x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Odc. 17
Jeśli potrzebujesz uzasadnienia dla tego, czemu w ogóle wypowiedziałem się w tej sprawie, to powiedzmy, że… wywlekłem dla śmiechu. :D
Uproszczenia na drugim planie to wciąż lepiej niż chwiejne proporcje i uproszczenia na drugim planie. Swoją drogą taki efekt wychodzi zawsze, gdy klatki kluczowe rysuje się na kadrze o stałej wielkości, bez stosowania pomniejszeń. Z podesłanych przez Ciebie przykładów, 6 to właśnie drugi plan, a 3 to niezbyt udane in‑betweens. Chyba, że mnie oczy mylą.
Ładnie postępuje naprzód, ale nie widać końca, więc raczej nie dostaniemy zaokrąglonego finiszu, ale rozwiązanie w stylu „przygoda wciąż trwa” z perspektywami na dalsze sezony. Oczywiście, jeśli takowe okażą się finansowo opłacalne.
Re: Wciagające anime sportowe. Polecam!
Wszystko zależy od definicji, a tych jest parę, ale większość przedstawionych gier jest uznawanych za sporty. Problem byłby z automatem do gier, ale chyba na potrzeby tego jednego wyjątku nie trzeba zmieniać klasyfikacji.
Re: EPIC
Sądząc po dotychczasowej metodologii działań, najpierw zekranizują resztę Final Season (pewnie w serii TV, choć niewykluczone, że wydumają co innego), a potem światło dzienne ujrzy zapowiadany od ponad pięciu lat film Kizumonogatari. Tu nawet niespecjalnie trzeba myśleć, czy będzie jakakolwiek kontynuacja – wystarczy spojrzeć na resztę materiału, wyniki sprzedaży i po prostu wiadomo.
Co należy przez to rozumieć? Nie dostrzegłem w tej OVA tajemnicy, suspensu i konstrukcji fabuły będącymi elementami zrealizowanymi w sposób czyniący Higurashi wyjątkowym. Wiem, że na bezrybiu i rak ryba, ale czy należy chwalić wszystko, co akurat nie jest losową komedyjką z tego uniwersum? Gdyby chciano zrobić coś dobrego dla serii, wzięto by się za remake – najlepiej bardziej zgodny z SN – to byłoby działanie godne pochwały. (Swoją drogą Deen musiałoby się wcześniej wycofać z projektu i oddać komuś z większym potencjałem, bo ostatnimi czasy partaczy wszystko, co dostanie w ręce, ale to już trochę inna sprawa.)
Natomiast aktualnie nie do końca rozumiem, co to ma do rzeczy. Miałem się powstrzymać od komentowania i polemiki z Twoim stwierdzeniem z szacunku dla osób, którym się podobało?
Osobom „wszystko‑mi‑jedno‑byle‑zobaczyć‑rozwałkę‑w-wykonaniu‑moich‑kochanych‑bohaterów” – tak.
Potencjalne powody do obejrzenia przez fanów są dwa: „Dear You” na koniec, (które można posłuchać też innymi drogami), oraz pojedyncze drobne smaczki dotyczące tamtejszego uniwersum. Cała reszta to budyń ze zmielonych poprzedniczek serii.
Proszę nie wprowadzać ludzi w błąd, bo jeszcze ktoś to zacznie oglądać nie będąc świadom, co dostanie.
kliknij: ukryte Niezbyt rozumiem, dlaczego mamy tu uwzględniać dziecko. Było je gdzieś widać? Grało w rzutki? No, chyba że założymy, że cała sytuacja nie jest symbolicznym przedstawieniem dusz zmarłych, ale ich rzeczywistych ciał ze wszystkimi cechami, w tym ciążą. Tylko, że jest to wtedy dość problematyczne… i głupie.
Według mnie nie wiadomo, gdzie trafiło dziecko, bo nie to było przedmiotem dla wydarzeń tego odcinka – gra toczyła się między parą. Można się tu jeszcze przy okazji zastanowić, jak przedstawiony system filozoficzny (reinkarnacja wskazuje na hinduizm bądź pewne koncepcje buddyzmu) ma się do kwestii duszy (świadomości) u płodów. Jeśli wskazuje jednoznacznie na brak takowej, to problem znika sam.
Re: AW YISS.
