x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Kolejna marna seria tego sezonu, o której za miesiąc nikt nie będzie pamiętać.
Ile razy można męczyć ten sam temat, w ten sam sposób? Temat jak temat, komedie romantyczne bywają całkiem fajne, ale dlaczego w tak płytki sposób?
Pierwszy odcinek dał mi nadzieję, że co prawda będzie to kolejna ecchi‑haremówka, ale główny bohater był na tyle sympatycznie skonstruowany, że mógł pociągnąć głupi scenariusz. Niestety, jak to zwykle w takich seriach bywa, nie pociągnął.
Do bólu przewidywalne, twórcy nie silną się ani na minimum oryginalności. Postaci żeńskie irytujące, schematyczne.
Na uwagę negatywną zasługuje też grafika, która… cóż. Bardzo mgliście tam w tej Japonii. Ciągle mgła! Wszystko utopione w pastelach, barwach tak jasnych, że czasem naprawdę niewiele widać, jedynie zarysy postaci. Czemu to miało służyć? Nie mam pojęcia, tylko oczy psuje.
Nijakie i irytujące.
Komentarz pisałem po obejrzeniu, ale teraz już nawet nie pamiętam ani jednej fajnej sceny. 2/10.
Ta seria idealnie obrazuje wyrażenie, że co za dużo, to niezdrowo.
Pierwszy sezon całkiem mi się podobał, jak na anime o tak luźnej i mało oryginalnej konwencji, bo miał sporo fajnego humoru. Twórcy widocznie też zaletę zauważyli, więc tym razem nawalili tego… o wiele za dużo.
Ale nawet nie ilość gagów jest problemem, a ich jakość. Są po prostu denne, naiwne, powtarzalne. W kółko te same motywy, ile razy można klepać jeden żart i sprawić, by widz za każdym razem się z niego śmiał? Niewiele. Czasem tylko raz, zależnie od jego poziomu.
Bohaterowie stali się w tym wszystkim po prostu irytujący, zniknęła ta ich sympatyczność. Powstała kolejna durna, szkolna komedyjka, pozostawiająca po sobie tylko rozczarowanie. Myślałem, że może tylko ja mam takie odczucia w związku z tym tytułem, ale jak widać po recenzji – nie jestem sam.
Kwestia płci Yukimury – aż takim idiotą nie jestem. Pożałowania godne.
4/10.
Bardzo średnie.
Dobrze mi się to oglądało tak do szóstego odcinka, potem zaczęło być przeraźliwie nudno, a elementy, które mnie wcześniej lekko irytowały, tak przybrały na sile, że miałem po prostu dość.
Chłopak przejawiał swój irytujący potencjał już na początku, a potem stało się jasne, że on jako taki niezwyciężony będzie kreowany już do końca. Chodzący ideał, bo wyposażono go jeszcze w inteligencję, ale tak marnie przedstawioną, że kompletnie niewiarygodną. Jednak najgorszy był fakt, że gdzie się nie pojawiał, z kim by nie walczył, wszyscy byli w ogromnym szoku, że taki silny. Zdecydowanie zbyt szybko „wkręcił” się w nieznany świat i wykazywał znajomość faktów, których raczej nie mógł znać, a przynajmniej prawdopodobieństwo tego było zdecydowanie za niskie.
Dziewczyny wcale nie lepsze – jedna wywyższająca się dama, druga milcząca… w sumie co o nich więcej powiedzieć? Są kompletnie bez charakteru i mogłoby ich w ogóle nie być, bo niewiele wnoszą do fabuły, która spokojnie mogłaby skupić się na chłopaku, dopracować jego postać i wio.
Królik był akurat niezły, mi nie wadził.
Cały świat przedstawiony ma zdecydowanie zbyt wiele luk, mało co jest wyjaśnione i bardzo mi tego brakowało, bo to właśnie mogło by sprawić, że ta seria byłaby ciekawa. Rozumiem, że miało to być przede wszystkim lekkie, ale kilka zawiłości fabuły by się jednak przydało. A tak zamyka się w bardzo średniej, mdłej przygodówce.
Minus za gadającego kota, wypadł po prostu beznadziejnie, a nie uroczo.
5/10, za te kilka pierwszych odcinków.
Okropna żenada.
Seria twórcy ,który popełnił między innymi „Clannad” i „Air”. Niestety, bardzo to widać.
Powielone są wszelkie wady, jakie tamte anime miały, dramatyzm jest tak nadmuchany, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Rzekomo miało wzruszać, ale jest tak niestrawne, że niedobrze się robi.
