x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: cyberpunk czy nie... a co to ma za znaczenie?
Natomiast co do samej definicji, wolę tę uznaną, której „naturalność” być może jest wątpliwa, niż tę wyprowadzoną przez Ciebie wyżej, o której wiem, że została wydedukowana w kompletnie niewłaściwy sposób.
Re: cyberpunk czy nie... a co to ma za znaczenie?
Pytanie, na ile twórca ma prawo do klasyfikacji swoich dzieł. Ja jestem zwolennikiem podejścia, które analizę i ocenę utworu powierza odbiorcy, niezależnie od tego co sądzi autor. A więc z mojego punktu widzenia twórca mógł powiedzieć cokolwiek, ale nie ma to znaczenia, dopóki tego nie zaakceptuje odbiorca.
Ci „znafcy” to ludzie, którzy poświęcili mnóstwo nauki i pracy na przygotowanie (przynajmniej tak być powinno), które pozwala im wydawać rzetelne opinie. I jak widać takie opinie są powszechnie uznawane za bardziej wartościowe niż opinie laików. Faktycznie to tylko ludzie, którzy wydają tylko osobiste sądy i mogą się mylić (figura retoryczna – w zasadzie nie można się mylić, wyrażając opinię), ale podważając ich autorytet, podważasz cały system klasyfikacji gatunkowej. Oni nie uważają, że wiedzą lepiej, ale uważają, że uważają lepiej. Jeśli próbujesz zdewaluować te opinie, wychodząc z pozycji bez autorytetu, musisz poczynić założenie, że autorytet nie ma znaczenia, czym niszczysz ustalone sposoby przyjmowania definicji, itd. Wtedy już nie ma cyberpunku, sci‑fi, komedii, ale wszędzie jest „jakoktochce”. Jeśli Ci się to podoba, to okej; ja wolę się poruszać w systemie może wadliwie, ale wciąż jakoś zdefiniowanym.
Re: cyberpunk czy nie... a co to ma za znaczenie?
Poza tym, jak pisałem, na pewno błędne było Twoje podejście tworzenia definicji na podstawie samej tylko nazwy. Próbując podobnie, przez etymologię, redefiniować np. gatunek komedii, stwierdziłbyś, że nie ma on zastosowania do dzieł filmowych, bo te nie mogą być pieśniami paradnymi, na co wskazuje nazwa.
Im bardziej szczegółowy gatunek, tym bardziej szczegółowe cechy i to chyba jedno z założeń idei klasyfikacji gatunkowej. Cyberpunk nie jest „gatunkiem podstawowym”, ale pod gatunkiem science‑fiction (które też jest podrzędne względem fantastyki).
Nigdzie nie pisałem, że nie zgadzam się z Tobą w kwestii tego, czy DW można uznać za cyberpunk. Zwracałem uwagę na stosowane przez Ciebie błędne podejście na drodze do rozstrzygnięcia tej kwestii. Sam uważam, że klasyfikacja DW do cyberpunku nie należy do fortunnych choćby przez wzgląd na grupę docelową odbiorców cyberpunku, ale widzę dla niej podstawy w uznawanych definicjach.
Blade Runner jest uznawany za jednego z najwcześniejszych przedstawicieli cyberpunku na srebrnym ekranie. Wszystkie opracowania poświęcone fenomenowi gatunku, które czytałem, wspominają o tym filmie.
Re: 4 odcinek
(Tak, ogarniam, o co chodziło w kwestii innych elementów. Chociaż też do końca nie jestem przekonany – w Sabagebu była silniej podkręcona śruba, czyli szybsze gag‑tempo i do tego anime odwracało wiele motywów do góry nogami, ale nigdy bardziej; tutaj natomiast Bakuon jest wolniejszy, a absurd wsadza w dziwnych momentach i przez to wychodzi nie do przewidzenia, ale jednocześnie niekonsekwentnie. Co by nie pisać, na razie ogląda się dobrze.)
Re: Rec
Re: cyberpunk czy nie... a co to ma za znaczenie?
2
Re: Moe, robo-króliki i random gag story
Ogółem niezbyt mi się widzi połączenie cgdct z czymś innym (nie wliczam wspomnianej komedii bazującej na postaciach, bo to się znajdzie w różnym natężeniu praktycznie u każdego przedstawiciela gatunku), w tym z takimi elementami, jak pokazano tutaj. Natomiast zdarzył się od tego wyjątek i było to Gurashi – dlatego o tym wspomniałem. W zasadzie nie wiem, co jeszcze by się łapało; może trochę GuP, choć jednak bardziej to rozpatruję jako „w lżejszym tonie o czołgach”, bo okruchowych scen nie było tam dużo.
