x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
To, że będzie ciąg dalszy nie ma znaczenia – na razie to jest finał. Historia się ciągnie, ale ten etap został zamknięty.
„Wspaniała” to dla mnie za dużo powiedziane, scena była udana. Ale jak to się ma do tego czy walka była udana to już nie wiem. Walki w zasadzie tam nie było, a na pewno nie w porównaniu do wcześniejszych walk w tej serii. Sho Fu Kan machnął kilka razy mieczem i potem użył ulti… nawet się nie naładował! Skandal!
Re: Całkiem całkiem
Dosłownie wszyscy ludzie po stronie Eylstadtu są albo dobrzy, albo mili, albo praworządni, albo gotowi poświęcić siebie dla dobra ogółu. Naprawdę można się postarać o trochę więcej subtelności, szczególnie że seria wydaje się dosyć poważna jeśli chodzi o motywy i tematy jakie będzie przedstawiać.
Oprócz tego wszystko inne jest spoko. Grafika i muzyka są super, fabuła na razie powoli się rozkręca. Nie wiadomo po co była zmiana uniwersum z WWII na wymyśloną WWII, ale da się to na razie przeboleć.
Re: po 1 epku
Oczywiście biorąc pod uwagę konwencję i docelową widownię, to takie miotanie sobą na lewo i prawo jest możliwe, aczkolwiek wiele powaleń/szarży/tackli (jakkolwiek chcemy to nazywać) odbywa się raczej nie na pełnej szybkości i bardziej w formie siłowania się i przeciągania niż bezpośredniego wjazdu barkiem w żebra. Co nie znaczy, że tak się nie dzieje – dzieje się dosyć regularnie, tyle że technika >>>>>>>> siła.
Jakiś większy znawca rugby może mnie poprawić oczywiście, ale mniej‑więcej tak to wygląda. Zresztą, warto poświęcić chociaż 5 minut na obejrzenie jakiegoś filmiku na youtubie :D
Co do reszty zasad, to wzorem np. Eyeshield 21 pewnie będą one łopatoligicznie wykładane w każdym odcinku.
Bardzo ważną rzeczą, o której wspomniał ten wysoki jest to, że jest to sport mocno drużynowy. Sukces zależy nie tyle od tego, kto gra najlepiej, ale od tych którzy nie popełniają błędów. Luka w formacji czy złe podanie może zostać momentalnie wykorzystane przez przeciwników.
Jak coś to służę pomocą. I na koniec tylko dodam, że pomimo swoich zalet, rugby nie jest aż tak fascynujące jak futbol amerykański :P
Re: Odcinek 1 - reakcje na żywo
Ja na razie wstrzymam się z oceną, bo po pierwszym odcinku w ogóle nie wiem co myśleć. Na pewno wygląda to ekstra. Zobaczymy co będzie dalej.
Re: No i nie dałem rady.
Mimo tego, naprawdę warto obejrzeć jeśli poszukuje się dobrej serii akcji. Niczego więcej tu nie ma, ale akcji jest naprawdę dużo i to dobrej jakości.
Duże plusy za postaci (z wyjątkiem Fango) i muzykę (z wyjątkiem openingu). Fabuła sama z siebie to typowe revenge story, ale brak oryginalności nadrabia solidnym scenariuszem.
Szkoda, ale w momencie w którym wyszedł odcinek‑przypominajka, wyraźnie było widać ze studio ma jakieś problemy. No trudno, anime o gangsterach i mafii nie ma dużo, więc dla fanów gatunku na pewno pozycja nie do przegapienia.
Re: Mało w życiu widziałeś
Potencjał może i był ale rozwiał się wraz z pierwszym odcinkiem, w którym miała miejsca najbardziej kuriozalna scena tego sezonu – przedstawienie biliona postaci po kolei. Nie wiem kto wpadł na to by sprawdzać obecność, ale w ciągu 5 sekund znudziło mi się słuchanie kto jaką ma ksywkę. Poza tym 3/4 tych postaci można by wywalić bez szkody dla fabuły. Wtedy przynajmniej można by było jakoś rozwinąć albo poświęcić odpowiednio dużo czasu na ich przedstawienie.
Klimat też był nijaki, wszystko psuły irytujące postaci i sztampowa kreska. Jakakolwiek próba zachowania powagi została automatycznie niwelowana przez jakieś kretyńskie zachowanie, któregoś z biliona bohaterów.
Od kiedy to spójność całości czy konsekwencja w realizacji założeń to coś za co trzeba nagradzać? Jak nisko trzeba zawiesić poprzeczkę, by cieszyć się że seria jest w miarę logiczna i zachowany jest związek przyczynowo‑skutkowy? Przecież to jest standard, to jest absolutne minimum.
