x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Zasłużony laureat plebiscytu na anime 2023...?
Re: Zasłużony laureat plebiscytu na anime 2023...?
Zasłużony laureat plebiscytu na anime 2023...?
Ostateczna opinia po seansie? Szczerze mówiąc czuję, że na to jeszcze za wcześnie. Bardzo dobrze się bawiłem, niektóre przemyślenia są wybitne, a oprawa audiowizualna to spokojnie 10/10, nawet jeśli musiałem się trochę przyzwyczajać do projektów postaci.
Natomiast przyznam, że nie mam wrażenia, by spędził czas z arcydziełem. W trakcie seansu nie miałem poczucia, że jestem świadkiem kolejnego wielkiego rozdziału w historii anime jak miałem przy najlepszych dziełach Ghibli, „Kowboju Bebopie” lub „Mushishi” (przynajmniej takie były moje odczucia przy tych seansach :D ). Chwilowo podtrzymuję 9-/10, bo z jednej strony nie żywię aż takiego podziwu jak do innych moich „dziewiątek”, a z drugiej ósemka to jednak trochę za mało.
Ale w przypadku tego typu serii ogromne znaczenie ma to, jakie wrażenia zostaną za jakiś czas. Czy seria szybko się zatrze niczym lata mijające w podróżach bohaterki, czy jednak faktycznie po pół roku stwierdzę, że każdy etap jej wędrówek zapadł mi w pamięć? Czas, tak kluczowy w tej serii, wszystko wyjaśni.
Na zakończenie – to jeden z tych nielicznych przypadków, gdzie ktoś mnie ubiegł przy rezerwacji recenzji i w sumie się cieszę. Chwilowo zwyczajnie czuję, że napisanie tekstu mogłoby mnie przerosnąć.
Natomiast już teraz mogę powiedzieć, że polecam :D
Pytanie o chronologię - LN vs anime
Niestety, nie znalazłem w internecie satysfakcjonującej odpowiedzi a nie chciałbym napisać głupoty. Czy ktoś może mi pomóc?
Drugi sezon?
Co do całości – sądzę, że to jeden z tych tytułów, gdzie warto poczekać miesiąc lub dwa po seansie, by sprawdzić na ile seria zadziałała i w nas pozostała. Na razie nie mam aż takiego odczucia bym obcował z arcydziełem, ale z anime bardzo dobrym to już na pewno. Z drugiej strony wielkie serie właśnie z nami „zostają”, nawet jeśli od czasu seansu upłynęło już dużo czasu…
No, a przynajmniej ja to tak interpretuję :)
Egzamin - 27 odcinek
PS – i odpowiadając na pytanie z pierwszej wiadomości. Niestety, nie wiem, co to za manga…
Re: Nie no w to nikt nam nie uwierzy?
Re: Nie no w to nikt nam nie uwierzy?
O tak, to bardzo istotna scena – warto pamiętać, że protagonista przez te wszystkie przekomarzania choćby podświadomie jest przekonany, czy nie skończy jak Don Jose, gdy dał się uwieść Carmen (ponownie, wręcz przeraża mnie to, ilokrotnie opera wyprzedzała resztę kultury w pewnych elementach konstrukcji związków. Cóż, równouprawnienie kilkaset lat wcześniej od pozostałych instytucji wyraźnie się opłaciło :D ). Wracając do tematu – tak, to jest lęk „chłopca z dobrego domu”, czy aby nie stanie się ofiarą atrakcyjnej gyaru, która złamie mu serce i może nawet go skompromituje, gdy tylko się nim znudzi.
Nie, nikogo nie wkręcam, celowo nie spoileruję sobie serialu ;) – dziękuję, wyszedł z tego bardzo ładny komplement, w dodatku niemierzony :D
Re: Co słychać w domach?
