x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Używanie pojęć przekraczających możliwości prezentacji serii pojawia się do samego końca, dyskusje, z których wynika fabuła (a powinna z wydarzeń), również. Główny bohater przydaje się do czegoś raz i jest to naciągane, a jego pozycja jako głównego sama w sobie pozostaje nieuzasadniona.
Ogólnie tak jak w okolicach 7 odcinka będzie do końca, w znaczeniu – nie ma katastrofy w końcówce, ale wszystkie błędy i niedociągnięcia są konsekwentnie powtarzane.
Re: Po 1 epku
Re: Słaby tytuł
Odcinek 1
Odcinek 1
Re: nope
Bohaterowie też nie mają pojęcia – znają najwyżej jakieś szczątki wiedzy encyklopedycznej, która jednak jest związana z kreacją świata, a nie kreacją niebezpieczeństwa. Jesteś dokładnie w takiej pozycji jak oni, więc nie rozumiem trudności we wczuciu się. Jeśli chodzi o to, że chciałbyś pojąć wymiar niebezpieczeństwa, to masz okazję oszacować go „w praktyce”, bo Made in Abyss trzyma się raczej zasady „show, don't tell”. I generalnie o to tu chodzi – Abyss jest nieznanym, w ujęciu: kompletnie nieznanym, i zdradzenie jego zarysu psułoby pomysł w samym środku. Jeśli tu możemy zgodzić, to teraz kwestia tego, dlaczego postacie są dziećmi – to dość wygodne i wiarygodne przy tak wykreowanym świecie, bo dorośli nie rzuciliby się w taką przygodę, myśląc bardziej racjonalnie i mając ciut więcej pojęcia o niebezpieczeństwie. To chyba było dobrze i spójnie przedstawione, dlaczego to akurat Riko postanowiła zejść do środka. Natomiast dysonans między niewiedzą na temat Abyssa i naiwnym, dziecięcym podejściem do sprawy, jest właśnie tym, czym ten tytuł jest. Nie widzę, jak tu kierować zarzut, skoro bez tego, powstałby kompletnie inny twór. Z kolei nie ma w tym fundamentalnie nic złego.
Oceniając dwa poznane przypadki, da się dojść do wniosku, że to nie dzieje się za darmo. Wystarczy spojrzeć na to, jak bardzo ludzcy są noszący Białe Gwizdki. Wyjątkiem jest tu Lyza, ale ją znamy tylko z retrospekcji. Bardzo zdziwiłbym się, gdyby bohaterowie ją spotkali i byłaby „taka jak na obrazkach”.
Nie wiem, czy w „mogą” chodziło tu o zdolności bohaterów, czy o przyzwolenie innych postaci. Pierwszego seria broni tak bezpośrednio, że nie trzeba w zasadzie nic pisać – widać jak na dłoni, co się bohaterom dzieje, co może się stać, i dlaczego dzieje się akurat tyle (szczęście też tu gra rolę). Jeśli chodzi o drugie, to bohaterowie zasadniczo uciekli, a dotychczas powstrzymać ich mogli Czarny Gwizdek i Biały Gwizdek, czyli ludzie, najogólniej mówiąc, dalecy od normalności. A sam fakt, że akurat dzieci eksplorują Abyss, nie osłabia wiarygodności na temat niebezpieczeństwa Abyssa – tak być może jest pozornie, zanim fakty dojdą do głosu, ale to wspomniany już dysonans, na którym seria stoi.
