x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
komentarz do dwu komentarzy :)
Emyia jest jak na razie wypełeniony ideałami i pełen entuzjazmu, ale naturalnie dość bezużyteczny. nie zmienia to faktu, że zmężniał w porównaniu do FSN. Jego relacja z Thousaką jest też czystsza jak na razie. Nie ma jąkania się i rumieńców, nie robią z tego tkliwego romansidła, Emyia zdecydowanie nie jest tak mdły jak poprzednio. Jego charakter jak na razie jest logicznie prowadzony, zobaczymy co będzie później.
Walki są przewidziane na pierwszy plan i tak być powinno, gdyż tematem jest bitwa o Graal i jeśli ktoś oczekiwał czegoś innego poza walkami, to powinien uważniej zapoznać się z opisem fabuły.
Jeśli chodzi o samą fabułę to jak na razie nie mam wiele do zarzucenia. Może zastanowiłabym się jak to wszystko jest rozegrane w czasie, bo od jakiegoś czasu trwa noc. Poza tym jeszcze za wiele się nie wydarzyło. Powoli prezentują się kolejni bohaterowie, można się spodziewać w kolejnym odcinku, kolejnego mistrza/ lub i bohatera.
Log Horizon natomiast wypada bardzo dobrze pod względem fabularnym, ale uważam, że ilość 'kolorków' i jakość walk w porównaniu do FUBW leci na łeb na szyję. LH miało dłużyzny i nie ustrzegło się przed błędami. Co by wiele nie mówić o FSN, obecnie wychodząca wersja ma się o niebo lepiej. Czekam na kolejny ep. w napięciu :).
Podsumowując: wynalazki były do kitu choć z pewnością przedstawiają sobą wartość sentymentalną.
4. braciszkowie jadę od numerka sześć:
Akira - dziwny dzieciak, któremu poświęcono minimum czasu. Niespecjalnie wykorzystano jego genialność i fakt, że zarabia na akcjach. Małomówny i trochę antypatyczny.
Satoru hikikomori, który nie do końca jest prawdziwym hikikomori, bo rzecz nie tkwi w strachu przed ludźmi. Satoru sprawia wrażenie raczej obrażonego na cały świat i w zasadzie do końca nie łapię jego relacji z biologicznymi rodzicami. Mimo wszystko w zestawieniu z Masaru tworzy sympatyczno‑komiczny duet.
Masaru fobia przed kobietami jest uciążliwa z zawodzie modela, ale w zasadzie zdarza się i tak. Natomiast powód, dla którego Masaru posiada ową fobię jest doprawdy nieco kosmiczny. Zdumiewająco dobrze natomiast radzi sobie z nieco prawdziwszymi problemami… W sumie całe szczęście. Mimo to jest postacią pozytywną i pełną wiary w Chisato.
Shou Najsympatyczniejszy i najbardziej rozsądny z całej gromadki. Od początku pomaga Chisato i wspiera ją. Mimo urazów stara się również jako pierwszy dogadać z braćmi. Jego historia podobała mi się najbardziej, była najbardziej „na miejscu” i wyglądała całkiem realistycznie. Shou pracujący na co dzień jako host jest także najprzystojniejszy z całej gromadki. Szczery i otwarty nie ukrywa swoich intencji (pierwotnie chodziło o znalezienie „prawdziwego” pieniężnego spadku) z czasem okazuje się również lojalny wobec przybranej rodziny.
Takerudziwak, błazen i z początku najbardziej krzykliwa i irytująca postać. Takeru pozytywnie rozczarowuje. Ale także jest pracowity i uczciwy. Mimo fałszywych (jak sądzę) zapewnień, jest mocno związany z braćmi, o których się troszczy i martwi. Nie stroni od pomocy słabszym dzieciakom, których gnębią silniejsi koledzy. Przy tym nie traci okropnie teatralnej postawy, która jednak z czasem traci na znaczeniu. Do końca pozostaje błaznem, ale wszyscy akceptują go takim, bo jego charakter dodaje kolorów i wrzawy.
Fuu Gość, któremu można wiele zarzucić. Jeśli przyjrzeć się bliżej to absurdalnie Takeru okaże się o wiele bardzie odpowiedzialny niż najstarszy syn. Fuu traktuje lekko wiele spraw i przysparza tym innym kłopotów. Pojawia się w środku fabuły sieje wokół zamęt, ale jego problemy można przyrównać trochę do urazów i fochów obrażonego dzieciaka. Jego przemiana następuje prędko, ale niestety już pod koniec, tak, że chyba nawet nie zdąży się go na dobrą sprawę polubić. Jest mało wiarygodny.
reszta:
pokojówka – bomba pomysł i świetna komediowa postać ^^. Nie ma to jak pełna powagi silna baba, która mimo iż w całej serii się nie uśmiechnie ani razu, wzbudza wiele wesołości.
