x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Gdzieś kiedyś widziałem też historie Louisa Slotina – na wiki słabo jest przedstawiona, ale wyglądało to mniej więcej tak – do jego labo przyszli pracownicy i chciał im udowodnić, że jądro broni atomowej może wybuchnąć tylko w odpowiednich warunkach. Do tego celu używał śrubokrętu, którym podważał osłonę, która odbijała neutrony inicjujące reakcję łańcuchową, jednak śrubokręt mu się wyślizgnął, osłona zamknęła się, a samo jądro przekroczyło masę nadkrytyczną i uwolniło ogromne ilości promieniowania. Na szczęście i niestety, Louis Slotin zmarł parę dni później na chorobę popromienną, ale jego koledzy przeżyli, gdyż wystarczająco szybko odrzucił jedną z części osłony i przerwał reakcję.
No i może co to jest ta masa nadkrytyczna – do uwolnienia reakcji łańcuchowej jest potrzebna odpowiednia ilość energii, która jest dostarczana przez neutrony, które wydzielają się podczas rozpadu jądra. Jednak aby neutrony te wywołały więcej niż jedną reakcję, jądro musi być odpowiednio gęste, lub utrata neutronów z ośrodka musi być jak najmniejsza, praktycznie równa zeru. Dlatego jądro bomby jest podzielone na części, lub umieszcza się je w osłonie, która jest zamykana podczas wybuchu ładunków konwencjonalnych. Gdy dojdzie do zwiększenia gęstości jądra (czyli zmniejszenia objętości, gdyż masa zostaje zachowana), lub zamknięcia drogi ucieczki neutronów, jądro osiąga masę nadkrytyczną, zachodzi reakcja łańcuchowa i uwalniana jest energia, która odpowiada za siłę bomby atomowej.
kliknij: ukryte P.S. Wszelkie informacje zawarte w akapicie 1. są tylko moimi skrawkami pamięci z fizyki. Nie karćcie mnie za to mocno, jeśli coś jest źle. Liczę, że jeśli popełniłem błąd, to jakiś fizyk mnie naprostuje, bo w sumie to mnie teraz to mocno zainteresowało.
kliknij: ukryte P.S. 2 Akapit trzeci to oryginalna notatka z mojego zeszytu, podyktowana przez mojego nauczyciela fizyki – jeśli coś w niej jest źle – pretensje do niego, nie do mnie :D
Re: Nie cierpię czegoś takiego
Re: Nie cierpię czegoś takiego
...jak można podwyższyć 10/10? Tu wszystko tak idealnie spasowało, że i bez tego dałbym 11/10, gdybym tylko mógł. Fabuła ciekawa, motyw połączenia tych bohaterów przez Heartseed'a oryginalny, jedne z lepszych relacji międzyludzkich w okruchach życia jakie widziałem – no spoko, ale to są znamiona DOBREJ produkcji, a nie genialnej. I właśnie – dlaczego to jest takie dobre? kliknij: ukryte Nawet to, że Taichi wybrał Inabe zamiast Iori przyjąłem jako coś normalnego, gdyż rozumiałem jakie uczucia nim kierowały! W życiu jeszcze nie zaakceptowałem tego, że główny bohater wybrał inną chorągiewkę niż ta, którą ja mu pisałem od początku serii! Liczę, że ktoś mi odpowie na moje pytanie, bo trapić mnie ono chyba będzie do końca życia…
No i oczywiście 10/10.
Re: Nie cierpię czegoś takiego
Re: Zniechęcenie
Zniechęcenie
Re: Nie cierpię czegoś takiego
Re: Nie cierpię czegoś takiego
I to mnie właśnie tak irytuje. I to miałem na myśli pisząc te wszystkie moje komentarze :)
Re: Nie cierpię czegoś takiego
Mówisz – masz. Moderacja
Re: będzie też live action
Ja rozumiem, że globalizacja itp, no ale bez przesady…
Co do samej produkcji – lekkie, przyjemne, takie w sam raz na popołudnie, pomiędzy nauką – na odstresowanie. Co do bohaterów, to nie będę się wiele wypowiadać, bo najpierw obejrzałem anime, a później sięgnąłem po mangę, więc nie mnie oceniać jak oni wypadli w serii TV, bo tych z pierwowzoru widzę przez pryzmat anime. Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że Makita denerwuje mnie w obu przypadkach, Kou nie jest typem bohatera, za którymi przepadam, ale moim zdaniem seiyuu i graficy dali radę w wyratowaniu tego 'przeżyłem coś ciężkiego, więc się zamknę, całkowicie zmienię, obrażę na świat, jednocześnie zostając takim jak byłem w głębi duszy' bohatera. Kominato to typ bohatera, któremu nie wiele potrzeba, żeby go polubić, stąd pewnie tak mało czasu antenowego ma. Już wspominałem o Murao – jej animowana wersja jest po prostu brzydka na tle tej z mangi, ale ogółem postać tajemnicza. Na siłę, bo na siłę, ale jednak. No i Futaba. Ciężko coś o niej powiedzieć, bo to po prostu typowa nastolatka, która 'coś przeszła' w życiu i zgaduję, że całą serię będzie próbowała uwieść Kou (nie patrzę na mangę w tym przypadku).
