x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: nieładnie recenzencie
Ta insynuacja idzie zbyt daleko i zdecydowanie nie wskazuje moich intencji. Przykro mi, że tak skrajnie to odczytujesz.
Co do samego rzekomego spoilera, mogę się przyznać tylko do tego, że nie rozważałem punktu widzenia, w którym ta informacja psułaby w jakiś sposób seans – zwyczajnie dla mnie od samego początku było oczywiste, jak się mają sprawy i nie widziałem miejsca dla niczego innego. Po otrzymaniu odzewu podtrzymuję swój pogląd i dlatego nie uznaję tego za błąd. Możliwe, że nie jest to podane widzowi bezpośrednio, ale naprawdę jak dla mnie nie istnieje inne rozwiązanie sytuacji z początku anime. Już tag „realizm” stojący w informacjach o tytule ma identyczny wpływ na wyjaśnianie fabuły. Rozumiem jednak, skąd mógł się wziąć taki pogląd. Mianowicie, później w filmie pojawia się scena, w której kliknij: ukryte Jun uświadamia sobie prawdę. Sęk jednak w tym, że jest to scena nacechowana czysto emocjonalnie, nie będąca wyjaśnieniem fabuły. Innymi słowy z perspektywy widza jest to rozwiązanie konfliktu, ale nie rozwiązanie zagadki, gdyż tej drugiej nie ma w anime.
Jeśli problem jest nieco innej natury, niż to, jak zrozumiałem Twoją wypowiedź, proszę o rozwinięcie.
Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli odniosę się do reszty komentarza – nie chcę tu na siłę wciskać swoich racji, ale nie odmówię sobie możliwości dyskusji o czymś, co przeanalizowałem trochę dokładniej niż zwykle.
Nie pisałem w tekście o relacjach między postaciami, ale o ostatecznym rozwiązaniu wątków romantycznych. Waga fabularna tego jest niewielka, bo nie wzbogaca ani nie rozwija poprzednich wydarzeń (w zasadzie do momentu rozstrzygnięcia każda opcja wchodziła w grę), a kontemplacji tego rozwiązania nie poświęcono dużo czasu. (Czas antenowy jest chyba najbardziej sprawiedliwą miarą wagi fabularnej – w końcu to jedyna uniwersalna „waluta”, jaką dysponują filmy i seriale.)
Przy założeniu, że jest faktycznie tak, jak piszesz, pojawia się pewien problem. Realizm nie zawsze musi być pozytywny, bo koniec końców film przynależy do medium rozrywkowego i ważniejsze jest, żeby przedstawiana sytuacja była „ciekawa” i „ładna” niż „typowa”, „realistyczna”. W tym konkretnym przypadku Kokoro ga Sakebitagatterunda, przedstawiając wystawianie musicalu w taki sposób, samo postawiło nogę na terytorium tego gatunku. Występowi i przygotowanym piosenkom poświęcane jest sporo czasu, a do tego ukazuje się to w sposób artystyczny, a nie tylko fabularny. W takich okolicznościach widz ma prawo wymagać, żeby to, co zobaczy i czego posłucha było warte zobaczenia i posłuchania, a nie tylko hołdowało realizmowi. W innej koncepcji, ze skróconym występem i większym naciskiem na samą pracę nad tymże, nie zarzucałbym nic filmowi właśnie z powodu, o którym piszesz.
Mam jednak podstawy, by twierdzić, że anime nie miało być pod tym względem realistyczne. O jednej kwestii już wspomniałem, czyli o czasie trwania i artyzmie – w realistycznych założeniach ukazanie występu miałoby inny charakter już na poziomie tego, jak to zostało wyreżyserowane. Do tego, podchodząc do sprawy bardziej technicznie, trzeba zauważyć, że przy występie głosy śpiewających bohaterów nie były głosami ich seiyuu (dotyczy solistów, bo co do chóru nie jestem pewien). Oznacza to, że starano się postawić na wyższy poziom, niż występ licealistów, którym kazano śpiewać (to byłoby wiarygodniej zrealizowane przez aktorów wcielających się w postacie) – złamano realizm i sprawiono, że nie broni on przed potencjalnymi zarzutami w kierunku muzyki tytułu.
Ktoś stwierdził, że na pokazywaniu ludziom kuriozum, czyli ruchomych zdjęć, można zarobić. I, cholera, miał rację. Reszta jakoś sama wyszła.