prawniczka – pojawia się znikąd i to jest do pewnego stopnia zabawne. Natomiast kompletnie nie rozumiem jej motywów i moralności działania. Mam wrażenie, że do końca gra na dwa fronty. Robi wiele tajemniczych min, ale nic z tego nie wynika.
zastępca – dziwaczna postać, która jest równie nieokreślona co prawniczka (może dlatego, że oboje znają całą „fabułę” ^^) ale pod koniec dramatycznie zmienia front i staje się kimś innym… w zasadzie całkiem ciekawy zamysł, ale nie wiem czy do końca udany.
tata Chisato – nie. Nic go nie usprawiedliwia, że zrobił córkę żyrantem. Może i miał dobre intencje, ale pozostawił ją z tym całym maglem samą i na niewiele się zdał. Mogłoby go nie być i fabuła by niewiele ucierpiała.
przyjaciel rodziny – bezinteresowne czyste dobro… eee i tyle. Ma swój moment gdy „wyznaje skrywaną prawdę” i na tym się kończy.
Jak patrzę na to co napisałam, to w zasadzie oceniłam ich wszystkich dość surowo. Trzeba przyznać, że narobiło się sporo minusów i powyższy opis wcale nie zachęca do oglądania…
ale drama ma u mnie 8/10 bo bawiłam się świetnie. Gagów jest sporo, cały czas się coś dzieje, wszystko przebiega tak jak powinno i jak na komedię Atashinchi no danshi sprawdziło się znakomicie. Po przebrnięciu przez pierwsze dwa/ trzy odcinki widz wkręca się w akcję i ani się spostrzeże, a już jest na końcu.
Co mi się najbardziej podobało? Lubię to, że Japończycy wciąż bazują na podstawowych wartościach i prawdach, o których w naszych filmach się już nie bardzo mówi, bo to są sprawy oczywiste. Oczywistości oczywistościami, ale czasem warto sobie takie rzeczy uzmysłowić i wesprzeć znużonego ducha nutką pozytywnych emocji. AnoD pokazuje, że ważne są nie tylko więzy krwi, ale więzy pomiędzy ludźmi, którzy są po prostu sobie bliscy i w jakiś sposób z sobą zżyci. To po pierwsze. Po drugie, że warto jest niektórym dać szansę i mimo trudnego charakteru obu ze stron dbać o wspólne porozumienie. Miło się patrzy na happy‑endy, gdzie docenione zostaje to, że jest się kim się jest. Gdzie ludzie sobie wybaczają i zapominają o urazach. To podnosi na duchu i w jakiś sposób odbudowuje wiarę w ludzi ^^.
i tyle.
1. surrealistycznego humoru,
2. wciągającej, zakręconej fabuły nastawionej na akcję,
3. wyciskacza łez to tu, to tam,
4. bohaterów ciekawych, mających swoje dziwactwa, czasem trochę nietypowych, czasem miło zaskakujących (o tym więcej za chwilę),
5. szczyptę romansu ale nie za wiele,
Jako, że AnD zaczęło już po HanaKimi miałam pewne przygotowanie i wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać po tych samych aktorach ^^. W dramach tego typu aktorzy najwyraźniej starają się z całych sił upodobnić zachowaniem i ekspresją do postaci animowanych. Wychodzi to trochę karykaturalnie i teatralnie, ale można się do tego przyzwyczaić i olać kwestię.
To i inne mniejsze lub większe wady rzucają się w oczy. Czasem totalnie niepotrzebne dygresje fabularne, nierozwiązane sprawy i potwornie kiczowaty wygląd zamku. To oczywiście obniża ocenę dramy, ale można to przełknąć i zupełnie dobrze się bawić.
Fabuła: posiada masę zakrętasów i zwrotów bardziej lub mniej oczekiwanych. Mając szóstkę panów oczekujemy, że każdy dostanie swój czas antenowy. Dzieje się to wcale nie po kolei i w zasadzie jedni dostają tego czasu więcej, inni mniej. Pewne problemy wychodzą na wierzch od razu inne dopiero pod koniec. To moim zdaniem dobrze, gdyż zapobiega monotonii.
Fakt iż część bohaterów okazuje się ze sobą magicznie powiązana nie stanowi dobrego wyjścia w tej sytuacji, a tylko sprawia, że wszystko robi się bardziej nieprawdopodobne i naciągane. Łączenie losów tych kilku osób osłabiło efekt końcowy i nie przypadło mi do gustu, choć jak kto woli.
Zakończenie było specyficzne i nie wiem czy mogę z całą pewnością stwierdzić, że mi się podobało. Ostatnie dwa‑trzy odcinki były najsłabsze.
Bohaterowie:
1. Główna bohaterka… spełniała swoją rolę. Nie była ani rewelacyjna, ani zła choć to w sumie ze względu na nią wybrałam tę dramę. Nie powiem żeby okazała się bardzo bystra.
