x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Podkreślę jeszcze raz, że mieszanie, o którym piszę, dotyczy formy przedstawiania, a nie wątków. Wielowątkowość sama w sobie nie jest w tym przypadku zła, chociaż może być powiązana z problemem, bo wcześniej fabuła była bardziej liniowa i być może dlatego nie uciekała się do takich rozwiązań. Generalnie chodzi o to, że bezsensowne przeskoki typu „12 godzin wcześniej” niczego nie wnoszą, a plączą seans – obyłoby się bez nich, chociaż pewnie twórcy musieliby się bardziej wysilić. W pierwszym sezonie tego nie było, a jeśli było (nie ufam tak swojej pamięci), to było tego mniej i nie narzucało się. To właśnie zmiana, o której piszę, i trudno jest tu stwierdzić, że w tej materii nastąpiło płynne przejście między sezonami.
Post przeczytałem, a tamto pytanie było zadane z ciekawości opinii, a nie z potrzeby wyjaśnienia sobie sytuacji. Więc tak, zdanie mam wciąż takie, jak opisałem niżej.
Przynależność gatunkowa powinna być definiowana dość wcześnie w serii. Jeśli faktycznie jest, jak piszesz, i anime zmienia swoje oblicze tak późno, to dla niego nie za dobrze, bo mnóstwo ludzi poczuje się oszukanych.
Czy lepiej jest zachęcać niż zniechęcać, to temat na dyskusję filozoficzną, której raczej nie spotka dobry los w komentarzach pod SnK. Napomknę tylko, że etyczny kompromis wybrany w medycynie to primum non nocere. A tym, co pisałem wyżej, chciałem zwrócić uwagę na dwojakość podejścia do sprawy, która sprawia, że takie sformułowania są merytorycznie na poziomie „nie garb się”.
Re: xd
Inną sprawą jest, że pakowanie SnK w gatunek anime opartych na tajemnicy nie ma dobrych podstaw i przy okazji nie jest zbyt fortunne dla serii, bo na tym froncie wypada ona dość słabo (gorzej tylko przy osobistych dramatach postaci). Przede wszystkim te układanki, o których piszesz, słabo się mają do pierwszego sezonu, a kontynuacja dokleja się do niego bez żadnych wprowadzeń, więc całościowy obraz nie może tak wyglądać. Prawdą jest, że drugi sezon coś próbuje mieszać w formie przedstawiania historii, ale wnioski, że to w rzeczywistości było od początku planowane w takim zmieniającym się układzie, są zbyt daleko idące ze względu na brak przesłanek. Z kolei SnK jako tajemnica ma problemy po pierwsze z tym, o czym piszę wyżej, czyli niepotrzebnym pogmatwaniem przedstawiania wątków. Po drugie, o czym pisałem w zeszłym tygodniu, nie szanuje kart, które odkrywa (w tym przypadku jednej, najważniejszej). Po trzecie, dużo lepiej sprawdza się na innych frontach: jako dramat pseudowojenny, dobrze pokazujący śmierć i realia wojny, jako thriller trzymający w napięciu we właściwych chwilach dzięki odpowiedniej reżyserii scen, czy nawet jako steampunk – przyciągający uwagę do szczegółowo wykreowanego uniwersum. Naprawdę, rozpatrywanie SnK jako serii z zagadkami nie jest dobrym krokiem, chyba że chce się ją ponad wszystko pognębić, ale to raczej nie jest Twoim celem.
Fanów zaczynających seans od drugiego sezonu? A poza tym ileż to osób gdzie indziej swoimi bezkrytycznymi zachwytami zachęca być może potencjalnych nie‑fanów do obejrzenia czegoś, co im się nie spodoba…
odcinek 7 (32)
Obecnie główne zmartwienie to że konkluzja sezonu (czyli dowiązanie obecnie eksploatowanego wątku do tematu owłosionego tytana) prawdopodobnie okaże się nagła i wymuszona, bo inaczej na obecnym etapie już trzeba by pokazać jej cień, a nic takiego nie uczyniono (ostatnia szansa w kolejnym odcinku). No chyba, że dowalą ze cztery retrospekcje, żeby „załatwiło się samo”, ale mam nadzieję, że nie.
Re: Schodzi jak bułki francuskie
Na sprzedaży płyt anime zarabiają głównie… producenci płyt. Dziurka od klucza w postaci rankingów BD/DVD jest fajna, bo to, co się przez nią udaje zobaczyć, widać jak na dłoni, ale to się nie przekłada 1:1 na sprawy kolejnych sezonów itp. A przy serii tego rodzaju – niemal wcale. Granblue najpewniej będzie miało kontynuację (obstawiałbym prędzej film niż drugi sezon telewizyjny), ale pisałbym z tą samą pewnością przy sprzedaży 3‑4 razy mniejszej, w obu przypadkach bez zerkania na samo anime.
