x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Zakończenie
Re: Zakończenie
Owszem, rosyjskie nazwy mają polskie transkrypcje, jak również transkrypcje angielskie, czy japońskie. W przypadku słowa „Chaika” używam takiej formy, a nie „Czajki”, gdyż ta pierwsza wydaje mi się bardziej estetyczna, a nie poczuwam się do śmiesznego nawyku robienia amatorskich tłumaczeń wszystkich słów obcego pochodzenia. Uwagę uznaję za drobne czepialstwo i mam nadzieję, że wyjaśniłem swoje zapatrywanie na tę kwestię. :)
Zakończenie
kliknij: ukryte Jak dla mnie wszystko zostało poprowadzone w prosty, ale rozsądny sposób. Zamknięto najważniejsze wątki przydzielając im odpowiednio dużo czasu i nie zalano nas przy tym niepotrzebnym patosem i hiper‑epickością. Dla mnie to punktuje w kwestii realizmu, bo taki obrót spraw wydaje się bardziej prawdopodobny niż wznoszenie finałowej potyczki na poziom prawie boski. Udało się powiązać zakończenie z konsekwencjami wcześniejszych wydarzeń, pogłębić motywy antagonistów, zastosować ładne, klasyczne „happy‑endowe wspomnienia” i to wszystko w jednym odcinku bez szczególnego przyspieszania tempa. Wręcz niebywałe.
Zupełnie nie spodziewałem się, że wyjdzie to tak dobrze. Myślałem raczej, że historia zostanie zadowalająco zamknięta, ale lekko na siłę, z drobnymi potknięciami, jak to Chaika miała w zwyczaju robić do tej pory. Jednak po obejrzenia odcinka 10, zakończenie uznaję za trzeci największy plus Hitsugi no Chaika – po pomyśle na uniwersum i kreacji (większości) antagonistów. Przez to też (choć nie tylko przez to) ostatecznie drugi sezon oceniam lepiej od pierwszego.
Re: Piosenka
Re: Akatsuki
Wolę, gdy głównym czasem coś nie wyjdzie, niż gdy mają na siłę „założony” plot armour – wychodzi bądź co bądź bardziej realistycznie.
...
Po pierwsze, recenzent był może nie tyle niekompetentny, co niestaranny kwitując cały soundtrack serii „najprościej mówiąc kiepski dubstep”. Po szybkim przesłuchaniu znalazłem tylko 4 utwory z elementami gatunku dubstep. Czy kiepski czy nie, odłożę na bok, bo nie chcę tego rozstrzygać. Natomiast przy kilkudziesięciu utworach, 4 to dość słaba miara całości. No chyba, że wg piszącego cała elektronika podpada pod kategorię dubstepu – wtedy jednak muszę zarzucić niekompetencję. OST filmu Paprika też można by tak sklasyfikować stosując podobne rozumowanie. Muszę oddać, że rzeczone utwory w Mahouce były dość często pojawiającymi się motywami, ale zdecydowanie nie zdominowały reszty elektroniki, jak również muzyki filmowej i wpływu innych gatunków.
Po drugie, zastanawia mnie ogólna krytyka OP/ED. Szczególnie pierwszy OP jest wykonywany przez tę samą artystkę, jak również podobnie skomponowany do openingu SAO, który to według tego samego recenzenta „miał w sobie to coś, co sprawiało, że słuchało się go z przyjemnością”. Przyznam, że SAO miało może bardziej chwytliwy wokal, ale ścieżka rytmiczna zdecydowanie lepiej prezentowała się w Mahouce. Pod innymi względami wypadły niemal identycznie, wiec nie wiem, skąd ta nagła zmiana opinii.
Biorąc te dwie kwestie razem, dochodzę do wniosku, że wystawienie oceny w kategorii „muzyka” robione było nieco przymusowo, a na pewno nierzetelnie. Muzyka była zdecydowanie najbardziej dopracowaną stroną tego anime. Możliwe jednak, że po wspomnianych kilku głębszych miły szum w uszach zakłócał doznania dźwiękowe recenzenta i stąd wynikła cała sytuacja.
Do reszty w zasadzie nie mam zastrzeżeń (może też nie do końca rozumiem, dlaczego postaci oceniono lepiej niż fabułę, podczas gdy większość krytyki spadała na postaci właśnie), bo mogę w pełni zgodzić się z przedstawionym punktem widzenia, choć mam o Mahouce nieco lepszą opinię. Nawet będąc świadomym wszechmocy TaSTUyi, idąc za pewnym przykładem „zignorowałem tę część jego charakteru i cieszyłem się wariactwami, jakie wyprawiał na ekranie”. W tym wypadku były to wariactwa polityczno‑wojenne.
