x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Szkoda
Same postaci mogą być – dwójka głównych bohaterek mi się nawet podobała, choć żadna nie chwyciła mnie za serce. Siostrzyczka wyszła słabo, o czym pisałam już wcześniej, natomiast o braciszku prawie w ogóle nic nie było (nawet w odcinku im poświęconym bardzo mało było scen widzianych z perspektywy siostry, w których pokazano by, że stara się ona jakoś zrozumieć brata). Nauczycielka na plus, koty zresztą też (do tego, jak wyglądają byłam przyzwyczajona po Arii, a tu trochę lepiej się zachowywały ;p).
Wizualnie byłoby cacy, gdyby nie sceny SD, które potrafiły zepsuć nawet najlepiej kreowany tu klimat. Jak podobają mi się projekty postaci same w sobie, tak ich wersje SD są paskudne. Ładnie natomiast brzmi muzyka w serii – zwłaszcza spodobał mi się podkład z ostatniego epka w scenach oceanicznych.
Ogólnie to ta seria zła nie jest i w porównaniu do większości obecnie wychodzących tytułów z tego gatunku, wyróżnia się raczej na plus. Poza SD nie ma tu motywów szczególnie irytujących, dzięki czemu można przy niej spędzić leniwe popołudnie. To jedno z tych anime, które potrafią chwycić za serce ciepłym i spokojnym klimatem. Niestety perełka z tego nie wyszła i raczej nie zostanie to zapamiętane jako „druga Aria”. A szkoda, bo potencjał był, tyle że na nim się skończyło. Ode mnie leci 7/10 – ładne to, miłe i przyjemne, ale zbytnio „puste” pod względem treści.
Średniak.
Kompletnie nie przepadam za motywem, w którym jedna osoba skrycie kocha się w drugiej, ale się do tego nie przyzna, bo się wstydzi. A znowuż ta druga osoba kompletnie nie zauważa uczuć tej pierwszej, mimo iż są one widoczne dla wszystkich naokoło. Niestety, z czymś takim mamy do czynienia tutaj, przy czym Uchimaki jest ślepy na uczucia Usami, bo… jest otaku i nie podobają mu się dziewczyny 3D. Z jednej strony – no brzmi to dosyć oryginalnie, ale tak naprawdę, jeśli wyłączyć fascynację Uchimakiego bohaterkami 2D, zostaje nam w sumie klapa. Najgorsze jest to, że na zakończenie nie zdecydowali się pokusić o pójście naprzód. Niby wiem, że ta seria od początku nie była w takim typie, by odważyli się tak to rozwinąć, ale kiedy doszło do kliknij: ukryte niby wyznania Uchimakiego, że zakochał się w Usami, stwierdziłam, że „tak, to byłoby ciekawe, a przede wszystkim oryginalne zakończenie”. Ech… a potem postanowili wszystko zepsuć…
Na szczęście nie tylko na tym opiera się seria, bo inaczej byłoby bardzo źle. Kiedy odstawiono na bok wątki romantyczne, okazało się, że może być z tego nadzwyczaj przyjemna szkolna komedyjka o szkolnym klubie artystycznym. Nie aż tak pomysłowa jak GA, ale wciąż miła w odbiorze (aczkolwiek jak ktoś liczy na rozwinięte wątki „artystyczne”, to się przeliczy – tego tu akurat nie ma, a bohaterowie mogliby robić dosłownie wszystko i niczego by to tu nie zmieniło; to trochę tak jak z K‑onem jako serią muzyczną – niby są one w zespole, coś tam czasem pobrzękolą, ale to tylko wymówka, by pokazać jak słodko jedzą ciastka i piją herbatę). Dużo pomogły tu postaci drugoplanowego, choć szkoda, że wszystkie one pozostały tak jednowymiarowe. Moją faworytką została zdecydowanie zakręcona Collette. Mam słabość do ekscentryków, a ją wykreowano dość nieźle. Również Imari przypadła mi do gustu, choć początkowo obawiałam się, że to będzie „ta trzecia” w trójkącie, a przez to jeszcze bardziej zepsuje się seria. Na szczęście nie poszło to w tym kierunku, a Imari wyszła na naprawdę ciekawą osóbkę (plus za bycie chuuni).