Re: AOTY
Pierwszy odcinek można rozumieć różnie, ale wystarczy uwzględnić jedno nazwisko, Kunihiko Ikuhara, żeby dostać jakiś obraz całej serii. Tak więc spodziewać się można anime z wysokim stężeniem symbolizmu i tematyką seksualności, miłości, etc. osadzonego w realiach mogących na pierwszy rzut oka wydawać się komicznymi.
Re: zakończenie
Chyba, że mowa o całym obrazie świata, bez wgłębiania się w problemy bohaterek. Wtedy zwracam honor.
Re: Czekamy do kwietnia...
Jeśli już rozgrzebujemy temat muzyki w Fate, to wypadła tu fatalnie w porównaniu z poprzednimi produktami Ufo. Opening jest dobry aż do momentu wejścia refrenu, a potem leci „shiroku shiraku, oj‑dana, oj‑dana…” – dość sztampowa melodia, chociaż znowu nie zła. Ja bym to widział jako opening chociażby SAO; idealnie zastąpiłby to nieszczęsne „Ignite”. Natomiast przy Fate jest niewystarczający, przynajmniej dla mnie. :P
Ending to chyba najsłabszy utwór Kalafiny, który pojawił się jako piosenka przewodnia. To wyraźny znak, że trzeba coś zmienić albo gwóźdź do trumny zespołu – na planie muzycznym, bo popularność zapewne nie spadnie.
Wyciągnięcie Kajiury spod odpowiedzialności za OST sprawiło, że nie słychać powtórek z jej dotychczasowego dorobku, ale wychodzi strasznie nijako. Nie usłyszałem żadnego kawałka, który byłby coś wart, a specjalnie zwracałem na to uwagę.
No i wszystko ratuje tylko to wykonanie LiSY, a słyszałem głosy jakoby miał to być OP lub ED na wiosnę. Oby.
Re: Czekamy do kwietnia...
Na pewno przegrywa, bo to już nie Disillusion, tylko This Illusion. :P
A tak na serio, ciężko mi stwierdzić, która praca wokalistki wypadła lepiej, bo obydwie interpretacje są dość szczególne. Sachi miała bardziej rozbudowaną i na pewno lepszą sekcję instrumentalną, co trochę ją odciążyło i pomogło w śpiewaniu (jakoś tak to zawsze jest, że Deen wybiera sobie OP/ED niewspółmierne do jakości czegokolwiek innego w danym anime xD). Wykonanie LiSy natomiast jest bliższe temu z VN. Dodano wprawdzie skrzypce w tle, ale wokalistka i tak musi uciągnąć całą melodię.
Re: ach te niestałe kobiety!
Po pierwsze zbyt błyszcząca postać Murano odciągałaby niepotrzebnie uwagę od Shinichiego, który gra w serii pierwsze skrzypce i jak na razie nie ma sygnałów, żeby miało się to zmienić. Okej, jeśli rola Murano będzie miała wzrosnąć, obecna kreacja może nie wystarczyć, ale póki co to ma być tylko ktoś ważny dla głównego bohatera, a przy tym okazja do zastanowienia się nad kwestią jego człowieczeństwa. Nie trzeba wymagać cudów, gdy oś fabularna przechodzi zupełnie gdzie indziej.
Po drugie nie za bardzo rozumiem, dlaczego „deus ex machina” zostało użyte w odniesieniu do Kany. Ta postać to najzwyklejsza femme fatale – i w wątku głównym i w elementach romansu. Chwyt to stary i uznany, spełniła swoją rolę wprowadzenia nieprzewidzianych komplikacji i znów nie wiem, czego tu jeszcze chcieć. :P No chyba, że spisywało ją się od początku na jakieś „wyższe stanowisko”.
Po trzecie… od kiedy rozchwianie emocjonalne postaci w wieku licealnym jest zarzutem kierowanym w stronę serii? Jak dla mnie to niemal oczywiste, że to nie są baby po rozwodzie i trzech porodach, więc chyba mają prawo czasem zadziałać pod wpływem chwili i niekoniecznie w zgodzie z logiką. :P
Natomiast jeśli o opening chodzi, dobrze wypada jego druga wersja graficzna (od chyba 3 odcinka), gdyż pierwotna to tylko zlepek ujęć pojawiających się w początkach serii. Natomiast piosenka warstwą muzyczną i tekstową jest niesłychanie dobrze dopasowana do pokazanej historii.
Teraz tylko zostaje poczekać, a może serii przybędzie oglądających. Na Tanuki Ping Pong jest potwornie niedoceniony w porównaniu do tego, co to anime ma do zaoferowania.