(Odnosząc się do recenzenta miałem na myśli podmiot wypowiadający się w recenzjach tej oraz SAO. Proszę nie odbierać tego osobiście, chyba, że użytkownik chce być mocno utożsamiany ze swoimi recenzjami.)
Re: Japońskie anioły nie mają płci?
Skoro autorzy nie wykładają nam tego wyraźnie, wydaje mi się, że nie ma sensu ograniczać się do takiego czarno‑białego podziału stosującego się do ludzi, szczególnie, że anioły przedstawione w anime wydają się funkcjonować inaczej niż ludzie. Wyglądają jak wyglądają i to jest fakt. Mogą mieć seiyuu męskich i żeńskich, to też fakt. Natomiast nawet zestawienie tego o niczym nie świadczy, bo w takim a takim systemie fantasy anioły mogą być bezpłciowe albo posiadać więcej niż 2 płci. I chyba Japonia sama w sobie ma tu małe znaczenie, bo przedstawionemu światu bliżej do fantastyki zachodniej.
Re: Odc. 4
Również bardzo mi się podoba czerpanie garściami z fantasy wszelakiego, a także (co widać szczególnie w dzisiejszym odcinku) umiejętne manewrowanie bohaterami i zdarzeniami, tak, że cały czas coś się dzieje na ekranie, postaci mają możliwość prezentowania się z różnych stron, a nie jest to jakoś wymuszone. Jeśli jeszcze doda się do tego specyfikę bohaterów i komizm, to miejscami wychodzi taki „Snatch” na miarę anime.
Re: ocena
Re: Odc. 12
P.S. Bardzo polecam obydwa filmy, bo to zdecydowanie najwyższa kinowa półka. Stare, bo stare, ale fabularnie cudowne.
Re: wat.
Co do tego, czym mógłby być… jest to kliknij: ukryte pewnego rodzaju alternatywa pierwszego odcinka, więc mogłoby też tak być od początku i, nie powiem, z rozpoczęciem serii tego oczekiwałem.
Re: Dialog z historią
Re: wat.
A te pytania (i jeszcze wiele innych) chyba nie mają odpowiedzi i nie oczekiwałbym jej w ostatnim epku. Glasslip to bardzo delikatnie i wdzięcznie przedstawiony bałagan.
Dialog z historią
Główny bohater z początku może wydawać się denerwujący, co jest dość zrozumiałe. „Zwykły”, niczym nie wyróżniający się, prostacki ignorant. Po rozwinięciu postaci (przez pierwsze kilka epków trzeba przebrnąć z motywacją) widać jednak, że nie działa to tak, jak wygląda. Owszem, podejście bohatera jest prostackie, ale czasem prowadzi do świetnych efektów. Dodatkowo, choć nie jest to eksponowane, gdzieś przewija się pewien geniusz w działaniach chłopaka. Od geniuszu do szaleństwa jest niedaleka droga i potwierdzał to prawdziwy Nobunaga znany z historii oraz legend. Dlatego też w tym przypadku właściwa postać jest na właściwym miejscu.
Ostatnia kwestia to grafika. Tytuł dzielnie podjął się walki ze złą opinią na temat techniki rotoskopowej i… jak dla mnie odniósł na tym polu mały sukces. Nie jest to do końca to, czego mogłoby się oczekiwać (a już na pewno nie szczyt możliwości), ale miejscami bywa bardzo ładnie i widać ogromny potencjał w stosowanych ujęciach. Wystarczy poczekać na kolejnego odważnego reżysera, który podejmie się ujarzmienia rotoskopu i wyciśnięcia z niego każdej kropli. Tym razem przy wysokim budżecie i dobrym pomyśle.
?
Zacznę od tego, że nigdy nie powinien znaleźć się on tu pod nazwą recenzji. Zwyczajnie nie spełnia jej funkcji. Informacje o tytule są, choć nieliczne i chaotycznie rozrzucone. Zdecydowanie nie wystarczą one osobie, która nie miała okazji obejrzeć sezonu pierwszego. Analiza jest, nawet trzeba przyznać – dogłębna i używająca tytułu do przestawienia wzorców kulturowych – ale prawie bezużyteczna dla kogoś, kto chciałby sie dowiedzieć „czym to się je” i (przede wszystkim!) czy różni się to jakoś od prequela. Ocena też gdzieś niewyraźnie się przewija, ale wyciągnięcie z niej wniosków wymagałoby wysiłku równego z tym, który autor włożył w analizę tytułu. Podsumowując: jako recenzja tekst nie ma zastosowania. W języku polskim brakuje mi na to określenia, ale angielskie „white elephant” chyba najlepiej odwzorowuje moje odczucia na ten temat.
