzo grubą kreską – dosłownie i w przenośni. To czy taka konwencja się spodoba, to już zależy od widza.
Natomiast jeśli chodzi o bohaterów to w pewnym sensie, są dla mnie oni fenomenem. Jest to chyba pierwsza seria z jaką się spotykam, w której żadnego bohatera nie można obdarzyć sympatią. Wszyscy prezentują taki typ człowieka, którego nie chce się spotykać w codziennym życiu. Naturalnie, kibicowałam Kaijiemu, ale nie mogę powiedzieć, żebym lubiła tego bohatera. Podobał mi się jednak sposób w jaki się rozwijał, przeżywane doświadczenia miały na niego wpływ i wyleczyły go w pewnym stopniu z naiwności, ale nie pozbawiły go przy tym człowieczeństwa.
Podsumowując, „Kaiji” to dobre anime i raczej nie będę żałować spędzonego przy nim czasu. Pozostaje mi tylko sięgnąć po drugi sezon i mieć nadzieję, że tym razem zakończenie w pełni mnie usatysfakcjonuje.
Fajny pomysł na grę hazardową – niby taka zupełnie prosta, zwyczajna, zdawałoby się, że opiera się tylko na szczęściu, że nie ma jak tu wymyślić jakiejś strategii czy oszukiwać, a tu taka niespodzianka :). Podoba mi się też to, że te strategie nie są wzięte z kosmosu, tylko mają logiczne podstawy. Nie są to zagrywki typu „przewidziałem, że przewidzisz, że to zrobię, więc zrobiłem dokładnie odwrotnie”, ale coś na co mogłaby wpaść w sprzyjających okolicznościach dostatecznie inteligentna osoba.
Jak dotąd jestem jak najbardziej zadowolona i mam nadzieję, że dalszy ciąg również mnie nie zawiedzie.
Dobre, ale mogło by być lepsze
Kolejnym minusem tego anime jest postać Shimao, czyli najbardziej skopanego bohatera, jakiego dane mi było ostatnio oglądać. I nie chodzi mi tu wcale o to, że nie da się go polubić (ludzie często nazywają „kiepskimi” bohaterami postaci, których nie lubią lub które ich irytują). Dla mnie kiepski bohater to taki, który nie zachowuje się zgodnie ze swoim charakterem albo którego charakter jest wewnętrznie zupełnie niespójny (posiada cechy, które się wzajemnie wykluczają). I Shimao jest podręcznikowym przykładem takiego bohatera. Jego cechy i zachowania jako „ducha” stanowią dokładne zaprzeczenie jego obrazu jako żywej osoby, który poznajemy w retrospekcjach i nie ma dla tego faktu żadnego przekonującego uzasadnienia. kliknij: ukryte I w sumie trochę szkoda, że zakończenie nie pozwoliło mu po tym wszystkim wreszcie spocząć w spokoju (jeśli on tak się zachowywał przez cały czas, to można pozazrościć Hazukiemu samozaparcia, że dał radę z nim wytrzymać przez ponad 40 lat :)).
Mimo wszystko, dosyć przyjemnie się to wszystko oglądało. Bardzo podobał mi się taki lekko nostalgiczny klimat i opening, który ładnie wprowadza w odpowiedni nastrój. Jeśli potraktować serię jako okruchy życia doprawione porcją dramatu, a nie jako romans, to można wyjść z seansu całkiem usatysfakcjonowanym.
Darujcie sobie anime - czytajcie mangę :)
Rzadko się spotyka tak marną adaptację pierwowzoru. Największym problemem tego anime jest bardzo złe rozplanowanie tempa wydarzeń. Dla przykładu – pierwszy odcinek to mniej niż połowa pierwszego rozdziału, że pominę już w tym momencie takie ciekawostki, jak 10‑minutowy spacer przez miasto. To sprawia, że najciekawsze i najbardziej emocjonujące wydarzenia z tej części mangi zostały upchnięte do kilkuminutowego pokazu slajdów na końcu ostatniego odcinka. Tu nie można mówić nawet o urwanym zakończeniu – pokazane wydarzenia nie dotrwały nawet do punktu kulminacyjnego. To boli tym bardziej, że materiał z pierwszej części mangi naprawdę dało się pokazać w serii 13‑odcinkowej, zakończyć go porządnie i z przytupem, gdyby tylko ktoś z sensem podszedł do tematu. Jeśli to miała być reklama mangi, to raczej bardzo nieudolna, gdyż moim zdaniem raczej zniechęca do poznania pierwowzoru.
I w ten właśnie sposób stworzono anime dla nikogo. Fanom mangi raczej nie spodoba się sposób pokazania tej historii, wypłaszczenie postaci (zwłaszcza Takao został moim zdaniem skrzywdzony przez anime) i pewnie będą mieć duży problem z zaakceptowaniem grafiki, tak odmiennej od tej znanej z mangi. Ci, którzy mangi nie znają, nawet jeśli zaciekawi ich historia, zostaną rozczarowani zupełnym brakiem konkluzji.
