x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Całkiem nieźle
Golden Time całkiem nieźle balansuje pomiędzy pełną powagą, a czymś lżejszym w przekazie, dlatego zastanawiałem się, czy ktoś miał coś „lepszego” na myśli w tej kategorii, czy to po prostu było na zasadzie „nie lubię i tyle”.
Re: Całkiem nieźle
Tutaj się zgodzę, dla mnie to wyglądało na początku jak desperacka próba znalezienia zamiennika. Strasznie dziwna postać, kliknij: ukryte z jednej strony uparta w swoich przekonaniach, z drugiej nie potrafi często poradzić sobie ze szczerością, czy zwykłą prawdą.
To teraz kliknij: ukryte jestem zmieszany -_-' byłem pewien, że to ewidentny koniec ale skoro LN dalej wychodzą, to chyba autorka planuje jakiś plot twist. Teraz będzie zżerała mnie ciekawość ;_;
kliknij: ukryte
1. Kosmici to rzeczywiście pójście na łatwiznę ale nie załatwili tego po prostu wklepując zielonych ludzików z dużymi oczami, ani nie dali hybryd przesłodkich dziewczyn‑kotów, więc zawsze można spojrzeć na to z innej perspektywy – mogło być gorzej ;p
2. Chisato albo „kościelni”(nie pamiętam teraz dokładnie) wspominali, że jest ona „jedyna w swoim rodzaju”, więc można wybaczyć – poza tym nikt nie wspominał, żeby wszystkie musiały się jednakowo szybko przetopić.
3. Inaczej nie dowiedzielibyśmy się, czy umierała jako dziewica ;)
4. Kana w laboratorium rozmawiała z Hatsuną, ta wcześniej zacięła się w połowie wykonywania czynności „wskrzeszania” na Ryoucie(ep 11 albo 12), po swoim „wyleczeniu” pozostała w obserwatorium.
Jeśli faktycznie weźmie się Pani za recenzję – nie wiem jaki plan będzie przyświecał w trakcie pisania – ale proponowałbym nieco więcej obiektywizmu, faktycznie Gokukoku no Brynhildr może nie jest arcydziełem i ustępuje fabularnie wielu innym seriom(łączących nawet przemoc z ecchi) ale skupiając w kilkunastu akapitach pogardę względem tytułu można skutecznie odciągnąć dużą grupę potencjalnych „oglądaczy” – sam uważam, że mogłoby być o wiele lepiej ale nie uważam, żebym zmarnował swój czas na to kilkanaście odcinków – nie, żeby miało to kogokolwiek interesować ale można by wziąć to jako przykład :)
Pozdrawiam i życzę więcej śmiechu przy typowo komediowych seriach ^^
Całkiem nieźle
Jedyne dwa rozczarowania z mojej strony – spodziewałem się burzliwego romansu, dużej dozy dramatu lub choćby większych emocji od postaci – z każdej z tych rzeczy dostałem tylko namiastkę(może tych emocji bywało miejscami więcej) – takie miałem wrażenie po kilku odcinkach, przy połowie jednak wiedziałem, że nie ma na to większych szans, czy jestem zły z tego powodu? niespecjalnie.
Drugą rzeczą byłoby podejście do głównego bohatera i stworzenie fabuły w okół jego i jego sytuacji, większość GT to tak właściwie próba akceptacji samego siebie, poza tym nie jestem specjalistą w dziedzinie psychologii ale czy przypadkiem autorka Toradory tym razem kliknij: ukryte nie pomyliła Amnezji z rozdwojeniem jaźni? Rozumiem jaki miał cel ten cały zabieg ale tworzenie wspomnień z pewnego okresu jako odrębną osobowość to dość… pochopne założenie, te wspomnienia mogą określać w pewien sposób charakter osoby i nadal są jego częścią i raczej nie działa to w sposób „albo to albo to”.
Przyzwyczajony jestem do szkolnych romansów z licealistami w tle(w tym przypadku właściwie nie ma jakieś większej różnicy, ponieważ większość bohaterów jest na pierwszym roku studiów – uczuciowo teoretycznie nie powinno to odgrywać jakiejś większej roli ale powiedzmy, że śmiało można zaliczyć bohaterów jako grupę studentów), niewiele obejrzałem poważnych romansów(tak właściwie mógłbym tylko zaliczyć serię Nana i częściowo Kimi no Iru Machi) – w tym przypadku wydaje mi się, że był to odpowiedni balans pomiędzy czymś poważniejszym, a lżejszym romansem z elementami komedii(elementów komediowych może nie było jakoś wiele ale choćby kliknij: ukryte przy „egzorcyście” parsknąłem śmiechem :D).
Postaci:
Nana – postać, która najbardziej mnie zaintrygowała i zapewne nie tylko mnie, zaczynając choćby od uderzającego podobieństwa do czarnowłosej dziewczyny z serii Nana, podobny charakter, tylko jej muzyka… ehh o ile to można było nazwać muzyką, w serii Nana jeszcze to jakoś brzmiało( kliknij: ukryte wyglądało to trochę jak środkowy palec w stronę twórców Nany i jej twórczości). Z tego co pamiętam, to kliknij: ukryte naprawdę nazywała się inaczej, choć nie przypominam sobie, żeby ktoś ją nazwał „prawdziwym imieniem” – zastanawiam się, czy tutaj jest jakaś zależność, czy „easter egg”.
Tada Barni – spotykałem się już z różnymi dziwnymi imionami w seriach anime ale to z jakiegoś powodu wydaje mi się dotychczas najdziwniejsze… pomijając jednak kwestię imienia, większość akcji skupia się praktycznie na nim i jego sytuacji, jakkolwiek sam bohater jakoś specjalnie mnie nie irytował, kliknij: ukryte tak jego „walki ze samym sobą” bywały dość… dziwne. Podobało mi się jego podejście do kilku spraw, był szczery i tym samym całość nie przeciągała się( kliknij: ukryte mówię tutaj choćby o sytuacji, w której powiedział Koko, że nie mogą być przyjaciółmi).
Linda – strasznie nieszczera i przez nią wynikło wiele problemów, mimo tego z jakiegoś powodu zrobiło mi się jej żal… faktycznie zadbana dziewucha, dopracowana charakterystyka i jakkolwiek brakowało jej może szczerości, tak też starała się układać niektóre elementy nieco uważniej.
Mitsuo – całkiem interesujący przykład „kumpla”, spodziewałem się więcej powiązań w czasie serii(wnioskując po pierwszym odcinku) z głównym bohaterem, jednak odłożono go na dalszy plan, poza tym momentami robiło mi się również żal chłopaka :\
Oka – typowy przykład „roztrzepanej i pozytywnej” koleżanki z klasy, martwiłem się trochę, że taka pozostanie do końca serii, na szczęście autorzy dołożyli jej trochę „uczuć”.
Koko – jej nie potrafiłem do końca rozgryźć… zarówno na początku jak i później sprawiała wrażenie całkiem innej postaci, jakby przez ten krótki czas przeszła dość poważną metamorfozę osobowości – może to tylko moje wrażenie ale tak to właśnie widziałem. Udało mi się ją polubić dopiero pod koniec serii, ciężko mi się przekonać do typowych „księżniczek” w seriach anime i prawdę mówiąc do końca dopingowałem Lindzie ale też koniec końców nie jestem rozczarowany.
