x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
No liczyłem, że będzie bardziej yaoicowe…
...a to ledwo shounen‑aia przypomina. Ledwo. Nawet nie ma pewności, że to jest wątek romantyczny. To, że nie wstydzą się swojej nagości, jakoś mnie nie przekonuje.
Chłopcy fajni, ale wszystko potraktowano tak skrótowo, że nie ma czasu i okazji ich polubić, bo za mało o nich wiemy. Wszelkie odpowiedzi na pewno są w mandze, wyraźnie widać, że starano się podać fakty w skondensowanej formie, by zachęcić do wersji papierowej, ale jako odrębna produkcja nie wygląda to zbyt dobrze.
Kościół znów został przedstawiony jako jakaś mroczna maszyneria zła, mało oryginalne i ciekawe. Fabuła nieskomplikowana, zlepek „modnych” elementów, bo yaoistki generalnie szaleją za wampirami. Ogląda się to dobrze, bo cały czas liczy się na jakąś scenę, która zapadnie w pamięć, niestety – zostaje rozczarowanie.
5/10.
A wygląda tak ślicznie.
Około połowę odcinków obejrzałem uważnie, próbując zrozumieć, kto z kim, po co i dlaczego. Bez skutku.
Nie jestem totalnym laikiem, jeśli o historię Japonii chodzi, okres Bakumatsu znam wystarczająco, by nie mieć bólu głowy przy oglądaniu anime z samurajami. Ale ta seria podaje zdecydowanie zbyt dużo historycznych szczegółów (mapki ze strzałkami, jakieś rozrysowane bitwy, a co to kogo obchodzi?!), żebym wiedział, o co chodzi, a i tak mam silne wrażenie, że twórcy zawarli w tym wszystkim mnóstwo fantazji, wiele scen było kompletnie bez sensu.
Przede wszystkim nuda i tylko ze względu na naprawdę udane facjaty męskich twarzy nie rzuciłem tego w połowie, a wytrwałem do końca. Jedyny promyczek tej serii… Bohaterowie są niestety bez charakterów, mdli, coś tam robią, ruszają się, ale zero w nich życia.
Okropnie nudne, niby się coś dzieje, ale widz nie ma wrażenia, że ta historia w ogóle zmierza do jakiegoś końca. Rozwleczone niepotrzebnie.
4/10.
Krótkie, dobre i sympatyczne.
Zanim się zorientowałem, to już się skończyło, a oglądało się bardzo dobrze. Akcja wciąga, sceny walki ładnie zanimowane, wszystko jest starannie wykonane.
Fabuła specjalnie skomplikowana nie jest, ale nie ma na to po prostu czasu. Spójna historyjka do obejrzenia na jeden raz, dla relaksu.
Serial zdecydowanie należy do udanych, a anime? Niekoniecznie.
Jak w dwudziestu dwóch odcinkach standardowej długości zawrzeć treść z odcinków po czterdzieści minut? Oto jest pytanie… I które odcinki spośród całej sagi SN wybrać?
Zadanie niełatwe, ale nie wyszło tak tragicznie. Od razu widać, kto jest kim, wygląd aktorów odwzorowano dobrze (niestety tylko braci =.=), ale charakter… wszystko jest strasznie spłycone, Dean jest tylko porywczym przystojniakiem, a Sam wrażliwym intelektualistą. Stracili swoje ważne cechy, zostawiając tylko szkielet osobowości. W serialu są zdecydowanie bardziej barwni, niejednoznaczni, a tutaj po prostu nie starczyło na to czasu. Niewiele o nich wiemy, pokazane wydarzenia są odpowiednio skrócone.
Nie chodzi o to, że powycinane i powklejane tak, żeby coś wyszło, bo posklejano to bardzo dobrze i odcinki są spójne, ale o porównanie z serialem, które musi wyjść krytycznie dla anime. Tym, którzy serialu nie widzieli, zaprezentowana fabuła może wystarczy, ale nie ma w niej ukazanego potencjału tego tytułu, tych naprawdę genialnych odcinków. Zbyt krytycznym jednak być nie można, bo zrobiono wszystko, by anime tworzyło zgrabną całość, więc musiano wykorzystać wątek w miarę krótki.