Re: Nieoglądalne
Re: 7 odcinek
Nawiasem mówiąc, mnie zaskoczyła scena z kliknij: ukryte nurkowaniem, żeby sprawdzić uszkodzenia. Tam w tle się pojawiały jakieś butelki i… lalka. W pierwszej chwili myślałem, że to jakaś dziewczynka ze statku rejsowego, bo różnica między tym a typowymi w serii projektami postaci nie była duża. Do teraz zresztą tak czysto wizualnie nie jestem pewien…
Klimat to pojęcie kreowane w największym stopniu przez warstwę audiowizualną tytułu. Pytanie zadałem po 5 odcinkach i wówczas napisałbym, że jeśli faktycznie tak jest, to może nie być najlepsza droga dla tytułu. Na początku długo miałem problem, żeby „wejść” w uniwersum, a później nie najlepsze grafika i muzyka odrobinę mnie odciągały od „bycia” tam. Teraz, po sześciu, jestem przekonany, że to zła droga.
Nie należy też zapominać o drugim pod względem ważności elemencie w tej kwestii, czyli realizmie wewnętrznym. Dobra, klimatyczna seria wygląda tak, że pokazuje swoje uniwersum, mówi „to działa tak”, a potem pokazuje w praktyce. Kabaneri? Magia, magia, magia i „dokąd w zasadzie jedziemy?”
Konkluzja, do której dążę, jest taka, że przenosząc wagę serii z fabuły na klimat, wcale jej nie bronisz, ale wrzucasz w jeszcze gorsze bagno.
O tym, dokąd jadą, pisałem niżej i powiedzieli mi, że do jakiegoś sioguna. Ale… w zasadzie czemu by nie np. nad morze? Bardziej malowniczo i w ogóle.
Jeśli ta kwestia miałaby być istotna, to przy takim „poziomie intelektualnym” serii powinni przypominać o tym w każdym odcinku. I podkreślać, że to bardzo ważne.
„Przeciętne” to kategoria, do której powinno trafiać najwięcej anime i której należałoby się spodziewać z największym prawdopodobieństwem, wybierając tytuł losowo. Jeśli miałbym tam Musaigena, to chyba bym się kompletnie załamał ogólnym poziomem wszystkich anime.
Cóż, w opinii (bo widzę, że tu się o opinię rozchodzi, a nie o konkrety) uścisnąłbym recenzentowi rękę, z tym wyjątkiem, że nie rozumiem, co on takiego widział w zakończeniu. Oceny też się zgadzają, przy czym bez grafiki dałbym Musaigenowi oczko niżej.
Ocena serii w recenzji (i „cyferki” i opisany punkt widzenia) nie jest skrajna, więc nie rozumiem, skąd zarzut o przesadę. Obserwacje mnie nauczyły, że zwykle najbardziej wartościowe są recenzje z oceną 4‑6 (o ile ktoś ma skalę wyśrodkowaną w „5” – inaczej konieczne są poprawki), bo wykazują się najmniejszą tendencyjnością i niczego nie zamiatają pod dywan.
Re: odcinek 6
Re: odcinek 6
odcinek 6
Wielka szkoda, że nigdzie nie podają, kto odpowiada za konsultacje w sprawie fizyki pociągów. Jestem przekonany, że wcześniej ta osoba maczała palce w Rail Wars.
Past the breaking point
Teraz przed serią otwierają się dwie drogi. Pierwsza to utrzymanie choć połowy dotychczasowego poziomu, czym praktycznie ma już ustaloną opinię do samego końca, bo nie ma jak zmazać dobrego wrażenia siódmego odcinka. Może też zrobić coś podobnego pod koniec, w co wątpię – chociaż… teraz mnie zaskoczyła. Druga droga to nagły spadek jakości, przy którym udany epizod tylko wzmocni kontrast. Małe na to szanse, bo mangaka chyba wiedział i wie, w co gra, no ale szans się nie wyeliminuje.
Re: 90 sekund? Co to ma być... przecież 56 sekund starczy. Easy.
I tak jeszcze doprostuję: mangi SnK nie czytałem. O jakości tej adaptacji słyszałem bardzo różne rzeczy, natomiast i tak nigdy czegoś takiego nie oceniam.