Fabuła – o większości wspomniałem już wcześniej, 24 odcinki to dość dużo jak na serię anime i da się pomieścić dużo materiału, spodziewałem się różnych gwałtownych akcji pomiędzy bohaterami, dramatu w dużej mierze i przewidywalnego końca, końcówką byłem dość zaskoczony ale samą historię można było poprowadzić nieco zgrabniej.
Zaskoczony nieco byłem też przebiegiem całości kliknij: ukryte - szczerze byłem przekonany, że koniec końców Tada wybierze Lindę ale wyszło na to, że tylko „jego stara osobowość” była zakochana w niej, a „nowy on” tylko czasami za nią tęsknił. Pomijając już w ogóle WTF w ostatnim odcinku, kiedy Linda odpowiedziała „tak” jego starej osobowości – rozumiem, że była to forma akceptacji ale patrząc na to obiektywnie można się nieco zmieszać… żałuję, że cały wątek romansu nie był lepiej rozpisany – w efekcie nie zostały nawet bardziej rozbudowane wątki poboczne innych postaci, tylko dano lekki posmak.
Kreska – na poziomie wyżej, niż akceptowalnym, nie bardzo rozumiem tylko 5 w recenzji, jest o wiele więcej serii, gdzie można byłoby się uczepić do wielu rzecz ale tutaj nawet postacie drugoplanowe i nawet osoby w tle były całkiem zgrabnie zarysowane.
Seria miała swoje lepsze i gorsze momenty ale na dłuższą metę wcale się nie nudziłem i cieszę się, że zdecydowałem się obejrzeć po takim czasie Golden Time – ocena ode mnie to 7/10.
PS. Gdzieś w komentarzach(jeśli dobrze pamiętam) wyczytałem, że autorka Toradory nie potrafi pisać romansów i się nigdy nie nauczy, ani Golden Time, ani Toradora! nie były może arcydziełami ale szczerze mówiąc nie ustawiałbym ich jakoś nisko razem z przeciętniakami albo jeszcze niżej – i jeśli faktycznie poziom jest taki niski, to chętnie usłyszałbym propozycję czegoś „dobrego” w tej kategorii :)
Ciężko potraktować całość „na poważnie”, skoro graficznie seria próbuje na siłę przedstawić się jako(aż dziwnie się czuję używając tego stwierdzenia) baśń. Wystarczyłoby zastosować „zwykłą”, nieco bardziej szczegółową kreskę i odstąpić nieco od fanserwisu i można by stwierdzić po tym, że byłaby to jedna z lepszych ostatnio wydanych serii.
Nie gardzę ideą, czy nawet samą serią – skłamałbym mówiąc, że zmarnowałem czas oglądając całość, szczerze mówiąc po kilku przeciętniakach z sezonu wiosennego była to całkiem miła odskocznia, tylko do końca oglądania zastanawiałem się co kierowało twórcami anime, aby właśnie zastosować taką kreskę a nie inną – czy faktycznie była potrzeba takiego przesłodzenia?
Już teraz pomijając kwestię kreski – główni bohaterowie byli całkiem ciekawi i oryginalni, choć ich umiejętność wychodzenia z opresji była co najmniej zastanawiająca. Postaci żeńskie imitowały schematy znane z serii typowo fanserwisowych, co prawda każda z nich czym się odróżniała(w mniejszym lub większym stopniu), choć trochę żałuję, że praktycznie każda z dziewczyn to musiała być „kawaii nastolatka” – zarówno w wyglądzie jak i zachowaniu, może się trochę czepiam ale w seriach tego typu powinno się potraktować postaci żeńskie nieco poważniej( kliknij: ukryte zwłaszcza „przeurocza” siostrzyczka).
Jakkolwiek gry tutaj są w centrum, tak też nie są to znowu te, które mogłyby przyjść na myśl słysząc słowo „gra” – z jednej strony było interesująco, z drugiej wymyślone zasady czasami sprawiały wrażenie grubej przesady z punktu widzenia przeciętnego widza. Przez to również ciężko odnieść się do jakiejkolwiek innej serii z „grami w tle” i jeśli miałbym komuś polecić, to zastanowiłbym się dwa razy…
Ogółem nie było źle, choć mogłoby być o wiele lepiej – ode mnie nieco wyciągnięte 7/10.
Macanie się dziewczyn po piersiach pojawia się w co drugiej serii opartej na fanserwisie(i nie tylko) – teoretycznie powinno się je raczej traktować jako elementy ecchi. Oczywiście Bokura wa Minna Kawaisou to nie ecchi, ani seria przepełniona fanserwisem – traktowałbym to po prostu jako element komediowy. Faktycznie momentami można by się zastanowić „czego Sayaka chce od cycków Mayumi” – ale po obejrzeniu całości serii jestem prawie pewien, że nic poza tym, że po prostu Mayumi ma ogromne piersi i nie mogli po prostu wcisnąć Usę non‑stop wpadającego na jej dekolt, tak też zamiast tego pomyślano, że Sayaka mogłaby to robić bez większych „sugestii” w jakąkolwiek stronę.
Sayaka kliknij: ukryte wiązała się z wieloma facetami i nie pokazano jak te związki wyglądały i tylko w skrócie dowiadujemy się, że zwyczajnie bawi się uczuciami – spotkałem raz czy dwa w życiu osoby z podobnym usposobieniem i raczej nie określiłbym tego jako możliwy zapęd do swojej płci, tylko zachowanie wynikające z pewnych ciągów wydarzeń w życiu.
Co do obu palców, o których wspominasz – nie jestem specjalistą w tej dziedzinie ale w tym geście raczej czegoś brakowało, żeby można było to określić jednoznacznie :)
Sayaka jest trochę kliknij: ukryte „dziwna” i niektóre jej zachowania można odebrać niejednoznacznie – ale powiem szczerze, naprawdę zdziwiłbym się, gdyby faktycznie czuła coś do Mayumi, czy ogólnie interesowała się dziewczynami.
Swoją drogą – dość mocno zwracasz uwagę na tą postać, czyżbyś spodziewał się w serii od niej czegoś więcej? :)
Mam nadzieję, że moderacja się nie przyczepi o offtop ;p
Wątki miłosne z anime w większości nie mają przełożenia na życie realne, bo są zwyczajnie wyidealizowane albo bardzo mało prawdopodobne – są tworzone tylko po to, aby przekazać widzowi ciekawą historię, bo nie oszukujmy się – przeciętne związki w seriach anime słabo się sprzedają(choć znów czasami wydają się być lepsze od niektórych pomysłów – mam tu na myśli Bakuman). Choć pewnie sama o tym wiesz i potwierdzam tylko teorię :)
Jak również wspominałem w pierwszym komentarzu – chciałbym potraktować serię jako wycinek z życia różnych osobliwości w pensjonacie(jeśli tak to można nazwać) ale „katalizator”, o którym wspominasz zbyt często przeważa, żeby potraktować to jako zwykłą, lekką komedię – w takim przypadku Usa nie powinien być protagonistą, tylko każdy z bohaterów powinien dostać swoją ramówkę i wtedy faktycznie mogłoby być nawet interesująco, a sam wątek można by było potraktować pobocznie. Znów oczywiście to tylko moje zdanie i być może trochę przesadzam ale po obejrzeniu wielu serii z różnych gatunków tak to właśnie odczuwam, kwestia spojrzenia z różnych perspektyw i tutaj ciężko raczej byłoby określić kto ma w 100% rację, jednak jest to też dobra podstawa do dyskusji ^^
Pasowałoby to bardziej do Hanasaku Iroha(nie wiem czy oglądałaś – jeśli nie, to polecam), tam faktycznie pomimo tego, że jest „ustalona” główna bohaterka, to każdy z bohaterów pensjonatu ma mniej lub więcej rozwiniętą własną historię i otrzymujemy pełny obraz życia w pensjonacie plus bardziej „życiowe” postaci, przez co obyczajówka z domieszką komedii wyszła naprawdę zgrabnie. Oczywiście Bokura wa Minna Kawaisou nie należy traktować jako obyczajówki i jestem tego świadom – przeważa tutaj komedia, tylko jeśli autor faktycznie chciał ukazać „życie pensjonatu” z obiektywnego punktu widzenia, to oprócz postaci(jakkolwiek reszta wydaje mi się naturalna, tak przykładowo taka Mayumi, czy Shirou już niekoniecznie) powinien jeszcze uwzględnić coś oprócz wątku miłosnego w centrum.