Tylko, na litość boską, COŚCIE Z HUMOREM ZROBILI?! Całą serię czekałem i dostałem tylko Deana narzekającego na brak cebuli w hamburgerze! TO jest zdecydowanie wada. Dranie.
Graficznie bardzo starannie, muzyka też w porządku.
Tylko dla kogo jest ta seria? Fani serialu na pewno będą rozczarowani, a cała reszta też zauważy, że to o wiele za mało i po serial nie sięgnie.
Średniak, z bólem serca. 5.5/10.
Siedemdziesiąt siedem odcinków czegoś, co powinno mieć maksymalnie dwadzieścia cztery… Podsumowanie na początku :D wystarczy?
Szkolna grupa wsparcia? Ile razy można wałkować ten sam motyw, podany w takiej samej formie? Choć przyznać trzeba, że jest to seria najdłuższa o tej tematyce. Ale nawet najbardziej wtórny pomysł może się okazać hitem, jeśli będzie ciekawie i dobrze wykonany. A „Sket Dance” na wykonaniu poległ.
Scenariusz jest na tyle rozlazły, że epopeję by można stworzyć, tymczasem połowa, jak nie więcej, odcinków jest kompletnie niepotrzebna, nawet nie jest zabawna, nie wnosi nic. Są po prostu straszliwie nudne, do wyrzucenia. Głównym atutem „Sketa” miał być humor i rzeczywiście momentami jest on dobry, ale to tylko nieliczne przebłyski. Wszystko jest zbyt naciągane i płytkie, bardzo przewidywalne i niesamowicie moralizatorskie, co mnie zawsze wkurza, gdy jest to tak nachalne. Misja pomagania wszystkim wokoło jest czymś fajnym, ale ta determinacja, że robi się to za wszelką cenę, chyba nawet życia, to jest przegięcie.
Wzorowanie się na „Gintamie” bardzo widać, ale „Gintama” jest w swojej klasie póki co niepokonana, bo ma absolutnie niepowtarzalny klimat i bohaterów. „Sket” tego nie ma, bo jak poważnie traktować postać, która ciągle chodzi z czerwoną czapką z różkami…? To nie podstawówka! A ta zdolność do superkoncentracji… bez komentarza.
Himeko wypadła dobrze, postaci Switcha nie wykorzystano do końca, a główny bohater to jakaś jedna wielka porażka.
To miało wyjść ironicznie, prześmiewczo, absurdalna komedia w założeniu. Tylko gdzieś się pogubiono i to chyba już w założeniach, bo tu nic nie jest wyśmiewane, nie ma w tym żadnego sensu i polotu. Gagów jest pełno, twarze powykrzywiane, przesadzone efekty – ale to zupełnie nie jest zabawne, prócz kilkunastu dobrych scen na całą serię… Zdecydowanie za mało. Przegadanie może być zaletą, ale tu nie jest.
Zbyt mało treści na tak obszerną ilość odcinków, wybitnie brak pomysłu na wykorzystanie tego czasu, jakby na siłę chciano stworzyć tasiemca ze standardowej serii (pewnie i w tym miało być do Ginci podobne).
4/10.
Nie spodziewałem się wiele, ale to już przesada…
Należy zacząć od głównej bohaterki, bo budzi ona tylko jeden wielki wielki, rozpaczliwy krzyk.
Można zrozumieć zabieg, gdzie główna postać nie ma podanego imienia, brzmi nawet całkiem oryginalnie, ale… nie tutaj. Nie w anime, gdzie większość czasu zajmują badziewne przemyślenia i nic nie wnoszące dialogi. Żeby przez dwanaście odcinków nikt nie zwrócił się do głównej bohaterki po imieniu? Przecież każdy słyszy swoje imię przynajmniej kilka razy dziennie! A tu to szczególnie się rzuca w oczy, bo non stop ktoś do niej zagaduje, taka niestety koncepcja rodem z gry, co też jest okropnie widoczne. I bynajmniej nie jest to zaleta.