1. ani razu nie zapytała ile jest zadań w kontrakcie.
2. gdy chłopcy „naparzali się po bratersku” co wyglądało w istocie jak całkiem realistyczna bójka z mordobiciem, bohaterka śmiała się i cieszyła jak durna, że braciszkowie tak świetnie się dogadują (tak było praktycznie całą serię).
3. w swej naiwności wierzyła, że w jeden dzień zdoła zdobyć milion (czy ile tam było) jenów. Nie muszę chyba mówić, że próby kończyły się za każdym razem fiaskiem.
4. zamiast krzyczeć i wkurzać się na swojego paskudnego tatusia, ganiać go po ulicach i częstować kopniakami mogła zatelefonować na policję.
5. Z niewiadomych przyczyn mieszkała w domku z brezentu, zamiast wprowadzić się na stałe do przyjaciela rodziny, który wszak mieszkał sam i potrzebował rąk do pracy >.<... z tych samych niewiadomych przyczyn wspaniały dzielny i wierny kumpel z liceum nie postarał się dla niej o jakąś posadę w firmie… taaak… to w zasadzie braki fabuły, ale spadają na karb głupiutkiej Chisato. Więcej grzechów nie pamiętam.
2.bliżej nieokreślony tłum „ochroniarzy” eh… denerwujące tło papuziastych i absurdalnych kolesi za jakiegoś powodu lecących na Chisato (hen). Czasem byli pomocni… byłabym uradowana, gdyby chociaż ograniczyli swoje zbiorowe istnienie do liczby 1.
3. Okhura Shinzou – świetny facet, naprawdę. Gdzie takich trzymają i czemu tak szybko odchodzą? W gruncie rzeczy złote serce, cud miód maliny… dobry duch wiszący nad wszystkimi jak fatum. Synowie go nienawidzą. Tajemnicą pozostają jego dziwne wynalazki, które z pewnością robił w szczytnym celu i z dopiskiem: produkt czystej dobroci. W rzeczywistości bezwartościowy chłam, który zapewne odkupią Chińc
gwiazdki w oczach i miód na sercu
Absurd, logika snu, sarkastyczna bohaterka (tylko jej głos mi odrobinę przeszkadzał)...
Podobało mi się :) 7/10
Najbardziej podobała mi się część z manzinami, a po Mediatorce drugą moją ulubioną postacią był Asystent. Postać tak bardzo drugoplanowa ^^'
I podobały mi się wróżki. Cieszy mnie to, że w gruncie rzeczy były niepodobne do ludzi, podobały mi się ich dziwaczne cechy i creepy uśmiech.
W zasadzie po wciągnięciu 12 odcinków na raz czuję trochę przesyt tęczowymi kolorami i „słodkimi” wysokimi głosikami… Ale ma to swój urok kiedy nagle stadko wróżek z radością na mordkach i w pastelowych kolorkach zaczyna gadać o śmierci XD.
Mediatorka pozytywnie mnie zaskoczyła. Myślałam, że będzie przesłodzoną dziewoją o manierach panienki. A dostałam nieco zblazowanego babsztyla o nieco cynicznym podejściu do niektórych spraw, potrafiącego manipulować i grać… Ah! bynajmniej te cechy nie stawiają Mediatorki w złym świetle. Wręcz przeciwnie, sprawiają, że robi strawniej i ciekawiej.
Minusem może być to, że mimo krótkiej przestrzeni fabularnej niektóre odcinki dłużyły się jak krówka ciągutka, przy tym nie wszystkie kwestie zostają wyjaśnione…
Nie powiem żeby było jakoś super‑komediowo, ale za nagromadzenie pomysłów ---> brawa.
W op. podoba mi się również, że Futaba „śpiewa” fragmenty :].
Futaba jest całkiem niezłą postacią. Choć ja bym jej przylutowała gdyby ktoś się tak bardzo wtrącał w moje sprawy, gdybym wyraźnie dała znać, że sobie tego nie życzę. W końcu wyszło jej to na dobre, ale w rzeczywistości chyba nie było by tak różowo. Stalkerka jedna. Ah! Tanaka‑sensei jest fajowy :) musi być chyba tuż po studiach. Przyjaźniłabym się XD.
Jak na razie seria nie szaleje. Nie przebija żadnych schematów. W sumie nie spodziewam się fajerwerków na II część, chyba, że na letnim festiwalu (kto głosuje za tym, że będzie poruszająca scena w yukatach gh).
Zrobiona jest ładnie, kilka scen jest udanych. Opening i ending zasługują na wysłuchanie ^^
spóźniona
niedopowiedziane
Ale zaraz… gdzie zakończenie? Co w ogóle z tego wynika? Zamiast opowieści o więzi między ludźmi dostałam historyjkę o stukniętej dziewczynie, która może i wcale stuknięta nie była, ale finał historii doprowadził do takich wniosków. ;/
W zasadzie mniejsza o dziewczynę, bo wydała się całkiem sympatyczna i czuję, że miałabym z nią nutkę porozumienia. Ale bohater był jakiś taki w sumie nie teges.