Muzykę skomentuję tylko pobieżnie. W tym nieszczęsnym utartym porównaniu do SnK Kabaneri pod tym względem nie jest nawet w połowie tak dobre. Muszę z tego jedynie wyłączyć openingi obu serii, bo czasem kwestia mniejszego zła wymyka się mojemu rozumowaniu. Za to o openingu Kabaneri tak niezależnie mogę napisać, że Egoist zaczyna wpadać w syndrom Ali Project, czyli każdy ich nowy utwór to ta sama piosenka. Nie, nie podobna – ta sama.
A do grafiki mam ambiwalentny stosunek. Z jednej strony podoba mi się ogólny pomysł i wykonanie rysunków, przypominające produkcje robione jeszcze z użyciem celofanu. Z drugiej dochodzi tam do niedbałości i rysownicy sami chyba nie są przekonani, co chcą eksponować. Animacja, kiedy chce, potrafi poczarować efektownością, nawet naciąganą, przy czym zdarzają się wpadki, ale dla mnie słabo zauważalne. Natomiast z tą animacją zupełnie nie współgra reżyseria (ciężko mi dojść, czy już na poziomie storyboardu, czy „niżej”). Weźmy choćby akcję z czwartego odcinka. kliknij: ukryte Poskakali sobie po pociągach i to było ładne, a zaraz potem walka z przeciwnikiem, którego wcześniej przez parę ujęć kreowano jako trudnego, zakończyła się szamotaniną i jednym strzałem (jeśli mnie pamięć nie myli). Pomijam już tu kwestia odbicia się tego na realizmie fabuły w mikroskali, ale jawnie zmarnowano okazję na pokazanie czegoś więcej. Ktoś tu albo zupełnie nie wie, co robi, albo słabo ceni ekipę wykonawczą. Jest jeszcze jeden element, o którym chcę wspomnieć, tym razem na plus. Ładnie im wychodzą te zbliżenia, przechodzące z typowego ostrego konturu w efekt rozmycia, kojarzony raczej z tłami. Widzę w tym rozwiązaniu potencjał, a nowe techniki nie pojawiają się często (ostatnie co pamiętam, to różne rozwiązania MAPPA w Bahamucie i Garo). Z tym że ponownie, temu, co widać tutaj, daleko do czegoś, co nazwałbym odpowiednim wyeksponowaniem…
Re: 90 sekund? Co to ma być... przecież 56 sekund starczy. Easy.
Rolling Girls nie musisz mi tłumaczyć – recenzowałem to, do tego w bardzo podobnym tonie. :P A ocenowo mam SnK 2 oczka wyżej niż RG. Nie będę tu specjalnie podkreślał, że SnK ze względów audiowizulanych, bo przy RG też premiuję muzykę, choć nie na tyle, żeby podniosło ocenę. Natomiast RG jest póki co na równi z Kabaneri, fabularnie. Oczywiście każde w swojej kategorii, bo nie sposób bezpośrednio porównywać te serie.
Re: 90 sekund? Co to ma być... przecież 56 sekund starczy. Easy.
Re: 90 sekund? Co to ma być... przecież 56 sekund starczy. Easy.
Re: 90 sekund? Co to ma być... przecież 56 sekund starczy. Easy.
Re: 90 sekund? Co to ma być... przecież 56 sekund starczy. Easy.
Kwestię kamienia chyba poruszałem w swoim komentarzu pod serią ([link] ). Ogółem nie chce mi się w to brnąć, bo zaczynam się przy tym denerwować, jako że to chyba ulubiony argument ludzi, którzy chcą pokazać, że seria jest słaba. Potem akcja w ich słowach magicznie rozciąga się do prawie 5 odcinków (rzeczywisty czas trwania: półtora) i zupełnie ignorują kwestie istotne dla fabuły, które wtedy się rozstrzygnęły (motywacje głównych bohaterów, kliknij: ukryte świadomość i panowanie nad działaniami w formie tytana). Nie wiem, jak jest u Ciebie, ale nie chcę w to brnąć, choćby żeby nie zaklasyfikować Cię do wymienionej wyżej grupy przez podświadomą generalizację. Argumentów z gatunku zupełnie nie uznaję. I nie będę się silił na wyjaśnienie, z jakich przyczyn.
Próbę pokazania czegoś więcej stawiam wyżej niż realizację bazowego standardu.
Większość akapitu o Kabaneri mogę powtórzyć, zamieniając nazwy serii miejscami.
Re: So foolish, don't repeat the tragedy.
Re: 90 sekund? Co to ma być... przecież 56 sekund starczy. Easy.