Nie wiem, jaka jest ta gra, na której podstawie popełniono tę serię, ale musi być lepsza od anime. Nie ma wyjścia. Główna bohaterka jest… jest… tępa. Bardzo. Jedyne dźwięki, jakie z siebie wydaje, to wszystkie odmiany jęków i westchnień, prócz tych zarezerwowanych do anime gatunku hentai. Jest po prostu tak irytująca, że nie miałem siły nawet jej współczuć. Amnezja to poważny problem, dobrze o tym wiem, ale, na boga, nie tak ten proces wygląda. Pannica w całej serii ma mnóstwo okazji, żeby się czegoś o sobie dowiedzieć, czego niby tak bardzo pragnie, a nie wpadło jej do główki, żeby ZAPYTAĆ. Genialne! Normalny człowiek, jeśli by nie pytał wprost, to zadawałby jakiekolwiek pytania poglądowe, może ironiczne, lekko podpuszczające, żeby rozmówca się odniósł do jakiegoś wydarzenia z przeszłości. A ona nic, zero. Kukła na dwóch nogach, ciągle ją tylko szarpią za ręce, mówią do niej, nawet któryś kliknij: ukryte w klatce ją zamknął, a ona dalej nic. Jeśli bohaterka w „Hiiro no Kakera” była porażką, to ta jest… ekhm.
Odrębną kwestią jest wianuszek panów, który się wokół niej kręci. Wszyscy biszowaci, ale… kto ich tak ubrał? Podejrzewam, że tego nawet na ulicach Shinjuku mało kto by założył. Nawet do cyrku się nie nadaje. A chodzą w tym 7 dni w tygodniu, 24 na dobę. Jeśli chodzi o ich charaktery, to puste wydmuszki, nic nie mają sobą do zaoferowania. Próbuje się ich rozpaczliwie ubarwić, nadając im cechy psychopatyczne, tajemnicze i inteligenckie… niby. Wypada to po prostu żałośnie.
Animacja drętwa, ale po co w sumie animować jęki. Najlepsze jest to, że gadają bez przerwy przez dwanaście odcinków, a zakończenie pozostawia tyle luk, że płakać się chce.
2/10, nie ma się co litować.
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
Wszystko fajnie, tylko czemu to tak okropnie nudne…
Pierwsze odcinki obejrzałem dokładnie, ale kompletnie mnie nie zaciekawiło. A historia zdaje się być interesująca, współdzielenie jednego ciała – coś oryginalnego, ale tak wykonane, że… spałem. Nie wiem, może ja się nie mogłem wyjątkowo skupić, ale oglądałem jednocześnie też inne serie i takiego problemu nie było.
Strasznie mi się wlokło to anime, cała fabuła jakaś nużąca. Może ta seria jest dobra, może kogoś nie usypia, ale mnie tak. Lubię takie sensacyjne klimaty, ale tym razem coś nie wypaliło.
4/10.
Mocno przereklamowane.
Rozumiem zwariowaną konwencję dziewczynek w czołgach, jest to jakiś tam pomysł, bardzo moe i niezbyt wysokich lotów, ale jest i taki miał być. Natomiast realizacja…
Trudno ocenić tę serię, gdyż z jednej strony stara się ona być bardzo wiarygodna, realistyczna, a z drugiej to czysta rozrywka, dla której nagina się wiele zasad.
Nie znam się na militariach, w ogóle mnie to nie kręci, ale dużo nieścisłości i głupot wyłapałem nawet ja. Dziewczyny wsiadają do czołgów w mundurkach szkolnych, spódniczkach, bez hełmów nawet. Po coś jednak odzież ochronną wymyślono, w końcu tam niesamowicie trzęsie. Porozumiewają się po prostu mówiąc do siebie, nawet nie krzycząc. Z tego, co wiem, jest to absolutnie niemożliwe… w czołgu panuje okropny hałas, dlatego też używa się radia do komunikowania się. A one nawet beztrosko gadają przez… telefon. Niesłychane.
Liderka wychyla się przez właz, jest praktycznie cała widoczna jak na dłoni podczas walki, bo uważa się za tak małą, że i tak w nią nie trafią. Ciekawe podejście.
Tyle że pociski są jak najbardziej prawdziwe, z całą pewnością szkody czynią duże, ale jakoś zupełnie nie czuje się niebezpieczeństwa trafienia. Może to jakaś wersja light? Nie wiem. W każdym razie takie chuchra JEDNĄ RĘKĄ, jakby plecaczek podnosiły, ładują działo wielkim pociskiem. Nie zakrywają też uszu w chwili strzału i nie mają żadnych problemów ze słuchem w związku z tym. Takich głupot jest całe mnóstwo i nie trzeba być znawcą, by to zauważyć.
