x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Seiyu generalnie odwalili kawał dobrej roboty, zwłaszcza Yuuki Aoi w roli Murasaki – odnosiło się naprawdę wrażenie, że kwestie wypowiada małe dziecko.
Przyczepić się można do strony technicznej – kreska sama w sobie nie była zła, momentami zarysy postaci były naprawdę szczegółowe(choćby sama Benika) ale znów inne postaci nie raz były odrysowane na odwal. Brakowało mi tutaj płynności animacji(czyli po prostu większej ilości klatek w tym samym stylu) i to w zasadzie załatwiłoby sprawę – zwłaszcza w scenach walki, czy pościgów. No i może jeszcze ktoś inny do podkładu głosu Shinkurou, bo głos ewidentnie kobiecy(jakby nie było – Sawashiro Miyuki) albo po prostu zbyt mocno kojarzy mi się z postaciami, które podkładała w innych adaptacjach(Kakegurui).
Było może też kilka rzeczy niekoniecznie potrzebnych, jak choćby kliknij: ukryte „róg” rodziny zabójców, mocno odjęło to od realizmu – choć koniec końców dało się to zaakceptować.
Ode mnie 8/10 – anime sprzed dekady, które nadal robi wrażenie i dostarcza sporej dozy rozrywki.
2 odcinek
Swoją drogą Ghostwriting to profesja stara jak świat i dziwi mnie trochę, dlaczego autor próbował nadać jej taką dziwaczną, mylącą nazwę.
2 ep
Swoją drogą słabo im idzie budowanie klimatu – najpierw skupiają się na walucie, potem na jedzeniu, a o samym świecie naprawdę niewiele. Z jakiegoś powodu też drażni mnie coraz bardziej głos protagonisty.
Poza tym wygląda na to, że Pan Yamamoto dalej cierpi na brak taktu i zdrowego rozsądku: [link], [link]
Gdyby nie komentarze Xillin'a oraz wa‑totem'a, to w ogóle pewnie bym zapomniał o serii. No może jeszcze znajdzie miejsce w pamięci ze względu na fakt, że Eri Takenashi jest bardzo kawaii.
Na plus jest okazjonalnie płynne animacje, które zdecydowanie wymagały większego wkładu pracy. Tak poza tym nic nadzwyczajnego – ot co następna „otwarta” haremówka z mało interesującymi, aczkolwiek dającymi się polubić bohaterami.
Nie rozumiem tylko po co wprowadzali skalę atrybutów – czy moda na RPG w anime musi dopaść już wszystko? :\
PS. W openingu pojawia się nowy grzech, czyżby Escanor?
Do Killing Bites było coś podobnego całkiem niedawno – Taboo‑Tattoo; tytuł tak wtórny, że musiałem szukać po tagach, żeby sobie w ogóle przypomnieć co to było. Zapowiadało się fajnie(jak na serię o sztukach walki), protagonista nie objeżdżał w vanie szukając licealistek do porwania ale potrafił przynajmniej przyłożyć w japę, jak trzeba było. Skończyło się na kiczowatej serii z mieszanką różnych, niekoniecznie oryginalnych pomysłów ale nie zdziwiłbym się, gdyby nawet to było lepsze od KB.
Zapewne znalazłbym kilka innych przykładów ale to już by nie były stricte serie oparte o sztuki walki.
Ciekawa perspektywa ale imo naciągnięta. Nawet, jeśli wyszło im coś takiego, to prawdopodobnie zupełnie przypadkiem :)
Na siłę nie będę narzekać, bo haremówki muszą być naprawdę słabe, żeby u mnie zaliczyły dropa – także pewnie obejrzę do końca.
No i jeśli uda im się zamknąć serię, to w ogóle będzie cacy.
Uwielbiam robić wyliczanki… wystarczy spojrzeć na wszystkie ostatnie haremy, czy serie akcji. No ale mogę się pobawić w przeglądanie listy – haremy, akcja, komedie, czy obojętnie co?
Można to zrobić bez upychania postaci‑fillerów, wystarczy prawidłowa narracja. Robiło to już wiele innych adaptacji.