Chuunibyou demo koi ga shitai – powiem szczerze, nie widzę tutaj żadnych podobieństw z serią, obie traktują o zupełnie innych rzeczach i nawet jeśli w obu pojawia się komedia(w Bokura zapewne więcej i w innej formie) i watek miłosny, to ciężko mi byłoby je porównać w jakikolwiek sposób, choć to też może być kwestia spojrzenia na obie serie z innej perspektywy.
Usa na pewno szuka czegoś „poważniejszego”, jest ewidentnie zachwycony dziewczyną i próbuje się przymilać do niej na wszelkie możliwe sposoby( kliknij: ukryte zwłaszcza widać to w ostatnim odcinku).
Historie postaci faktycznie wydają się niedopowiedziane ale mi wygląda na to, że autor po prostu chciał nakreślić z grubsza charakterystykę bohaterów tym zabiegiem i coś czuję, że raczej na tym się skończy – oczywiście życzyłbym, żeby z serii jeszcze wyszło coś ciekawego ale po końcówce jakoś nie jestem co do tego przekonany…
Co do przyszłości, o której wspominasz – kliknij: ukryte podejrzewam, że Sayaka zwyczajnie jest niezdecydowana i pewnie chłopaki jej kiedyś dokuczały, przez co teraz bawi się uczuciami wszystkich, jeśli faktycznie autor pomyśli o jej przyszłości, to zapewne znajdzie jakiegoś złotego faceta, któremu nie będzie się mogła oprzeć(stawiam na typ „dominujący”), zapędów homoseksualnych się u niech nie dopatrzyłem, wszystkie jej zachowania względem Mayumi traktowałbym raczej jako zwykłe docinki – chociaż kto wie… Shirou wygląda mi na typ samotnika i nawet jeśli odniesie sukces to podejrzewam, że zwyczajnie wyjedzie z pensjonatu i słuch o nim zaginie. Usa z Rin zapewne skończą happy endem – ale kto wie ile tomów to zajmie, pewnie za rok dopiero zaczną od wspólnych wyjść do sklepu i Usa zadowoli się zwykłym trzymaniem za rękę – tak ja to widzę, w każdym razie są to zwykłe spekulacje i tylko autor wie jak to się dalej potoczy zakładając, że w ogóle ma jakiś plan…
Zaczynając od tego, że spodziewałem się jednej z dwóch rzeczy – albo lekkiej komedii, gdzie nie byłoby jakichś poważniejszych wątków albo „dokończonego” romansu z dodatkiem komedii, w obecnym układzie widzę to jako „niedosmażony kotlet”. Gdzieś po połowie chciałem to zwyczajnie potraktować jako kilka miesięcy z życia dość osobliwych postaci w pensjonacie ale seria próbowała wciskać jakoś niespecjalnie interesujący wątek miłosny i właśnie przez to opadł w większości mój zachwyt. kliknij: ukryte W ogóle jeśli mieliby ciągnąć ten wątek miłosny przez następne sezony tym tempem, to podejrzewam, że 3 sezony by nie wystarczyły… jakoś nie w smak mi ten nowy trend wśród twórców anime, gdzie wystawiają coś na próbę, bez gwarancji dokończenia głównego wątku(w tym przypadku akurat wątek miłosny).
Postaci:
Mayumi – często potrafiła mnie rozdrażnić swoim zachowaniem i mało błyskotliwymi komentarzami. Po pierwszym odcinku miałem nadzieję, że będzie bardziej poważną postacią – nic bardziej mylnego, po prostu „łatwa” dziewczyna mająca za dużo do powiedzenia. Znowu też nie uważam, że w ogóle jej nie powinno być – jakkolwiek nie było zbyt „istotna” w serii, tak też bez niej zapewne pominięto by większość gagów(choć znów nie wszystkie mi się podobały).
Kawai – strasznie nudna postać, przez jej „zaczytanie” ukazywała się tylko „pasywnie” i najczęściej jako zachwyty Usy. Brakowało mi jakiegokolwiek punktu zaczepienia względem jej osoby, gdzie tylko nie pokazaliby jej to siedziała w książkach i żyła w swoim własnym świecie. Być może niektórym się spodobała – według mnie nie jest to materiał na postać pierwszoplanową, gdyby była gdzieś tam tyle i „nie zawadzała” na ekranie to byłby to całkiem niezły dodatek do serii.
Sayaka – słodkie dziewczę, wilk w owczej skórze, do tego uwielbia się bawić uczuciami facetów. Generalnie nie przepadam za tym typem dziewcząt(podejrzewam, że jest niewiele osób, które by ją polubiły) ale wcale mnie nie drażniła – być może dlatego, że sceny z nią nie opierały się na jej gierkach, tylko w większości na docinkach w stronę Mayumi :)
Sumiko – sympatyczna starsza Pani, która od czasu do czasu doradziła, czy powiedziała coś zabawnego, choć traktowałbym ją bardziej jako postać w tle.
Shirosaki – miałem małą nadzieję, że pomimo swojego zboczenia będzie miał trochę więcej mądrych rzeczy do powiedzenia(byłby to całkiem miły kontrast), trochę się zawiodłem – jego udział opierał się zwyczajnie na komentarzach typu „dowal mi mocniej”.
Usa – kompletnie nie potrafię zrozumieć jego zainteresowania względem Kawai. Można by powiedzieć na wstępie, że „osiadając” się w nowym miejscu chciał uciec od „dziwnych” i głośnych ludzi, Kawai była cichą dziewczyną siedzącą non‑stop przy książkach i mógł to być jakiś większy punkt zainteresowania głównego bohatera, choć później doświadczył na własnej skórze, że jego wybranka wcale też nie należy do „przeciętnych” ludzi – nieszczera, wstydliwa, dająca niejasne znaki i pewnie znalazłbym jeszcze kilka określeń, z tym że chodzi mi o fakt, że Usa w ogóle nie zmienił nastawienia względem jej osoby – po prostu pozostała w jego centrum zainteresowania bez względu na to, jaka by się nie okazała. Tak wiem, często tak bywa w romansach. Możliwe, że drażni mnie po prostu fakt wątku miłosnego, gdzie bohaterka jest tak nudna(to już nawet jeśli uganiałby się za Sayaką, to byłoby o wiele ciekawiej).