Osobiście liczę, że nie zakończą tej przygody szybko i wypuszczą drugi sezon, bo będzie mi strasznie przykro, jak zakończą to na siłę. Chociaż jak wiemy – nie ma kasy, nie ma produkcji… Tak więc kupować ludzie DVD, kupować! Liczę na was!
Re: ep9
Co do tego 'kocham', to nie będę się kłócić – każdy ma swoje zdanie, a jednoznaczne określenie definicji tego słowa nie jest możliwe. Jednak dla mnie jest ono zarezerwowane dla ścisłej grupy osób, stąd nie mogę pojąć waszego punktu widzenia. Albo inaczej – rozumiem je, ale nie potrafię przyjąć do świadomości tego faktu, że można kogoś 'kochać jak kogoś'. Dla mnie 'kochać' to 'kochać' i tyle.
Informacja dla osób narzekających na realizm tej serii – na co liczyliście? :D To ma być po prostu seria o przyjaźni, wspólnej pasji, szkolnych przygodach, z lekkim charakterem dramatu, okraszona tonami cukru, kremu waniliowego, lukru, a na to wszystko jeszcze kolejna tona cukru. Jak dla mnie wszystkie te wady tej serii są tak 'zgrabnie' przykryte ów słodkością, że moim zdaniem nie ma co narzekać. Mocne 8/10, za ów słodkość.
Re: 8
Re: 8
Re: Ach, ta cnotliwa Futaba :)
Tak, akcja z pośrednim pocałunkiem była co najmniej żenująco przesadzona – nie spotkałem nikogo, kto by tak reagował.
Re: Ach, ta cnotliwa Futaba :)
Nie cierpię czegoś takiego
Najbliższe dwa odcinki widzę tak:
-przybycie 'Sił Ratunkowych Kanekiego' do dzielnicy 11,
-wkroczenie Aogiri Tree
-walka z Aogiri Tree
-pomoc CCG naszym ukochanym ghoulom
-walka Touki z jej bratem (ona wygrywa, bo w końcu wątek romantyczny musi być z Kanekim poprowadzony do końca),
-walka Kanekiego z Jasonem, gdzie ten pierwszy będzie sromotnie przegrywał,
-akceptacja i całkowita kontrola mocy Rize przez Kanekiego
-pokonanie Jasona przez Kanekiego i Juuzou (który w pewnym momencie dołączy do walki), wszyscy stają się szczęśliwi, wszyscy się akceptują, tolerują, pomagają, jest balanga, szał, ogółem kraina mlekiem i miodem płynąca – tzw. Happy End
-wyznanie miłosne Touki względem Kanekiego, oraz przywrócenie go do stanu normalnego przez ukochaną i Happy End[1]
Nie zapominajmy również o tym, że z paplaniny, która będzie wstawiona pomiędzy walkami, (czyli tym, co najbardziej w tej serii widowiskowe) będzie można zrobić spokojnie z 1,5 odcinka. Może przesadzam, ale spokojnie mogę powiedzieć, że w 70% mam rację i nie sposób z tym się kłócić – każda tego typu seria ma takie samo zakończenie. Ocena przeze mnie nie będzie w ogóle wystawiona obiektywnie, bo pomimo tego, że fabuła poprowadzona typowo dla tego typu serii – bez większych rewelacji, a grafika i muzyka spoko (szczególnie graficznie fajnie wyszły im te kagune, a OP/ED są wg mnie boskie), to nie jestem w stanie dać takiej serii więcej niż 1/10 – za zniszczenie tak dobrej mangi nie należy się nic innego. Ale podkreślę, to tylko moje zdanie.
Odnośniki:
1. Alternatywne zakończenie w wypadku, gdyby jednak Kaneki nie opanowałby mocy Rize, która pochłonęłaby go i wpadłby on w szał.