Re: Schodzi jak bułki francuskie
Re: odcinek 6 (31)
Nie da się bronić anime, pisząc, że nie można na nie patrzeć z punktu widzenia widza. To jest po pierwsze seria do oglądania, a dopiero po drugie jakaś historia dla samej siebie. A nawet w kontekście wewnętrznym serii ta informacja jest tak samo istotna jak dla widza albo nawet bardziej. Rzucenie jej „ot tak” jest bardzo trudne do umotywowania, nawet pomijając sposób prezentacji. (Ale to się jeszcze da naprawić.)
A przy okazji Twoje stawianie się na pozycji Reinera i argumentacja z takiej strony przestaje być sensowna w momencie, w którym zaczyna się dialog po retrospekcji. Jest kompletnie niezrozumiały w ujęciu tamtej sytuacji i uczuć bohaterów, nie mówiąc już o tym, że w żadnym razie nie prowadzi do konkluzji, którą ostatecznie pokazano.
Re: odcinek 6 (31)
Re: odcinek 6 (31)
Od każdej serii wymagam spójności w ramach, które sobie narzuca, a tu właśnie ta spójność została zniszczona. Ponieważ, jak wspomniałem, dało się to bez problemu zrobić inaczej, taki chwyt można odebrać tylko i wyłącznie jako pójście na łatwiznę lub nagłą chęć zrobienia (nietrafionego) eksperymentu.
Ale ta kwestia jest tylko wstępem do pasma nieudanej prezentacji wydarzeń w 6 odcinku…
Re: odcinek 6 (31)
Fakt, że musiałeś tę scenę przewinąć, świadczy właśnie o tym, że była źle zrobiona. To nie jest tytuł, który sobie eksperymentuje z formami przekazywania widzowi informacji, więc takie coś było nieoczekiwane, niepotrzebne, a w przypadku informacji tak istotnej – fatalne. I nie, gubienie widza w żadnym razie nie świadczy o geniuszu; jest dokładnie przeciwnie.
Re: odcinek 6 (31)
odcinek 6 (31)
Głównie dlatego, że to pierwsza produkcja chińska (wyjąwszy projekty filmowe i serie dla dzieci), która jest faktycznie dobra. Być może stało się tak dlatego, że to pierwsza produkcja chińska, której w ogóle dano szansę być dobrą – jest przemyślana, ma standardowe, 25‑minutowe odcinki i nie oszczędza zbytnio na wykonaniu. Przede wszystkim jednak jest to anime wykonane z rzadko spotykaną pasją, której zwykle brakuje w japońskich produkcjach, a zauważa się to dopiero przy porównaniu.
Seria porusza powoli tracący już na popularności (po boomie sprzed paru lat) temat gier MMORPG. Podchodzi jednak do tego ze strony nowatorskiej (prowokuję tutaj, żeby wskazać mi podobny tytuł w razie czego). Nie ma przeniesienia do świata gry, główny bohater nie jest nastolatkiem i widać implementację 1:1 motywów i smaczków zakorzenionych w grach oraz związanym z nimi community. Jest więc dwudziestokilkuletni profesjonalny gracz Glory (bardzo popularne MMO z modułem turniejowym, skomercjonalizowane na najwyższym poziomie gamingowym), który dzięki swoim osiągnięciom dorobił się przydomka „Bóg”, ale z pewnych powodów musiał zakończyć karierę i postanawia zacząć wszystko od nowa. Jego główną siłą jest to, że przez 10 lat ciągłego grania zjadł na Glory zęby i jako dobry strateg potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji oraz wykorzystać potencjał innych graczy w drużynie. Całość ma miejsce w światku, w którym ludzie nie rozmawiają o niczym innym niż tylko o grze. Autentycznie nie ma tu w zasadzie wątków pobocznych. Bohater znajduje pracę w kafejce gamingowej (w Chinach mają takie rzeczy) i w dzień tam śpi, a w nocy gra. Inne postacie (w tym urocze panny, które chcąc nie chcąc, gromadzą się wokół protagonisty; ale przynajmniej coś potrafią poza byciem uroczymi) również konwersują wyłącznie o wynikach ostatnich turniejów, nowych serwerach, swoich wirtualnych przygodach. To może być przerażająca wizja, ale jeśli komuś miałoby to przeszkadzać w seansie, niech sobie na to spojrzy jak na pewnego rodzaju fantastykę. Najistotniejsze jednak, że wszystkie te rzeczy układają się dość logicznie i mają odzwierciedlenie w prawdziwych grach tego typu.