Na szczęście mam obecnie ten komfort, że nie widziałem zbyt dawno, więc mogę coś przytoczyć. Jakbyś spytał za pół roku, pamiętałbym, za jakie elementy doceniłem serię, ale o przykłady tych elementów byłoby ciężko.
Jeśli chodzi o celowość realizacji, paralelizmy i kontrasty, na pierwszy plan wysunie się kilka rzeczy. kliknij: ukryte Jest kwestia postrzegania różnych korpusów wojska w trakcie szkolenia i później, już tak naprawdę. Niemal wszyscy mają prostą wizję: będą się starać iść do Kenpeidan, a jak nie wyjdzie, to Chuuton Heidan. O Chousa Heidan nawet nikt nie myśli. Teoretycznie większość osób ma jakąś chęć pomocy ogólnie rozumianej „sprawie ludzkiej” – wyjątki są dość wyraźnie eksponowane w toku fabuły. Potem jednak okazuje się, że chęci nie odbijają rzeczywistości – Policja jest najbardziej zepsutym korpusem, a Garnizon w większości zwyczajnie nic nie może i nic nie robi. Tylko Zwiadowcy dają ludzkości jakiś wymierny postęp, ale oczywiście ryzykują przy tym życiem. Podobny model, choć przedstawiony w mniejszym stopniu, dotyka warstw społecznych – czyli im wyżej, tym większe zepsucie. Inny przykład sytuacji widzianej z dwóch różnych perspektyw w dwóch miejscach serii to powrót Oddziałów Zwiadowczych do miasta. Ma to miejsce na początku, jeszcze przed uszkodzeniem muru i później, kiedy Eren jest jednym z wracających. Dochodzi do zderzenia wcześniejszej wyidealizowanej wizji tych Oddziałów z realiami i względem tych realiów rozpatrzenie tego, jak postrzegają to inni: odpowiednio tłum, który nie rozumie „jak tam jest” i uważa, że oddziały marnują dorobek ludzi, oraz dzieci, które darzą żołnierzy podziwem. Ostatnia z „dużych” kwestii, może najmniej chlubna, ale dla rzetelności warta wymienienia, to przemiana głównego bohatera. Wychodzi on z uwielbianego przez wszystkich „zabiję wszystkich tytanów”, które są absolutnie gołymi słowami i sprawiają wrażenie motywacji wyjętej znikąd, ale… tylko na początku. Potem Eren ma szanse zweryfikować ten pogląd i w efekcie tak naprawdę go zbudować – coś, co na początku było bezsensownie śmieszne, potem powoli nabiera faktycznego znaczenia. Może to trudne do zauważenia przy niezbyt dobrze napisanej postaci, ale z fabularnego punktu widzenia nie da się dojść do wniosku, że nic się nie zmieniło. Jest jeszcze kilka mniejszych kwestii na zasadzie idea‑realizacja‑kontemplacja, w stylu filozofii Levia, że nie należy rozważać decyzji już po jej podjęciu (dla ścisłości to filozofia sformułowana bodaj przez jakiegoś egzystencjalistę). Jest to przedstawione z realnymi efektami, a ze względu na dobre zagospodarowanie w kilku epizodach nie sprawia wrażenia „myśli odcinka”.
Jeśli chodzi o atmosferę i klimat, to wchodzimy na mniej ścisły grunt, więc przykłady będą mniej konkretne. Najprościej mi będzie, jeśli powtórzę swój komentarz pod serią, czyli wspomnę o dwóch kwestiach: zachowaniu realizmu przy przedstawianiu śmierci (bez gloryfikacji, slow‑mo, wielkich ostatnich słów), pomimo sporego panującego patosu – to bardzo skutecznie ten patetyczny klimat uziemiło; oraz o chaosie w działaniach wojskowych. kliknij: ukryte Wyprawa zwiadowcza stanowiła sporą część serii i świetnie tam zostało uwidocznione, jak trudna jest strategia logistyczna i komunikacja w przedstawionych realiach. Poza tym napięcie jest utrzymywane praktycznie bez większych przerw, choć tu nie potrafię się odwołać do niczego poza bardzo subiektywnym „z wielką chęcią załączałem kolejny odcinek”. I nie jest tu mowa o cliffahngerach, bo moim zdaniem to określenie nie do końca się tu stosuje – napięcie rzadko kiedy w ogóle znikało, więc nie powstawało magicznie na końcu odcinka.