Re: ep9
Re: Mam od tego ludzi.
kliknij: ukryte Odcinek 10. Co tu dużo gadać. Wszystko chyli się ku szczęśliwemu końcowi, pomimo tego, że jeszcze jeden czy dwa odcinki temu była to jedna, wielka drama. Już na samym początku jesteśmy obdarowani bezsensownym rozwiązaniem do bezsensownej sprawy. Twórcy nakręcają całą sprawę z lesbijską miłością Sacchan, po czym okazuje się, że nie potrafi ona wybrać pomiędzy chłopakiem a dziewczyną – czyli jest biseksualistką. Taki suprise! Brawo chłopaki z produkcji, to wam wyszło. Wielki plus za to, mimo że wątek bez najmniejszego sensu, to zakończenie którego mało kto się spodziewał.
Powrót Yukiego, który znowu jest 'kakkoii', jego relacje z Yaną wracają do normy po serii dziwnych SMS‑ów.
Touko odwiedza rodziców Kakeru, którzy zapraszają ją na herbatkę do namiotu (rotfl) i opowiadają z d^&y o przeszłości syna. Po tym Touko wpada na pomysł, żeby porozmyślać sobie o życiu ukochanego, spacerując przez miasto i patrząc przez różową kulkę szkła na różne miejsca w jej równie ukochanym mieście. Sceny typowo zapychające czas antenowy (szczególnie ta z dwiema dziewczynkami). Następnie idzie do szkoły, wita się z kogutem, który nie okazuje się być tym, którego szuka, a gdy już go odnajduje, ten prowadzi ją do… Kakeru oczywiście. W końcu uświadamia sobie, że to co ma w wizjach, może nie być przyszłością! Brawo! Złota Lornetka za spostrzegawczość dla tej pani! A tak na serio, to scena, która mocno wyróżniła się na tle innych, z powodu tego, że protagonistka w końcu pokazała, że umie używać mózgu! Zajęło jej to całe 10 odcinków, żeby do tego dojść, ale się udało! Brawo!
Kakeru, Kakeru, Kakeru… O co w tym biega? Dlaczego jest ich trzech? Chyba tego nigdy nie zrozumiem, jaki był zamysł twórców, nawet jeżeli odpowiedź podadzą mi na tacy… Dzisiejszy odcinek był dla Okikury jednym z ważniejszych – w końcu zrozumiał, że kocha Touko! Jakby tego wcześniej nie wiedział. Jakby sam nie mógł do tego dojść, bo to w końcu kolejny bystry chłopaczyna, który po prostu nie radzi sobie w obliczu pięknej dziewczyny, przez co potrzebna mu pomoc w zrozumieniu tego faktu ze strony dziewczyny, która go nienawidzi i jej chłopaka z 'magicznego trójkąta'. Serio…? Twórcy, serio…? Stworzyć postać, która całą serię zachowuje stoicki spokój, (a przynajmniej stwarza takie pozory), jest lekko irytująca, lecz bądź co bądź charyzmatyczna, po czym wpada w zakłopotanie, bo nie słyszy prześladujących go głosów (przeważnie, człowiek słyszący głosy ucieszyłby się z tego faktu, że stracił ten 'przywilej', jednak to jest anime) oraz nie wie czy kocha dziewczynę, którą już raz pocałował… To co, ten pierwszy pocałunek nic dla niego nie znaczył? Bo chyba czegoś nie rozumiem… Tak jak lubię tą postać, bo nie lubię jak z kogoś robi się kozła ofiarnego, tak z całą przykrością muszę stwierdzić, że w dzisiejszym odcinku nie popisał się chłopaczyna, oj nie popisał… Chociaż to nie jego wina, tylko twórców.
No a skoro przy pocałunkach jesteśmy, to ta scena zaraz po '...sprawię, że to co widziałaś będzie rzeczywistością' (czy jakoś tak) była komiczna xD Pojawia się ładny obrazek, gdzie para TxK są w namiętnym objęciu, a ich usta złączyły się i stworzyły jedność, po czym… pojawia się kurczak! xD Twórcy, po raz kolejny – serio…?
Podsumowując – po raz kolejny dostaliśmy odcinek o niczym. Kolejny odcinek, który potwierdza tezę pana z komentarza głównego, że seria jest o niczym. I sam pomysł stworzenia serii o niczym nie jest zły – SAO bardzo ładnie to wyszło. Pokazali, że samą akcją można stworzyć dzieło, które będzie lubiane i uważane za arcydzieło w danym gatunku, przez sporą liczbę osób. Jednak twórcy Glasslip zapomnieli o jednej rzeczy – czym zapełnić to 'nic'? Jak już wspomniałem, w SAO jest to akcja, a tu… no właśnie, co?
W anime typu Slice of Life potrzebne są dobre postaci, bo to one głównie napędzają serię, ale do tego potrzebna jest jakaś fabuła. A jak stworzyć fabułę w serii, która ma być o niczym? Tu chyba twórcy się przeliczyli ze swoimi możliwościami. Może taki sposób istnieje, ale ta seria jedynie pokazuje, że taka mieszanka nie działa.