x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Dużo w tym sezonie wychodzi serii w szeroko pojętej konwencji fantasy, co niesamowicie mnie cieszy. Niektóre szlajają się po dnie (Granblue), niektóre są specyficzne (Berserk), a niektóre mają potencjał na bycie naprawdę dobrymi (Re:Creators, Virgin Soul). Kurde, nawet Boruto dał mi 20 minut niezobowiązującej rozrywki z delikatną nutką nostalgii. Z tych co na pewno jeszcze zobaczę to mam nadzieję co do Zero Kara Hajimeru Mahou no Sho. Zapowiada się naprawdę ciekawy sezon.
Wygląda na to, że mamy zwariowaną komedię sezonu. Na razie wariactwo aż tak się nie narzuca i mam nadzieję, że ta delikatna granica między śmiesznymi losowymi zdarzeniami a bezmózgim bełkotem nie zostanie przekroczona. W tej nadziei utrzymują mnie całkiem niezły zestaw postaci i wątek pocałunków, który daje okazje do mnóstwa gagów. No, oby tak się utrzymało.
Warto zobaczyć ten pierwszy odcinek, bo coś czuję, że będzie to całkiem niezła seria.
Dlatego z góry nastawiam się na podobne wrażenia jakie miałem przy czytaniu mangi – tj. nienajlepsze. Szczególnie, że poprzedni sezon trzymał się mangi dosyć wiernie, a nic nie wskazuje, że teraz miałoby być inaczej. Od strony technicznej wygląda to tak samo jak końcówka poprzedniego sezonu, czyli lepiej niż początek i w miarę przyzwoicie. Efekty dźwiękowe nadal leżą i reżyseria nadal przyprawia o mdłości. Niestety, ta część chyba nie sprawi, że i tym razem przymknę oko na te wszystkie niedociągnięcia.
Czas pokaże co z tego będzie. Na razie ani ziębi, ani parzy, ale liczę, że się rozkręci.
Popraw mnie jeżeli źle Cię rozumiem. Widać, że znasz reputację Studia Deen jeśli chodzi o wykonanie techniczne ich anime. I mimo wszystko, że jest ogólnie znana fuszerka jaką (zazwyczaj) odstawiają, to zamiast ich krytykować, chwalisz ich za to, że znowu odstawili fuszerkę? Wiemy, że zatrudnili jako lead animatora gościa, który sam siebie krytykował za to jak słabo wykonał połowę pierwszej części Konosuby, więc Deen podjęło świadomą decyzję o obniżeniu standardu własnej produkcji. Efekt jaki jest każdy widzi i potrafi ocenić po swojemu. Ja na przykład uważam, że nic nie usprawiedliwia takiego spadku jakości. Czy była to autoparodia (co na mnie nie zadziałało, bo nie śmieszyło), czy nieudolność, czy próba oszczędzenia na hajsie nie ma znaczenia.
Wygląda na to, że obędzie się bez melodramatu, za to z humorem i ciekawymi postaciami! Cieszę się niezmiernie, bo napaliłem się strasznie na ten sezon a do tej pory raczej bieda.
No bo jak coś jest niedokładne, to jest to złe. Jakby Konosuba miała jeszcze jakiś swój własny styl, gdzie ta niedokładność byłaby uzasadniona, ale my mówimy o czymś co wygląda gorzej niż poprzednia seria, a nie o brakach w animacji uzasadnionych konkretnym stylem.
Jeżeli komuś nie przeszkadza jakość animacji to spoko. Ale skoro sam chyba potrafisz stwierdzić, że animacja w Konosubie 2 dobra nie jest, to czemu się dziwisz, że ludzie na to narzekają? Zresztą, jak dla mnie to lepiej by było jakby ten powiew świeżości zapewnili nam poprzez wprowadzenie jakiejś ciekawszej historii, ciekawszego świata albo przynajmniej jakichś autentycznie śmiesznych gagów, a nie obniżając standardy animacji. Już jestem w stanie zaakceptować twierdzenie, że obniżenie tej jakości było celowym zamysłem (chociaż uważam, że celem było zaoszczędzenie hajsu, a nie coś głębszego), ale próba dorobienia teorii, że Studio Deen uważało, że tak najlepiej dodać swojej serii czegoś nowego to już mocna przesada. Fanboizm fanboizmem, ale chyba wypada czasem spojrzeć na coś z szerszej perspektywy, a nie cieszyć się, że ktoś dał Ci wadliwy produkt i jeszcze go za to usprawiedliwiać.
Dokładnie. Wystarczy spojrzeć na top listę MALa by to potwierdzić. Clannad: After Story > Clannad, 3 sezon Haikyuu > 2 sezon Haikyuu > 1 sezon Haikyuu, 2 sezon Code Geass > pierwszy sezon, 2 sezon Rakugo > pierwszy sezon, 2 sezon Mushishi > pierwszy sezon, itepede…
Zresztą, to że coś jest bardziej popularne nie znaczy, że jest lepsze…
Macross opowiada w zasadzie o kontakcie między ludźmi a kosmitami i o problemie ze wzajemnym zrozumieniem. Lema proszę się nie spodziewać, ale konflikt jest pokazany dosyć wiarygodnie, a jego ostateczne rozwiązanie jest bardzo dobrze zrobione.