Ostatecznie serię uważam za przeciętną i na pewno nie zapamiętam jej na dłużej. W tym gatunku dostaliśmy już mnóstwo o wiele ciekawszych tytułów, bym tę miała jakoś szczególnie wyróżnić. Ot, jest z tego taki jednosezonowy umilacz czasowy – ode mnie 6/10.
Ogólnie to staram się nie czepiać ocen wystawianych przez recenzenta, ale w tym przypadku ocena gryzie się z tym, co jest w tekście. No bo serio – 8/10 dla serii, która ma być po prostu przyjemna, ale szybko umyka z pamięci, to trochę zbyt wiele. Stosując takie kryterium brakuje potem miejsca na rozróżnienie tytułów gorszych – jeśli 8 to „tylko dobra”, to 9 musi być „bardzo dobra”, a 10 „wspaniała”. Ale w takim razie 7 będzie już „średnia”, 6 – „raczej kiepskawa, ale do przełknięcia”, 5 „nudna”, 4 „kiepska”, a na niższe noty nie mam pomysłu.
Re: Lepsze, niż się spodziewałam^^
Właściwie po obejrzeniu pierwszego Love Live powinnam chyba wrócić raz jeszcze do obejrzanych wcześniej epków Sunshine, bo tam jest pewnie więcej takich „smaczków”. Szkoda tylko, że to jest jednak zbytu nudne na rewatch. -.-
Re: Lepsze, niż się spodziewałam^^
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Po 8 epku
Nie spodziewałam się tu zobaczyć tak dobrej serii i naprawdę nastawiałam się na powtórkę z rozrywki, czyli coś podobnego do Sore ga Seiyuu. Na szczęście jak na razie jest zdecydowanie lepiej. Inna sprawa, że Doga Kobo właściwie idealnie nadaje się do takich produkcji i po raz kolejny udowadniają, że wiedzą, jak zrobić porządną moe serię. Tak patrząc na to, będę musiała wrócić do ich starszych anime, bo mnie totalnie kupują swoim stylem.
Re: Po 8 epku
Po 8 epku
Zapewne spora w tym zasługa także kiepskiej grafiki, bo brak płynności i krzywizny dodatkowo psują seans. No szkoda…
Lepsze, niż się spodziewałam^^
Fabuła – nie jest odkrywcza, ale przynajmniej udało się tu uniknąć wielu rażących błędów, które mogłyby swobodnie zepsuć całość. Przede wszystkim bardzo dobrym rozwiązaniem okazało się uczynienie z dziewcząt idolek szkolnych, nie profesjonalnych. Dzięki temu o wiele łatwiej przełknąć pewne uproszczenia, po które sięgnięto i zaakceptować to w kategoriach realizmu. Oczywiście, wciąż można by tu było pewne rzeczy przedstawić lepiej, a całość wyszła ostatecznie dość naiwnie, ale i tak doceniam to, w jaki sposób nam to podano. Dziewczyny faktycznie ćwiczą i to ćwiczą naprawdę sporo, a efekty nie są wcale oszałamiające tj. nie wyczyniają cudów po, powiedzmy, tygodniu treningów. Brakuje doskonalenia warsztatu od strony śpiewu, no ale to już mogę przeboleć, skoro przynajmniej coś innego dostaliśmy.
Pierwsza seria to tak naprawdę uformowanie grupy oraz ugruntowanie marzeń dziewcząt i zacieśnienie relacji między nimi. W kolejnych odcinkach mamy zatem wątki dotyczące kolejnych członkiń zespołu i tak to się jakoś powoli kręci, scalone przewijającym się gdzieś w tle motywem uratowania szkoły przed zamknięciem. Jak dla mnie tempo było odpowiednie – nie przedłużali niczego niepotrzebnie (no może poza dramą z Kotori), ale też nie było w tym pośpiechu, który sprawiłby, że trudniej byłoby wczuć się w kreowany klimat.