Na początku parę dobrych słów – zdecydowanie zgadzam się co do bohaterek. Mają cechy wybijające je nieco z utartych schematów, a przy tym wychodzą wyjątkowo naturalnie. W szczególności chwalę rodzeństwo i relacje miedzy nimi.
Natomiast co do reszty, główne zarzuty kieruję do zakończenia, jak również jego fundamentów, które zaczęły się formować może w 2/3 serii. kliknij: ukryte Przedstawiono nam prawdziwie katastroficzną wizję świata (tu chyba nawet Madoka nie nadąża), ale nic z tym ostatecznie nie zrobiono. Mahou shoujo tymczasowo załatały „dziurę” w świecie, wypełniły swoją rolę i przeszły nad tym do porządku dziennego. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby postawiono akcent na tę kwestię – „Być może ten świat jest stracony, ale to jedyny świat, jaki mamy.” – ale nie dało się nic takiego usłyszeć, co ostatecznie zmniejszyło powagę sytuacji. W takim świetle cały przedstawiony świat wygląda jak przerost formy nad treścią. Jakby tego było mało, zaserwowano nam happy end. I to nie z rodzaju przywrócenia status quo z początku serii, ale taki, w którym nawet Tougou odzyskuje czucie w nogach (tak, pamiętam, jakiej natury była jej niepełnosprawność, ale wciąż nie stwarza to wytłumaczenia). Doprawdy, jeśli w Madoce problemem była rosnąca entropia, to w Yuuki Yuunie entropia zdecydowanie maleje – wszystko układa się po najlepszej myśli, do tego z nawiązką.
Projekty postaci i kostiumów były dobre, a choć w animacji zdarzały się wpadki, to twórcy potrafią wyciągać wnioski. Modele CG kłujące w oczy w pierwszych odcinkach dość szybko przeszły na drugi plan.
Szukałem punktu zaczepienia dla oceny „6”, ale takowego nie znalazłem. Może lepsze zakończenie, może bardziej zdecydowany akcent na pewne kwestie i dałoby się podciągnąć. Jednakże w takich układach serii mogę dać najwyżej piątkę, choć plasuje się nieznacznie nad „kreską”. To nie Madoka w wersji „light”, to Madoka w wersji „zero”. :P
Re: Koniec
Z drugiej strony w myśl „im dalej w las, tym więcej drzew” przedstawienia takiej sprzeczności nigdy nie rozwiąże teoria o skończonym złożeniu. Zawsze pojawi się to nieszczęsne pytanie „a dlaczego?” (które w zasadzie powinno brzmieć „jak?”) i można się tak wgłębiać bez końca. Bardziej dociekliwi widzowie przy Steins;Gate dostrzegli pewne nieścisłości i szukali wyjaśnień. Nawet eleganckie zamaskowanie tej kwestii nie rozwiązało problemu. Pojawia się więc pytanie: czy rozwiązanie z Ushinawareta było złe? Widz o rozwiniętej pewnej cesze (na potrzeby chwili nazwijmy ją „bystrością”) nie będzie usatysfakcjonowany, dopóki nie zarysuje mu się wszystkiego na poziomie S;G. Inny widz nawet wtedy będzie niezadowolony. Natomiast oglądającemu o mniejszej „bystrości” w pełni wystarczy obraz przedstawiony w Ushinawareta. „Tak po prostu jest – to trzeba przyjąć jako efekt kwantowy.” Nigdy nie rozwiąże się całego problemu, bo do tego potrzebna byłaby teoria kompletna – o nieskończonej złożoności. Trudno oczekiwać takowej od twórców anime, skoro swojego własnego świata nie potrafimy opisać tak dokładnie. :) Jak bardzo złożona powinna więc być przedstawiona teoria, żeby było dobrze? A no to kwestia indywidualna zależna od wspomnianej „bystrości”. Jednym wystarczy wspomnienie o fizyce kwantowej, inni potrzebują analogii linii czasu do włókien tkaniny, etc. etc.