Szczegóły w serii dotyczą wielu rzeczy i choć seria nie zagłębia się specjalnie w technikalia, da się je łatwo rozpracować i kilka razy podnieść brwi w czasie seansu. To są drobiazgi, ale zdarzą się co drugi odcinek, może dwa razy z rzędu i już wpływają na ogólny odbiór, bo widać, że ktoś włożył trochę myślenia w świat przedstawiony. Weźmy stroje bohaterów, weźmy broń i sprzęt do spidermanowania – przy zachowaniu licentia poetica o natężeniu takim, jakie seria sama zadeklarowała, to wszystko jest wyjątkowo ergonomiczne i logicznie poskładane. Stroje mają dobrze rozłożyć ciężar ciała na tych linach, haki wbijające się w budynki zostawiają dziury, a formacja zwiadowcza, pokazana jako błyskotliwy pomysł, faktycznie sprawia wrażenie takowego. Zanim mi ktoś tu wyjedzie z jakimiś nieścisłościami, żeby pokazać, że „Shingeki wcale tak nie dba o szczegóły”, to doradzałbym się tylko zastanowić nad ich zasadnością. Widz nie chce wiedzieć, dlaczego miecz świetlny wydziela więcej energii niż pobiera, natomiast ucieszyłby się z pokazania systemu zasilającego statek kosmiczny.
Co do 3), to miałem na myśli jak na razie brak „dramy” w Kabaneri – najpoważniejszą sytuacją było to powyższe. Dodam, że przez dramę rozumiem sytuacje mające w zamierzeniu wywołać u widza emocje smutku, wzruszenia, przygnębienia. W SnK może tego nie było mnóstwo, ale na pewno a) odkrywanie kolejnych elementów antyutopii, b) kliknij: ukryte realne niebezpieczeństwo dla głównych bohaterów – na tyle silne, że pozwalało zapomnieć o konwencji „główni bohaterowie są nieśmiertelni” c) faktyczna śmierć postaci drugoplanowych – i to takich, którym udało się nakreślić jakąś osobowość wykraczającą poza „ratuj siebie, powiedz rodzinie, że ją kocham”.
Przy 5) – mój błąd, bo nie zarejestrowałem tego faktu albo o nim zapomniałem. Zadajmy jednak przy okazji pytanie: czy jest to w jakikolwiek sposób istotne dla bieżących wydarzeń? Dobrze skonstruowana fabuła ma to do siebie, że ma dwuelementowy cel. Pierwszy element jest ogólny i wyznacza większą ideę, która powinna być tym częściej powtarzana, im „głupsza” jest seria. Drugi cel to konkretne działanie będące w zasięgu ręki – realizacja tego zadania ma napędzać fabułę, a w trakcie tej realizacji mają pojawić się komplikacje tworzące konflikt i nadające temu ciekawość, jakość, realizm. Jeżeli jest na odwrót i to komplikacje napędzają fabułę, a reszta elementów częściowo zanika na rzecz składania tego do kupy, to mamy do czynienia z nieco gorszą fabułą, która ma szanse jednak się zmienić, pokazując, że część naszych wyobrażeń była błędna i w tym tkwił sens, tylko nie podany wprost (przypadek SnK). Jeśli natomiast komplikacje napędzają fabułę, a składanie do kupy twórcy mają gdzieś, to jest to a) absurdalna dekonstrukcja mogąca zostać uznana za przejaw geniuszu b) najgorszy przypadek fabuły, dla którego nie ma ratunku, dopóki nie zacznie się przekształcać w poprzedni model. Kwestię tego, gdzie mieści się Kabaneri, zostawiam otwartą.
Jeśli chodzi o 6), to odpowiem bardziej ogólnie, przedstawiając swoje założenia, bo zdaje mi się, że odbiegłeś trochę od cytowanego fragmentu mojego komentarza. Ciekawa =/= lepsza. Ciekawe jest dla mnie coś, co składa obietnice, pewnie trafiające w gust widza, i przystępuje do realizacji tych obietnic. Ostateczne ich rozwiązanie może być słabe, niepełne, ale nie odbiera to ciekawości, o ile tylko jakiekolwiek rozwiązanie występuje. Jeśli coś nie składa obietnic, to jak ma być ciekawsze od czegoś, co złożyło duże obietnice, a zrealizowało je nie w pełni?
Slova wyżej próbował argumentować, że „ciekawsze, bo mniej złe”, co dla mnie nie ma racji bytu. (odwrotnie, „mniej złe, bo ciekawsze”, to już inna rozmowa)