Jeszcze dodam, że były szanse, że jako czystej wody komedia, oparta na czymkolwiek, mogłoby mnie to kupić, ale coś to na razie nie wychodzi.
Moe, robo-króliki i random gag story
Re: CGDCT czyli powinno być Yaaay4 a jest wielkie ble!
No i wcześniej w swoim rozumowaniu też bezpodstawnie uogólniasz: Z nieostrych określeń („niekiedy”, „niektórzy”) próbujesz wyprowadzić regułę i z pomocą tych samych określeń próbujesz obalić przeciwny pogląd. Jeśli jest tu ta sama „logika”, to sugerowałbym zapis w cudzysłowie.
Re: CGDCT czyli powinno być Yaaay4 a jest wielkie ble!
Jeszcze jakieś wątpliwości albo teorie spiskowe?
Re: CGDCT czyli powinno być Yaaay4 a jest wielkie ble!
Nie. Jeśli jest inaczej, to wskaż konkretny fragment wypowiedzi. Kysz wcześniej podkreślała, że nie ocenia innych, a poza tym wszystkie jej wypowiedzi mają wyraźnie osobiste nacechowanie.
Tu bym się zastanowił, bo w zasadzie dlaczego nie? Nie stwierdzisz, że coś jest złe, inaczej niż wyrażając opinię, a dlaczego ma być jakiś „mechanizm” zabraniający wyrażenia opinii? (dodajmy, że odpowiednio uargumentowanej; każda opinia w zasadzie u źródeł sprowadza się do „podoba/nie podoba mi się…”, tylko jest parę poziomów niżej, np. „A bo B, B bo C, C bo mi się podoba”)
Jeśli zamierzasz odeprzeć, że należy oceniać tylko wykonanie, a nie motywy same w sobie, to uprzedzę to i zapytam: co w takim razie z Inferno Cop czy Ninja Slayer, gdzie sposób wykonania jest wyraźnie motywem?
Żeby nie było, że tylko się czepiam (tak jakoś wyszło :P), to dodam, że w pełni się zgadzam co do motywu militariów i tego, jak się go odbiera. Z kolei do kazirodztwa mam domyślnie negatywne nastawienie (ale nie do „to tylko przybrana kuzynka” – to mi jest kompletnie obojętne, a niech się fetyszyści nacieszą), ale widzę opcje na pozytywy. Bliżej mi do „dobry incest nie jest zły”, niż do tępienia motywu. A gloryfikację niezbyt widzę, chyba że wliczymy w to te pseudokazirodztwo, ale to już w swojej definicji ma wpisaną niechęć do prawdziwego – „to nie jest tak naprawdę, więc można”.
A tak na poważnie: może nie została zachowana pełna spójność wydarzeń na ekranie, ale lokalnie to nie wyglądało w żadnym razie źle. Nie widać było pociągu magicznie wzlatującego w powietrze lub wykonującego jakieś nienaturalne ruchy, więc pod względem rozplanowania animacji było prawidłowo. A że „tak naprawdę te warunki spowodowałyby co innego”... Nie znam ani jednej serii akcji (i to pewnie wykracza poza dziedzinę anime), która byłaby pod tym względem w pełni spójna. Zawsze nagnie się prawdopodobieństwo lub nawet fakty, na które widz raczej nie zwróci uwagi, żeby było efektownie. Ciężko oczekiwać realizmu w detalach przy filmach tego typu.
Tak, rozpatrywanie sytuacji z pominięciem wszelkich towarzyszących jej okoliczności i warunków jest bez sensu. Dlatego też cały czas ma się je na uwadze i uwzględnia je, kiedy jest to zasadne. Kiedy nie jest, nie ma takiej potrzeby, bo nic one nie zmieniają.
Można racjonalnie odpierać, że „mógł zapomnieć, że to nie było naprawdę”, ale tłumaczenie, że tam jest inna kultura, donikąd nie prowadzi. No chyba, że to kultura, która zawsze nakazuje przyjęcie na siebie odpowiedzialności za odgrywaną postać fikcyjną – wtedy argument jest na temat. (Śmiesznie musiałby wtedy wyglądać teatr.)