Drugą osią fabularną są perypetie miłosne młodego pilota Hikaru, uwikłanego w trójkąt romantyczny ze wschodzącą gwiazdą popową Minmay i jego przełożoną Hayase. I tu należą się wielkie pochwały dla twórców, bo trójkąt ten bije na głowę większość innych trójkątów jakie widziałem w anime. Jest to tylko i wyłącznie zasługa obu pań, bo Hikaru ma zdolność podejmowania decyzji ośmiolatka przed witryną sklepu z zabawkami. Na szczęście twórcy poszli też po rozum do głowy i zaprezentowali nam definitywnie który ze związków przetrwa, za co jestem niezwykle wdzięczny. Otwarte zakończenie mocno zrujnowałoby odbiór całości.
Ostatnią kwestią, którą konieczne trzeba poruszyć omawiając Macrossa to muzyka. Jest bardzo dobra. I OST, i opening, i przede wszystkim piosenki Minmay nadają całości bardzo unikalny wymiar, którego ze świecą szukać w innych produkcjach. Nie mówiąc już o fabularnym znaczeniu tych piosenek.
Ogólnie, jest to bardzo dobra seria, która niestety traci wiele tylko przez to kiedy została wydana. Polecam osobom, którzy nie mają jakiejś strasznej awersji do wiekowych anime.
Re: 8/10
Cóż więcej można dodać? Myślę, że warto powiedzieć trochę o przesłaniu tego anime. Można rozpatrywać je na różne sposoby, ale ja mam wrażenie, że autorowi oryginału chodziło o przedstawienie historii ludzi, którzy w swoim życiu popełnili wiele błędów, ale też którzy z tych błędów potrafili wyciągnąć odpowiednie wnioski. Sam tytułowy Onihei to świetny przykład, ale też większość „kryminalistów tygodnia” to osoby zazwyczaj dorosłe, z ogromnym doświadczeniem i bagażem życiowym, nierzadko uwikłane w złodziejstwo nie z własnej woli, ale właśnie dlatego, że kiedyś w swoim życiu potknęła im się noga. Każdy odcinek wydaje się być swoistym opowiadaniem o odkupieniu. Dlatego też każdy odcinek kończy się niesamowicie satysfakcjonująco, kiedy widzimy, że dana postać dochodzi do kresu swojej wędrówki. Może zbyt głęboko na to patrzę, ale takie wrażenie nie opuszczało mnie przez cały seans.
Drugim ważnym ważnym elementem jest tzw. „honor złodzieja”, czyli znany wszystkim Robin‑Hoodowski motyw. Jest on często wykorzystywany żeby odróżnić złodziei od kryminalistów, fachowców od bandytów i włamywaczy od morderców. Ważne jest to, że Ci którzy honor ten mają są przedstawiani jako postaci jednoznacznie dobre i budzące respekt w przeciwieństwie do tych, którzy ten honor gdzieś po drodze zgubili. Nawet sam Onihei darzy honorowych złodziei uznaniem i nierzadko zdarza mu się przymknąć oko na to i owo.
Do tych dwóch rzeczy należy jeszcze dodać naprawdę udane postaci poboczne, których nie sposób nie lubić, i w rezultacie otrzymujemy naprawdę dobrą serię!
Szkoda tylko, że animacja walk nie jest lepsza. Troszkę za statycznie, szczególnie w późniejszych odcinkach (za wyjątkiem ostatniego). Ale że nie jest to jakiś główny motor tej serii, za mocno narzekać nie wypada.
Serię polecam wszystkim ze szczerego serca.
No i wracam do tego samego punktu – to, że jak zmieniamy medium to powinniśmy się dostosować do tego nowego. Jak dla mnie to to, co się działo w tych pierwszych dwóch odcinkach można spokojnie było wrzucić w jeden. A jak już zrobili dwa, to przynajmniej dodać jakichś smaczków budujących nam setting.
Zresztą seria nie jest nieoryginalna ze względu na swój jRPGowy pierwowzór, ale jest nieoryginalna w szerszym kontekście fantasy. Co do jRPGów to jestem laikiem, więc patrzę na to z innej perspektywy. I z jakiego kąta bym nie spojrzał to takie słowa jak „nudne”, „nieciekawe”, „bezpłciowe” i „nieoryginalne” cisną się na usta.
W momencie gdy adaptujemy cos z jednego medium w drugie, to zmieniamy zasady gry. To ze gra miala taki, a taki pacing to nie znaczy ze anime tez powinno taki miec. Adaptacja gry w formie anime rzadzi sie prawami anime, a nie prawami gry. Zreszta, mowisz mi, ze te pierwsze dwa odcinki pokazaly tylko 10 minut gry? O matko…
Po za tym, mi nie chodzi o tempo akcji, tylko nudny i malo wyrazisty swiat przedstawiony. Nie trzeba wprowadzac jakiegos szalonego tempa, by w pierwszych dwoch odcinkach zawrzec bardzo duzo informacji o tym, w jakim swiecie dzieje sie nasza przygoda. Te informacje zazwyczaj pojawiaja sie w tle albo „miedzy wierszami”. Granblue na razie przedstawilo nam jedno wielkie nic… jakies dryfujace w powietrzu wyspy, jakies tam Zle Imperium, costam smoki i to wszystko. Rzeczy, ktore wystepuja w milijonie innych produkcji fantasy.