Wyraźnie mu się podobała i jak wreszcie znalazł z nią nić porozumienia to chyba się jej przestraszył i na tym się skończyło. Tak jest! Skończyło się na tym, że on uprzejmie jak to uprzejmy nijaki bohater postanowił dać jej kosza. Takie były moje wnioski, więc jestem zawiedziona i mimo nadziei na rzecz interesującą wlepiam wątłe 6/10 :P
bish - a kysz!
Moim słoneczkiem paradoksalnie okazała się Sunako.
Owszem karykaturalnych, sanbsurdalnych sytuacji nie brakuje. A sceny gdzie „olśniewające kreatury” [jakże celne!!] sparklą się paskudnie są ohydne do po*****. Ale gdy przetrwałam to okazało się, że natrafiłam na jedną z najbardziej zabawnych komedii jakie udało mi się w anime widzieć. Uwielbiam białe deformacje bohaterów, uwielbiam chibi‑Sunako, czy raczej pamperek Sunako w jej dresie i z przerażającą aurą, która tak naprawdę bardzo często przemienia się w coś super‑uroczego. Podobała mi się zarówno jako mini‑Sunako, jak i Sunako‑demon zemsty. Obie formy uważam za wspaniałe. Pozostałe panie z serii: Noi‑cchi, śliczna blondyneczka, „ciocia” i mamusia są na drugim miejscu, ale zyskały wiele mojej sympatii.
Bishe okazali się znośni przede wszystkim jako bezosobowe białe duszki, ew. w wersjach pozbawionych szczegółów twarzy. Mieli chamskie podejście do Sunako bo traktowali ją jako gospodynię domową, która wszystko za bogatych chłoptysiów zrobi. Druga rzecz, że Sunako lubi to robić i w ogóle ma wiele przyczajonych, sympatycznych i zdumiewająco normalnych cech. Co tworzy w sumie z niej postać nieco ciekawszą. Powód dla którego taka się stała był oczywiście absurdalnie- absurdalny i „gupi”, ale mam wrażenie, że twórcom o to chodziło. Zresztą zamiłowanie Sunako do rzeczy strasznych zaczęło się (co widać szczególnie w ostatnich odcinkach serii) o wiele wcześniej i wcale nie miało wiele wspólnego z dupkiem, na którego natknęła się dopiero w szkole jako nastolatka, dwa lata przed wydarzeniami.
Bez względu na zasadność sytuacji i motywy kierujące postaciami, co odcinek robi się zdziwniej i zdziwniej i o to właśnie chodzi. Oklepane walentynki, czy jakieś letnie festiwale nie pasują tutaj. Tu wszystko jest kosmiczne i nietypowe. Cudownie się to oglądało w kontraście do wszystkich typowo szkolnych serii. Śmiałam się przed ekranem podczas każdego kolejnego odcinka głośniej i zorientowałam się w połowie serii, że ogromnie lubię Sunako.
Ta seria była wspaniała. Świetne było to, że tak naprawdę wątek „romantyczny” to raczej wygórowana nazwa. Ja bym nazwała tę sytuację szczerą przyjaźnią. [ kliknij: ukryte Sądzę, że Kyouhei zyskał bardziej w Sunako kumpla i nie było jakichś strasznych nose‑bleadów kiedy przy wspólnym stole rozmawiali o rzekomym ich 'romansie' obydwoje raczej ignorowali pogłoski. Ani jedno ani drugie nie było zakochane, za to na pewno się lubili].
Co prawda przede wszystkim lubię spokojne anime, nie znoszę wrzaskliwych, hałasujących postaci robiących wokół siebie niepotrzebny szum. Lubię stonowane charaktery i delikatne tła… Ale tutaj przy wszystkich ogniach piekielnych, chmurach burzowych, wybuchach, wrzaskach, piskach (szczególnie Sunako) i dynamizmie: bawiłam się znakomicie, śmiałam się głośno i nie żałuję czasu spędzonego nad serią. :)
po 3 ep.
główny bohater: Yama Jūgo może nie jest ideałem, ale przynajmniej nie zachowuje się jak największa sierota i oferma w stadzie. Jest pewny siebie i taki kojąco normalny przez co daje się go lubić. Zobaczymy co jeszcze pokaże. Trochę mnie zawodzi swoim męskim upodobaniem do „meido” itp. ale w sumie niech im tam będzie.
duch: Ryūgajō Nanana ma kilka cech irytujących ale i kilka, które wychodzą na plus. Zobaczymy co przeważy.
błyskotliwa detektyw: Ikkyū Tensai Luv it! Moim skromnym zdaniem jest wspaniałym zaprzeczeniem stereotypów. Wygląda trochę i zachowuje się jak Taiga z Toradory, ale na szczęście tsunderowatość to nie jest jej najważniejsza cecha, a w zasadzie objawia się nawet dość rzadko. Wydaje się trochę zarozumiała, a potem wychodzi, że jest tego warta, bo faktycznie główkuje znakomicie! Ogromnie podoba mi się ta postać. I jakby nie było to dla niej będę oglądać kolejne odcinki XD
(„assystenta”) przemilczę. Mebel potrzebny jak wszystkie meble. Hah ^^'
1. podoba mi się op. i ed. które są krótkie (dopasowane do długości odcinków) i zabawne.