Natomiast tekst sam w sobie zły nie jest, bo zwraca uwagę na parę ciekawych kwestii. Część z nich zauważyłem podczas seansu i teraz mogłem się utwierdzić w ich interpretacji, na część po raz pierwszy została mi zwrócona uwaga podczas czytania, co zapewne pomoże mi w pełniejszym odbiorze Mushishi. Gdybym przeczytał to opracowanie chociażby na czymś blogu, pewnie byłbym zadowolony. Przynajmniej z jego warstwy treściowej.
Bo niestety forma nie jest zadowalająca. Całość sprawia wrażenie bełkotu naukowego (albo pseudonaukowego, ale nie widzę w tekście typowych sprzeczności i przyznam, że najprawdopodobniej nie posiadam wiedzy wystarczającej, żeby je stwierdzić :P). Autor wydaje się posiadać rozległą wiedzę, jak również zapał potrzebny do zebrania informacji, przeanalizowania ich w kontekście tytułu i sklecenia tego wszystkiego w ciągłą formę, ale najwyraźniej zapomina o dwóch dość istotnych rzeczach: zastosowaniukoncepcji znanej pod nazwą brzytwy Ockhama i zastanowieniu się nad grupą docelową odbiorców tego tekstu. Słuszności pierwszego wyjaśniać nie będę, a odnośnie do drugiego: ani osoby chcące się dowiedzieć czegoś o tytule (łącznie z tym, czy jest dobry oraz czy warto oglądać), ani takie, które chciałyby wspomnieć tytuł, czy też porównać ocenę ze swoją, nie bedą zadowolone z „recenzji”. Celuje ona tylko w wąską grupę osób szukających ciekawostki na temat tytułu, który widziały.
Tak jak to wygląda obecnie, mogę odczytywać tylko jako żart, swego rodzaju sabotaż (?), a w najgorszym wypadku popis autora. Przerost formy nad treścią (nie umniejszając tu Mushishi, ale poziom złożoności serii i złożoności tekstu, o którym mowa, dzieli przepaść) bywa zabawny, a nawet spektakularny, ale lepszym polem byłby esej na temat cukierniczki, niż recenzja anime. Nie wiem, jak to wyglada z korektą recenzji, ale redakcji radzę się zastanowić, czy chce zamieszczać każdy tekst, czy tylko te, które mają realne zastosowanie. Autorowi natomiast doradzam ponownie obejrzeć Mushishi i zobaczyć, jak złożone kwestie można przedstawić w prosty oraz subtelny sposób – nic tylko uczyś się od twórców wspomnianego anime.
Wypominanie tego jako zasadniczej wady i powodu to porzucenia anime… To trochę tak, jakby ktoś stwierdził, że Madoka Magica jest złe bo występują tam mahou shoujo („ileż można?”) albo że zarys haremu, który można dostrzec już w pierwszych odcinkach Higurashi, kompletnie skreśla tę serię.
Tylko dla fanów gatunku
Po nadziejach (niewielkich, ale zawsze) pokładanych w tym tytule prawie nic nie pozostało. Wychodzi na to, że zawiłość i oryginalność „zagadki” stawia sie tutaj nad realizmem, a czasem nawet zdrowym rozsądkiem. Wprawdzie bywają lepsze i gorsze arci, ale wynikowo większa część stanowi przecudowane historie dążące tylko do tego, by główny bohater w decydującym momencie poskładał wszystkie poszlaki, zebrał podejrzanych i zamieszanych w sprawę (pozostałych przy życiu) i wszystko im wyjaśnił. Wszystko oczywiście w imię dziadka‑detektywa. :P
Na domiar złego prawie żadnej zagadki nie da się rozwiązać „przed” Kindaichim, gdyż nie wszystkie wskazówki są pokazywane widzowi. Tak więc z interaktywnej zabawy w detektywa również nici.
No i zostaje sam szkielet niniejszego tytułu, czyli całkiem sympatyczni (choć dość naiwnie wykreowani) bohaterowie z pierwowzoru (nota bene niedostępnego w całości ani po polsku ani po angielsku), kilka historii zbrodni, które momentami potrafią zaciekawić i… w zasadzie tyle.
Jeśli ktoś gustuje w zagadkach kryminalnych nie bedzie wniebowzięty, ale powinno mu się podobać. Dla całej reszty tytuł nie ma do zaoferowania więcej niż pierwsza lepsza produkcja średniej klasy.
A jeśli już przyrównuje się obydwa tytuły, to pomijając humor – część okruszkowo‑romatyczna w Gekkan Shoujo wypada całkiem nieźle, choć arcydziełem nie jest; natomiast Barakamon na polu okruchów życia w wiejskiej tematyce radzi sobie dosć słabo (choć trzeba przyznać, że Gin no Saji mocno podwyższylo poprzeczkę kategorii).