Oooo tak! Aż pamięć długotrwała posłusznie podsunęła mi ten fragment z animacji, tak mocno był sugestywny :D
Ej, ale ja nie napisałem tego, by komuś dokuczyć :P Forum to nie strefa pojedynków na to, kto ma rację, tylko granie do jednej bramki by zrobić jak najpełniejszy obraz serii, którą się lubi lub nie :D W każdym razie, ja tu nikogo nie uważam za wroga lub rywala ;)
Oj, tak i to jest to, czego często mi brakuje w mangach/anime, zwłaszcza tych z czasów około licealnych – zbyt rzadko ukazuje się pełny obraz całej rodzinki, a to nieraz tłumaczy rozmaite zachowania bohaterów. Świetnie to było zaprezentowane w „Sposobie na pięcioraczki” ( kliknij: ukryte Futaro wychowujący się bez matki, jego uczennice skazane na ojczyma, bo matka zmarła, a ojciec poszedł po fajki i zniknął na lata), teraz wychodzi drugi sezon „Czarnych chmur w moim sercu” („Boku no Kokoro no Yabai Yatsu”), gdzie poznajemy lepiej rodzinę Kyotarou i Anny, i tam znalazłem odpowiedzi na pytania, których wcześniej nie zadawałem (zwłaszcza kliknij: ukryte figura ojca Anny znakomicie tłumaczy niektóre zachowania bohaterki).
W przypadku „Ijiranaide, Nagatoro‑san” trochę ubolewam, że w anime nie pojawia się na razie zbyt wiele wątków rodzinnych i to po obydwu stronach. Nie wiem, czy wystawiłbym pani Hachiouji kliknij: ukryte tak negatywną notę, ale fakt, sprawia wrażenie samotnej matki, która mogła przypadkiem rozpuścić dziecko jak dziadowski bicz – sceny w których Noato jest tak niesamodzielny, że nawet nie ogarnia by ciepło się ubrać i nie chodzić w samej piżamie po domu, kiedy ma temperaturę sporo mówią o bohaterze.
Z kolei w rodzinie Nagatoro ciekawi mnie, kliknij: ukryte że któryś raz z rzędu przemyca się temat brata, a mangaka przeciąga jego wprowadzenie :D Rodziców zresztą też bym poznał, bo wychowali dwie córki‑lekkoduchy i z mocno ekstrawertycznym charakterem jak na Japonki, a jednocześnie domostwo sprawia wrażenie szacownej, mieszczańskiej rezydencji :D
Re: Szczegóły ogólne
To fakt, ale też trzeba dodać, że „cynicy walący w romantyzm” też nie są niczym nowym, wszak Mozart z Da Ponte już pod koniec XVIII wieku robili sobie żarty z romantycznych związków w „Cosi fan tutte” (polecam zaznajomić się przynajmniej ze streszczeniem libretta, mam przeczucie, że Cię zainteresuje :D ).
O matko – nie, to jest kobyła do przegadania ewentualnie na PW, to co obserwowało pokolenie obecnych 20‑30 latków w dzieciństwie to temat ewidentnie nie na to forum :D
Również życzę Paniom wszystkiego najlepszego :)
Re: Brzydka prawda o rycerskiej miłości
Fakt, wspomniałem o tym w pierwszej recenzji, że „Nagatoro…” zaczyna trochę jak wspomniana „emocjonalna pornografia” i zgadzam się, że jest to problem współczesnego anime. I to ogromny. Zabawna rzecz, że jedną z możliwych interpretacji w „Chłopcu i czapli” nestora anime, Hayao Miyazakiego kliknij: ukryte jest krytyka współczesnej animacji, ale to prędzej opowiem na PW niż tu :D Z tego powodu z czasem polubiłem „Nagatoro”, bo właśnie rozlicza tę fantazję pozbawiając nas złudzeń (przynajmniej częściowo). Nie wiem natomiast, czy rezygnowałbym z łatki „romansu” – owszem, bohaterowie próbują budować związek na czymś więcej niż czyste, ale czy bez niego na początku którejkolwiek ze stron tak by się chciało (zwłaszcza Nagatoro)?
Co do skrajności naszych bohaterów – no, różnią się, ale serial skupia się głównie na ich uczuciach i pasji, a to faktycznie ich łączy (a to przecież danie główne tego anime). Natomiast czy Naoto jest taki twardy? Według mnie – nie. Jego reakcje, zwłaszcza w pierwszej połowie serii, to raczej dowód niemocy i użalania się nad sobą niż odpowiedź na niespełnione ambicje lub urażoną dumę. Przez większą część serii senpai jest wręcz archetypem płochliwej pensjonarki, która się gorszy i wstydzi, ale jest zafascynowana. Owszem, nabiera nieco charakteru, lecz do końca drugiego sezonu pozostaje raczej „ogarniętą betą” niż samcem alfa. Do jego lubej sporo mu brakuje.