Z jednej strony twórcy bardzo dokładnie przedstawiają te czołgi, detale są liczne, maszyny różnią się od siebie, a z drugiej strony zupełnie olewają rzeczy bardziej podstawowe, czyli wymienione powyżej. Albo to, albo to. Duch realizmu przeplata się z totalnymi absurdami i niedopracowaniem szczegółów, a tego nie da się pogodzić. I nie bardzo trafia do mnie argument, że to taka uniwersalna rozrywka i tyle, skoro tak duży nacisk położono na wizerunki czołgów i manewry. Bo dlaczego nie zadbano o wszystko, skoro już tyle zrobiono? Ewidentnie niewypał na tym polu.
Same bohaterki są nudne jak flaki z olejem, niczym się między sobą nie różnią, są pozbawione charakterów. Mnie irytowały, często się też nudziłem.
Piosenki wojenne mnie nie podniecają. Ale grafika staranna.
5/10, bo jednak sam pomysł dość nietypowy.
Takie KyoAni mogę oglądać.
Anime ciepłe, miłe i zabawne. Bez patosu, sztucznych problemów -prawdziwe okruchy życia z sympatycznymi bohaterami.
Oczywiście nie obyło się bez wad, ale jak na to studio, to jestem pełen podziwu. Są obowiązkowe urocze dziewczynki szczebioczące na ekranie, ale nie wypadają aż tak sztucznie, jak się to zwykle widuje. Jedyny młodzian też sympatyczny, choć trochę werwy i charakteru by się mu przydało, w końcu to nastolatek…
Wszystko kręci się wokół mochi, odpowiadał mi ten rodzinny, klaustrofobiczny klimat dzielnicy, choć jednocześnie nie mogłem się też oprzeć wrażeniu, że pomimo realizmu to wszystko jest tak… zbyt ładnie ułożone, zbyt sielankowe. Zbyt urocze. Gruby, gadający ptak na początku był zabawny, potem mnie troszkę nudził.
Animacja bardzo płynna, staranna. Oglądało mi się to przyjemnie, seria poprawna, ale do najlepszych ze swojego gatunku to jej bardzo daleko.
6/10.
Taka tam bajeczka.
Jedyne, czym to anime może się wyróżniać spośród sobie podobnych jest to, że akcja rozgrywa się w Paryżu.
Już po pierwszym odcinku bardzo łatwo domyśleć się, jak będzie prowadzona akcja i jakie „problemy” staną na drodze bohaterów. Wszystko jest bardzo przewidywalne, naiwne, najbardziej uproszczone, jak tylko może być. Poza tym nie obyło się bez idiotyzmów fabularnych.
Te dwanaście odcinków można przetrwać jedynie, gdy polubi się uroczą, małą bohaterkę. Mnie nie drażniła, ale też nie zachwycała ani aparycją, ani charakterem. Przesłodzona mała japonka. Charaktery postaci męskich są oczywiście tak skonstruowane, by bardziej ukazywać jej niewinne cechy charakteru.
Nie ma tu nic odkrywczego, ale oglądało mi się to całkiem przyjemnie przy wyłączonym myśleniu. Dwanaście odcinków to w sam raz, bo po prostu nie ma czym zapełnić tej historii. Miała być lekka i przyjemna – i też takie uczucia może wzbudzać.
Tła ładne, ale z animacją już znacznie gorzej.
Średniak. 5/10.
Na dobra sprawę seria mogłaby się zakończyć na czwartym odcinku i byłbym zadowolony.
Początek zachęcający, pomysł z czytaniem myśli jest na tyle jeszcze mało wykorzystywany, że mogłoby być ciekawie. Niestety nie było.
Scenariusz to kompletna porażka, totalnie przewidywalny, pełen dziur logicznych, naiwny do bólu.