2. podoba mi się, że Seki nic nie mówi. A Yokoi tylko komentuje wszystko i podoba mi się to, że czasem rozumieją się bez słowa XD
3. podoba mi się taki maleńki szczególik, a mianowicie to, że za każdym razem końcowe słowa „Tonari no Seki‑kun” Yokoi mówi innym tonem.
4. podoba mi się, że odcinki są krótkie i niemęczące.
5. i podobają mi się pomysły, to jak Yokoi się wczuwa :D i fakt, że Seki w wielu rzeczach jest naprawdę dobry. kliknij: ukryte (jak z tym szydełkowaniem) Absurdalnie nie ucząc się na lekcji, ćwiczy różne praktyczne niekiedy rzeczy… Choć nie zawsze. Ale jak w coś gra to wykonywana przez niego rzecz jest precyzyjna i przemyślana :D. To świadczy w sumie o inteligencji.
Jak dla mnie bomba ^^ w gronie niewymagających przytulaśnych anime gdzieś z 7 (A u mnie to górny pułap dla takiego gatunku).
analiza jaja (na Wielkanoc)
kliknij: ukryte Upiorny klimat wydał mi się zrazu postapokaliptycznym. W scenerii dominują skały, czysta woda i skamieniałe szkielety. Drzewa, które widać w jednej ze scen były również zdały się martwe. Rosną tylko trawy i wodorosty, które jedna są spłowiałe, bez życia. Woda jest krystaliczna, przejrzysta, doskonale widać dno, jakkolwiek głęboko by nie było. Niebo zasnute chmurami, ogólnie atmosfera jak w Casshern Sins, tam jednak było wiele ruchu, stworzeń, pojawiało się słońce, kwiaty, nadzieja… Tutaj wszystko zamarło i tylko wiatr duje niemiłosiernie, świszczy, gwiżdże i wprowadza złudzenie dynamizmu. Białowłosa dziewczynka jest potwornie samotna w tym świecie. Choć może nie zdaje sobie z tego sprawy jak bardzo, bo wygląda raczej na znudzoną niż samotną. Ospałość filmu, ospałość ruchów postaci, godziny oczekiwania i wpatrywania się w punkt potwierdzają fakt, iż czas już nie gra roli. Trzeba jakoś wypełnić upływające godziny, dni, lata. Pustka przytłacza świadomością, że nie ma się przed nią gdzie schować. Najpierw myślałam, że Dziewczynka podróżuje z miejsca na miejsce, ale to nie do końca tak. Ona tylko kursuje z jednego do drugiego miejsca. Nabiera czystej wody do szklanych butli i przeszukuje resztki, jakie kiedyś możliwe, zostawili ludzie.
Białowłosy Mężczyzna nosi na ramieniu konstrukcję, która ewidentnie jest krzyżem. Zna fragment Biblii dotyczący Potopu. O innych rzeczach zapomniał, więc jakże ważne musiał być Potop, że go zapamiętał. Nawet wobec czasu jaki przeminął poddaje pod wątpliwość własne istnienie. Mężczyzna wydaje się ze względu na niesiony krzyż zakonnikiem, duchownym. Ale nawet o swojej roli zapomniał. Dziewczynka i Mężczyzna nie mają imion. Mają oboje białe włosy i choć z urody oboje są w zasadzie młodzi, w przedstawionym świecie spędzili wieki. Dziewczynka pije wodę, wyjada dżem ze słoika, ale po dłuższym czasie oboje wcale nie wydają się być normalnymi ludźmi. Dziewczynka ma swoją misję. Jedną jest gromadzenie butli wypełnionych czystą wodą. Na własne życzenie opiekuje się także znalezionym jajem. Mężczyzna jest zaciekawiony i zaintrygowany nim. Tajemnica powoduje, że podąża za Dziewczynką. Jak to możliwe, że nie rozmawiali ze sobą wcześniej? A może mała unikała jego towarzystwa?