Nie jestem też przekonany, czy aby na pewno wszystko było planem Nagatoro – gdyby faktycznie od początku miała jakiś plan na senpaia nie zrobiłaby po drodze tylu błędów i to raczej wynikających z jej działań niż deklaracji Naoto. Scenę w stołówce bardziej traktuję jako kliknij: ukryte uświadomienie sobie, że nie może się wiecznie droczyć ze swoim obiektem uczuć i inne zaraz wejdą na jej terytorium albo zmuszą ją do zdradzenia emocji (czego prawdziwy twardziel robić nie lubi). Mogło też tak być, że koleżanka ją prowokuje, by w końcu jakoś się zadeklarowała. To zresztą nie byłby ostatni raz, gdy któraś z psiapsiół wywozi ją w pole, co ponownie każe mi kwestionować, czy w tej relacji z Hayase taki geniusz. :)
To w końcu nastolatki – owszem, pod pewnymi względami nieźle poukładane, ale wciąż miotające się w szczytowej fazie hormonów połączonej z lękami, kompleksami i kilkoma innymi rzeczami.
Ostatnia rzecz na dzisiaj, bo mnie zaciekawiło:
Czy w mandze jest coś więcej na ten temat? Bo w anime
Re: Nie jest źle
W anime kojarzyłbym „Baccano!”, gdzie kilka scen jest tak ociekających przemocą, że sprawiają wrażenie niemal zabawnych. Na pewno w seriach z okolic thrillera coś jeszcze się znajdzie :)
W kulturze zachodniej najbliższe byłoby chyba francuskie „grand guignol”, czyli stworzenie horroru tak przerażającego, że jest aż zabawny (na zasadzie „nie da się być aż tak złym”). Australijska produkcja „Opowieści Hoffmanna” z 1985 świetnie oddaje nastrój horroru i komedii (polecam nagrania z próby, o ile wiem, to są legalnie zamieszczone na YouTube). No, ale to już taka dygresja :)
Jak dla mnie serial może mieć i dziesięć sezonów, by w końcu coś istotnego zaczęło się dziać coś istotnego dla wątków głównych :D
No nic, ale tu akurat omawiane są inne kwestie, o samej fabule to gdzie indziej :)
Pozdrawiam :)
Re: W kwestii wyjątkowości
Trochę tak, natomiast bardziej stawiałbym, że gdzieś w Japonii po omacku szuka się wyjaśnienia katastrofy demograficznej i epoki singielstwa totalnego (w tym tempie to za dekadę co druga Japonka w wieku 25‑40 będzie samotna). Swoją drogą, w tym sezonie emitują drugi sezon „Jaku‑chara, Tomozaki‑kun”, gdzie bohater‑otaku trenuje pod okiem machiavellistycznej uczennicy technik by być lubianym przez kolegów, a nawet płeć przeciwną, co potwierdza mi, że jest spora potrzeba na szukanie rozwiązania tego społecznego problemu (swoją drogą, po niezłym pierwszym sezonie drugi rozczarowuje).
Noo tak, ale ja to traktuję jak odwrócony zestaw ról :D Na zasadzie, że skoro Nagatoro ma być typem „męskiego amanta ze starego kina”, to przecież będzie przechwalać co to ona nie umie, ale gdy trzeba przejść do czynu, to nagle odwagi brakuje… :D
Nooo… generalnie Szekspir myślał mocno w kategoriach „dobre jest to, co się sprzedaje”, więc chyba aż tak by się nie denerwował :D Tak jak nikt nie ma za złe Mozartowi „chałtury” o nazwie „Czarodziejski flet”, a Mannowi raczej nie wypomina się „Buddenbrooków” :) Bardziej by go wkurzyły hity bez żadnych wartości – strach pomyśleć, jakby dorwał scenarzystów i reżyserów naszych współczesnych komedii romantycznych…
Fakt, różnice kulturowe są spore. Wracamy do wcześniejszego wątku, że w dawnej Japonii panowie byli średnio zainteresowani płcią przeciwną, więc zaloty były bardziej „równouprawnione”. Inna rzecz, że miłość romantyczna, jak sama nazwa wskazuje, ma zachodni rodowód, więc w Azji związki z miłości mają jednak krótszy rodowód :D Iwanaga i jej chłopak to faktycznie ciekawy zestaw, jednak dość różny w stosunku do Nagatoro i senpaia. Tam jednak facet nie był nieśmiały lub wycofany, tylko zwyczajnie podobała mu się inna (nieosiągalna, ale to już inna sprawa). No i bohaterowie są jednak starsi od naszych licealistów o kilka ważnych lat :)
Re: W kwestii wyjątkowości
OK, to ta rozpiska jest mi bliższa :) Myślałem, że rozmowa toczy się na temat sposobu prowadzenia relacji, a nie Nagatoro per se, to w takim razie ma więcej sensu.