Re: Koniec
kliknij: ukryte Chciałbym obyć się bez tego, ale konieczny będzie wstęp do teorii podróży w czasie wstecz. Najważniejszy fakt jest taki, że są one niemożliwe i sprzeczne z logiką, choć mogą na prostym poziomie zgadzać się z intuicją. Pomijając tę drobną niedogodność i zakładając, że taka podróż może się odbyć, istnieją 3 scenariusze dla zdarzeń konfliktujących ze sobą teraźniejszość i przeszłość (a takie właśnie konflikty pojawiają się w Ushinawareta i nastręczają idiotyzmów fabularnych :P):
- Wyższość przeszłości (skutku) – zabicie własnego dziadka skutkuje natychmiastowym zniknięciem zabójcy. Nigdy nie przyszedł na świat, bo jego rodzice się nie urodzili. Dziadek natomiast zginął w niewiadomy sposób – brakuje przyczyny śmierci.
- Wyższość teraźniejszości (przyczyny) – zabicie własnego dziadka się udaje bez konsekwencji. Zabójca żyje i ma się dobrze (zapewne też może wrócić do swojej teraźniejszości, jak gdyby nigdy nic, a tam nikt nie wie o śmierci dziadka). Brakuje skutku śmierci dziadka.
- Równowaga – połączenie dwóch powyższych powodujące najbardziej rzucające się w oczy sprzeczności. Zabicie dziadka jest niemożliwe, los w magiczny sposób prowadzi wszystko tak, że się układa albo też zabójca i dziadek zostają uwięzieni w nieskończonym łańcuchu przyczynowo‑skutkowym.
Jak to się ma do Ushinawareta? Która z tych trzech teorii jest tu stosowana? Otóż pierwsza i trzecia zamiennie, w zależności od tego, co akurat przyda się fabule. Zanim jednak rozpocznie się bunt przeciwko twórcom, że ich wygodnictwo spowodowało takie sprzeczności, przypomnę fakt, o którym wspominałem: podróże w czasie wstecz są niemożliwe i sprzeczne z logiką. Nie istnieje sformułowanie „bardziej sprzeczne”, więc to, czy będzie się stosować do którejś z tych trzech wersji konsekwentnie, czy dobierze je sobie, jak komu wygodnie, nie ma znaczenia – zawsze będzie to bez sensu.
Nie zmienia to faktu, że da się wszystko przedstawić ładnie. Tak miało to miejsce choćby w Steins;Gate. Sprzeczność z logiką w kreacji tamtejszego świata, jak i tego z Ushinawareta jest identyczna, ale tam udało się na niej nie skupiać i lekko ją zamaskować.
Po tym wstępie śpieszę z wyjaśnieniami do powyższych kwestii:
Yui powstaje w „pierwszym świecie” z przyczyny śpiączki Kaori. Najprawdopodobniej konstruuje ją Sou. Wysyłają ją w przeszłość, gdzie próbuje zapobiec tragedii (wierzą w wyższość przeszłości), ale okazuje się, że los na to nie pozwala (równowaga). Yui więc jest uwięziona w swego rodzaju pętli czasowej przeżywając coraz to nowe wersje wydarzeń. Nikt już jej nie musi konstruować, bo co rusz jest znajdowana na strychu szkoły, a następnie po śmierci Kaori zapada w hibernację, by obudzić się za te kilka lat i znowu zostać wysłaną w przeszłość. Taka spirala kończy się w momencie, w którym Kaori udaje się uratować. Po tym wydarzeniu Yui znika (wyższość przeszłości) i wszyscy o niej zapominają. Następnie zostajemy uraczeni wspomnieniem o planach Sou co do skonstruowania Yui pomimo tego, że Kaori przeżyła. To znów sugeruje koncepcję równowagi. Na sam koniec cofamy się do „pierwszej przyszłości” albo też jednej z wielu „pośrednich”, gdzie Sou oczekuje na skutki wysłania Yui w przeszłość. Jak to się dzieje, że Kaori się budzi i kim ona w końcu jest? Tego nie wiem. :P Musiałbym jeszcze raz zobaczyć, ale średnio mam ochotę.
Trzecią kwestię chyba wyjaśniłem przy okazji wyjaśniania pierwszej, a co się tyczy drugiej – światy (rzeczywistości) równolegle mają to do siebie, że istnieją równolegle i nie wpływają na siebie w żaden sposób (w ujęciu klasycznym, ale zostawmy to xD). Tak więc przedstawionego tutaj… czegoś nie nazwałbym w ten sposób. Były to raczej części większej struktury – czasów istniejących jednocześnie, ale stanowiących jeden świat – ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli wpływem jednego na drugi, przenikaniem się, etc. Było wspomniane jeszcze to nieszczęsne określenie „kwantowy”, które w tym konkretnym przypadku oznaczało „Nie wiemy, jak to działa, ale obejrzeliśmy program na D*******y, w którym taki pan mówił bardzo ciekawe, ale niezrozumiale rzeczy i umieściliśmy to w anime. To chyba było jakoś tak… prawda?”. Rzeczywiście, niektóre teorie (tak, tylko teorie) fizyczne sugerują istnienie pewnych niuansów związanych ze wspólnym istnieniem kilku światów, ale nie czas i miejsce na wgłębianie się w nie. :P Na potrzeby tych objaśnień można śmiało powiedzieć, że przedstawiona w anime sytuacja była niemożliwa i stąd wzięło się przeczucie „coś tu nie gra”.