Tak więc: jeśli znasz mangę – daruj sobie anime i spokojnie czekaj na następne rozdziały. Jeśli nie znasz mangi, a myślisz że historia mogła by ci się spodobać – daruj sobie anime i od razu sięgaj po mangę :).
są jakieś granice brawury...
I teraz zwyczajnie nie wiem – czy pierwszy sezon też był taki kijowy, a ja, nie mając porównania tego nie dostrzegałam, czy przez to, że w międzyczasie obejrzałam kilka innych serii sportowych zwiększyły mi się wymagania, czy naprawdę przy produkcji drugiego sezonu stało się coś niedobrego. Tego co oni tam czynią, nie można nazywać koszykówką, toż to są jakieś cuda na kiju. Aomine przy wyskoku robi beczkę i dwa korkociągi, Kuroko się teleportuje, pojawia się i znika, zawodnicy poruszają się z prędkością światła, rzucają z końca boiska, tyłem, zza pleców, lewą ręką i na leżąco i zawsze przy tym trafiają. Każda kolejna „super‑umiejętność” wzbudza już we mnie tylko śmiech politowania. Tym co mnie dodatkowo dobiło jest to, że każda technika ma jakąś unikalną, dziwnie brzmiącą nazwę, wykrzykiwaną przez zawodnika, który ją stosuje. To już autentycznie przypominało rzucanie zaklęć.
W dodatku wszystko jest jakoś tak niesamowicie i bez potrzeby przeciągnięte. Zdarzało mi się oglądać anime z meczami rozgrywanymi w czasie rzeczywistym, a mimo to nie nudzić się, ale to co dzieje się w KnB 2 już dawno przekroczyło wszelkie granice.
mecz z Touou ciągnął się (to jest najwłaściwsze w tym przypadku słowo) przez 6 odcinków, to już mniej więcej w połowie zmnieniło się w oczekiwanie „kiedy to się wreszcie skończy”.
Do końca zostało jeszcze 5 odcinków, więc jakoś przez to przebrnę, ale ewentualnego trzeciego sezonu już nie ruszę. Raczej nikomu tego nie polecam – jest wiele innych serii sportowych, które potrafią być świetną rozrywką nie rezygnując przy tym z realizmu i nie stając się parodią samych siebie.
Inna rzecz, która mi przeszkadzała, to totalnie nietrafione „przerywniki” wstawiane w najbardziej emocjonujących momentach. W chwilach, gdy naprawdę bardzo chcemy zobaczyć „co dalej?”, twórcy raczą nas przedłużającymi się retrospekcjami na temat postaci drugo-, czy nawet trzecioplanowych, które tak właściwie nikogo nie obchodzą. A już totalnym przegięciem był zdaje się odcinek 24, kliknij: ukryte gdy przerwano finisz wyścigu, żeby przez pół odcinka rozwodzić się nad „ABC miłości”. Moim zdaniem, tych rozpraszaczy było stanowczo za dużo i były zupełnie niepotrzebne, sprawiały wręcz wrażenie, że służą tylko przedłużaniu serii na siłę.
Ale tak poza tym, to Over Drive jest naprawdę zacną serią sportową. Choć muszę przyznać, że trochę mi zajęło, żeby przyzwyczaić się do głównego bohatera – jeśli jest jakaś postać w anime, którą z czystym sumieniem można nazwać frajerem, to jest nią właśnie Mikoto. Ale trzeba też mu przyznać, że swoją determinacją potrafi zaimponować. Pomimo tego, że na co dzień raczej nie jestem fanką kolarstwa szosowego, to oglądało mi się bardzo dobrze – wciągająco i z zaangażowaniem, a także trzymając w napięciu. Myślę, że dla fanów serii sportowych jest to pozycja jak najbardziej godna polecenia.
Tak, wiem. Ale chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję i zawsze mnie to będzie irytowało.
Zgadzam się w 100% z tym co napisałeś o Yukine i dlatego nie o nim pisałam w moim komentarzu. Bo o ile jego jestem jeszcze jakoś w stanie zrozumieć, to Hiyori już jakoś nie. Mangi nie znam i nie poznam :), ale miło słyszeć, że cała sytuacja się w końcu jakoś wyklaruje.
Re: fullmetalbadziewist
Re: fullmetalbadziewist
Re: - Anime
Co świadczy o tym, że Taichi jest „rozkapryszoną ciepłą kluchą” albo mazgajem, który oczekuje od wszystkich współczucia (może przykład jakiejś konkretnej sceny, z której to wynika – chodzi tylko o anime, mangi nie czytałam i nie zamierzam)? Z tego co pamiętam, to on łaził na te wszystkie zawody w tajemnicy przed wszystkimi i nie żalił się przed nikim z porażek. To, że inni mu potem współczuli to już nie jego wina.
Co do zerwania przez telefon – z tym zarzutem, owszem, zgadzam się, aczkolwiek trzeba mieć na uwadze, że on ma ok. 16 lat – to jeszcze nie jest facet, ale chłopiec i zwyczajnie brak mu dojrzałości.
Czy to na prawdę takie dziwne, że chce być blisko osoby, którą kocha i że jest zazdrosny? To chyba ludzkie.
Re: Potworek