Bohaterowie – jakby nie patrzeć – kwestia pierwszoplanowa w przypadku takiego anime. Zdecydowanie obsada prezentuje się lepiej, niż w Sunshine, co jest sporym plusem i nawet jestem w stanie załapać popularność niektórych bohaterek. Mój ranking wygląda następująco:
- Niko – strasznie spodobało mi się to kreowanie jej osobowości scenicznej i sposób, w jaki różniła się ona od jej „codziennego charakteru”; wprowadzała nutę goryczki do niektórych scen, bo potrafiła powiedzieć coś nie standardowo słodkiego, ale gorzką prawdę
- Maki – podchodząca pod tym tsundere, ale tym razem w wersji bez przemocy, co mogę kupić; również potrafiła wyrazić swoją opinię, która niekoniecznie była zawsze różowa
- Honoka - o dziwo nie przeszkadzała mi, mimo iż była kolejnym chodzącym wulkanem energii, jakich pełno w tego typu seriach; głupiutka i wiecznie wesoła na szczęście nie zbliżyła się do klasycznego motywu słodkiej idiotki, więc potrafiłam zaakceptować ją jako postać centralną, która swoją pasją zaraża inne dziewczyny
- Umi - głos rozsądku w grupie, przez długi czas zresztą jedyny, dzięki czemu równoważyła niezbyt mądre zapędy koleżanek
- Hanayo - nieźle przedstawiony schemat nieśmiałej dziewczynki, która chce się zmienić – widać, że się stara, choć trzeba ją popchnąć nieco do przodu
- Nozomi – zwł. do momentu dołączenia do grupy, kiedy to udzielała reszcie rad i wskazówek; na minus idzie jej macanie po cyckach, nieco zbędne jak dla mnie
- Eri - w jej przypadku również podobała mi się bardziej do momentu dołączenia do grupy, zwłaszcza że potem straciła wiele ze swojej zadziorności; w roli „złej przewodniczącej” wypada lepiej niż ta z Sunshine, bo jest bardziej sympatyczna, mniej opryskliwa, a jej motywy wypadają naturalniej
- Kotori – długi czas prawie nic o niej nie było; miała kilka lepszych scen, ale raczej trzymała się na uboczu, a jedynie pod koniec dostaliśmy niepotrzebną dramę z nią w roli głównej
- Rin - tak naprawdę grała rolę dodatku do Hanayo i sama nie dostała nawet osobnego wątku, przeznaczonego na przybliżenie jej osobowości, w związku z czym nawet nie mam za bardzo co o niej powiedzieć; tyle chociaż, że mi nie przeszkadzała.
Grafika - ach to nieznośne CGI… no naprawdę nigdy się nie przekonam do animacji komputerowej, bo nawet kiedy się do niej w miarę przyzwyczaiłam tutaj, to i tak mi się nie podobała; reszta właściwie była okay, zwł. projekty postaci wyszły odpowiednio słodko i nie aż tak plastikowo jak w niektórych seriach.
Muzyka – cóż… no nie jestem fanką j‑popu, a już zwłaszcza takiego, w którym dominuje kilka piskliwych głosików; z czasem trochę się osłuchałam z utworami tutaj (zwł. z endingiem), ale trudno mi to jakoś ocenić; jedyne co, to bolały mnie uszy przy wersji endingu śpiewanej przez seiyuu Niko – brzmiało mi to jak rasowy fałsz po prostu.
Ogólnie – bardzo miło spędziłam czas przy tej serii i cieszę się, że dałam jej drugą szansę; to nie jest nic nadzwyczajnego, ale ogląda się szybko i przyjemnie, w sam raz na odmóżdżenie po ciężkim dniu. Z przyjemnością sięgnę więc po drugi sezon… i chyba dam szansę innym idolkowym anime.^^
Re: odcinek 8
We mnie rozbudziło to nadzieję, że da się zrobić coś dobrego w anime o idolkach, więc może cię przekona by wrócić do tego tytułu.