W mieście widać resztki cywilizacji. Najważniejsze i wciąż działające są systemy hydrauliczne, fontanny, śluzy. Wokół porozstawiano posągi rybaków, którzy jednak mocno przywodzą na myśl wojsko. Poza tym pojawiają się na pół mechaniczne a w pół żywe maszyny wyglądające trochę jak stylizowane na armaty. Przejeżdżają jednak przez miasto (czyżby posłuszne woli Białowłosego Mężczyzny?) i oddalają się z wielkim łoskotem. Gdy rozbrzmiewają dzwony, z mroku wyłaniają się cienie potężnych ryb. Wyglądają na latimerie – endemityczny gatunek, który przemierza ulice miasteczka. Cienie nie dają się pochwycić, co jednak nie zniechęca posągi, których łapanie ryby jest jedynym celem i tylko po to ożywają. W katedrze Dziewczynka przygląda się witrażowi wielkiej ryby. Wszystkie te elementy kojarzą się niewątpliwie z chrześcijaństwem. Motyw Rybaków i Ryby jest jednak zniekształcony. Przypomina mi się wiersz Leśmiana Dziewczyna gdzie podobnie: po żywych istotach pozostał sam cień. Może ten świat nie potrzebuje już religii, w której nie ma wierzących w nią ludzi> To świat dawno, dawno po powodzi. Na początku w pierwszych momentach filmu pomyślałam, że może to są zaświaty? Że może w takim miejscu po prostu rodzą się anioły?
Widać czasem potężną arkę, która stoi zacumowana, a wiosła opadają na ziemię. Jest mowa o arce i Noem. Koniec filmu ukazuje oblany wodami kształt, który przypomina wypukłe dno arki. Czy to już po powodzi? Już zmarł Noe i wszyscy jego potomkowie a także wszystkie zwierzęta, które ze sobą wzięli. Czy święcili ryby? Jedyne co żyło wokół arki? Ryby stały się może osobnym kultem. A opozycją do nich są ptaki, których również nie brakuje, ale nie bezpośrednio. Początek pozwala dojrzeć gigantyczne jajko i pisklę wewnątrz niego. Pisklę brzydkie, wielkogłowe, drzemiące w swojej skorupie. A samo jajo zatknięte jest na filarze wysokiego drzewa. Drzewo świata pojawia się też na fresku. A sam fresk przywoływał mi na myśl drzewo ewolucyjne. Motyw Drzewa występuje nie tylko w chrześcijaństwie. Tak samo jajo. Zarówno Drzewo jak i Jajo jest w dużym skrócie symbolem życia. Jednak w tym martwym świecie nic się nie wykluwa. Mężczyzna rozbija jajo i Dziewczynka popada w rozpacz, po czym biegnąc przed siebie spada w przepaść pełną wody i tak wydaje ostatnie tchnienie. Nie jestem pewna, czy rozpacza dla samego faktu iż Mężczyzna zdradził jej zaufanie i jajo zostało rozbite, a może dlatego, że było puste w środku? Nie ma anioła? Z tchnienia Dziewczynki, (która na moment jakby dojrzewa do wieku dorosłej Kobiety) cudownie rodzą się nowe jaja, które wypływają na powierzchnię, a później wyrastają spod nich drzewa. Czy może to już są inne, starsze jaja? Nie można mieć pewności. Prześwitująca skorupka jaj pozwala obejrzeć drzemiące istoty w środku. Istoty, niekoniecznie już ptaki.
Przeszło mi przez myśl, że może Mężczyzna nie rozbił jaja z ciekawości, ale z obowiązku? Czy obawiał się tego, co było w środku, a może chciał rozwiać złudzenia Małej? Widząc szkielet tytułowego anioła wydawał się być poruszony (a jego ekspresja była jak dotąd mocno zrównoważona, wręcz kamienna). Anioł był trochę upiorny i chyba nie do końca taki, jakiego byśmy się spodziewali. Wśród ogromnych (jurajskich?) szkieletów, prezentował się nawet trochę drapieżnie. Co spowodowało śmierć anioła, skoro ta dwójka ocalałych istot przetrwała.
Kolejnym ważnym elementem jest pojawiający się klamrowo na początku i końcu wielki kulisty obiekt, jak statek kosmiczny, mini planeta, z błyszczącą półokrągłą tarczą okien (?) przywodzącą na myśl oko, a tym samym, z daleka cały obiekt wygląda trochę jak – rysowane w ikonografii trójkątnie – oko Boga. Na powierzchni lewitującego obiektu znajdują się tysiące ludzkich posągów. Wyglądają jak greckie i rzymskie statuy. Obiekt- planeta‑statek najpierw z świstem gwizdków parowych opada na szachownicę (sic!) stepu, a pod koniec wynurza się z wody, gdyż po wielu dniach (najwyraźniej) część wiata została zalana. Gdy zatem się wynurza widać na nim również posąg Białowłosej Dziewczynki piastującej jajo. Czy był tam wcześniej, czy może pojawił się dopiero po jej śmierci? Czy te posągi są jedynie posągami, czy może kiedyś byli ludźmi. To trochę jak podróże kosmos science fiction, gdzie ludzie zamrażani są w celu przehibernowania okresu lotu, aż znajdą się w miejscu dobrym do zamieszkania. Czy taki jest właśnie cel tego statku‑kuli?