O grafike nie bede sie spierac. Wiem jaka gownoburze potrafia rozpetac fani jak im sie zmienia wyglad czegos podczas adaptacji. Ale choreografia walki to jak najbardziej cos z czym mam problem. Pojedyncze machniecia mieczem to naprawde zalosc w dzisiejszych czasach, szczegolnie, ze takie Chain Chronicle czy wspomnaina przez Ciebie Zestiria (przynajmniej z kilku klipow na youtubie jakie widzialem) mialy bardzo dobre walki pod wzgledem nie tylko animacji, ale tez wlasnie choreografi.
I co do ostatniej uwagi. To nie jest przyklad „narzekaj, że dostajesz ecchi, chociaż nie lubisz ecchi”. Ja w gre nie gralem wiec naturalnie nie mam odniesienia. Mnie interesuje tylko i wylacznie jak dobrym anime to bedzie. Jak juz wspominalem, w momencie adaptacji zmieniamy zasady gry i oceniamy pod wzgledem nowego medium, nie starego.
W pierwszej czesci jakos bardziej to pasowalo, bo nastroj byl bardziej subtelny i dodawalo to swoistej tajemniczosci, szczegolnie w polaczeniu z muzyka, jaka wtedy grala. Tutaj to pasuje jak piesc do nosa, bo klimat gdzies po drodze sie pogubil.
Co do Granblue, to „archaiczny styl” nie ma tutaj nic do rzeczy. Chain Chronicle, ktore dopiero co sie skonczylo, tez bylo w „archaicznym stylu”, a jakos potrafilo od razu pokazac cos ciekawego, a nie tak makabrycznie nieoryginaly swiat i nudnych bohaterow. W Granblue do tej pory nie bylo zadnej iskry, niczego co by mi pokazalo, ze ten swiat bedzie czyms niezwyklym, czyms w czym moglbym sie zatopic z przyjemnoscia. Nie krytykuje fabuly samej z siebie jeszcze, bo dopiero otrzymalismy zalazek konfliktu. Krytykuje badziewny i nieciekawy sposob przedsatwienia swiata. Cokolwiek opatrzone latka „fantasy” powinno od poczatku kusic widza swoim swiatem – to on wlasnie odroznia fantasy od rzeczywistosci. Jezeli decydujemy sie na przedstawienie typowego swiata high fantasy, z poteznymi bestiami, wszechobecna magia i kozackimi herosami, to wypada to jakos ladnie ubrac, a nie robic tysieczne popluczyny po innych produkcjach. Korzystac ze starych i mocno zakorzenionych konwencji tez trzeba umiec.
Do tego dochodzą przecudowny projekt świata i obłędne projekty wszelkiej maści maszynerii. Cudo!
Polecam wszystkim!
Cytowanie klasyków dla samego cytowania do niczego nie prowadzi. Pokazywanie przydługich scen, w których kamera bezpańsko porusza się po tłach również samo z siebie nic nie znaczy. W tym filmie prosta fabuła i brak Major skutecznie niwelują jakiekolwiek próby filozoficznego przekazu. Zamiast inteligencji dostajemy pseudointeligencję, zamiast okazji do interpretacji – jakąś pokraczną nadinterpretację ludzi próbujących się doszukać jakiegoś drugiego dna. Zamiast próby zdefiniowania swojej własnej osoby dostajemy jump scare'y jak z jakiegoś horroru klasy B…
Eh, zawiodłem się. Film zdecydowanie warto obejrzeć, szczególnie dla obłędnej oprawy wizualnej. Należy jednak podchodzić do niego ze świadomością, że nie jest on nawet w połowie tak mądry jakie sprawia wrażenie i nawet w jednej trzeciej nie tak głęboki jak chciałby być.
Tja… jakiekolwiek szanse na realistyczne przedstawienie konfliktu albo jakieś napięcie czy suspens właśnie zostały wywalone przez okno. Plus nieciekawe postaci, kreska, która wygląda ładnie z bliska, ale z odległości sprawia, że kontury są super ziarniste, kiepska choreografia walk, generyczne projekty postaci (oprócz mobsów Imperium – ci wyglądają zacnie), wkurzająca maskotka i na deser projekt szybowca żywcem zgapiony z gunshipu z Nausici. Co za bieda… Podręcznikowy przykład jak nie zaczynać serii przygodowej w świecie fantasy.
Niestety, to że pierwszy sezon był tak dobry i to jakie ogromne oczekiwania miałem wobec drugiego sprawia, że też jestem zawiedziony. Wciąż było dobrze i z wytchnieniem czekałem każdego następnego odcinak, ale ta końcówka strasznie mnie zirytowała. Dokładnie to – zgniła ryba w japę! Z jednej strony szkoda, a z drugiej chyba nie ma co aż tak narzekać.