Wielkookie dziewczynki z piskliwymi głosikami, megaważne rozmowy o smutnych rzeczach na dachu szkoły, obowiązkowo na tle zachodzącego słońca. Litości. I tak przez dwadzieścia pięć odcinków. Uszy i oczy bolą.
Niesamowicie durne, sztuczne, a perypetie szkolnego klubu… nawet nie warte komentarza.
Jedynym plusem są tu walki z wykorzystaniem wszystkiego, co wpadnie w ręce, ale tylko przez pierwsze odcinki, potem szybko stają się nudne jak cała reszta scen.
Najbardziej irytuje nabijanie widza w butelkę tym sztucznym dramatyzmem w wykonaniu tępych licealistek.
Punkt za jednego znośnego bisza.
Zapomnieć. 2/10.
Najlepsza seria swojego sezonu, a nawet kilku.
Od samego początku ma bardzo wyrazisty klimat, specyficzne napięcie, stopniowanie przekazywania prawdy, która… nie zawsze nią jest.
To anime o kilku płaszczyznach interpretacji, a wykreowany świat jest tak bogaty w szczegóły i tajemnice, że jest naprawdę ciekawie.
Akcja nie pędzi jak szalona, na początku można czuć nawet znużenie, ale im dalej, tym ciekawiej. Pewne elementy zaczynają do siebie nie pasować, budzić grozę, strach, pytania.
To anime o dorastaniu, ludzkiej psychice, budowie społeczeństwa, człowieczeństwie, na ile można sobie pozwolić we własnym egoizmie, a kiedy przestaje się być tym, kogo uznaje się za idealnego. O przetrwaniu i okrutnych konsekwencjach swoich działań.
Bohaterowie są bardzo dobrze skonstruowani, dorastają w trakcie serii, co może niektórych zniechęcić, bo nie lubią „anime o dzieciakach”. Głupie podejście, bo te dzieciaki w niczym nie przypominają tych z komedyjek szkolnych i shounenów. Każdy z nich jest inny, ale nie popada się w żadna przesadę, są niesamowicie żywi i realistyczni.
kliknij: ukryte Prawie płakałem, gdy Shun umierał.
Odstraszyć może znana już scenka kliknij: ukryte na łące, z odcinka ósmego, gdzie, uwaga – chłopcy się całują. No koszmar! Jedna scena, a ile ludzi przez to przestało oglądać. Mądre to nie jest, gdy dyskwalifikuje się serię przez jedną scenę. I nie, to nie jest fanserwis ani shounen‑ai, to wątek potrzebny fabularnie. Skądinąd bardzo ciekawy.
Niesamowicie oryginalna seria, o psychologicznej atmosferze. Cały wątek szczuroludzi zdaje się być na początku mało istotny, ale w miarę jego rozwijania… sami zobaczcie.
Muzyka niesamowicie klimatyczna, idealnie pasuje do tego tytułu.
Bardzo dobra seria. 9/10.
Ach jej. No kretyńskie.
Rozumiem, że trzy odcinki to za mało, by taką historię przedstawić, ale głupot fabuły to już nie wyjaśnia.
Armia to jakaś kpina, w kilka osób kliknij: ukryte podbijają całą fortecę, nowo poznany żołnierz od razu staje się motywacją do ataku, bo przeważyło to szalę na korzyść jednej strony. Tego jest mnóstwo.
Zachowanie bohaterów jest tak dziecinne i głupie, że nie wiadomo, czy płakać, śmiać się? Absolutnie jednowymiarowi, płytcy, kreacje postaci nadają się tylko do kosza. Nie ma tu żadnej logiki, zdecydowanie zbyt dużo irracjonalnych rozwiązań. Poza tym bardzo wszystko przewidywalne, a końcówka urwana.
No i hołduje się żelaznej zasadzie, że jeśli gdzieś cycki dać można, to trzeba je dać.
Szkoda czasu. 2/10.
Koszmar. Ta seria nigdy nie powinna powstać. Tylko zepsuła wrażenia po pierwszej, udanej.
Od początku w oczy rzuca się mnóstwo nieścisłości, na które chwilowo można przymknąć oko, mając nadzieję, że zostaną wyjaśnione na końcu. Ale gdzie tam!
Nie wiadomo, po co ten obóz, kto, jak i dlaczego. Niby jakieś mgliste wyjaśnienie podano, ale to o wiele za mało.
Głupot jest cała masa i o ile realizm w meczach nigdy nie był mocną stroną „Prince of Tennis”, o tyle w tej serii absurdy sięgają tych w kinówki, kiedy to grano w tenisa pod wodą, pod tonącym statkiem. Tutaj akurat tego nie ma, ale za to jest gracz, który świetnie sobie radzi, grając rakietą z dwoma strunami. DWOMA. kliknij: ukryte A potem zdziwienie, że mu pękły! A wcześniej odbijał nią takie szybkie piłki!