Seria to przeciętny do bólu typ „bij jak najmocniej”, z nieco większym budżetem na animację(co jak co ale muszę przyznać, że są całkiem dynamiczne i nie składają się z kilku kadrów) i tego powinna się trzymać. Od samego początku wiadomo, o czym będzie jednak mnie chodzi o to, z czego ona próbuje(nieumiejętnie zresztą) czerpać – niedoszły protagonista, granie na emocjach(pierwsza scena to porwanie dziewczyny i próba gwałtu… piękny wstęp), przypadkowe sceny z nagością(lubię ecchi, natomiast sceny typu spotkanie w parku to było jakieś nieporozumienie – podejrzewam, że będzie tego o wiele więcej). Zapewne później będzie tego więcej.
Prawdę mówiąc głupio się czuję dyskutując na temat serii, która nie zasługuje na ten typ skierowanej na nią uwagi.
Serio. Nawet odmóżdżacze mogą się różnić jakościowo.
Bo po prostu twórca mangi nie mógł wymyślić niczego sensownego w takim układzie i albo się poddał albo zrobił to umyślnie, przy czym w tym drugim przypadku brak temu zabiegowi jakiegokolwiek wdzięku. Osoba doświadczona potrafiłaby przekształcić to w atut, w Killing Bites to po prostu dziwne widzimisię, którego nie w sposób zrozumieć. Pseudo‑protagonista grający bardziej rolę drugoplanową jest zbędny i już lepiej by wyszło, gdyby po prostu te zwierzoczłeki na siebie przypadkowo wpadały i tłukły bez powodu. W takim przypadku mielibyśmy jasny obraz tego, czym seria jest, a nie czym próbuje ukradkiem być.
...a jednak główny bohater jest, tylko pytanie – po co? Dla pozorów? Nikt tego nie potrzebuje w seriach tego typu.
Historie nie muszą być skomplikowane – często wystarczy, żeby po prostu były sensowne i mogą być wtedy proste, schematyczne i oklepane.
Generalnie o komedie bez elementów dramatu, czy chociażby kilku „poważniejszych” momentów to bardzo ciężko.
well… czy aby na pewno nie jest to podobna zasada? :) Gdyby miało być fair&square, to zaczynałby od zera na odpowiednim terenie „startowym”, a nie w miejscu, gdzie spawnują się moby na 50 poziomie :P Zresztą wiedza o mechanice gry dawałaby mu i tak niezłą przewagę. No ale to jest po prostu pewien schemat i zapewne wiele jego sukcesów będzie się opierać na tym, że jest nieziemsko wykoksany(ciekaw jestem czy będzie przydzielał w nieskończoność nowe skille).
W dużym skrócie – „bunt maszyn” w typowej oprawie anime.
*Siostrzyczka z ADHD też jest.
Cała mordercza otoczka potraktowana lekką ręką, przez co „miasto morderców” traci swój czar.
Jeszcze nie skreślam ale jest to mocny kandydat do szybkiego dropa.
Tutaj natomiast mamy od samego początku chaos, wszystko dzieje się bardzo szybko i na siłę pcha się do przodu. Seria sprawia wrażenie, jakobym oglądał jakiś przeciętny, tasiemcowy shounen, do tego spartaczony przez scenarzystę.
Nie podobało mi się właściwie wszystko poza kreską – ta jest całkiem niezła, choć nadal zbyt „kolorowa”; powinna być zdecydowanie bardziej stonowana.
Pewnie obejrzę, żeby zobaczyć ile udało im się jeszcze napsuć ale już teraz czuję, że nie dorasta do pięt adaptacji sprzed prawie 20 lat.
Z tych lepszych osobiście czekam na Tate no Yuusha no Nariagari, którego ekranizacja jest już potwierdzona ale to tak już z offtopa.
Klimat mocno przypomina powojenną europę.
Zobaczę następne dwa‑trzy odcinki ale stawiam raczej na bardzo słabą produkcję, nawet dość dynamiczne walki nie wynagradzają zbytnio całej reszty.
Mimo wszystko jednak fajnie, że streamują jedną z najbardziej wyczekiwanych adaptacji 2018. CR chyba dalej ma problemy z jakością i na pewno nie wyszłoby nikomu na dobre, jeśli oni mieliby wyłączność. Ciężko wypowiadać mi się na temat Funi, bo mają zablokowany ruch z Polski ;f
Wstęp zdecydowanie dłuższy, niż się spodziewałem ale można prosto wywnioskować po pierwszym odcinku, że będzie to lekka haremówka na rozerwanie – z trochę większym budżetem, niż Isekai wa Smartphone, bo stać ich było na jakieś tam względne 3D.