A skoro już była mowa o komediach sezonu – nie należy zapominać o Sabagebu, które wprawdzie w mojej opinii ustępuje Nozakiemu, ale też ma coś do powiedzenia w rankingu. :D
Świetna recenzja
Przyznam, że o niniejszym serwisie mam niezbyt pochlebną opinię ze względu na niewłaściwe według mnie podejście do meritum i obiektywizmu w recenzjach, ale co skażę stronę na straty, to zostaję zaskoczony tekstem podobnym do tego. Tutejsza redakcja powinna brać stąd przykład, ale to chyba nie czas i miejsce na dalsze wywody. Powtarzam więc: dobra robota.
P.S. Do tytułu anime sezonu Chaika raczej nie pretendowała. Skutecznie uniemożliwiały jej to drugi sezon Mushishi oraz Ping Pong (choć ten drugi z nieco późniejszym „startem”). Za to w 3 miejsce podium już jak najbardziej – przynajmniej z początku. :P
Nie twierdzę, że nie ogląda się dobrze, bo oprawa audiowizualna w postaci nieźle wkomponowanego CG, ładnej reszty grafiki (choć oszczędzającej m.in. na nieruchomych tłach: scena z tłumem ludzi) i soundtracku sprawia, że można się wciagnąć czystą pryjemnością dla zmysłów. Przynajmniej tak długo, jak będzie się patrzeć przez palce na poczynania głównego bohatera, antagonistów i zarys fabularny „grupa nastolatków ratuje świat mechami”.
Nie mieliśmy w tym roku poważnej, a jednocześnie nie wymagającej zbyt wiele od widza akcji i przez to Aldnoah zajmuje tę niszę, ale pytanie, czy ktoś będzie o nim pamiętał za rok jako reprezetancie tego okresu?
Droga w dół
Tymczasem Yami Shibai 2 wydaje się skupiać na elemencie miejskich legend zamiast horroru. Nie jest to dobrym posunięciem, bo gdy takie wydumane historie wychodzą na pierwszy plan, robi się nudnawo. No bo kto by chciał tylko słuchać o nawiedzonej kserokopiarce? xD
Widać jakiś postęp w grafice. W dalszym ciągu jest ona oszczędna i koncepcyjna, ale wydaje mi się, że poprawiono szczegółowość i zróżnicowanie otoczenia. Obwoźny teatrzyk świetnej klasy.
Niemniej, jeśli wciąż nawet nie będą starali się straszyć (co w czterech minutach jest niełatwe, ale wcześniej wywiązywali się z tego świetnie), to nie będę miał dobrego zdania o całości. Muszą przebić przynajmniej przerażający jazgot Miku w endingu.
Z górki czy pod górkę?
Chłopak (główny bohater?) niefortunnie nie ma w sobie nic sympatycznego, chociaż widać próby rozwoju tej postaci. Panny natomiast wykreowane są ciekawie w konwencji, której wydaje się trzymać to anime, czyli rywalizacji między przedmiotami ścisłymi, humanistycznymi i sportem. O ile na początku ruszyli z pomysłem udzielania porad życiowych trzymając się swojej dziedziny, teraz odnoszę wrażenie, że zaczyna się to robić lekko wymuszone, a nawet schodzi na dalszy plan. Brakuje drobnej błyskotliwości i przemyślenia – bardzo niewiele, a seans byłby przyjemniejszy.
Wkradają się elementy pseudoromansu i ecchi kradną ceczas antenowy i zmuszające do zabegów, które raz byłyby zabawne, ale na dłuższa metę męczą, m.in. przyspieszania wypoiedzi przy czytaniu listów z prośbami o poradę. No chyba, że to rozpaczliwe próby ukrycia braku pomysłów na nowe gagi, ale jestem (wciąż) dobrej myśli.
Niemniej ogląda się przyjemnie i choć Jinsei nie wnosi takiej świeżości do gatunku, jak Locodol do idolek, to da się dopatrzeć pozytywów, głównie w sposobie rozumowania opartym tylko i wyłącznie na jednej dziedzinie i wyolbrzymieniach z tym związanych. :)
Dodam jedynie, że jako osoba poczuwająca się do przedmiotów ścisłych jestem lekko zawiedziony swoim „reprezentantem”, gdyż postać tę kreują na żyjącą maszynę rzucającą pseudointeligentnymi tekstami na poziomie gimnazjalisty z jakimś szczególnym chuunibyou. xD No ale nic; wybaczam jeśli jest śmiesznie.