Ogółem postaci nie były złe – ale spodziewałem się po nich wszystkich czegoś więcej.
Kreska była naprawdę dobra, w tego typu seriach raczej rzadko stawia się szczegółowość animacji na pierwszym miejscu, więc tutaj nie mogę narzekać, choć miejscami kolory bywały zbyt jaskrawe.
Fabuła – tutaj raczej nie ma o czym mówić, najważniejszy był wątek miłosny, o którym pisałem powyżej, reszta to były jakieś przypadkowe sytuacje, sceny z gagami, czy po prostu zachwyty Usy.
Podsumowując – seria całkiem sympatyczna, choć też nie jest to nic bardziej ambitnego, jeśliby potraktować to jako zlepek gagów sytuacyjnych plus przeciętny wątek miłosny, to jest jak najbardziej do obejrzenia, choć znów nie jest to nic, co zapadłoby w pamięci na dłużej lub byłoby warte wspomnienia przy rozmowie. Nawet skłonię się do stwierdzenia, że jeśli kiedykolwiek wyjdzie kontynuacja, to zwyczajnie sobie daruję – w ten sposób uniknę jakichkolwiek rozczarowań, po obejrzeniu całości nie spodziewam się poprawy – brak odpowiedniego rozplanowania względem całości.
Początkowo byłem przekonany, że będzie o wiele lepiej, jednak nie jestem w stanie wystawić więcej niż 6/10 – i taka jest właśnie moja ocena względem całości. Dobra kreska i dobre chęci niestety nie wyratowały serii.
Nie podobało mi się kilka rzeczy, zaczynając chociażby od nadmiaru 3D, strasznie tego nie lubię… po drugie cała idea magii jest jakby podciągnięta trochę pod wierzenia, bożków, talizmany itd. inkantacje, gestykulacje i cała reszta jest w pełni zrozumiała ale mieszanie w to duchów trochę się mija z moją wizją istoty magii, to jednak pewnie przez nadmiar fantasy i ogólnie kwestia gustu :)
Bohaterowie ogółem dość przeciętni, każdy z nich czymś tam się wyróżniał ale na pewno nie nazwałbym ich oryginalnymi postaciami.
Fabuła – Przez te 24 odcinki mieli dość czasu, żeby przekazywać widzowi systematycznie istotne informacje, rozciągnąć wątek główny i nie namieszać, wyszło jednak trochę, jakby pod koniec ktoś starał się wszystko przyspieszyć. Na początku wszystko jasne i gdzieś pod koniec nagle nawał różnych pomniejszych wątków, różnych mniej lub więcej istotnych dla fabuły informacji i trochę zaczęło się mieszać… nie było może źle, bo widziałem o wiele gorzej poprowadzone serie nawet przy większej ilości odcinków ale widać było, że twórcy anime „nie dali z siebie wszystkiego”.
Sama seria szczerze mówiąc mocno skojarzyła mi się z Toaru Majutsu no Index, choć na szczęście obyło się bez długich przemówień od głównego bohatera ;p
Seria kończy się w stopniu akceptowalnym, choć niejednoznacznie, pozostało kilka ważnych pytań, na które coś czuję, że odpowiedzi będzie trzeba szukać w mandze albo następnym sezonie(jeśli wyjdzie – choć wolałbym szczerze mówiąc 3‑4 odcinki ova) – znów jednak nie zainteresowała mnie na tyle, żeby szukać ich gdzie indziej, niż na forach jako wolnej interpretacji.
Pomijając wszystkie rzeczy, które nie do końca mi się spodobały nie było wcale źle, całkiem miło spędziłem czas i nie żałuję sięgnięcia po ten tytuł – nie jest to coś, co zapadanie na długo w pamięci ale znowu też nie jest to przeciętniak z bocznej półki.
Ode mnie 6/10.
Swoją drogą drugi ending całkiem niezły :)
Można by powiedzieć, że całkiem niezły materiał na haremówkę, jednak postaci i słaba fabuła popsuły wizerunek całości. Ciężko mi to przyznać ale większa doza fanserwisu byłaby jedyną opcją, żeby uratować tą serię w tym układzie, bo na chwilę obecną nie ma nic do zaoferowania widzowi(sam również lubię haremówki ale to był dla mnie zwykły przeciętniak).
O postaciach nie będę się zbyt długo rozpisywał, bo szczerze mówiąc nie ma o czym – główny bohater irytujący, „szepcząca” dziewczyna nieciekawa, zresztą reszta żeńskich bohaterek podobnie.
Ogółem wypada przeciętnie. Ciężko byłoby mi to nawet komukolwiek polecić – jeśli nawet ktoś ma ochotę na haremówkę i nie szuka czegoś szczególnego, to i tak zaleciłbym po prostu poszukać czegoś innego, jest masa serii, przy których można o wiele lepiej spędzić czas.
Ode mnie 4/10.
Ogółem jest to całkiem udana przygodówka/shonen z powiedzmy interesującym przebiegiem wydarzeń, całość nie skupia się tylko i wyłącznie na kilka postaciach, więc kiedy zaczyna się nowa saga, to widz nie musi cały czas śledzić poczynań tylko kilku postaci – zawsze „coś się dzieje”.
Więc zaczynając na wstępie:
1. Nie miałem nigdy styczności z oryginałem(i zapewne nie będę już ruszać, skoro przebrnąłem praktycznie przez cały materiał z reedycji).
2. Jako shounen‑tasiemiec(jeśli to tak można nazwać – nie wiem ile odcinków jest do końca planowane) jest o wiele bardziej interesujący od takiego One Piece(którego również na bieżąco oglądam, choć ostatnio trochę przystopowałem), mniej fillerów, więcej „konkretnych” wątków i autorzy nie boją się tak panicznie kliknij: ukryte uśmiercać postaci, jak to ma miejsce w innych seriach tego typu.
Teraz już względem całości:
- Historia się rozwija w całkiem przyzwoitym tempie, najpierw początki, poznanie postaci itd. Pierwsza, że tak powiem „saga” nie jest przeciągana na siłę i stanowi mocny filar dla całej opowieści.
- nie nuży na dłuższą metę
- postaci nie są „przegięte” od samego początku
- przyzwoita kreska
To by było na tyle, jeśli chodzi o wstęp – dalej rozpoczyna się saga Greed Island i tutaj już powoli zacząłem się zastanawiać… już niektóre motywy zaczęły psuć mi powoli wizerunek całości ale jeszcze nie na tyle, żeby HxH przestał mnie interesować.
Po Greed Island zaczyna się Saga Mrówek, co okazało się jednym wielkim rozczarowaniem… zaczynają się nagminne fillery, niepotrzebne rozważania bohaterów(od lektora) – jakby trzeba było naprowadzać widza na każdy pojedynczy czyn bohaterów, niekoniecznie logiczne rozwiązania, dziwne pojęcie czasu( kliknij: ukryte mówię tutaj o momencie, w którym zaczęła się akcja w pałacu – od razu przypomniała mi się walka Songo z Freezerem w Dragon Ballu na Namku… ) i ciągnięcie na siłę mało interesującego wątku… po co to? Poprzednie segmenty miały wyznaczone po kilkanaście odcinków, aż tu nagle zaczyna się robić niby rozbudowana historia, która koniec końców nawet nie przyciąga. Swoją drogą – nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę ale kliknij: ukryte ten cały „Król” strasznie przypomina Komórczaka z DB -.-'
Jest jeszcze masa innych rzeczy, do których mógłbym się przyczepić odnosząc się do tej jednej sagi ale daruję sobie i mam głęboką nadzieję, że jest to jedyna, przez którą trzeba było „przebrnąć” w całym HxH.