Denność scenariusza wychodzi na każdym kroku, całe to porównywanie gimnazjalistów z licealistami, od samego początu wiadomo, jak się to wszystko skończy i czemu służy. Wszystkiego można się bezproblemowo domyśleć, widz nie jest absolutnie niczym zaskakiwany. Nawet wyniki meczów są przewidywalne, a w serii pierwszej tak nie było.
Nie zmieściły się też w tych trzynastu odcinkach sceny z życia Seigaku, bohaterowie są traktowani bardzo po macoszemu, a niektórzy z nich dostali dosłownie kilka kwestii, na palcach jednej ręki można policzyć.
Brak klimatu, brak sensu, a w końcowych odcinkach straszna nuda. Zrobione na odwal się, kompletnie bez polotu.
O animacji i grafice się nie wypowiadam, bo i tak nie miała tu dla mnie znaczenia.
4/10 tylko ze względu na sentyment do pierwszej serii.
No, ta seria wgniata w fotel.
Pierwsze odcinki strasznie zabawne, naiwność Shigeno rozbraja… Ta jego nieporadność, gdy został okradziony kliknij: ukryte (i to nie jeden raz xD), nieznajomość języka angielskiego, zadziorność… strasznie fajnie wypadł w tej serii.
Mecze interesowały mnie bardziej niż w serii poprzedniej, wątek współzawodnictwa niesamowicie dobrze przedstawiony, motywacje, urazy z przeszłości, kontakt z ojcem, jak można wybrać tę samą ścieżkę kariery z tak różnych przesłanek.
Najstarszy członek „Batsów” od razu zyskał sobie moją sympatię, byłoby mi bardzo żal, gdyby kliknij: ukryte go usunięto z drużyny ze względu na wiek, choć to w sporcie zjawisko powszechne.
Gibson Senior jako kliknij: ukryte pojawiający się w kulminacyjnym momencie… Świetnie wyreżyserowane, bardzo dobry scenariusz, wiarygodni bohaterowie, sytuacje – cała siła Majora jest widoczna w tej części, przynajmniej dla mnie.
Podczas ostatnich odcinków dosłownie siedziałem nieruchomo, nie mogąc się oderwać, trzymając kciuki, jakby był to prawdziwy mecz.
Świetne. 9/10.
Kolejna seria „Majora”...
Niesamowicie wciągający początek, intryga zdecydowanie udana. Bawiła mnie ta determinacja Goro do znalezienia chętnych na baseball w nowej szkole, do której uczęszcza aż siedmiu chłopców xD I: „nie wiedziałem, że są chłopcy, którzy mogą nie lubić baseballu!”.
Determinacja tworzenia boiska też bardzo fajnie ukazana, jest sympatycznie, gdy tylko nie ma… meczów. Strasznie mnie w tej serii nudziły, choć teoretycznie na ekranie działo się dużo, a fabuła sukcesywnie brnęła do przodu. Irytował mnie też główny bohater, bo stał się taki typowo shounenowy, że aż… nudny. Grałby w baseball, choćby rąk nie miał, tak go tu wykreowano.
Jest też takie bajkowe przekonanie, że każdego da się namówić, że przemawianie do czyjegoś sumienia zawsze działa, że szlachetność zawsze zwycięża. Może gdyby to były rozgrywki dziecięce, to tak, ale to już jest gra licealna, ocierająca się o zawodowstwo, nie pasuje to tutaj.
Mimo wszystko bardzo dobre. 7/10.
Tylko trzynaście odcinków, to chyba kolejny gintamowy żart… tak się nie robi.
Najgorsza seria z powstałych, niestety. Wstawiono tak dużo wątków fabularnych, walk i patosu, że zupełnie nie starczyło miejsca na najlepsze, co „Gintama” oferuje, czyli humor i zabójcze gagi. Pojawiają się tu sporadycznie.
Miło znów zobaczyć Gintokiego i resztę paczki, ale nawet Katsura pojawia się raz i w jednej scenie…
Walki są efektowne i widowiskowe jak zawsze, momenty wzruszające… strasznie na mnie działały. To jest też to, co „Gintamie” praktycznie zawsze wychodzi, a o czym wiele serii nastawionych na dramat może tylko pomarzyć. Tutaj większość scen dramatycznych naprawdę trafia do serca, choćby ostatni odcinek, gdzie wszystko wyrażono poprzez przyjaźń psów, zupełnie bez słów.