I na koniec – nie wiem jakie cele miała wytyczona ta seria. Czy celem było przestraszenie widza, czy pobudzenie jego wyobraźni tajemnicą wioski, czy po prostu dostarczenie rozrywki. Mayoiga absolutnie nie osiąga żadnego z nich. Bo seria nie jest straszna, tajemnicy wioski można się było domyślić w połowie, a rozrywki tutaj tyle co kot napłakał.
Re: Mało w życiu widziałeś
Kwestię doświadczenia pozwolę sobie ominąć ze względu na to, że to dosyć tani zabieg zniwelowania mojej oceny i postawienia się na wyższej pozycji. Szczególnie jak ja Twojego „doświadczenia” zweryfikować nie mogę.
Erased było tragiczne we wszystkim czym chciało być na każdej płaszczyźnie – dramatu, thrilleru, okruchów życia czy kryminału o czym pisałem i o czym już dyskutowałem. Mayoiga to był zestaw kilkudziesięciu postaci‑schematów, które zostały wrzucone w wir taniego dramatu, gdzie logika nie miała żadnego znaczenia, a chodziło tylko o to żeby wzbudzić w widzu jakieś namiastki emocji… wobec postaci, które w niczym nie przypominały prawdziwych ludzi. Fabuła była zbiorem przypadkowych wydarzeń, wszyscy zachowywali się jakby mózgi zostawili w domu, problemy, które zostały nam przedstawione może byłyby poważne, gdyby nie wręcz przekomiczny sposób ich przedstawienia. Projekty postaci były sztampowe, animacja w zasadzie to tylko to tragiczne CGI. Muzyka jakoś nie zapadła mi w pamięć, poza openingiem. Rzeczywiście seria powyżej średniej.
Cieszę się niezmiernie, że masz taki jakże wysublimowany sposób selekcji tytułów – jak Ci się nie podoba to nie oglądasz. Wielce oryginalnie. Ale w takim razie skąd możesz wiedzieć jak wygląda „słabe” anime, skoro takich produkcji nie oglądasz? A co za tym idzie, jak możesz mówić o „dobrym” anime, skoro nie wiesz jakie anime jest „słabe”?
Eh, słaby troll (bo mam nadzieję, że to troll). Powiedziałbyś coś więcej niż „Mayoiga nie zasługuje na 1 because reasons”...
A i ciekawi mnie stwierdzenie, że seria ma duży potencjał. Potencjał na co? Na przeobrażenie się w pięknego motyla? Na wygranie biegu na 100 metrów? Chyba umknęło Ci to jakoś, ale uwaga… seria już się skończyła, jakikolwiek potencjał to to miało już został wykorzystany.
Oczywiście wcale nic takiego nie trzeba robić i zachodni widz może kierować się swoimi własnymi odczuciami przy ocenie danego dzieła czy też wyborze następnej rzeczy do obejrzenia. Może też bez wyrzutów sumienia oceniać serię z perspektywy swoich doświadczeń, a także wymagać od twórców wschodnich tego samego czego wymagałby od twórców zachodnich. Co najważniejsze, nie trzeba też spędzać Bóg wie ile czasu na wyszukiwanie informacji na temat jakiejś serii.
Anime jest tworzone przez Japończyków – to fakt. Japońska kultura jest inna od naszej – to również jest fakt. Wytwory kultury japońskiej różnią się od tych tworzonych nad Wisłą czy w USA – kolejny fakt. Wiesz co jeszcze jest faktem? Nie jesteśmy z Japonii. Nie musimy odbierać ich produkcji w ten sam sposób jak oni odbieraliby nasze.
Ciebie mało interesuje – spoko, jak uważasz, jesteś na przegranej pozycji z rzeczywistością. Ale nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że niby dużo tagów to pomyłki. Tagi wystawia się wiedząc o czym był pierwowzór, po obejrzeniu zwiastunów czy przeczytaniu newsów. To nie fizyka kwantowa, każdy średnio wyrobiony widz może otagować serie bez problemu. Oczywiście, pierwsze wrażenia mogą być błędne, ale to nie zmienia faktu, że tematykę danej produkcji da się dosyć szybko i jednoznacznie oznaczyć.
Tagi to tylko narzędzie – mają za zadanie poinformować potencjalnego widza o pewnych rzeczach, które w danym anime występują. Decyzja czy kierować się tagami, czy nie zostaje w gestii widza.
Zresztą czym innym jest to, że seria nie jest taka jak została otagowana, a czym innym to, że seria nagle łamie ustalone wcześniej założenia.