Sama gra nosi znamiona miszmaszu kulturowego po chińsku. Ot, w MMO możemy spotkać rycerzy, kleryków i łuczników, ale również snajperów, ludzi z ręcznymi minigunami oraz kolesia walczącego z pomocą metalowych pazurów i cegieł (sic). Główny bohater też posługuje się niecodzienną hybrydą – wojennym parasolem, który może transformować we włócznię i ma funkcję strzelania z sześciolufowego działka. Cóż, przynajmniej mogę napisać, że nigdy czegoś takiego nie widziałem…
Ale ciekawa jest jeszcze kwestia grafiki. Postacie wprawdzie nie przenoszą się do gry, a siedzą przy komputerach, ale wydarzenia w grze przedstawiane są „od wewnątrz”, jakby faktycznie były swoimi awatarami. Bardzo umiejętnie miesza się tradycyjną animację z efektami 3D – te mają dobrze znaną formę postaci z dalekiego tła, ale co rzadziej spotykane, również nieruchomych obiektów otoczenia. Animacja potrafi zrobić dobre wrażenie i to pomimo tego, że pojawia się recykling pewnych sekwencji. Łatwo to jednak wybaczyć, kiedy uświadomi się sobie, że przedstawiane są zaprogramowane ataki, mające swoje nazwy i chcąc nie chcąc wyglądające tak samo. Warto też wspomnieć o openingu i endingu, które zdecydowanie się różnią od utworów j‑popowych wokalistek. Podobnie zresztą projekty postaci wydają się bardziej dorosłe i odbiegają od kanonu piękna typowego dla anime. Wprawdzie na realizm nie ma co liczyć, bo wszyscy są młodzi, szczupli i bez skazy, ale chyba ten styl odpowiada mi bardziej niż typowy japoński.
Zdecydowanie warto dać szansę, a ja czekam niecierpliwie na kolejne odcinki i jestem ciekawy, co z tego wyniknie – zarówno co się stanie z serią, jak i z chińskimi anime, które po paru nieszczęśliwych przypadkach zacząłem już z góry skreślać.
5/10
Pięć dziewcząt zakłada szkolny zespół. Jest całkiem realistycznie, bywają momenty ciekawsze, drobne konflikty, postacie są trochę sympatyczne. Sęk w tym, że wszystkiego jest właśnie równo odrobinę i nic więcej. Nie istnieje coś takiego jak „siła tej serii”, o której można by pisać i która stanowiłaby podstawę do polecenia tego komukolwiek. Ot, krótka historia szkolnego girlsbandu, która mogła mieć miejsce w liceum za rogiem. Owszem, to może być ciekawe, ale na takiej zasadzie, jak ciekawa może być opowieść znajomego o tym, co dokładnie robił wczoraj w pracy, i nie ma nic wspólnego z powodami, dla których zwykle sięga się po jakiś serial. Jeśli ktoś jednak jest świadomy, co tu zastanie, i chce to obejrzeć tak czy siak, droga wolna – jak wspomniałem, w zasadzie jest to anime bez wad.
3 odcinek
Po pierwsze, wejście nowej postaci na samym początku było fatalne. Drugi odcinek zakończył się w sercu wydarzeń, a tu absolutnie wszystko postanowiono rozwiązać jeszcze przed openingiem, w minutę trzydzieści. Cieniutkie ujęcia, zrobione tak, że nie wiadomo do końca, co się dzieje (ale za to pewnie były proste do narysowania), jakiś dźwięk motoru wydobywający się z konia i generalny chaos. A to chyba postać z openingu, czyli chyba istotna dla serii. Klapa.
Po drugie, co już zostało niżej napisane, pół miasta rozwalone, nikt się nie przejmuje. Idą sobie do rodzinnej restauracji w tych samych ciuszkach i się naradzają. Okej, mogę wybaczyć, bo jakoś łapie się w konwencję gatunku.
Po trzecie, poważne niedopatrzenie w wewnętrznej logice serii. W jednej scenie są w stanie stwierdzić „ach, no tak, Ty nie wiesz, co się ma wydarzyć, bo jesteś z anime, a nie LN” i jednocześnie kombinować z dopisywaniem bohaterce nowych umiejętności przez autorów LN, by na końcu wcisnąć wytłumaczenie, że to musi mieć rozgłos wśród odbiorców, żeby dało jakiś efekt. Otóż nie – pierwszym naturalnym krokiem jest stwierdzenie, że to autorzy anime muszą zrobić animację, żeby był efekt. Tu wszyscy jednogłośnie zgadzają się na pomysł z rozgłosem tylko dlatego, że tak chce scenariusz, a nie dlatego, że myślą (a Meteora podobno potrafi wnioskować). Ponieważ wcześniej argumentują „ale Ty jesteś z anime”, ja tego kompletnie nie kupuję.
Ponieważ poza powyższymi odcinek w zasadzie był o niczym, całkiem skutecznie zmazuje to moje dobre wrażenie po dwóch poprzednich. Będę oglądał, ale zaczynam mieć poważne wątpliwości, bo seria nie radzi sobie już na poziomie pomysłu na siebie. Cóż, to scenariusz oryginalny, więc teoretycznie mogą się jeszcze w każdej chwili zreflektować…
3 odcinki, 3/10, drop
Re: Magiczne dziewczynki
Re: Super! To kiedy sezon 3 :)