Mimo zalet bardzo mi brakowało humoru, dlatego tę część uznaję za najsłabszą. A poprzednia była absolutnie genialna…
A, muzyka jak zawsze chwytliwa i wpada w ucho.
7/10.
Film będący bardzo konkretną kontynuacją drugiej serii telewizyjnej, czyli jak zmusić fanów, żeby poszli do kina i zwiększyć swoje dochody.
Dużo się fabularnie dzieje, sytuacja w związku głównej pary staje się bardziej jasna.
Dobrze się to ogląda, wyścigi są zajmujące. Dla tych, co oglądali serie TV, to pozycja obowiązkowa, bo popycha akcję do przodu.
Widowiskowa walka w wymyślonym świecie, między dwiema gimbuskami. I tyle. Spokojnie można sobie darować.
Takie tam historyjki utrzymane w humorze serii TV. Zabawne, lekkie i przyjemne. Fanom na pewno się spodobają.
Re: dla mnie! :)
Zapowiadało się sympatyczne. Ale niestety.
Całkiem śmieszna komedia przez te kilka pierwszych odcinków. Potem absurdy osiągają taki poziom, że ten, kto pochyli się mocniej nad tym, co dzieje się na ekranie, może tylko pokręcić głową z niedowierzaniem. Głupoty w scenariuszu, rzeczywistość jest swobodnie naginana do celów, jakie maja być pokazane na końcu, czyli jeden wielki happy end (aczkolwiek nie wszystkie plany okazały się być udane), mimo przebytych przeciwności losu. Te oczywiście wprowadzono tylko dlatego, że ma być dramatycznie i trzeba bohaterów zżyć ze sobą, niestety są one zupełnie dla mnie niewiarygodne. Cały dramatyzm w tej serii kompletnie do mnie nie przemówił.
Kreacje postaci szybko okazują się być kalkami kalek, a niektóre elementy otoczenia, jak bałagan w pokoju, robią tylko nastrój moe wokół Shiiny.
A właśnie… ona. Dziewczyna tak oderwana od rzeczywistości, że nie umie podnieść własnych majtek z podłogi i musi o to prosić kolegę, bo nigdy po sobie nie sprzątała. Brzmi głupio? Jest tego znacznie więcej. Zachowuje się jakby z dżungli wypadła, nie zna podstawowych zasad relacji międzyludzkich, głupio powtarza słowa. Nie obowiązują jej żadne zasady. Ale nie jest to nic a'la doktor House, a próby stworzenia z niej postaci interesującej, co się wybitnie nie udało.
Nic porywającego, kolejna przypowiastka o grupce przyjaciół i przeciętny romans.
4/10, bo Shiina tylko irytuje.
Jaka szkoda, że takie anime powstają tak rzadko.
Seria niewątpliwie ambitna, czego nie da się nie zauważyć. Pomimo tego, że nie jest to rozrywka całkiem łatwa i przyjemna, ogląda się to bardzo dobrze, a obawiałem się, że będę się trochę nudzić. Nic z tych rzeczy.
Jeśli jakiś tytuł można nazwać epickim, to właśnie ten, bo tutaj ten wyraz pasuje.
Fabuła niesamowicie wciąga, bez problemu można wczuć się w bohaterów, bo są bardzo dobrze wykreowani. Nikt nie jest nijaki, przesadzony, powtarzalny. Każdy posiada własny charakter i pobudki, są niesamowicie ludzcy. Nie ma tu żadnych absurdów, głupich rozwiązań fabularnych, wszystko idealnie do siebie pasuje, jest przemyślane. Kreacja świata, kosmosu w sumie, jest bardzo pełna, a w tej serii to szczególnie ważne, gdyż porusza się dużo problemów społecznych, politycznych, utopijnych. Nic nie jest proste i jednowymiarowe, wątków jest dużo i nad każdym wypada choć chwilę pomyśleć.
Wzruszałem się za każdym razem, gdy ktoś umierał. A główny antagonista bardzo niejednoznaczny i niepokojący, to dobra cecha takiej roli.
To anime o akceptacji, dorastaniu do decyzji, różnicach w pojmowaniu świata zależnie od wieku i pokolenia. O wykluczaniu grup społecznych, o systemie kontrolującym każdą dziedzinę życia, o nietolerancji, agresji na inność, o strachu. O człowieczeństwie i idealnym świecie.
Jeśli miałbym wskazać jakąś wadę, to chyba tę, że pod koniec moje zainteresowanie trochę osłabło, mimo że na ekranie ciągle się coś działo. Odczucie bardzo subiektywne, bo nawet nie wiem, skąd się wzięło.