Teraz o generalnej motywacji co do spotęgowania wrażenia bezsilności i operowania taką mocą przez serię – trochę tu też odpowiadam Diffiemu. To już jest bardziej spekulatywne, ale wydaje się, że seria zasadniczo ciągnie za sobą dwie nici przesłania. Pierwsze to podróż w nieznane z motywem odkrywania ludzkiej natury a la wspomniane już „Jądro ciemności”. Jak już wspomniałem i seria również wspomniała, Białe Gwizdki nie są normalne. Abyss zmienia ludzi, a jednocześnie ciągnie ku sobie. Być może lepiej, że bohaterowie są dziećmi, bo to może pozwoli im uniknąć zmian dzięki bardziej naiwnemu spojrzeniu na świat i tym samym utrzymać dla widza paradoksalny, ale nie dający się inaczej wprowadzić przy takich założeniach, punkt odniesienia. Ale wydaje mi się, że bardziej istotne jest tu drugie przesłanie, ekologiczne. To jest „life finds a way” w formie ekstremalnej, ale przez to dla widza egzotycznej i pozwalającej rzucić nowe spojrzenie na znane zasady. Abyss pomimo swojej magiczności splata się z uniwersalnymi prawami natury i w tym, nawet w brutalności, jest podstawowe piękno. Bardzo dobrze z tym grają wierzenia ludzi, że z Abyssa wszystko pochodzi i tam wraca. Ponownie postacie dzieci pozwalają lepiej to odkryć, jako mniej ukształtowane przez społeczeństwo i „bliższe natury”.
Jeśli natomiast chodzi o kwestię tego, czy to właściwe pokazywać, jak fikcyjnym postaciom dzieje się źle, to jest to już bardzo ogólna kwestia filozoficzna, ale jest metoda, żeby pokazać, że nie trzymają się argumenty za tym, że to niewłaściwe. Trzeba pomyśleć o utworze metaforycznym, w którym zło dla fikcyjnych postaci odpowiada złu w rzeczywistości i przedstawienie ma na celu ukazanie tego rzeczywistego problemu. Tu chyba nie ma wątpliwości co do moralności utworu. Ale analogia jest tylko strzałką wskazującą na istotę problemu, więc usunięcie jej nie powinno niczego zmienić, jeśli zgodziliśmy się, że taki utwór nie jest niewłaściwy. Stąd wystarczy znaleźć dowolną analogię do sytuacji rzeczywistej (co nie jest trudne, jeśli spojrzymy na samą podstawę problemu), żeby stwierdzić, że to nie może być złe. Oczywiście inną sprawą jest komentarz na temat tego, co się przedstawia, ale co do tego nie widziałem bezpośrednich zarzutów.
Re: krótko o końcówce
Re: Kto waszym zdaniem zginie w ostatnim odcinku?
po 5 odcinkach
Jak wspomniałem, zaskakuje obfitość akcji w rozmaitych wydaniach. Pościgi samochodowe, ogromne statki powietrzne, łodzie podwodne, walki w pociągu (tu się chyba spełniło marzenie scenarzysty, które spartaczono w Kabaneri) – widać póki co dominację pojazdów, ale to doskonały pretekst do nadania wszystkiemu dynamiki i trzymaniu się steampunkowego klimatu, pokazując dokonania techniki. Ale nawet w odcinkach „balowych” napięcie jest wystarczające, żeby oglądać serię w pełnym skupieniu. Wracając do klimatu, wbrew temu, czego się obawiałem, kaworyt, czyli „element magiczny” nie wydaje się antyklimatyczny – widać, że ma swoje ograniczenia, a każde jego użycie służy podniesieniu widowiskowości, a nie stosowaniu skrótu fabularnego.
Jeśli chodzi o charaktery dziewczyn, to jestem zadowolony. Najlepiej wypadają Dorothy i Ange, które wykazują się sprytem i potrafią pokazać pazur, ale nie są przy tym „obce” dla widza. Przy Chise obawiałem się na początku, czy jej z kolei nie dotkną braki w kreacji, ale w odpowiednim momencie przedstawiono jej historię, wyjątkowo sensownie sprzedaną, jak na uzasadnienie, co robi shinobi w XIX‑wiecznym Londynie, a też zdołano ją pokazać z bardziej ludzkiej strony. Co do księżniczki się nie wypowiem, bo nie mam konkretnego zdania, a Beatrice, choć wypada najsłabiej z grupy, potrafi sprawdzić się w momentach komediowych i wprowadzić trochę ciekawego dysonansu poznawczego swoim modyfikowalnym głosem.