W sumie trochę tak… ale to przecież romantyczna bajka :) Choć w ubrana nieco inne szatki. Ciekawe, że na tle wspomnianej wcześniej „Tomo” to dobór znajomych protagonistki jest o 180 stopni inny, jednak Japończycy potrafią robić jeszcze coś innego od sztancy :D
Prawda – to coś, o czym wspominałem przy pierwszej recenzji. To jest komedia romantyczna (ewentualnie romantyczno‑obyczajowa), ale właśnie ciekawe jest to, że niejako pozbawiona złudzeń i wymagająca akceptacji wad drugiej strony i przepracowania wielu elementów.
Może faktycznie chodzi o to poszukiwanie „rycerza na białym rumaku”, o którym de facto fantazjują obie strony – bardziej, że jeden z tych rycerzy myśli o sobie jako o damie w opałach, a ta druga ma się bardziej za barbarzyńskiego wojownika :D
Re: Pogoń za złudzeniem?
Co do zasady, to zgadzam się z większością podanych tu postulatów, natomiast nie jestem do końca przekonany do jednej kwestii – czy Nagatoro faktycznie jest aż tak emocjonalnie inteligentna. Jak wspomniałem dużo rzeczy nie miało by tu miejsca (ewentualnie potoczyłoby się zupełnie inaczej), gdyby nie bardzo duży fart obojga co do środowiska zewnętrznego – kliknij: ukryte koleżanki sprawiają, że dziewczyna szybko traci „przewagę”, a jej niejedna opowieść zostaje zbita przez komentarz Sakury, która zresztą bez złych intencji chce jej podebrać Naoto, bo szczerze myśli, że to nie jest „na poważnie”. Później nieraz wywozi ją w pole starsza siostra, nawet koleżanka z judo uzmysławia jej, że w pewnych kwestiach zwyczajnie nie ma racji.
Ale ponownie, mamy odwrócenie ról – pozorna przewagę twardej samicy alfa topnieje, gdy idzie rozmawiać o emocjach albo kliknij: ukryte ów wrażliwy facet staje się obiektem zainteresowania koleżanek lub Sunomiyi (tu nawet zwykły szacunek dla jego pracy zdradza zazdrość i wcale nie takie ostrożne trzymanie kart przy sobie).
Po robocie napiszę więcej :)
Re: Księżniczka, nie książę
Przede wszystkim, motyw kobiety przebranej za mężczyznę (i mężczyzny za kobietę) nie jest niczym nowym (ktoś pamięta taką postać z chińskich legend jak Mulan? :) ), także w naszej kulturze jak najbardziej miał miejsce. Najbardziej rozchwytywanym głosem wczesnej nowożytności byli kastraci, dzisiaj często zastępowani przez kobiety. Niestety, tylko jeden z nich dokonał nagrań i to na jesieni swojej kariery (choć technika wybitna: [link].
Choć kastraci stracili na znaczeniu pod koniec XVIII wieku i przestano dla nich komponować muzykę, temat pozostał i z tęsknoty/nostalgii za tym głosem często tworzono role dla pań, które śpiewały mężczyzn i to często „męskich” (generałów, starożytnych królów) – te panie mogłyby śmiało podkładać głos pod męskie postacie w anime :D (przykładzik [link].