Podsumowując, gdyż pytania się mnożą, ale nie można uzyskać bezpośredniej odpowiedzi. Świat jest ponury, a historia wydaje mi się smutna, bo mimo nowo powstałych jaj, nie dostrzegam w tym przedstawieniu nadziei, a jedynie ogrom smutku, samotności i zapomnienia. Wyobrażam sobie trochę taki świat, gdy już żaden człowiek nie będzie w stanie żyć na Ziemi. Jak z książek Wellsa. Tenshi no Tamago to dla mnie filmowy obraz, podsycany przejmującą muzyką. Czerpałam satysfakcję jedynie chłonąc podniosłą atmosferę. Trochę jak zmieszanie słynnej animowanej Katedry, oraz wspomnianych klimatów z Wellsa, Casshern Sins i biblijnej starotestamentowej trwogi nieco tylko zjaponizowanej i umaczanej w sosie filozofii.
Nie umiem postawić oceny, bo film mi się podobał, takiego właśnie klimatu po nim oczekiwałam, ale z racji późnej pory był miejscami mocno nużący.
:<
Historia była bardzo dobra, choć nie można było zaprzeczyć, że kierowała się pewnymi schematami i pewne akcje można było przewidzieć. Kolejny minus: czasem Togame była nadmiernie wkurzająca, choć jestem zadowolona, że w rzeczy samej nie samym narcyzmem była przepełniona. Lubiłam gdy jej umysł pracował i strategie się sprawdzały. Z początku wkurzały mnie projekty postaci, zwłaszcza Maniwani. Potem trochę mniej. Przyzwyczajenie jak przy Casshern Sins. I te oczy…
Natomiast jak kompletny osioł dopiero gdzieś przy 10 ep. zorientowałam się, że każdy odcinek ma ok. 50 min. a nie jak zwykle 25. Tak mi zlatywały jeden po drugim… Cóż 9ep skończyłam gdzieś o szóstej nad ranem. Historia była wciągająca. Może jeszcze denerwowała mnie miejscami nadmierna gadanina, zwłaszcza w pierwszej walce… Nie raz miałam ochotę mało empatycznie wrzasnąć w ekran „umieraj wreszcie!”. A często denerwowało mnie, że ginął ktoś, kto wg mnie wcale nie powinien. :<
Za dużo wad i smuteczku San. Dlatego nie ma 10.
Najbardziej lubiłam Nanami, Meisai Tsurugę i sennina.
miła obyczajówka z kiksami
Ogromnie mi się podoba konflikt między ludźmi morza i lądu. To napędza cała fabułę. Mnie osobiście ogromnie interesuje taka tematyka (my‑oni, czyli kto jest Innym). I sama zdumiewam się, że takie niby mdłe anime jednak mnie wciąga.
Poza tym duże plusy dla endingu. Wylądował już na mojej liście :).
chillout
SSB traktuje o dwu starszych siostrach (w wieku studenckim) i dwu młodszych braciach (w wieku licealnym). Część zajść komentuje narrator nie szczędzący ironii uznając np. „z zewnątrz normalni, wewnątrz żałośni”.
Projekty postaci są przyjemne dla oka. Zmieniane są części ubioru i fryzury dziewcząt. Większość fabuły dzieje się w domu, oszczędzając nam przetartych szkolnych schematów.
Seria ta jest znakomita, żeby wciągnąć ją w niedzielny depresyjny wieczór na raz i odprężyć się zupełnie.
Bohaterowie są sympatyczni i z każdym króciusieńkim odcinkiem czegoś się o nich dowiadujemy.
Polecam tym, którzy jak ja lubią „nudne” anime, takie odrobinę urocze, ale nie powodujące pękania szkliwa na zębach.
a co by się stało...
I takie tam, ale to jest wszystko zależne kto zareaguje najpierw. Jaka kultura i jak zachowają się sami obcy. Scenariuszy jest wiele i są tylko częściowo do przewidzenia. Teoretycznie więc próba nawiązania kontaktu poprzez elementy kultury rozrywkowej i popularnej jest zupełnie dobrym sposobem, zwłaszcza, że my jako obcy nie pokazaliśmy krainie Petrarki nic czego mogliby się prawdziwie obawiać. (Jak broń czy elektryczność). Chyba, że to wyczytała w mangach. Chociaż jak się nie wie na co patrzy i nie widzi się dowodów to trudno jest sobie wyobrazić „bezustanne źródło światła” z.B.
Re: 1. Zanim się zacznie
O to to! A to anime, jak się zdaje na pierwszy rzut oka, jest dla fanów 'spódniczek' i nastolatek ze spluwą. Meeh.