Zaczynając od samej fabuły – szczerze mówiąc spodziewałem się tutaj wymuszonego dramatu z tej całej sytuacji i powiedzmy, że nie do końca tak było ale znowu z jakiegoś powodu ciężko zaliczyć mi to do typowego dramatu, bardziej po prostu „okruchy życia” z pomniejszymi elementami dramatu i nic więcej. Sam plot nie jest zły – uważam, że mógłby być to całkiem interesujący materiał, gdyby nieco rozszerzyć fabułę o kilka innych, pomniejszych wątków, dorzucić większą dozę dramatu(w nieco bardziej zręczny sposób, nic na siłę) i rozciągnąć do 12 odcinków – wtedy być może byłbym w stanie docenić całą historię.
Bohaterowie – dość przeciętni, nie wiem skąd wynika ta duża ocena względem bohaterów od recenzenta, charakterystyki były dość „proste”, a same postaci niekoniecznie interesujące. Najbardziej irytował mnie doktorek – dorosły, wykształcony facet zachowywał się jak rozpieszczony bachor, czy to faktycznie takie naturalne zachowanie?( kliknij: ukryte nawet jeśli stracił bliską osobę – rozumiem ale czy po takich tragediach ludzie zachowują się jak nadęte bufony?). Głos doktorkowi podkładał mój ulubiony seiyu ale nawet po tym nie dałem rady polubić Goro choćby trochę… Najbardziej „przyjemną” postacią wydawała mi się pielęgniarka(Akiko), choć czasami miewała swoje odchyły, tak najczęściej zdarzało się jej powiedzieć coś mądrego.
O samym anime dowiedziałem się całkiem niedawno, naczytałem się wielu pozytywnych komentarzy i nastawiałem się na co najmniej bardzo dobrą i krótką historię, przy której bardzo miło spędzę czas – powiem szczerze, jestem rozczarowany. Sama historia jest opowiedziana w sposób mało interesujący, owszem czuć czasami „to ciepło” ale nie bardziej, niż od innych zwykłych okruch życia.
Jedna z tych serii, o których raczej nie warto się rozpamiętywać(według mnie), obejrzeć i zapomnieć – i tylko w przypadku, jeśli komuś nie przeszkadza bardzo lekkie podejście do tematu w dramatach/obyczajówkach.
Ode mnie wyciągnięte 6/10.
Jeśli nawet mówić tutaj o adaptacji, która jest problematyczna – czy faktycznie zamiast ukazywania istotniejszych momentów z fabuły gry powinno się dodawać fillery do krótkiej, 13‑odcinkowej serii? Dla mnie jest to wyznacznik wskazujący na brak wizji całości i bardzo łatwo to wyczuć, jeśli oglądało się wcześniej inne serie anime.
Poza tym sama gra wygląda na następny zachodni Slasher/grinder z nieco lepszą grafiką i niespecjalnie widzę potrzebę tworzenia adaptacji do przeciętnej historii(orientowałem się trochę po trailerach z gry i z kilku innych źródeł) – zamiast robić zwykłą adaptację można by zrobić wstęp do uniwersum i wydać na oficjalny release ale to już tylko moje gdybanie i odejście od tematu :)
Więc nie mam pojęcia w jaki sposób jest to powiązane z niedługo wychodzącym MMO – czy jest to dopełnienie głównego wątku fabularnego dla graczy(których raczej jest niewiele, ponieważ sama gra jest dostępna tylko na zachodzie i dopiero w wersji Beta), zachęcenie innych do gry(jeśli tak, to raczej słaba zachęta), czy po prostu wprowadzenie do świata – jeśli to ostatnie, to raczej słabo im to idzie… ze samej strony internetowej ze szczątkowych informacji dowiedziałem się więcej, niż z serii anime po kilku odcinkach. Jeśli faktycznie jest to zachęta do gry, to również nic specjalnego – podobnych opowieści w zachodnich mmo jest multum i Blade and Soul ze swoją fabułą jakoś specjalnie się nie wyróżnia, jestem nawet skłonny stwierdzić, że jest po prostu przeciętna. W opisach znajduję „adaptacja MMO” – ale czy faktycznie da się skleić pełną historię do serii na podstawie niedokończonej gry?
Fabuła w serii jest prowadzona chaotycznie, widz otrzymuje skrawki informacji nie zawsze istotnych i nawet próbując to wszystko jakoś poskładać do kupy nie znając uniwersum jest po prostu problem(co prawda na koniec każdego odcinka jest jakieś pomniejsze wytłumaczenie różnych kwestii ale to nadal zbyt mało), przez co seria traci na zainteresowaniu. Przez ten cały chaos człowiek ma wrażenie, jakby pominął jakieś istotne kwestie, które zapewne były niedopowiedziane.
Na bieżąco oglądam kilkanaście serii, które pojawiły się w sezonie wiosennym i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Blade and Soul niestety ma najmniejszy priorytet… do tego jeszcze kiedy tylko próbuję się jakoś przekonać do tej całej historii i dać szansę tej serii(bo być może będzie lepiej), to jeszcze serwują fillery do i tak krótkiej serii… czy faktycznie nie było pomysłu i chcieli zrobić tak słabą reklamę gry?
Po samym ósmym odcinku zastanawiam się co tak właściwie oni jeszcze chcą z tego wycisnąć, trochę późno jak na próbę zainteresowania widza pod sam koniec serii no ale zobaczymy… nie wiążę z tym zbyt wielkich nadziei ale mam nadzieję, że dadzą radę jakoś wyratować tą całą historię.
Jeśli miałbym oceniać na chwilę obecną – 6/10 tylko i wyłącznie ze względu na dość płynną i nienaganną animację oraz dynamiczne walki, bo póki co to niczym innym seria mnie nie zainteresowała, jednak z ostateczną oceną poczekam do końca bo może „będzie lepiej”.
Dość często oglądam haremy/komedie szkolne/romansy szkolne i lubię je, nawet jeśli często składają się z oklepanych gagów, masy niezmieniających się schematów i niezbyt błyskotliwych bohaterek(czy męskich bohaterów) ale nawet tutaj są pewne granice.
Zaczynają od bohaterów – Tsukune ma chyba najbardziej irytujący podkład głosu, z jakim spotkałem się kiedykolwiek w anime jeśli chodzi o męskiego bohatera, następnie jego wieczna ślamazarność(w seriach tego typu to raczej nic niezwykłego, nie mniej w jakiś specyficzny sposób naprawdę mnie irytował) i zero logiki, tylko i wyłącznie „przyjacielskie przemowy”. O dziewczynach już nawet nie chce mi się wspominać… charakterem nie odbiegają od siebie i mimo że nie ociekają lukrem(jak to często bywa w haremówkach), to ciężko było na nie non‑stop patrzeć.