Główna bohaterka nie ułatwia sprawy, bo prócz pisków i oburzania się na zbereźne myśli (które wcale tak zbereźne nie są) niewiele sobą reprezentuje. Jest po prostu skrzywdzona przez wielkie „S” i tyle. Jej adorator z początku wydaje się wnosić coś oryginalnego, jest rozbrajający, szczery, taki prawdziwy. Niestety, to mylne wrażenie, bo jego postać jest z odcinka na odcinek pogrążana coraz bardziej. Szybko staje się kolejnym ecchi napaleńcem, któremu tylko jedno w głowie. Żenujące.
No i oczywiście są też te wzniosłe sceny, które mają wzruszać, bo są łzy i dramatyczna muzyka w tle. Do mnie to było? Bardzo trafnie to recenzent opisał.
Zbyt płytkie, by się dobrze bawić. I raczej dla młodszej widowni, tylko czy te odniesienia ecchi wtedy… są na miejscu?
Jak na komedię, to bardzo mało zabawne, wieje nudą na kilometr. Jako romans – jeszcze gorzej. Jako dramat – bez komentarza.
4/10. Tak, o tej serii się szybko zapomni.
No, to lubię.
Zachwyciłem się w pierwszej minucie i trzymało mnie aż do końca.
Autentycznie się wzruszyłem, gdy dziadek kliknij: ukryte upuścił tak ważną dla siebie fajkę. Za pomocą takiego drobiazgu można poruszyć widza, to wspaniałe.
Cały ten minimalizm historii i tematyka starości, zupełnie pomijana w anime, są bardzo oryginalne, bardzo prawdziwe. Bo o tym się nie mówi, bo to nie jest modne, bo brzydkie.
Dopieszczone graficznie, muzyka oddaje klimat.
Samo anime jest pretekstem do rozmyślań, interpretacji, które mogą być różne, ja tu jednak widzę raczej smutek.
Bo przemawia bez słów. I za to 10/10.
Właściwie to spodziewałem się czegoś bardziej inteligentnego. Dostałem nieśmieszną komedię, a na końcu tak jakby dramat?
Stwierdzenie, że jest to seria o złodzieju, który okrada złodziejów, mającego smutną przeszłość, a w tle kroi się spisek przeciwko Japonii – wcale nie jest takim wielkim skrótem. Bo to anime wiele więcej sobą nie przedstawia.
Główny bohater jest, jaki jest, poczciwy, wesoły, szlachetny i żałosny w swoim hazardowym pechu. Świetny seiyuu go nie ratuje, bo humor w ogóle nie śmieszy. Gagi są, ale jakoś „obok” widza, właściwie niewiele interesowało mnie, co się dzieje na ekranie.
W pierwszej połowie serii nudy nie ma, natomiast w drugiej, gdy pojawia się patos, i to w sporych ilościach, już tak. Kompletnie do mnie nie trafił, po prostu średnie wykonanie.
Styl rysowania postaci pasuje do bajki, nie jest jakoś szczególnie wierny kanonom piękna anime, pewnie też dlatego seria przeszła zupełnie bez echa.
Obejrzeć można, ale to po prostu jeden z wielu średniaków. 5/10.
Jedna z bardziej zwariowanych komedii, zdecydowanie nie da wszystkich.
Humor obfituje w gagi, lekko mówiąc, niesmaczne (dosłownie i w przenośni), choć ja się uśmiechnąłem na widok muchy podgrzewającej odchody w mikrofalówce xD
Scen z taką tematyką jest dużo, wszystko jest wzięte w bardzo duży nawias. Innymi słowy – trzeba taki humor po prostu lubić i trawić. Przypomina ten z „Gintamy”, ale jest jeszcze bardziej „brudny”.
Demoniczny misz‑masz, fabuła epizodyczna i naprawdę mało sensowna, ale o to w tym chodzi. Większość bohaterów to po prostu sadyści…
Tej treści i sensu jednak powinno być trochę więcej, ale jest jeszcze seria TV, w której się wątek fabularny pewnie zmieści, bo trzy odcinki OVA to stanowczo za mało.
6/10.
Wygląda na coś bardzo ambitnego, ale niestety nie podołało.