Po pierwsze – seria mocno się zestarzała. Nie chodzi tu tylko o rysunek, animację, projekty czy też dźwięk i muzykę. Chodzi o sztampowe postaci, nieskomplikowaną fabułę i sposób narracji – rzeczy, które w ciągu tych prawie 40‑stu lat mocno się zmieniły. Dzisiejsze standardy są na zdecydowanie innym poziomie. Tutaj, wszystko jest mniej lub bardziej uproszczone i zdecydowanie kierowane do ludzi, którzy o sci‑fi, kosmosie czy militariach raczej wiedzą niewiele. Co może zatem zrobić ktoś, kto zna się (chociaż pobieżnie) na tych trzech rzeczach? Rozpocząć seans… :D
Historia One Year War jest bardzo ciekawa. Obie strony konfliktu mają wyraźne powody do walki i obie są przedstawione w miarę neutralnie, oczywiście wziąwszy pod uwagę to, że oglądamy serię z perspektywy Federacji i to jej mamy kibicować. Pojawia się wiele postaci, z których duża część ma swoje własne plany i dąży do własnych celów. Najciekawszy jest Char, czyli klasyczny przykład na to, że kibicować można też tej „przeciwnej” stronie. Kuleje niestety warstwa czysto militarna – raczej brak tu zaawansowanej taktyki czy przedstawienia jakiejś większej strategii którejś ze stron. Tak naprawdę, po za paroma walkami w kosmosie, wszystko się sprowadza do Amuro i jego umiejętności pilotowania. Większość z nas pewnie widziała serię, w której jakiś nastolatek okazuje się nagle niesamowitym pilotem mecha – już wiecie skąd się to wzięło i która seria to tak spopularyzowała. 0079 wyjaśnia dlaczego Amuro to taki kozak i w ogólnym rozrachunku wychodzi to nawet sensownie, więc nie jest tak źle.
Real Robo niestety to to nie jest. Wciąż widać rzeczy typowe dla Super Robo – mnóstwo transformacji, różnego gatunku wymyślnej broni, łamania praw fizyki, itepede. Ale był to zapewne krok w dobrą stronę i mam nadzieję, że Zeta będzie pod tym względem lepsza. Albo obejrzę filmy, czytałem, że stamtąd Tomino wyciął to wszystko.
Dużo narzekania, ale seria naprawdę jest warta obejrzenia. Amuro to pełnokrwisty bohater, reszta załogi też niczego sobie, pomimo stereotypów. „Ci źli” przedstawieni są ciekawie i nie jednowymiarowo. Char i Ramba Ral to kozacy. Statki kosmiczne i mechy mają ciekawe dizajny. Historia trzyma się kupy i jest logicznie przedstawiona. Niby takie drobiazgi albo rzeczy, które powinniśmy dostawać „w standardzie”, ale wiadomo jak jest.
Najważniejsze jednak jest to, że pomimo tego, że 0079 śmierdzi stęchlizną jak piwnica w bloku, to jednego tej serii nie mogłem odjąć – uczucia powrotu do dzieciństwa. Przypominały mi się bajki, które jako brzdąc oglądałem rano w weekendy. Nie dlatego, że miały podobne fabuły czy grafikę (bo nie miały) ale chodzi o te uczucie jarania się jak małe dziecko :D Poziom nostalgii normalnie ogromny.
Niestety z czystym sumieniem to mogę to polecić wyłącznie osobom, które rzeczywiście chcą zapozna się z pierwszym Gundamem. 0079 to swoisty testament dawnej epoki i myślę, że duża część odbiorców po prostu się od tej serii odbije jak od trampoliny. Raczej polecam zobaczyć 08th MS Team najpierw jak się nie jest zdecydowanym czy Gundamy przypadną nam do gustu, czy nie.
Re: @Impos & @Farathriel
Jak dla mnie to twórcy poszli po prostu o krok za daleko jeśli chodzi o Yumemi. Wystarczyło odrobinę więcej subtelności w przedstawieniu jej postaci i seria byłaby zdecydowanie lepsza.
Jeśli chodzi za to o fabułę, to wciągnąłem się dopiero w drugiej połowie. Pierwsza trochę przynudzała, za to gdzieś tak od połowy historia nabiera tempa by skończyć się niesamowitą i trzymającą w napięciu sceną. Zakończenie to był prawdziwy majstersztyk.
Zdecydowanie film godny polecenia każdemu, kogo nie zanudzi pierwsza godzinka. Od siebie dodam, że zdecydowanie warto!