Fabuły nie było praktycznie żadnej, kilka pomniejszych wątków, a poza tym jakieś przypadkowe pomysły – rozumiem, że w komediach szkolnych ciężko o oryginalną fabułę ale jak ma się ciekawy pomysł na serię, to robienie z niego zwykłego zapychacza ramówki to niezbyt trafiony
Pomysł na ecchi nie jest zły – szkoła dla potworów to całkiem dobry materiał, choć mogło to być trochę bardziej przemyślane i faktycznie potwory mogłyby bardziej pasować do legend( kliknij: ukryte wampir był dość mocno przekręcony), do tego dołożyć bohaterki z IQ wyższym od temperatury pokojowej, jakąś fabułę ze składem i mogłoby wyjść co najmniej coś „interesującego” – w obecnym układzie jest to przeciętna haremówka, na którą niespecjalnie warto zwracać uwagę.
Do teraz zastanawiam się po co właściwie ciągnąłem to do końca – może w jakiś sposób sam motyw haremu albo schematu „licealistów z problemami”, choć też oklepanego do granic możliwości. Nawet na „odmóżdżenie” znajdą się lepsze serie.
Ode mnie 4/10.
Na wstępie należałoby wspomnieć o dość przydługiej fabule – wyciągniętej na 20 odcinków, którą bez problemu dałoby się zmieścić w 12‑13, momentami było dość męczące i co więcej kliknij: ukryte nadal wątek miłosny nie został rozwiązany jednoznacznie, drugiego sezonu raczej bym się nie spodziewał… a do mangi raczej mi się nie spieszy.
Bohaterowie – chciałbym powiedzieć, że oryginalni ale mijałoby się to z prawdą, bohaterowie ubrani w schematy charakterystyk znanych z innych serii, oczywiście nie tak, żebym spodziewał się po romansie szkolnym jakiejś „oryginalności” w tym względzie ale nie zaszkodziłoby się trochę bardziej postarać, żeby faktycznie bohaterowie zachęcali sobą do dalszego oglądania.
Styl kreski był na początku dość interesujący – później zaczęło mnie to trochę męczyć… taki bardziej intensywny romans szkolny, który próbował być komedią ale ten styl niestety zupełnie nie pasuje do komedii, romans – owszem, jednak wzięty nieco bardziej na poważnie, w obecnym stanie wygląda to na jakiś dziwny eksperyment.
Nisekoi to harem, tylko w nieco innej oprawie – choć z jakiegoś powodu(prawdopodobnie przez prowadzenie całej historii) nie potrafię jakoś przyswoić tej myśli, patrząc na całość obiektywnie – można by się nawet skłonić do twierdzenia, że jest dość oryginalny w tej kategorii, tylko nie jestem przekonany, że w tym przypadku wyszło to na dobre. Przez większość czasu to po prostu były zwykłe podchody, na które można by wykorzystać o wiele mniej czasu( kliknij: ukryte rzeczy typu „ojejku, razem idziemy na zakupy, serce wali mi jak szalone” było czymś, co pojawiało się zbyt często) i wykorzystać na jakieś bardziej „konkretne” kroki.
Ogólnie dość często oglądam haremy/komedie szkolne itd. i nie stronię nawet od oklepanych gagów/motywów ecchi ale Nisekoi całokształtem wypada moim zdaniem średnio – mogłoby wyjść z tego coś naprawdę dobrego, gdyby porzucić całkowicie(lub w dużym stopniu) komedię, dorzucić dramy(nie na siłę) i załagodzić nieco kreskę(większość scen była strasznie „jaskrawa) i odejść od schematu haremu i pozostać przy zwykłym trójkącie miłosnym. Nie mówię że było źle – spotkałem się(nie tylko tutaj) z wieloma pozytywnymi opiniami na temat tej serii, jednak sam oglądając z tygodnia na tydzień następne odcinki traciłem zainteresowanie i przy końcu po prostu chciałem zobaczyć jak rozwiąże się wątek miłosny( kliknij: ukryte albo raczej miałem niewielką nadzieję, ponieważ już przy połowie wiedziałem, że nie ma na to szans – i znowu mamy otwarte zakończenie, choć dalej stawiam na to, że w mandze/ewentualnym następnym sezonie Raku wybierze Chitoge mimo wszystko).
Czy żałuję czasu na obejrzenie Nisekoi? Niekoniecznie, chociaż bywały momenty, kiedy chciałem sobie podarować. Dociągnąłem jednak do końca i jednak teraz będą miał jakieś odniesienie na przyszłość względem innych romansów szkolnych.
Raczej nie jest to seria, którą chętnie poleciłbym innym – ewentualnie tylko po to, aby zobaczyć jak wyszedł ten cały „eksperyment” szkolnego romansu. W kategorii ecchi/romans szkolny/komedia są lepsze serie ale Nisekoi znowu nie jest też czymś, co koniecznie trzeba od razu odłożyć na bok(czyt. „trzymać się z daleka”) tylko znów nie należy spodziewać się cudów czy mega interesującej/zabawnej opowieści.
Ode mnie 6/10 wystawione z czystym sumieniem.
Re: No nie wytrzymam!
Raku jest co prawda irytujący ale uwierz – bywały serie, gdzie spotykało się jeszcze mniej „domyślnych” bohaterów :) Jego „zachowanie” jest zapewne też pewnym filarem, żeby wydłużyć jak najbardziej całą „opowieść”.
Serie, w których pojawiają się w tsundere w głównych rolach zazwyczaj tak mają i faktycznie gdyby główni męscy bohaterowie byli „bystrzy”, tak też serie zamiast 12/24 odcinków miałyby może 4‑5 :) Kwestia powielania się pewnych schematów, które się sprzedają, dałoby się zrobić inaczej i na pewno również ciekawie ale zapewne już nie dotyczyłoby to największej grupy docelowej widzów.
Kilka serii jest, które posiadają częściowo cechy, o których wspominasz:
- Toradora!
- Nyan Koi!(doskonała komedia swoją drogą)
- Shuffle!(dziewczyny trochę przesiąknięte słodyczą ale da się przeżyć)
- Hatsukoi Limited(choć tutaj nadałbym najmniejszy priorytet, seria dość przeciętna przy romansach szkolnych)
Po więcej ewentualnych propozycji z bardziej sprecyzowanymi wymaganiami zapraszam albo na forum(Kotatsu jest bezpośrednio powiązane z Tanuki, jeśli się nie mylę) albo na priv, bo nie chciałbym tworzyć zbędnego offtopa :)
Jednak jeśli szukasz czegoś faktycznie z bardziej naturalnymi zachowaniami bohaterów, to prędzej trafisz na połączenie okruch życia/dramatu z romansem, aniżeli prostą komedię szkolną(choć ja Nisekoi nadal traktuje jako dziwny „wybryk” wśród swojej kategorii…).
Jeśli chodzi o bohaterów – oczywiście najbardziej rzuca się w oczy Pan doskonały, gdzie właściwie wszystko robi bezbłędnie ale szczerze mówiąc nie irytowało mnie to za bardzo, te jego „doskonałości” prowadziły często do zabawnych sytuacji, więc byłem w stanie to przełknąć. W przypadku dziewczyn sytuacja była nieco gorsza – jeśli chodzi o charakter, to niespecjalnie się odróżniały od siebie(zapewne ze względu na ilość) no i każda kobieta ukazana w serii poniżej 30tki miała tylko jeden cel… ( kliknij: ukryte choć może nie do końca jasne były motywy blond‑księżniczki), z dziewczyn udało mi się tylko polubić Yukine. Męska część bohaterów mocno opatrzona w schematyczną charakterystykę – i faktycznie to wszystko mogłoby przeszkadzać, gdyby traktować serię na poważnie ale nie sądzę, żeby Isekai no Seikishi Monogatari był kierowany do „poważnej” części widowni.