Re: odcinek 8
Re: odcinek 8
Co do zakończenia tej serii i możliwej kontynuacji – ja tu nie widzę innej opcji jak zakończenie tego sezonu na kliknij: ukryte dołączeniu pozostałej trójki do grupy. Wszystko ku temu zmierza, a odcinków pozostało zbyt mało, by dojść do czegoś więcej. Jednak seria się pewnie sprzeda na tyle dobrze, że dostaniemy dalszą część. A jak nie… to nie będę zbytnio żałowała. xd A może faktycznie skupią się na czymś pokroju Saint Snow.^^
Słodkie i urocze
KINMOZA oglądało mi się w każdym razie bardzo przyjemnie. Jest to seria z rodzaju tych wybitnie słodyczogennych tytułów, lecz nie odczułam podczas seansu nadmiaru cukru (tak, jak to było np. w Hanayamata). Oczywiście, poza klasycznymi scenkami o uroczych dziewczętach, które właściwie nie robią nic konkretnego, ale jest to słodkie, nie dostajemy w tym tytule niczego innego. Całość opakowano w motyw różnic kulturowych, jednakże ta tematyka służyła tylko i wyłącznie za spoiwo łączące całość, nie zaś bardziej rozbudowany wątek obyczajowy. Co prawda boleję troszkę nad tym, że nawet zakładając taki właśnie sposób prezencji tegoż motywu, nie zdecydowano się go jakoś bardziej uwidocznić. Przykładowo, brakowało mi tu większej ilości scen takich jak te z festiwalem, czy też poświęconych świętom Bożego Narodzenia. Ogólnie można by tu było przemycić więcej ciekawostek dotyczących japońskiej obyczajowości.
Na pozytywną ocenę całości w największej mierze wpłynął oczywiście fakt, że udało mi się polubić grono głównych bohaterek. Cieszy mnie przede wszystkim to, że naczelna „idiotka”, za jaką można uznać Shino nie umywa się nawet do najgorszych przedstawicielek tego szablonu. Od samego początku nieodmiennie kojarzyło mi się tutaj A‑Channel, które w mojej ocenie wypada znacznie gorzej, niż KINMOZA. Właściwie relacje między Alice a Shino bardzo przypominały mi te łączące Tooru i Run, tyle że bohaterki A‑Channel nieodmiennie mnie irytowały (Run była zbyt głupia, natomiast Tooru – zbyt zaborcza i agresywna).
Graficznie całość dopasowano stylistycznie dość dobrze do tego, co tu przedstawiano. Owszem, postaci mają zdecydowanie nieproporcjonalne sylwetki i wyglądają na młodsze, niż są w rzeczywistości, ale taki styl jest charakterystyczny dla nurtu moe. Chyba więc się przyzwyczaiłam. Trochę zbyt ubogo wyszły tła, na punkcie których jestem w sumie dosyć wyczulona i zawsze zwracam uwagę na to, jak one się prezentują. Tu nie było na czym zawiesić oka niestety – dostaliśmy raczej tylko barwne plamy na drugim planie, ledwie zarysowujące poszczególne obiekty, tak żeby tylko było wiadomo co, gdzie i jak.
Muszę przyznać, że przyjemnie spędziłam czas przy tym tytule i było to odprężające doświadczenie. Żaden element mnie nie irytował, a to w przypadku takich anime jest rzeczą niezmiernie ważną, w końcu ich główną rolą jest bycie najnormalniejszym w świecie umilaczem czasowym. I jako taki KINMOZA mi bardzo pasuje, pewnie więc wkrótce sięgnę po drugi sezon.^^
po 4 epku
Kreacja głównego bohatera jest doprawdy świetna. Rzadko kiedy spotyka się w anime postaci o tak skomplikowanej osobowości i Takumi naprawdę się tutaj mocno wyróżnia. Jednoznaczne sklasyfikowanie go w jakieś schematy jest właściwie niemożliwe. Z jednej strony chłopak jest niemiły, nie słucha się nikogo, ale z drugiej – nie można go nazwać po prostu aroganckim bucem, który zachowuje się po chamsku i pomiata innymi. Bardzo ważne jest, by uświadomić sobie w jakim chłopak jest wieku (aczkolwiek ta kwestia jest też największym minusem tej serii), bo dzięki temu łatwiej zrozumieć jego zachowanie. Muszę przyznać, że osobiście bardzo mu współczuję jego sytuacji. Widać, że chłopak jest pogubiony – z jego perspektywy pewnie nikt nie stara się go nawet zrozumieć, a zewsząd słyszy tylko pretensje, niezrozumiałe zarzuty i zero wsparcia. Wyraźnie widać, że jego sytuacja rodzinna odcisnęła na jego charakterze swoiste piętno. Chory brat jest oczkiem w głowie matki, właściwie wszyscy poświęcają mu sporo uwagi i ciepła. Takumi też go kocha na swój sposób, ale w tym wieku ciężko okazywać miłość, nie dziwię się też, że dzieciak go często wkurza swoim zachowaniem (dla mnie osobiście jest on wyjątkowo antypatyczny). Obawiam się tylko, by w dalszej części nie było za wiele dramy związanej z młodszym braciszkiem, która zmieniłaby Takumiego niby „na lepsze”. W końcu czyż wszyscy muszą być niezwykle miłymi, przyjacielskimi osobami o nienagannym obyciu? Naprawdę podoba mi się charakter Takumiego i z niecierpliwością oczekuję jego rozwoju.