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Statystyczny widz zazwyczaj nie ma pojęcia co ogląda na ekranie i wystarczy mu bezmózga akcja, cycki i bohater, który będzie spełniał jego marzenia. Pozwól więc, że będę się kierował tym czym chcę. Do recenzji też należy podchodzić z odpowiednim nastawieniem, ale po wyrobieniu sobie zdania na temat poszczególnych recenzentów i zestawieniu ich gustu ze swoim, można śmiało i w 90% przypadku kierować się tylko pojedynczą recenzją danego tytułu.
Re: Toradory nie ma, ale też jest... w sumie nie tak źle
Re: Świetne anime!
I proszę nie róbmy z Japonii jakiegoś niesamowitego orientu. Mamy XXI wiek i totalny globalizm.
Niestety, poziom animacji spadł potwornie. W tym odcinku nic się w zasadzie nie działo, co wymagałoby wysokich nakładów, a postaci straszyły wykonaniem. Już nie mówię o znikających bliznach czy twarzach jak z ciastoliny na drugim planie.
No, czekam na koniec. Bardzo solidna seria.
Re: Anime dla hipsterów
Są autorzy, którzy w ten sposób tworzą (a przynajmniej ja wierzę, że tworzą) – Masaaki Yuasa, Katsuhiro Otomo, śp Satoshi Kon czy nawet Hayao Miyazaki.
Ale czy SAO stało się popularne bo było o VR, czy dlatego, że trafiło w demografię? Protagonista, który wymiata w grze MMO, ma wianuszek dziewczyn dokoła siebie i nie robi nic tylko to o czym marzy przeciętny piętnastolatek. Zważywszy na to, że cały system gry został potraktowany po macoszemu, skłaniam się jednak ku tej drugiej opcji.
Całe lata 90‑te to wysyp gore OAVek. Wszystkie robione na jedno kopyto. A z bardziej współczesnych rzeczy – Elfen Lied, niesławne „gore mojego pokolenia”.
Wiesz czemu te starsze serie nie są tak popularne jak AoT czy SAO? Bo anime przeżyło bum w popularności parę lat temu. Powoli przechodzimy do mainstreamu, a w związku z tym liczba ludzi oglądających anime się zwiększa w zatrważającym tempie. A tacy nowi sięgają po to co obecnie jest na topie, a nie 10 lat temu. Mam wielu znajomych na uczelni, którzy z anime mają niewiele wspólnego, ale AoT widzieli. I jeszcze jak im się podobało! Mało który z nich sięga po starocie (może za wyjątkiem klasyków jak Bebop czy NGE), jadą później z sezonówką i tym, co akurat jest najbardziej hajpowane. Stąd też ogromne różnice w popularności. Kiedyś o nowym super anime musiałeś się dowiadywać pokrętnymi sposobami, a teraz odpalasz Tanuki, ANN czy MALa, przeglądasz LiveCharty i masz jak na dłoni wszystko co chciałbyś obejrzeć, możesz zobaczyć trailer, a potem tylko odpalasz streama i heja. Dlatego, jeszcze raz powtórzę, popularność danej serii nijak się nie ma do jej jakości.
Masz absolutną rację, że przesłania niektórych „klasyków” są już przestarzałe i nieaktualne. Są jednak również przesłania ponadczasowe.
Dzisiejszy Japończyk ma różne problemy i sprowadzanie ich do „notice me senpai” to właśnie efekt tego czym jesteśmy zalewani w każdym sezonie. A jesteśmy tym zalewani bo się sprzedaje. A sprzedaje się bo jest to czysty eskapizm w najprostszej i najbardziej przystępnej postaci, który taki Kowalski‑san łyknie w ogromnych ilościach. Nie łudźmy się, przeciętny japoński widz jest równie przeciętny co przeciętny polski, niemiecki czy amerykański – zależy mu na rozrywce, nie na przesłaniu.
Anime, a ogólnie „sztuka” tworzona z ambicją i morałem to nie jest relikt przeszłości, bo problemy, z którymi się borykamy zmieniają się, ale nie znikają. Żyjemy jednak w społeczeństwie konsumpcyjnym, które potrzebuje tylko jeść, spać i chrapać, któremu wystarczą proste rozrywki za bardzo nie obciążające mózgownicy.
Dobra, o tym, że „poważna sztuka” może również być sprzedajna już mówiłem, więc chyba wszystko. Rozpisałem się, ale uwielbiam takie dyskusje :D
Tak tylko jeszcze dodam na odchodnym: nie mam nic przeciwko rozrywce, wręcz przeciwnie, uwielbiam wszelkiego rodzaju rule of cool i inne takie. Mam wiele przeciwko oglądaniu tylko takich typów serii i ograniczaniu się :D