Wracając do tematu – nie sądzę, by clue Nagatoro była kwestia zamiany per se, bo to, że mamy w anime „męskie kobiety” i „kobiecych mężczyzn” jest oczywiste od wielu lat. Ważniejsze jest moim zdaniem to, że nie brylujemy w świecie fantazji (z ujęciem proporcji rzecz jasna), ile w rzeczywistości, gdzie obie strony muszą się postarać. Tu trzeba nakreślić granice, zrozumieć drugą stronę i, co jest ciekawe, pogodzić się z tym, że w najbardziej zasadniczych kwestiach po prostu będzie inaczej niż w standardowym związku. Jak wspomniano – pytania koleżanek są jak najbardziej zasadne. Tu nikt nie pyta, czy bohaterka jest wyemancypowana, bo jest i nie zanosi się na to, by ktoś miał jej to odebrać. Pytanie brzmi jak zbudować związek, pozostawszy samicą alfa (z zachowaniem obydwu elementów), ale tak by przy okazji nie pożreć partnera :) Z kolei główny bohater wie doskonale, że jego ukochana jest kobietą, ale właśnie obawia się, czy wedle przyjętych wzorców nie będzie przez traktowany jak truteń przy królowej ula.
Brzmi to historycznie prawdopodobnie, dodajmy do tego pokolenie tzw. roślinożerców i poczucie presji oraz rywalizację zażynające pewność siebie i oto mamy powód dla którego tak często w anime serwuje się zdecydowane, okazujące inicjatywę panie.
Zresztą nie jest to tylko kwestia Japonii – trafiłem kiedyś na podobną opinię o naszym kraju, tylko u nas mężczyźni nie byli zainteresowani kobietami, bo powstania i walka o ojczyznę, skutkiem czego polscy mężczyźni bywają chorobliwie nieśmiali (nie skomentuję tego, czy mówię też o sobie :D ). Znalazłem zresztą piękną wypowiedź Jean‑Paula Couchouda o polskich mężczyznach: Trudny do zdefiniowania czar, w skład którego wchodzą pogoda ducha, rozmarzenie, swobodne maniery, szczodrość serca, ciekawość wobec drugiego człowieka, całkowity brak wulgarności i spora dawka niepewności siebie. Fragment ten załączono w opowieści o Januszu Marchwińskim, pianiście, który oddał inicjatywę w związku swojej małżonce, wielkiej śpiewaczce Ewie Podleś (która na co dzień chętnie grała mężnych wojowników, więc koło się zamyka :D [link].
Piszę już za długo, więc przyspieszam – jeśli wyjdzie „Zapach miłości” to dam szansę, ale nie obiecam, że zrobię recenzję. Zawsze stosuję jedną zasadę – muszę mieć jakiś pomysł na recenzję, czy to dobrą, czy złą :D
Do „Toradory” chętnie bym wrócił, bo mam z serią cudowne wspomnienia, natomiast boję się, czy po latach ten tytuł mnie nie rozczaruję…
Jak temat ciekawi, to polecam „Tomo‑chan jest (przecież) dziewczyną!” (nie wiem, czy wypada, bo też napisałem recenzję – [link]. Tu z kolei mamy bardzo „męską” dziewczynę, której dobrze z łatką napakowanego karateki, ale obiekt jej westchnień (notabene „męski mężczyzna”, więc to nie para zrobiona na zasadzie kontrastu) uważa ją za swojego najlepszego kumpla… Co zrobić by w końcu dostrzegł w niej nie tylko towarzysza życia, ale też kogoś z kim da się zbudować romantyczne relacje? A może to facet się boi tego związku, bo jednak utrata przyjaciela/(łki?) to zbyt duże ryzyko? Kolejne ciekawe podejście do sprawy budowania związku „po dziewczęcemu”, gdy nie wiadomo na czym to właściwie polega. W każdym razie ja polecam :)
Dobra, czas spać. Dobrej nocy wszystkim :D
Re: Niewątpliwy przebłysk geniuszu . . .