Oddaję zasłużone honory Made in Abyss, ale to jest seria nr 2 w tym niezbyt obfitym Lecie. Następny odcinek ma tytuł „case 18” (do tej pory w tej zaburzonej chronologii najwyższym numerem było 13), więc kto wie, może szykuje się tu dwusezonówka?
Re: 7/10
Re: 7/10
O Netflixie można by długo pisać. Ja nie mam najlepszych przeczuć ze względu na to, że ma większe tendencje do sterowania widzami niż do współpracy z nimi. No ale zobaczymy – to sprawa długofalowa i zanim poznamy efekty, na pewno coś ładnego zostanie ufundowane, więc anime jako takie nie straci.
A rosół… easy to learn, difficult to master.
Re: Recenzje tanuki
Arrivederci Vaticano
Ja wysiadam. Mógłbym zostać i trochę się pośmiać, bo przy czwartym odcinku pozostało już tylko to, ale naśmiewanie się z czyjegoś upośledzenia jest co najmniej niegrzeczne.
7/10
Tu wchodzi Kimi no Na wa. To film inny niż poprzednie, bo skrojony na miarę możliwości Shinkaia jako scenarzysty i pod wieloma względami skazany na powodzenie. Autor dobrze zdawał sobie z tego sprawę, zdawali sobie sprawę również producenci, bo, nie oszukujmy się, znaczną część komercyjnego sukcesu film zawdzięcza odpowiedniej akcji reklamowej. Tak powstał tytuł wzorcowy, bo nie silący się na jakiekolwiek odstępstwa i rewolucje. W centrum wydarzeń jest para nastolatków w wieku doskonałym dla pozyskania jak najszerszej widowni, tematyka obraca się wokół uwielbianego przez Japończyków losu i przeznaczenia, ale też bliskich Japonii katastrof naturalnych; jest po trochu wszystkiego i im dłużej się przyglądam, tym mocniej utwierdzam się w spostrzeżeniu, że to przekrój przez istotę anime jako japońskiej animacji. Japońskiej.
Animacji. Bo strona graficzna filmu jest absolutnie zapierająca dech w piersiach. Nie ma co się tu rozpisywać, jest to po prostu absurdalnie dobre. Początkowo miałem obawy, że przegapię fabułę, wpatrując się w tła, i faktycznie tak się stało, ale ostatecznie „jakoś to zadziałało” – obudziłem się akurat wtedy, kiedy Taki obudził się w ciele Mitsuhy. Wątpię, żeby to był zamierzony efekt, ale na pewno zrobił wrażenie.
Problem jest tylko jeden: to film bardzo zamknięty. Nie sprawia widzowi trudności i przyciąga przed ekran, ale nigdzie nie wychodzi poza swoje ramy, bo łapanie szerszego kontekstu odbywa się praktycznie podświadomie, a dominującym wrażeniem po seansie jest płytkie „podobało mi się”. To sprawia, że anime nie może zostać nazwane pełnoprawnym dziełem kultury, a jego rola sprowadza się do używki. Taki jest wynik posiadania twórcy‑kastrata, który może i śpiewa ładniej i ciekawiej od innych, ale niczego specjalnego nie spłodzi. Jeśli spojrzeć na to nieco szerzej, można jednak stwierdzić, że film sam w sobie jest nieistotny; wystarczy wydźwięk, który przynosi. To odważne przedsięwzięcie produkcyjne, po raz kolejny i jeszcze mocniej pokazujące, że anime to nie tylko bajki dla dzieci i nisza otaku. Należy spodziewać się, że tak jak kiedyś Akira i Mononoke Hime, Kimi no Na wa przetrze nowe szlaki i przyczyni się do ewolucji anime jako medium.
A co w końcu z tym konkretnym tytułem? Wyszedł, udał się, tak jak może udać się rosół. Dobra robota.
Re: odcinek 2
Re: Code Geas przez Valvrave
Re: >franczyza
odcinek 2
dokładnie tak to musiało wyglądać! xD