Bardzo podobała mi się kreska, projekty postaci ładne, mimo zastosowania archaicznego stylu. Tu jest on unowocześniony, ale bez utraty charakteru.
Wypada tylko polecić. 9/10, a co mi tam.
Chyba tylko studio Ghibli potrafi robić takie filmy. Pełne niewymuszonego uroku, z prawdziwymi emocjami, realistyczne, a jednocześnie z bajkową atmosferą.
Nie ma tu nie wiadomo jak skomplikowanej historii: uczniowie bronią stary budynek przed rozbiórką, a dwójka głównych bohaterów odkrywa niektóre fakty ze swojego dzieciństwa. Prócz tego trochę perypetii rodzinnych, więc niewiele tego.
Jak zwykle wiarygodne kreacje bohaterów, nawet członkowie rodziny dziewczynki są dobrze przedstawieni, choć robią właściwie za tło. Niewiele o nich wiemy, ale patrząc na nich, od razu czujemy ten rodzinny, ciepły klimat. Wspólne posiłki, praca w domu – banalne rzeczy, ale ukazane w piękny, zajmujący sposób.
Nie nudziłem się ani przez chwilę, bo to się naprawdę świetnie ogląda. I nie potrzeba patosu rodem z „Clannada” i wielkookich dziewczynek w spódniczkach, by zainteresować widza, by przejął się losem bohaterów bez sztucznego grania na jego emocjach.
Grafika bez zarzutu.
8/10.
Widziałem wiele lepszych serii, jak i wiele gorszych. Oczekiwałem niegłupiej komedii, z oryginalnym podejściem do tematu, czyli, Szerloku, trochę się to z wyznacznikami pokrywa.
I nie stawia się w ostatnim zdaniu tego przecinka.
Dałem temu anime ocenę 6, czyli dość wysoką, ale właśnie mi dajesz powody, by obniżyć.
Nie ma sensu tłumaczyć się z własnej opinii, wszystko zawarłem powyżej.
Koniec tematu.
A ja się nudziłem momentami.
Twoje ostatnie zdanie chyba ma sugerować, że jestem nastolatkiem?
Obejrzane jednym ciągiem, ale… Nie jestem zadowolony, mogło być lepiej.
Z pewnością ta seria ma coś, co ją trochę wyróżnia, ale znów nie na tyle, by została na długo zapamiętana.
To nadal jest komedia szkolna, z jednym tylko wyróżnikiem – „syndromem gimbusa”. Poza tym nie różni się od przedstawicielek swojego gatunku.
„Gimbusy” mają swój urok przez pierwsze odcinki, potem zaczęły mnie irytować, a ostatnie odcinki nużyły. Patos w formie, w jakiej w tym anime się go podaje, zupełnie do mnie nie trafia, nie przejąłem się więc „tragiczną przeszłością” bohaterki (no a jakże, musi być smutno i wzniośle!).
Poza tym… „gimbusy”? Ich zachowanie bardziej pasowało do dzieci z podstawówki, a nawet przedszkola. Zdecydowanie przesadzone.
Jest sporo dobrych scen, bardzo zabawnych, a nawet uroczych, dlatego serię ogląda się lekko i przyjemnie.
O dojrzewaniu, tak. Tylko potraktowane zbyt jednowymiarowo. 6/10.
Ciekawiej niż w serii pierwszej, co rzadko udaje się osiągnąć.
Początek trochę nużył, ale z każdym kolejnym odcinkiem akcja rozwija się bardziej, w połowie serii pędzi już jak szalona. Trudno było się oderwać.
Nadal tego sportu nie lubię, ale to anime ogląda się bardzo dobrze. Niesamowicie interesujące były treningi na „Wyspie Marzeń”, te wszystkie testy, psychologiczne podejście, a potem mecz, który miał z założenia kliknij: ukryte być klęską. To były najciekawsze momenty tej serii, przynajmniej dla mnie.
Goro wyrósł, nabrał mięśni, ale mentalnie chyba nadal jest takim dzieciakiem, jakim był. Arogancki buc, który uważa, że wszystko wie najlepiej i jest w baseballu najlepszy. Zdzieliłbym go w ten pusty łeb za totalny brak pokory, grał mi tym na nerwach. Ale może w kolejnej serii się poprawi? Sezonie trzeci, nadchodzę!
Grupa przyjaciół wybiera się na wycieczkę do domu letniskowego z gorącymi źródłami, w nagrodę za udany festiwal.
Czyli, innymi słowy, okazja do pokazania więcej fanserwisu.
Strasznie nudne i nijakie.