Kreska – nie było tragicznie, generalnie można by powiedzieć, że na poziomie akceptowalnym, choć zdarzały się momenty, gdy zadbano o szczegóły i o dziwo raczej w mało kluczowych momentach.
Oprawa dźwiękowa – nie mam większych zastrzeżeń, czasami drażniło mnie stado piszczących dziewcząt ale to raczej odbieganie od tematu. Ponadto spodobało mi się dołączenie krótkich utworów ambientowych w nielicznych momentach, zapomniałem jak doskonałe tworzą one połączenie w ukazaniu scen pomiędzy poszczególnymi wątkami.
Fabuła – generalnie nic specjalnego, niewielka otoczka dla działań politycznych/wojennych, chęć podbicia krajów w celu zwiększenia zasięgu władzy, trochę spisków, kilka zawiłości dla smaczku – ogólnie nic, czego nie zobaczyłoby się w innych seriach na przestrzeni lat. Jednak podchodząc do oglądania tego konkretnego anime nie należy nastawiać się na doskonałą historię, oryginalne postaci, zaskoczenia i chęć śledzenia całości bez przerwy – jest to po prostu seria, do której należy podejść bardziej na luzie, najlepiej w przypadku jeśli chcemy odetchnąć od innych, bardziej poważnych serii.
Co mi nie do końca pasowało:
kliknij: ukryte 1. Struktura robotów – miałem wrażenie czasami, jakby były wykonane z papieru, kilku‑metrowe maszyny bojowe, przy których urywanie kończyn wyglądało jak wyrywanie chwastów
2. Wspominałem już, że Kenichi jakoś bardzo mnie nie irytował ale czasami bywał idealny, aż do bólu.
3. Zbyt podobne nazwy mechów – może to już czepanie się ale czasami można było się pogubić.
4. Niewielkie dziury logiczne – jakkolwiek starano się wytłumaczyć działanie większości mechanizów, tak po prostu niektóre działania wydawały się najzwyczajniej dziwne
Podsumowując – jeśli ktoś by się mnie spytał, czy żałuję czasu spędzonego przy Isekai no Seikishi Monogatari, to bez zastanowienia powiedziałbym, że nie – do serii podchodziłem spodziewając się ecchi i było tego pod dostatkiem, za mechami nie przepadam ale powiedzmy, że udało im się wklecić jakoś fabułę pomiędzy tą całą ogromną grupę dziewczyn. Cieszę się również, że zostało to wykonane w formie spin‑offu, niespecjalnie miałbym ochotę przechodzić przez całego Tenchi Mujo, do którego do teraz nie mogę się przełamać.
Ode mnie nieco wyciągnięte 8/10.
Pierwsza seria była całkiem niezła, pomimo mojej niechęci do głównej bohaterki(nie przepadam za tsundere w żadnej formie) udało mi się pośmiać kilka razy i wyciągnąć kilka pozytywów z całej serii – jest o wiele więcej ciekawszych ecchi, czy romansów szkolnych z bardziej rozbudowaną fabułą, czy choćby zgrabniej wprowadzonym schematem haremu ale ok, nie było źle, pozostały jakieś pozytywne wrażenia i nie żałowałem do końca spędzonego czasu przy irytującej do granic możliwości tsundere.
Następnie zaczyna się drugi sezon i tutaj jest całkowita odskocznia od tego, co pojawiło się w pierwszym – pomimo, że jest to bezpośrednia kontynuacja to czułem się, jakbym oglądał całkiem inne anime. Teraz dlaczego? Drugi sezon jest podzielony na 16 odcinków, gdzie 3 ostatnie są w formie specjali(które de facto nie są traktowane jako OVA, tylko dopełnienie całości, czyli „wypadałoby obejrzeć do końca”) i teraz nawet 13 „normalnych” odcinków jest podzielonych na segmenty, które wprowadzają pewien chaos – widz(a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie) za bardzo nie wie czego się spodziewać i jakkolwiek w niektórych przypadkach jest to rzecz pozytywna, tak tutaj wygląda na spełnienie raczej niekoniecznie istotnych przekonań.
Jak to wygląda:
kliknij: ukryte
1‑9: duża doza romansu, czyli czegoś, czego brakowało(a raczej „nie było”) w pierwszej serii, pomiędzy wklecili wątek Saori – i skłamałbym, gdybym powiedział, że nie zainteresowało mnie to jak ze „zwykłej bogatej panienki” stała się otaku ale to było przeciętne do bólu… na 9 odcinku można by właściwie prawidłowo zakończyć serię i założę się, że byłoby więcej głosów zadowolenia.
10‑12: nagle zachciało się typowego haremu, czyli wszystkie żeńskie postaci rzucają się na głównego bohatera, tak nagle i nie wiadomo skąd… w ogóle pomijając fakt, że nagle pojawiły się przebłyski, jak to Kyousuke podbijał do Ayase – o czym wcześniej nic nie było.
13: Wstęp do specjali i odpowiedź na pytanie „dlaczego”.
14‑16: Specjale, które właściwie nie były w ogóle potrzebne… co prawda skończyło się jak skończyło ale pozostawiło to niesmak dla tytułu, wspominałbym serię jako dość przeciętne ecchi z irytującą główną bohaterką, a tak to dochodzi do tego widzimisie autorów, do tego prowadzące właściwie donikąd.
Generalnie pomimo rzeczy, które mi się nie spodobały starałem się podejść do tego jakoś obiektywnie i dołączając do tego wszystkie momenty, które podobały mi się, następnie gagi, przy których się śmiałem i być może jedyną bohaterkę, która mi się spodobała( kliknij: ukryte Saori, reszta to było jedno wielkie zbiorowisko tsundere…) wystawiam wyciągnięte 6/10.
Czasu spędzonego nad tą serią nie żałuję ale powiem tylko tyle, że w tej kategorii są lepsze.
Bohaterowie:
Yuuki – większego bałwana to ze świecą w ręku szukać, chyba nawet w niskobudżetowych ecchi męscy bohaterowie przejawiają większą zdolność do logicznego myślenia… nie mam zupełnie pojęcia czym się kierował w swoich działaniach, bo na pewno nie zdrowym rozsądkiem ;p
Yuno – patrząc na nią do głowy przychodziło mi jedno wyrażenie: „między szaleństwem a geniuszem jest niewielka granica” i faktycznie chciałbym się tego trzymać ale jej zwyczajnie brakowało piątek klepki… kliknij: ukryte motyw, kiedy przybiegła do Yuukiego w nocy, otworzyła klapkę od poczty w drzwiach i powiedziała „dobranoc, Yuuki” był genialny – normalnie można by jej przyznać nagrodę „creep of the year” :D
Akise – jedna z ciekawszych postaci, trochę wyidealizowany, jednak wprowadził do serii nieco nutki tajemniczości( kliknij: ukryte choć znów ten pocałunek przy końcu był niepotrzebny ;f)
Było oczywiście jeszcze wielu innych bohaterów ale pomijając kwestię krótkich opisów – bardzo podobało mi się rozwinięcie wątków ich większości, czy to w większym, czy mniejszym stopniu, często brakuje mi tego w seriach z podobnej kategorii. Same historie postaci może nie były jakoś specjalnie „ambitne” ale były poprowadzone na tyle dobrze, że trzymały się całości i nie można narzekać.