Jestem właśnie po książce „Chiny bez makijażu” i o ile nie wszystko mnie tam przekonuje, to autor dość ciekawie ujmuje tamtejsze kwestie „miłości”. W dużym skrócie – przy Chińczykach Japończycy są niczym Włosi grający dla ukochanych własnoręcznie skomponowane serenady :D
Jeszcze bardziej mnie zdziwiła jego opowieść, że chińscy milionerzy chwalą się przed kolegami ile to mają kochanek i jakie kwoty na nie łożą (trochę jak u nas chwalenie się jachtem lub drogim zegarkiem). Reasumując – w sprawach związkowych wschód jest pragmatyczny, a w obecnym rozwarstwieniu trend raczej się wzmaga. Pewnie stąd ten wysyp romantycznych fantazji dla odbiorców płci obojga…
Wracając lekko do tematu – to jest też ważny element tej serii, o czym już wcześniej wspomniano. Naoto i Hayase nie tylko budują związek inny niż zwykle, bo to ona będzie pełnić w nim męskie funkcje rodzinne, ale też na wielkie dochody rysownika to raczej nie ma co liczyć (co tam jest postrzegane dużo gorzej). Bohaterom to chyba nie przeszkadza, lecz otoczenie w Azji wschodniej lubi się wtrącać… Cóż, przynajmniej Hayase jest jedynakiem, a dom rodzinny to mają całkiem spory.
Ponieważ mam wrażenie, że tematy nam trochę schodzą z kwestii samej recenzji, to zapraszam serdecznie do kontaktu na PW ;)
Re: Uśmiech co tydzień. Czyli odc 1 do 8
Re: Niewątpliwy przebłysk geniuszu . . .
Kurczę, bardzo dziękuję!
Co do porównania z Horimiya, to niestety się nie wypowiem – bo o ile serial znam i przeszedłem przez pierwszy sezon, to wręcz perfekcyjnie ani mnie nie grzał, ani nie ziębił. Rozumiem zarzuty, ale chyba po prostu znam za dużo gorszych rzeczy bym się na niego złościł (zwłaszcza w świecie współczesnych komedii romantycznych).
Dziękuję za wiersz, bardzo stosowny do serialu :) Przypomina mi powiedzonko (nie pamiętam czyjego autorstwa) „Ludzie dotarli wszędzie, ale prawie nic nie dotarło do nich” ;)
Dzięki :) Miło poczytać jakiegoś trenera personalnego, który się nie cacka, choć wciąż to trener personalny, a przyznam, że do tego plemienia podchodzę z pewną dozą nieufności.
Ciekaw jestem, czy w tym roku będzie jakaś kolejna ciekawa próba w kwestii historii miłosnych made in Japan – na razie, w bardzo mocnym sezonie zimowym, ten gatunek na razie się nie wychyla (choć mnie niezmiernie cieszy drugi sezon „Boku no Kokoro no Yabai Yatsu”).
Spokojnego weekendu!
Re: Odpowiedź na komentarz użytkownika Saarverok i Sulpice9
Co do jeszcze poruszonych dwóch kwestii:
kliknij: ukryte
Jako osoba przez większość życia hiperaktywna mogę się zgodzić, przynajmniej w kwestii poznawania nowych ludzi i otwierania sobie furtek na kolejne zajęcia :D Co do większych szans na zdobycie miłości płci przeciwnej, to już jestem bardziej sceptyczny. Ale każdy przypadek jest inny i każdy ma inne doświadczenia :)
OK :D Ja akurat mam problem by analizować ten serial pod takim kątem, może dlatego, że związek dwóch nerdów od początku mi pasował, może dlatego, że pierwszy sezon nie zapowiadał haremówki, a może z powodu tego, że wszystkie bohaterki są narysowane na tym samym szablonie :P.
No nic, mają jeszcze kilka odcinków by się lepiej zaprezentować, na razie z kilku zaklepanych recenzji, ten serial oceniam najgorzej. Szkoda, bo pierwszy sezon, mimo wad, miał w sobie pasję i fajny pomysł.
Re: Odpowiedź na komentarz użytkownika Saarverok i Sulpice9
kliknij: ukryte Przede wszystkim – wspomniałeś o wysiłku Tomozakiego. Sęk w tym, że nie bardzo rozumiem po co były te wszystkie treningi i spotkania, jak Aoi, która wcześniej się wycofała, po prostu stała się serialową Deus ex machiną. Ten segment mógł trwać dwa odcinki i niewiele by na tym stracił. Gdyby włożono ten segment do pierwszego sezonu, to ok – wtedy trochę więcej sensu miałyby późniejsze dobre relacje Tomozakiego z Hanabi i kolegami.