Re: niespełna 3 minuty piękna...
Psycho-Passed
Co się pogarsza? Wszystko. No, może z wyjątkiem muzyki, która trzyma ustalony poziom. Grafika natomiast przestaje umiarkowanie zachwycać, jak to się działo do tej pory, a miejscami widać niedoróbki – wyjątkowo dobrze eksponuje je fatalna reżyserka (pojęcie, nie osoba). Czasami traci się poczucie ciągłości pokazywanych zdarzeń, nie do końca wiadomo, co się dzieje na ekranie, etc. etc.
Fabuła dąży w bliżej nieokreślonym kierunku starając się jednak zachować pozory głębi i wprowadzać urozmaicenia do gotowego uniwersum. Same nowe pomysły nie są jednak w stanie utrzymać widza przy ekranie. Na co więc decydują się twórcy? Widać 2 rodzaje destruktywnych działań.
Po pierwsze, żeby zawiązać akcję z pomocą jakiegoś poważnego problemu, wyprowadza się go z cienia świata przedstawionego. Problem w tym, że niejednokrotnie odbiera on sens wydarzeniom, które już zaszły w pierwszym sezonie. Ciśnie się wtedy na usta „czemu nikt tego nie zauważył?” albo „przecież tamta wcześniejsza akcja nie miała prawa się wydarzyć”. Możliwe, że opisuję tu coś podpadającego pod deus ex machina, ale nie jestem przekonany do tego określenia w tym przypadku. Powiedziałbym prędzej, że nowe elementy wprowadzane są bez żadnego respektu dla starych – obserwujemy przez to, jak uniwersum Psycho‑Passa staje się niespójnym zlepkiem różnych motywów.
Drugi rodzaj działania to operowanie ekscentryzmem, gore oraz innymi wyolbrzymieniami. Zasadniczo nie mam nic przeciwko, jeśli te elementy mają podparcie w przedstawionej historii. Gdy jednak podparcia brakuje, uznaję to za dość prymitywne działanie mające na celu przyciągnąć ludzi szukających kontrowersji. W teorii nie zajmuje czasu ekranowego, ale odciąga uwagę od kwestii istotnych.
Wszystkie lubiane przez mnie postaci z poprzedniego sezonu zostały odsunięte na trzeci plan (tudzież nie pojawiły się z powodów fabularnych), więc w tej kwestii seria wystartowała od zera. Osoby stanowiące grupę fanów Akane zapewne będą bardziej zadowolone, ale ja zawsze uważałem panią inspektor za przeciętną bohaterkę i teraz również niczym mnie nie zachwyciła. Problemem reszty postaci jest to, że pomimo starań nie mogę powiedzieć o nich nic dobrego. Chlubnym wyjątkiem jest tu doktor Saiga, który mógł się wykazać ciekawą osobowością i dobrze to wykorzystał. Takiej szansy nie dostał natomiast Hinakawa (czerwonowłosy enforcer), w którym można było zobaczyć pewien potencjał. Cała reszta to mniejsze lub większe porażki czasem używane do pchania fabuły naprzód, a czasem zatrzymujące ją, wydawałoby się, wbrew zamierzeniu twórców.
Od pierwszego odcinka wiedziałem, że coś się popsuło, choć miewałem przebłyski nadziei na dobre sklejenie wszystkich wprowadzonych elementów. Niestety nic z tego. Podczas oglądania ostatniego odcinka aż zrobiło mi się smutno – i to wcale nie z powodu smutnej fabuły.
Parowozowi „Psycho‑Pass” skończył się węgiel. Zaczęto więc palić śmieciami, pasażerami i podkładami kolejowymi. Wszystko to po to, żeby dojechać do stacji docelowej, która ostatecznie okazała się zapuszczona dziurą.