Ogląda się to świetnie, dobra rozrywka, momentami nawet bardzo dobra. Niektóre sceny dosłownie wgniotły mnie w fotel, zrobiły ogromne wrażenie. Fabuła też jest dobra, jest konkretny wątek fabularny, agenci mają się za kim uganiać, a sam Makishima… bardzo mi się spodobał, od razu go polubiłem, a gdy kliknij: ukryte zostaje ujawniona prawda, że być może to nie on jest tym „złym”, to polubiłem go jeszcze bardziej. kliknij: ukryte Szkoda, że tak tragicznie skończył, choć bezsprzecznie swoje na sumieniu miał.
Reszta bohaterów jest zbytnio z szablonu cięta, są stanowczo zbyt przewidywalni. Sam pomysł kreacji świata jest dobry, ale kuleje w szczegółach. Wszystko ogólnie bardzo fajnie, póki nie zacznie się w to zbytnio zagłębiać. Mimo to jest zrobione na tyle dobrze, że nie przeszkadzało mi to w oglądaniu.
Grafika… dobra, momentami nawet bardzo, a chwilami… Koszmarna! Jak dziecko pisakiem po tablicy, straszne bazgroły.
Mimo wad czekałem na każdy kolejny odcinek. Wciąga, dobra rozrywka.
7/10.
Nie przesadzałbym z zachwytami tylko dlatego, że autor jest kim jest, a w tle leci muzyka na fortepianie.
Rozumiem nostalgię, melancholijny nastrój, niedopowiedzenia, sceny będące zaledwie urywkami pozostawiającymi więcej pytań niż odpowiedzi, ale…
Nie dość, że anime jest tak krótkie, to zbyt enigmatyczne, choć w sumie czego oczekiwać po dwóch minutach animacji. Przez to bardzo szybko ulatuje z pamięci.
Ładne, owszem. Dobre, tak. Nostalgiczne, tak. Ale nie zaszkodziłoby pięć minut więcej.
6/10.
Pięćdziesiąt odcinków dobrego dramatu z akcją.
Długa seria, ale właśnie taka ilość odcinków pozwala na dogłębne poznanie bohaterów, polubienie ich i przeżywanie razem z nimi, a jest co śledzić.
Pomysł wydaje się być z początku dość oklepany, jakieś potwory, przekonująca się do walki dziewczyna wyrwana z normalnego życia, kliknij: ukryte dualizm jej i Divy. I właśnie dobrze tu widać, że czasem nie pomysł się liczy, a dobre wykonanie.
Świetnie się to ogląda, ani jeden odcinek nie był nudny czy zbędny, a to sztuka. Charaktery postaci rozwijają się w sposób bardzo naturalny, stopniowo, wszystko jest odpowiednio umotywowane. Zdają się być bardzo realni i ludzcy. O ile rozwój Sayi był dość przewidywalny, o tyle kliknij: ukryte jej brat ewoluował w naprawdę dojrzałego i odważnego mężczyznę, co takie oczywiste nie było. Hagi jest niewzruszony w swym milczeniu, bardzo podobała mi się jego wierność i oddanie Sayi. O każdym bohaterze można coś powiedzieć, wszyscy mają swoje historie.
Fabuła zajmująca, wyraźnie widoczne jest łagodne przechodzenie od epizodów walki do kilku odcinków spokoju, korzystny układ.
Na uwagę zasługuje piękna aria operowa w wykonaniu kliknij: ukryte Divy, która przewija się też jako tło wielu scen. Tworzy nastrój.
Nie ma się co zrażać objętością serii, mi ten czas minął bardzo szybko.
8/10.
Wszystko fajnie, dopóki się nie kończy.
Kolejne anime, któremu trzeba zaniżyć ocenę przez chamskie zakończenie.
Wrażenia jak po „Zombie Loan” – ciekawe, wciągające, coś je wyróżnia spośród innych, a tu nagle takie coś. Strasznie irytujące. Niewybaczalne! Do czasu, aż się zapomni.
No właśnie. Seria jest tak absurdalnie krótka, że ledwo zdąża się poznać trochę lepiej bohaterów, a już się kończy. A są oni naprawdę fajnie skonstruowani, no i jest bisz! Mimo swojego introwertycznego charakteru nie wychodzi na mruka i nie gra głównej mimozy z tragiczną przeszłością. A takie wątki się pojawiają, tylko że bohaterowie są zdania, że „co było, to było, ważne jest to, co przed nami”. Nie wygłaszają ckliwych przemówień, mają dość zdrowe podejście do życia, prócz tego, że jeden z nich jest złodziejem :D To trio byłoby znacznie ciekawsze, gdyby dorobiono choć trzy odcinki więcej, a tak są potraktowani zbyt skrótowo, by zapamiętać ich na dłużej.