A właśnie, relacje – mam wrażenie, że Fuuka i Tomozaki między sezonami przestali być parą (jak na standardy japońskich szkolnych rom‑komów, to był całkiem zaawansowany związek. Ale tylko jak te standardy :D ). Nie wiem, czy wzięli ich relację 1:1 z LN i nie uwzględnili zmian, czy uznali, że będzie im łatwiej zrobić sobie w ten sposób pomost do drugiej połowy serii, która zapowiada czystej krwi haremówkę?
I ten chaos – po galopującym pierwszym sezonie, nagle mamy stagnację i rozwodnienie wydarzeń, po czym w pół odcinka Aoi wszystkich wyjaśnia. Przez to mam wrażenie, jakby seria była jednocześnie za szybka i za wolna :D
Aha i jeszcze jedna ważna rzecz – na czas konfliktu, który już powinien zainteresować szkolnego pedagoga, jakoś dziwnym trafem nagle zniknęli nauczyciele (by po tym wątku dogodnie wrócić).
Widmo potencjalnego haremu mnie mierzi. Fakt, że nie ogarniam jakim cudem Aoi wydedukowała z prawie niczego, że Fuuka jest do szaleństwa zakochana w Tomozakim wybaczam, bo nasza perfekcyjna licealistka jest trochę karykaturą nastoletniego geniusza, ale to, że chłopak zdobył serce równie zakompleksionej i nerdowskiej dziewczyny jeszcze rozumiem i mogę nawet uznać za realistyczne (z ujęciem proporcji). Natomiast fakt, że Tomozaki lvl.2 może wyrwać każdą laskę najdelikatniej mówiąc do mnie nie trafia :D
Poza tym mam wrażenie, że graficznie jest jeszcze gorzej niż wcześniej (a i pierwszy sezon był w tej kwestii dość słaby), ale kwestie techniczne to już może kiedy indziej. :)
Plusy? Erika – fajnie, że pojawił się ktoś tak uroczo zadufany, że żadne psychologiczne metody w sumie na niego nie działają. Można nie lubić, ale dobrze oddano charakter takiej osoby ;) No i mimo wszystko fajnie się śledzi progres Tomozakiego, nawet jeśli niektóre rzeczy są wybitnie żenujące (dialogi przy jedzeniu ramenu). Cieszy mnie też, że dość rozsądnie zaczyna rozważać, czy jego sensei nie ma przypadkiem osobowości socjopatycznej. Świadczy to o zdrowym rozsądku i samodzielnym myśleniu. Chyba, że coś jeszcze się zdarzy, zostało pięć odcinków.
No, tyle w dużym skrócie ode mnie. :))
Re: Niewątpliwy przebłysk geniuszu . . .
Oj tak, jako seria o ludziach pracujących nad sobą w związku (i, co ważne, pracujących nad sobą przez długi czas) „Nagatoro” świetnie się sprawdza. No i świetnym patentem tej serii jest to swoiste pogodzenie się i zaakceptowanie związku z postawami odmiennymi społecznie, choć w sumie nie jakiś gorszących.
Pod wieloma względami na pewno – ta seria ma wspomniany wcześniej vibe tęsknoty o kobietach, które „rzeźbią/wychowują” swoich partnerów. Natomiast jest jeszcze jeden kluczowy czynnik o którym trochę mało się mówi (szczególnie istotnym w pierwszym sezonie) – obojgu się naprawdę poszczęściło jeśli chodzi o wsparcie koleżanek kliknij: ukryte (a później kolegów).Łatwo dostrzec, że przyjaciółki (zwłaszcza Sakura) co rusz zbijały pewność siebie i poczucie przewagi Hayase (nauka na egzaminy, reakcje protagonistki na próbę podrywu), senpai odzyskiwał rezon i mógł wręcz zauważyć, że Nagatoro uniekoniecznie myśli o takim „dręczeniu” :) Pewnie prędzej czy później doszliby do podobnych wniosków, ale ile więcej czas by to zajęło :D
A z „interesującym tekstem” chętnie się zapoznam. Dziękuję! :)
Re: Odpowiedź na komentarz użytkownika Saarverok i Sulpice9
Mnie, niestety, ten sezon nie przekonuje. Tylko nie wiem, czy rozwinąć ten wątek? Bo w sumie już zbieram materiały na recenzję, więc dłuższy komentarz z mojej strony i tak będzie :) Pozdrawiam.