Jak wspomniałam jednak wyżej, wiek bohaterów jest w sumie największą wadą tego tytułu. Problem jest taki, że po pierwsze – nie wyglądają oni absolutnie na swój wiek, a po drugie – też się tak nie zachowują. Gdyby nie to, że w serii wyraźnie jest powiedziane ile mają lat, traktowałabym ich jak licealistów i wcale nie czuła z tego powodu zgrzytów. Z drugiej strony, pewne rzeczy (chociażby kwestie związane z rozwojem fizycznym) pasują właśnie do tego wieku. Mam wrażenie, że nie zostało to odpowiednio przemyślane przez autorkę pierwowzoru (choć oczywiście projekty postaci to nie jej wina, a swoje też robią). Tak czy siak wydaje mi się, że lepiej by było, gdyby obdarzyła bohaterów kilkoma latami więcej, co wymagałoby tylko kilku zmian jeśli chodzi o same detale, a znacząco wpłynęłoby na bardziej pozytywny odbiór całości i zwiększyłoby realizm historii. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie jest to póki co jedna z najlepszych (jak nie najlepsza) serii w tym sezonie i liczę, że pod koniec będę mogła powiedzieć dokładnie to samo. Bo szansa, że to będzie unikatową perełką jest naprawdę spora, ale też zakończenie może tu wiele zepsuć.
po 5 epku
Przede wszystkim jednak rozczarowało mnie rodzeństwo, zwłaszcza, że trochę na nich liczyłam. Siostrzyczka jest energiczna i wiele rzeczy rozwiązywałaby za pomocą pięść i kopniaków… najchętniej na braciszku. A ten daje sobą pomiatać ile wlezie. Naprawdę nie przepadam za takimi rozwiązaniami i kiedy widziałam jak brat co chwila ląduje na ziemi powalony przez siostrę, to załamywałam się coraz bardziej. Gdyby dodać tu bardziej subtelne relacje między rodzeństwem, więcej naturalności i nie robić z braciszka tylko komediowego dodatku, którego się wiecznie bije, byłoby naprawdę o wiele lepiej.
Tak czy siak, nie potrafię tu na razie złapać tego, co urzekło mnie w Arii. A przecież to mógłby być materiał na cudowne okruszki życia w szkolno‑podwodnym wydaniu! Naprawdę nie potrafię załapać jak coś takiego można aż tak zepsuć…
Re: Może być
Może być
Pochwalić natomiast muszę elastyczność kolejnych odcinków właśnie jeśli chodzi o ich długość. Twórcy zdecydowali się dostosować czas do zawartości konkretnego odcinka, co dało naprawdę dobry efekt – nie czuło się żadnej dłużyzny, ani zbytniego pośpiechu.
Ogólnie miło mi się to oglądało, ale wyszedł z tego jeden z tych tytułów, przy których po prostu fajnie spędza się czas, ale o których szybko się zapomina i drugi raz już do nich nie wraca. Przynajmniej tak to będzie najpewniej wyglądało w moim przypadku, bo jakoś sobie nie wyobrażam, bym miała to zapamiętać na dłużej…
po 5 epkach
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bohaterki poza byciem moe są całkowicie bezpłciowe i pozbawione jakiegokolwiek charakteru. Osobowość? A po co im to – jak się doda każdej inny kolor włosów i fryzurę, to styknie, będzie je po czym odróżniać. Na tę chwilę czuję, że właśnie takie coś zalęgło się w głowach twórców. Póki co najbardziej charakterystyczne tam są: Ruby (jedyna, której imię zapamiętałam tak btw.), bo jest chorobliwie nieśmiała; chuuni, no bo jest chuuni; przewodnicząca, gdyż wiecznie ma o wszystko pretensje i jest tą, która występuje początkowo przeciwko głównej bohaterce. Reszta zlewa mi się w jedno ta właściwie (znaczy zlewałaby się, gdyby nie różne kolory włosów).