Główna bohaterka zdawała mi się być za młoda na pocałunek z jednego odcinka. Nie miała jeszcze piętnastu lat, a… mniejsza. Z kolei jej reakcja na ten fakt – świetna. kliknij: ukryte Żadnej rozpaczy, że „oto zostałam skalana na wieki” czy inne dyrdymały. To jest fajne, ale w kilku scenach wypada ona zbyt pozersko, co jest cecha jej charakteru, ale jednak mnie irytowało.
Jest tutaj pomysł na coś oryginalnego, ale zastosowany brak jednej linii fabularnej, epizodyczność fabuły w ogóle nie pozwala się mu rozwinąć, bo w efekcie dostajemy jedynie średnie przygody trojga indywidualistów, jedynie coś na ząb, a nie pełnowartościowy posiłek.
Zdecydowanie nie pomaga też uboga grafika, szczególnie braki w mimice twarzy raziły w oczy.
Świetny opening, wpada w ucho.
6/10.
Chyba śmiało mogę nazwać ten tytuł klasyką anime haremu.
Wiedziałem, że pojawi się dużo postaci żeńskich, które zawsze z trudnością rozróżniam, ale tym razem nie miałem z tym problemu. Wszystkie są charakterne, każda jest indywidualnością, a gdy zbierają się razem… no cicho nie jest.
Fajnie wykreowane, specyficzne postacie, ale Tenchi… litości. Chłopak o twarzy jak księżyc w pełni, żeby nie powiedzieć kajzerka, mało kiedy się odzywa, a jak już mówi, to się okazuje, że właściwie równie dobrze może nadal milczeć. Stojak dla wiszących na nim dziewczyn, po prostu.
Przedstawione tu wątki romantyczne są niesamowicie niewiarygodne, nie wiadomo właściwie dlaczego, kto i kiedy się się w tym, pożal się boże, bohaterze zadurza. Co one w nim widzą? Nie mam pojęcia. Przystojny nie jest, nawet charakteru mu brak. Niepojęte.
Fabuła niestety mnie nudziła, połowę odcinków bym z tej serii wywalił. Niby jakieś wydarzenia się rozgrywały, ale tak naprawdę wcale mnie nie interesowało, jak się to wszystko skończy. No nudne.
O wiele lepiej wyszły gagi, w porównaniu z linią fabularną.
Uwaga: opening błyskawicznie wpada w ucho, jeden w najbardziej chwytliwych, jakie słyszałem.
4.5/10.
Krótkie, treściwe i niepokojące.
Trochę za mało jednak tego klimatu grozy jak dla mnie, no i… kliknij: ukryte ludzie umierający jednocześnie? Przecież w każdej sekundzie umiera na mnóstwo ludzi, więc jak by to było możliwe? Trochę tłoczno i… międzynarodowo. Ale rozumiem, że ten „czyściec” jest tylko na obręb Japonii :D
A końcówka właściwie nie daje odpowiedzi na pytanie, kliknij: ukryte dokąd się każdy z nich wybrał. I tak właśnie jest dobrze, można różnie interpretować tę historię.
Graficznie staranne, aż miło patrzeć.
Nie miałbym nic przeciwko, gdyby zrobiono z tego serię OVA.
A ten wyznacznik „sportowe”... bardzo mylący.
8 dam. Co mi tam.
A jednak fajne.
Pierwsza połowa serii bardzo mnie rozczarowała, byłem pewien, że będzie znacznie ciekawiej, sensowniej. Tymczasem popełniano nawet błędy typu: przedmioty w jednej scenie są, w drugiej nagle giną.
Ciamajdowatość Shinozakiego po prostu irytowała, coś okropnego. Dwanaście odcinków skrajnej naiwności scenariusza, no zapowiadało się fatalnie, ale gdy tylko zaczął się wyścig…
...zmiana nie do poznania. Emocje, napięcie, zwroty akcji – kto by pomyślał, że wyścig kolarski może być tak ciekawy. A właśnie – wyścig. Tylko jeden na całą serię, ale za to jaki rozbudowany. Wyraźnie widać, że trasa jest bardzo długa i trudna, nie da się jej przejechać w kilka odcinków.