1. Zanim się zacznie
Re: W sumie czemu nie.
plusy i minusy
Muzyka: Przekonałam się do pierwszego openingu, a ujął mnie zarówno graficznie i muzycznie ending i żałuję trochę, że postaci w anime nie wyglądają tak jak tam. Muzyka w czasie trwania akcji jest znakomicie dobrana i świetnie potęguje napięcie, choć jak zwykle obraz przesłania mi cały odbiór i nie jestem w stanie powiedzieć czy coś mi się podobało szczególnie. OST muszę odsłuchać osobno.
Fabuła: Ja wciągnęłam 13 odcinków na raz i akcja była dla mnie płynna, wciągająca pełna nieoczekiwanych napięć i niekiedy ciekawych zwrotów akcji. Ale nie wyobrażam sobie ucięcia akcji po tych 14 odcinkach. Jak dla mnie to seria na spokojne 50 episodów. Świat, jak ktoś już wspomniał ma wiele do życzenia. Przede wszystkim pod względem muru i Tytanów. Wyobrażam sobie bardzo mgliście jak można by w prędkim czasie stworzyć tak potężną budowlę (wystarczy sobie przypomnieć Chiński mur, przypuszczam, że te mniej więcej 7 tys. km zbudowanych siłą ludzką mogłoby stanowić obwód trzech murów w SnK, ale mur Chiński jest niższy), choć zrozumiałe jest powstanie „kultu muru”, notabene ciekawy element. Jednak póki akcja się nie rozwikła przymykam na niedogodności świata oko.
Postaci: każdy chyb znajdzie sobie ulubioną postać. Wszyscy działają zrozumiale dla psychiki ludzkiej i są logicznie zbudowanymi postaciami. Choć uważam, że Mikasa jest przepakowana. Eren stracił dla mnie w oczach po tym jak kliknij: ukryte zaczął zamieniać się w Tytana. Na początku był zwykłym dzieciakiem, u którego liczył się charakter. A teraz jest napakowany mocą i już mi się tak nie podoba. Najbardziej lubię zwykłe postaci, tych kadetów, z biednych wiosek. I moją ulubienicą stała się dziewczyna od ziemniaka. Lubię tez Armina, który jest słaby, ale bazuje na inteligencji.
Konkluzja: Jednak najważniejszym elementem i tym co najbardziej mnie kusi i pociąga w SnK, jest napięcie. Dlatego uważam, ze anime nie jest o niczym. „Tylko o walce” ktoś powie? Nie chodzi tu o naparzanie. Wspaniale ukazany jest strach przed walką, zwykłe ludzkie odruchy i przekonanie, że nawet jak nie chce się umierać i walczyć, to się to robi. My pokolenie ludzi, którzy nie znamy wojny, obyśmy nigdy nie musieli stawać wobec takich dylematów. Ale czasem świadomość tego jak to może wyglądać jest cenna. Tak na to patrzę.
Re: ...
Z początku byłam ogromnie zainteresowana pomysłem, by słodka gimnazjalistka zaczęła się przekonywać do typa o dość strasznej aparycji. Ale dziewucha raczej późno doceniła zalety misiowatego stalkera i kliknij: ukryte wybrała młodszego brata, z dziwnych a raczej żadnych pobudek.
Yamamoto aka Saki, była bardzo fajną postacią. I ogromnie mi było żal, że spodobał jej się taki nijaki typ.
Nao – malarka miała uroczy motyw i jako wdzięczna, cicha dziewuszka subtelnie zabarwiła ekran na różowo.
Wątek Enomoto i Kusudy(kappy) był sympatyczny, prędko polubiłam samego Kusudę, ale o Enomoto miałam jak najgorsze zdanie. Trochę się wyrobiła, ale kilka razy miałam ochotę wytargać babsztyla za kudły. Za głupotę, egoizm, zadzieranie nosa, wielkopaństwo… mam wyliczać dalej?
Dobashi była chyba moja ulubiona poza Yamamoto. Spokojna i bardzo cool. Głos rozsądku wobec szalonej fanatyczki brata i szalonej fanatyczki Zaitsu.
Wątek z cyckami niepotrzebny i nudny.
Ecchi bynajmniej mnie nie radowało. Wciąż tylko się zastanawiam kto ustala tak absurdalnie bezsensowną długość spódniczek. Nosiłabym męski mundurek.
Wątek z podróżą inspirujący.
Ale niektóre sceny były… sztuczne i naciągane. Ilość osób zamieszanych w romanse porażająca. Porażająco nierealistyczna. Nie rozumiem upodobania Japończyków do incestów. Śmieszne mi się też wydaje, że tak wiele ludzi w jednej klasie kocha się w sobie nawzajem.
Marudzę, ale mimo iż oglądało się to miło i z przymrużeniem oka zaskakują mnie tak wysokie opinie.
nie więcej niż 6.
Już wolałam Lovely Complex.