Fabuła:
Zakręcona… przemyślana ale w niektórych momentach zastanawiałem się co tak właściwie autor chciał osiągnąć, oczywiście oglądając z czasem wyjaśnia się praktycznie większość ale miałem wrażenie, że niektóre wątki były nieco zrobione „na odwal”. W niedługim czasie miałem okazje zobaczyć dwie, czy trzy inne serie w kategorii „survival game” i miałem się do czego odnieść, generalnie było ok – ale mogłoby być o wiele lepiej, przede wszystkim gdyby większą uwagę przykuto do postaci( kliknij: ukryte właścicielka sierocińca to był jakiś żart…)
Oglądając drażniły mnie pewne absurdy i zachowania niektórych postaci, dlatego też nie jestem w stanie wystawić jakiejś większej oceny. Nie mniej jednak ta cała „pokręcona” sytuacja całkiem zgrabnie nakreślała granice moralności i zdrowego rozsądku(choć raczej protagonista byłby jego zaprzeczeniem…)
Podsumowując – Mirai Nikki jest całkiem interesującą serią i na pewno nie jest „przeciętne”, łączy tutaj wiele gatunków(od horroru, dramatu, kryminału aż po ecchi), które w całości wyszły całkiem nieźle, osobiście w tej kategorii mam innych faworytów ale jestem zadowolony z obejrzenia całości, domknięta do końca fabuła bez niedopowiedzeń i historia na „jeden dobry raz”. Ode mnie mocne 7/10
Jako komedia praktycznie w ogóle nie śmieszy, elementy okruch życia całkiem ok – uważam, że mogłaby wyjść z tego perełka, gdyby fabuła była bardziej dopracowana i dołożyć do tego nieco więcej dramatu. W obecnej formie jest po prostu przeciętne.
Sama seria też miała swoje momenty, zdarzało się czasami komuś powiedzieć coś mądrego ale od razu psuli „atmosferę” komediowymi wstawkami. Bohaterowie też niespecjalnie przypadli mi do gustu – Haru był „dziwną” postacią(i nie mówię tutaj o kimś „pozytywnie zakręconym”) i często irytującą, dwie postacie żeńskie z własnymi charakterami i reszta bohaterów gdzieś w tle(„koledzy i koleżanki”). Poważniejsze problemy bohaterów bagatelizowane i skupiano się tylko na „duperelach”, wieczne podchody a to z jednej, a to z drugiej strony i koniec końców kliknij: ukryte nikt nie wiedział, czego chciał. Jedynym plusem jeśli chodzi o postacie, to brak wciskania na siłę jakichś nadpobudliwych i nieszczerych(tak, tsundere) dziewczyn – jakiś tam realizm był zachowany, tylko nie jestem pewien, czy tak do końca wyszło naturalnie…
Nie mówię że seria była zła – ale zamiast tego lepiej obejrzeć jakiś porządny dramat/romans/slice of life z dopracowaną fabułą, Tonari no Kaibutsu‑kun jest tytułem, który ginie gdzieś w odmętach przeciętnych serii, na które niespecjalnie warto zwracać uwagę.
Ocena końcowa 5/10.
W ogóle jakoś nie w sos mi non‑stop oklepywanie żeńskich postaci( kliknij: ukryte w ogóle zakonnic biegających z włóczniami…), „wzniosłe” monologi głównego bohatera(to już było męczące w pierwszej serii) oraz brak jakiegokolwiek progresu tak prawdę mówiąc, niby pod koniec coś tam zaczyna się dziać w tym kierunku ale nie zostawili nic, poza otwartą bramą do 3 sezonu(który nie wiadomo czy się pojawi).
Animacja trzymała się na dobrym poziomie to akurat trzeba przyznać ale ciężko znaleźć mi inne pozytywy :\
Ode mnie wyciągnięte 6/10, obejrzeć i zapomnieć.
Zaczynając w ogóle od plota – osobiście nie potrafię zrozumieć zamiłowania do łączenia dziwnych wątków, w tym przypadków kościół+magia i nauka+super moce, wydaje się to trochę absurdalne… Jeszcze te późniejsze tłumaczenia związków pomiędzy tym wszystkim, momentami się zastanawiałem „o czym oni w ogóle mówią?!”( kliknij: ukryte pomijając już kwestie takie jak pół‑nagie laski biegające z mieczem na zlecenie kościoła, w ogóle kościół uznający coś takiego jaka magia, czy rycerze w zbrojach z buzdyganami wojujący we współczesności -.-'). No cóż, jednak jakoś to przełknąłem i obejrzałem całość.
Fabuła – próbowałem to jakoś połączyć w całość, myślałem nawet o umyślnym pocięciu całości na segmenty ale nie, to nie jest coś przemyślanego tworzącego jedną całość, to są po prostu doklejone skrawki pomysłów. Pomysł może nie był zły(jak na shounen) ale dałoby się zapewne z tego zrobić coś lepszego pod względem fabularnym(zapewne mnie samego nie usatysfakcjonowałoby to do końca, jednak dla fanów mogłoby być cudo pierwsza klasa), chciałbym móc powiedzieć, że śledziłem historię od początku z zainteresowaniem – ale serię raczej można potraktować jako coś na oderwanie się od innych, nieco bardziej poważniejszych czy lepiej rozbudowanych serii.
Trochę ponarzekałem ale skłamałbym mówiąc, że męczyłem się oglądając Index'a – całkiem przyjemnie się oglądało, może nie koniecznie „z odcinka na odcinek bez przerwy” ale na pewno rozróżnia się w tłumie innych przeciętnych serii przygodowych.
Grafika – nie ma co narzekać, bywały ujęcia naprawdę szczegółowe ale też bywały znów nieco bardziej leniwie odrysowane postaci( kliknij: ukryte mam na myśli choćby doktora w szpitalu).
Co mnie najbardziej poirytowało:
kliknij: ukryte 1. Upychanie malutkich, słodkich dziewczynek, strasznie tego nienawidzę – zazwyczaj kończy się to na jednej takiej postaci w całej serii ale tutaj ewidentnie przesadzili, nauczycielka Toumy wyglądała, jakby wybiegła z przedszkola… czasami jestem w stanie zrozumieć, gdy autorzy chcą otrzymać efekt „zobaczcie, jaka słodka dziewczynka!” ale tutaj to balansuje na granicy dobrego smaku(byłem trochę zmartwiony po pierwszym odcinku).
2. Mieszanie na siłę. Próbowali dodać zbyt wiele różnych dziwnych teorii, łączeń i filozofii. Niektóre wywody postaci też nie wiadomo skąd się wzięły :)
Co najbardziej się spodobało:
kliknij: ukryte 1. Bodajże 15 odcinek, kiedy nastąpiła „zamiana dusz” – widząc Index po prostu wybuchłem śmiechem :) Było również kilka innych momentów, w tym samym odcinku – naprawdę dobrze się to oglądało, nawet jeśli były one wstępem do kolejnego wątku.
Podsumowując – z przygodówek są na pewno lepsze pozycje, Toaru Majutsu no Index nie jest serią złą ale na pewno do dobrej jej jeszcze trochę brakuje, do obejrzenia gdzieś pomiędzy innymi bardziej rozbudowanymi seriami nadaje się bardzo dobrze, choć nie jest z kategorii „must see”.
Ode mnie 7/10.