Oglądając, niemal czułem wysiłek i zmęczenie kolarzy, bo nie ma tu żadnych nadnaturalnych zdolności, wszyscy się męczą, nawet sportowi geniusze. Do pewnego momentu w swej naiwności wierzyłem, że zgodnie z kanonami shounen kliknij: ukryte to Shinozaki wyścig wygra, ale zostałem pozytywnie zaskoczony, bo zrobiono coś zupełnie odwrotnego :D Postawiono po raz kolejny na realizm, kliknij: ukryte bo ktoś, kto dopiero nauczył się jeździć na rowerze, po prostu nie nie może tak od razu mieć takich osiągnięć.
Bohaterowie wiarygodnie skonstruowani, nie podobały mi się jedynie niektóre sceny patetyczne z ich udziałem oraz gapowatość i kretynizm głównego bohatera na początku, reszta wypadła ciekawie i dobrze.
Bardzo dobry opening.
6/10.
Twórcy nawet nie próbują ukryć, że jest to tylko reklamówka… Bezczelne.
Kapitalna seria, błyskawicznie przeze mnie obejrzana. Akcja wciąga, jest zabawnie, ciekawie i tajemniczo, czyli ma wszystko to, co dobra rozrywka mieć powinna.
Od razu do gustu przypadł mi główny bisz, czyli Shito. Wzór biszowatości, taki milczący i niedostępny. No i śliczny. Tragiczną przeszłość musiano mu dać w pakiecie, bo to przecież wymóg, ale nie znęcano się nad nim za bardzo i nie rozwijano tego wątku, dlatego nie drażnił.
Nawet główna bohaterka wypada dobrze, bo jest dość nietypową okularnicą i, co ważne, nie ma tu żadnego wątku miłosnego! Żadnego zakochania, ukradkowych spojrzeń, nic. To się chwali! Choć mam wrażenie, że gdyby seria miała odcinków dwadzieścia kilka, to by się taki pomysł pojawił…
No właśnie… seria jest tak urwana, że ryczeć się chce. Twórcy nawet nie próbują jakoś tam zakończyć choć jednego wątku, kompletnie nic. Wręcz wstawiają kolejne na sam koniec, tylko po to, by widza porządnie zdenerwować.
Uczucie niedosytu jest ogromne, bo anime byłoby naprawdę udane. Jest dobry pomysł, fajni bohaterowie, zwięźle prowadzona akcja. Jest wszystko, co być powinno, prócz zakończenia. Bardzo chamsko.
A kreska charakterystyczna, podoba mi się.
6/10, bo fajnie się oglądało. Do czasu.
Nuda do kwadratu.
Serie sportowe bywają naprawdę wciągające, temu się za nie czasem zabieram, ale tym razem wybór jak kulą w płot.
Już na początku zgrzytało, cały ten wątek z przeszczepionym sercem jest bardzo niesmaczny po prostu. I medycznie jest kompletną bzdurą, którą w dodatku bardzo się tu usprawiedliwia, próbuje jej nadać patetyczny sens. Po przeszczepie, z tego, co wiem, nie wolno uprawiać takich wysiłkowych sportów, nie tak szybko, praktycznie dopiero po latach. A podarowany organ nie wystarcza na całe życie, więc co, chłopak nagle przerwie karierę, bo zabraknie mu tego, co daje mu talent? Paranoja. I to przejmowanie kontroli nad ciałem… coś okropnego.
Mniej więcej w połowie już przewijałem, bo było to nie do zniesienia. Mecze nudne jak flaki z olejem i jeśli ktoś piłki nożnej, prawdziwej, w telewizji nie lubi, to tutaj chyba zaśnie. Bo w prawdziwym meczu dzieje się więcej i bardziej ciekawie.
Jedynym plusem jest równolegle prowadzona tematyka żeńskiej piłki nożnej, tego jeszcze nie było, no i właściwie się o tym nie mówi. I to na tyle.
Zbyt nudne, 3/10.