Niby nie ogląda się tego jakoś szczególnie źle, choć dość często zaliczam facepalmy przed monitorem. Tyle tylko, że to naprawdę jest po prostu nijakie. Nikt się tu nie wysila na pokazanie czegoś więcej, wszystko podąża utartym szlakiem i właściwie oglądając pierwsze Love Live można powiedzieć, że widziało się i to (a nawet pokusić się o stwierdzenie, że jak widziało się jedną standardową, idolkową serię, widziało się wszystkie xd).
Na tę chwilę najbardziej ciekawi mnie jaka drama stoi za niechęcią przewodniczącej do idolek i czy to będzie tak głupie, jak podejrzewam. xd Bo jakoś nie mogę sobie wyobrazić żadnego normalnego powodu…
po 3 epku
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem do czego właściwie zmierza ta seria? Do bycia komedią? Niestety poziom gagów waha się od „średniej jakości” do „kiepski”. Dramat? Być może, ale póki co, jeśli takowy się pojawia, to jest zbyt tani jak na moje gusta. Co prawda widzę tu potencjał na przedramatyzowanie, ale to żaden plus. Przygodówka z dużą ilością walk? No póki co, to więcej gadali, niż walczyli, a gdy dochodziło do czegoś więcej, to musiał nam wystarczyć pokaz slajdów, więc wątpliwa to droga.
Innymi słowy – ani to zabawne, ani wzruszające, ani trzymające w napięciu. Coś się dzieje i to dzieje się dużo, a jednocześnie nic konkretnego nie dostajemy. Załączyłam sobie nawet 4 odcinek, by dać jeszcze temu szansę, ale na samym początku uznałam, że przecież jednak nie warto. Zwłaszcza że, patrząc jak to leciało do tej pory, w 12 odcinkach nie doczekamy się żadnych konkretów, a raczej więcej chaosu tylko.
po 2 epkach
po 1 epku
Swoją drogą – ależ to jest brzydkie graficznie. Te patykowate nogi u bohaterów wyglądały okropnie, a i animacyjnie było wyjątkowo ubogo (scena akcji to bardziej jak przeskakiwanie z jednego statycznego kadru do drugiego). Zresztą całość jakaś taka nieostra i niezbyt fajnie się na to patrzyło…
po 1 epku
Natomiast fabularnie… ha! Z tego może wyjść wszystko, dosłownie wszystko, bo taki misz masz w tym pierwszym odcinku zrobili, że nie ma się za bardzo czego uchwycić. Ciekawe motywy zmieszali z głupawymi scenkami. Dewastacja jakiegoś wiejskiego cmentarza, tajemnicza rodzina Zhang, obdarzona najpewniej magicznymi mocami, zombie i jakaś organizacja nie‑wiadomo‑do‑końca‑czy‑dobra‑czy‑zła, w której szeregach stoi panna z tasakiem – no brzmi to dla mnie jak całkiem niezły potencjał na nawet nie najgorszą serię z super mocami. Z drugiej strony – wstawki komediowe konsekwentnie psują budowany klimat, a bohater jest najpewniej idiotą (serio, gdyby jakaś laska z tasakiem próbowała mnie żywcem zakopać (chwilę po tym jak na moich oczach tym tasakiem rozszarpała jakiegoś zombiaka), to raczej nie starałabym się jej przekonać, że powinniśmy się dobrze dogadywać jako rodzeństwo, czy też mówić podobne pierdoły). I te gołębie… Mam wrażenie, jakby ktoś pomyślał coś w stylu: „Kruki… kruki są zawsze, przecież to nudne, dajmy jakieś inne ptaki. Co by się tu najlepiej sprawdzało do budowania grozy? Wiem – gołębie! Gołębie będą idealne, takie mroczne i groźne”. No dobra, zdaję sobie sprawę, że one są jakoś związane z symboliką duszy, ale tak bardzo tu nie pasują. xd
Serii nie skreślam, ma bowiem w sobie coś, co mnie zachęca do dalszego seansu, ale na hit się nie nastawiam. Może dalej będzie bardziej poukładane, niż w tym pierwszym epku.. .