x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Zdecydowanie polecam!
W zapowiedziach pisałem, że spodziewam się totalnego dna, ale nie spodziewałem się zejścia aż na taki głębiny.
Z bohaterów znam (i uwielbiam) tylko Cassherna, a Kena znam tylko z opowieści o Załodze G. Ubolewam niestety nad „ludzkim” projektem tego pierwszego – mogli z niego nie robić takiego gimnazjalisty. Cała czwórka jednak wydaj się dobrze współgrać na ekranie i oba pierwsze odcinki oglądałem z przyjemnością.
Nie wiem jak w Japonii, ale u nas Sentai to gatunek już wymarły, a statystyczny widz z Power Rangersów to raczej się śmieje, więc serii chyba trzeba dać lekki kredyt zaufania żeby dobrze się bawić przy seansie. Chociaż z drugiej strony jak Polymar zmienił się w wiertło to jarałem się jak dziecko :D
Niestety wygląda to strasznie. O ile ciepłe kolory dodają serii klimatu, to koślawe twarze trochę psują odbiór całości.
Nic to, trzeba będzie się po prostu przyzwyczaić, bo wygląda na to, że może być warto.
Reszta to kolejny już Fate czy Hunger Games wannabe, które nawet nie stara się wprowadzić jakiegoś ciekawego elementu – tutaj mają się po prostu zarzynać. Oglądać będę tylko dla beki, może od czasu do czasu sypną dobrą sceną akcji to przynajmniej w części będę kontent.
Schemat goni schemat w najbardziej wtórny sposób. Nie polecam.
Fajerwerków raczej nie będzie, ale jest na pewno lepiej niż się spodziewałem.
Re: Takie krótkie pytanie...
Generalnie nie polecam. Serii o dorastaniu jest multum, a ta nawet nie jest ani tak straszna, ani obrzydliwa żeby zaciekawić fanów horroru.
Zmienia życie
Całość to 2 godziny rozrywki, w którą wmieszane są kilka „głębszych” scen i trochę bełkotu o ochronie środowiska. Ale nie ma to znaczenia, bo jest Friender i to powinno wystarczyć.
Pierwsza część opowiada nieco sztampową historię o parze książęcych bliźniąt, których królestwo zostało najechane i podbite. Wywala ich daleko od domu, gdzie napotykają tytułowego bohatera, Kinga… tj. Guina. Do drużyny dołącza też najemnik Istavan (najlepsza postać) i maskotka Suni (najgorsza postać) i cała piątka ma kilka przygód, kulminacją których jest jakaś w zasadzie mało istotna bitwa. Ta część serii to w zasadzie tylko pokazywanie jakim to herosem jest Guin i przypomina szereg innych tego typu historii. Najważniejsze w tej części są walki, które są po prostu średnie tak pod względem choreografii jak i animacji.
Dużo bardziej interesująca jest druga część, traktująca o wojnie między podbitym Parros i ich sprzymierzeńcami, a najeźdźcą Mongaul. Dostajemy dosyć dużo postaci reprezentujących obie strony i konflikt jest pokazany nie tyle od strony militarystycznej (która jest dosyć biedna), ale przede wszystkim ukazane są rzeczy „zza kulis” – dyplomacja, sztuczki, umowy, itepede. Nie jest to wybitne przedstawienie, ale dodanie naprawdę ciekawych postaci (np. diuka Aldo‑Narisa czy Księcia Scaala) mocno uprzyjemnia seans. Wypada też wspomnieć o tempie akcji. Niestety, jest mocno przyspieszone i dużo rzeczy przedstawianych jest po prostu jako fakt bez spędzenia odpowiedniej ilości czasu na to aby widz się do tych faktów przyzwyczaił. Szczególnym problemem są relacje między poszczególnymi postaciami, które zmieniają się w tempie błyskawicznym. Winą tu jest oczywiście obszerny zakres fabuły i niewiele czasu antenowego.
Ogółem, jeśli chodzi o fabułę, to żadna z dwóch części nie jest jakoś świetna, ale obie są na tyle dobre, by spokojnie obejrzeć całość.
Największą jednak zaletą Guin Sagi jest świat przedstawiony. Jest spójny, zamieszkują go zróżnicowane narody i rasy, a całości dopełnia bardzo mocno zakorzeniona religia. Same tła są też bajecznie szczegółowe, a krajobrazy miast są po prostu wspaniałe. Myślę, że sam ten aspekt zadowoli zagorzałych fanów fantasy.
W sumie, seria mi się podobała. Wymaga od widza dosyć sporego kredytu zaufania, ale potrafi go nieźle wynagrodzić. Co więcej, ma w miarę definitywne i satysfakcjonujące zakończenie, co przy adaptacji tak kosmicznie monumentalnej serii książek jest godne podziwu. Polecam wszystkim fanom fantasy, reszta raczej się wynudzi.
Re: krótko o końcówce
Swoją drogą, masz Netflixa Polskiego? Bo na Ukejskim jest całkiem sporo rzeczy, a z tego co się orientuję na Usańskim jeszcze więcej.
Re: krótko o końcówce
Niestety, Amazon Prime to koszmarny streaming jeśli chodzi o anime. Miałem darmowego prime'a jako student przez 6 miesięcy i ani razu nie skorzystałem, bo w zasadzie nic nie było. Mała biblioteka i wysoka cena (bo płacisz przede wszystkim za darmową wysyłkę i e‑booki) skutecznie zniechęca ludzi na zachodzie.
Co innego to, że tylko czekam aż streaming naprawdę się rozkręci. Wydaje się, że jeszcze kilka lat i to naprawdę będzie hulać. Już nie mówiąc nawet o tym, jak mocno i z jakim sukcesem w rynek anime (i kreskówek) pcha się teraz Netflix (pomijając niedawno wydane Neo Yokio, które jest… nie za dobre).
Re: krótko o końcówce
Re: Nieoszlifowany diament.
Zresztą, przesyt to bardzo poważny problem biorąc pod uwagę jak wtórna jest duża część anime. Więc jak ktoś napotyka się w recenzji ze stwierdzeniem „coś takiego widzieliśmy już wiele razy” albo „odgrzewany kotlet” czy jakkolwiek inaczej recenzent ubierze to w słowa, to jeśli czytelnik się wcześniej z czymś takim nie spotkał to może spokojnie zignorować taki tekst.
Polecam z angielskim dubem.