x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Po 1 epku
Poza tym widać tutaj zupełnie inne podejście do kwestii ewentualnego romansu, zdecydowanie bardziej dojrzałe, niż zazwyczaj. Bo w końcu niby tematyka na pierwszy rzut oka wydaje się naciągana (nastolatka zakochana w starszym mężczyźnie), ale przecież to nie jest nierealne. Widać też, że Akira ma znacznie dojrzalsze podejście niż jej rówieśnice, choć wciąż to tylko nastolatka. I to również jasno pokazano!
Inna sprawa, że tu wcale nie musi być żadnego romansu – jeśli skończy bez niego, to jak najbardziej będzie udany tytuł, z rodzaju tych po prostu o dojrzewaniu. Zatem możliwości na rozwój mają dużo, a co jedna to ciekawsza.
Menadżer to taki typowy pocieszny facet. Jakoś sobie w życiu radzi, ale nie wyróżnia się zanadto w niczym. W ogóle to nie mogli mu lepiej dobrać seiyuu – cały czas jak go słyszę, to mi się Mutta przypomina, co też idealnie pasuje do jego charakteru. Nie jest może tak zakręcony, ale też taki no… pocieszny. xd
Szczerze? 1 odcinek rozbudził mój apetyt na ten tytuł. Zapowiadają się tutaj jedne z ciekawszych okruszków z ostatnich lat. Nietypowa tematyka, interesujące postaci, śliczna grafika i ten spokojny, nastrojowy klimat. Oj, oby to się udało, bo nie wybaczę, jak to zepsują!
Miałam pewne obawy dotyczące tej serii, ale 1 odcinek rozwiał je wszystkie. Dojrzałe, realistyczne okruszki to taka rzadkość, że każde jedne należy traktować jak małe perełki. Wietrzę tu mały klejnocik.^^
Re: lol, co ja właśnie obejrzałam? xD
Zdecydowanie tego mi brakowało – kompletnego wyśmiania schematów typowych dla takich tytułów. I nawet jeśli poziom gagów nie był jakiś wybitnie wysoki, to jednak odejście od typowego idealizowania wszystkich i wszystkiego samo w sobie sprawiło, że zwyczajnie się przy tym uśmiałam.
I ta bohaterka! Ach, cóż za radość widzieć rozsądną heroinę w serii pełnej biszów. To taka rzadkość, że choćby dla niej warto zajrzeć (swoją drogą ostatni raz widziałam coś takiego kiedy? Chyba w Nozakim właśnie, a pomijając to… to w Yonie, ok… a wcześniej to w sumie Ouran; no chyba, że coś pomijam o.O).
Także jeszcze raz dzięki za komentarz.^^
Po 1 epku
Dziewczyny mają mnóstwo pomysłów na nudę, z reguły dość szalonych. Często też kończą naprzykrzając się w jakiś sposób policjantowi pracującemu w rejonie parku, w którym mają swoją „bazę”. Nie można jednak zaprzeczyć, że ów policjant sam momentami zachowuje się jak dziecko, czy też raczej – daje się wciągać w ich zabawy.
Na razie to mój no. 3 słodkodziewczynkowych serii w sezonie, po Yuru Camp i Sora yori. Prezentuje się za to lepiej, niż Slow Start, którego pierwszy odcinek cierpiał na nijakość a także znacznie lepiej niż Ramen Daisuki, które już kompletnie cierpi na brak polotu. Także jestem dobrej myśli i liczę na przyjemny seans.
Po 1 epku
I hej, to było całkiem przyjemne! Od dawna nie oglądałam serii z biszami, którzy by mnie nie irytowali, bo obecne schematy są zbyt przesadzone jak na moje gusta. Ci tutaj też są trochę przerysowani, ale właśnie przez to, że dodano im cechę, której z reguły bisze nie posiadają (czyli zainteresowanie maskotkami Sanrio), nie czuję się tym aż tak przytłoczona. Swoją drogą idealnym wyborem jest zrezygnowanie z bohaterki w tej serii, bo jako reverse harem to by pewnie nie było już fajne. Znaczy, widać momenty, w których ma ona być (jak wtedy, kiedy jeden z bohaterów wpada na dziewczynę na korytarzu), ale ponieważ nie ma jej wymienionej w obsadzie należy zakładać, że będą to tylko takie smaczki dla fanek (na zasadzie „poczuj się jak bohaterka”, bo sceny z nią są pokazane z jej perspektywy).
Grafika jest biedna i to wręcz na takim poziomie, który trochę boli (uh, te sztuczne ruchy postaci…). Projekty postaci to standard, na czele z bardziej zwyczajnym protagonistą. Na szczęście jest to jeszcze na oglądalnym poziomie, poza tym oszczędzają z animacją gdzie się da, zastępując ją statycznymi kadrami, więc nie ma aż tyle momentów, w których musimy się krzywić.
Ogólnie było… nieźle. Na pewno nie będzie to taką tragedią, jak Konbini Kareshi, choć jednak nie liczę tu na poziom Kimi to Boku. Ponieważ zrezygnowano z romansu, będziemy mieli do czynienia z serią o słodkich biszach robiących słodkie rzeczy, a to rzadkość w anime. Jako iż pierwszy odcinek niczym mnie nie odrzucił, postanowiłam jednak dać temu szansę i liczę na przyjemny seans.
Po 1 epku
Graficznie też jest przeciętnie, widać, że nie są to wyżyny japońskiej animacji. Projekty postaci są w porządku i właściwie nieźle dobrano kolorystykę, ale brakuje tu takiego efektu „wow”. Co prawda w tego typu seriach nie ma się co go spodziewać, ale skoro tutaj treść jest nudna, to gdyby oprawa wizualna była lepszej jakości, mielibyśmy sobie chociaż na co popatrzeć.
Ja oglądać będę na pewno, w końcu to słodkie dziewczynki.;p Nawet jeśli jest nudno, to gorzej, niż w takim Two Car raczej nie będzie – ot, choćby dlatego, że na głównym planie są tylko 4 bohaterki, więc łatwo je będzie zapamiętać.
Przedramatyzowane, ale słodkie romansidło.
W teorii na ekranie śledzimy rozwój uczuć między trzeba parami, z których główny wątek dotyczy Miou i Harukiego. Im też poświęca się najwięcej czasu, pozostałe pary dostają zaledwie kilka scenek. Ot, byśmy pamiętali, że też tam są. I to jest pierwsza z wad, jakie posiada ta seria. Stanowczo lepiej wypadłaby tu historia wszystkich par, przeprowadzona na takim samym poziomie. Wtedy każdy mógłby sobie wybrać swoich faworytów i śledzić rozwój relacji między nimi. Wiem, że wcześniej powstał film, ale nie orientuję się jak wyglądało rozdzielenie ról w nim. Nawet jeśli tam skupili się na innej parze, to i tak uważam, że najlepiej by wyszło, jakby po prostu zrobili pełnoprawną serię TV, rozbudowującą wszystkie relacje w równym stopniu.
Drugim problemem tego tytułu jest przedramatyzowanie, widoczne zwłaszcza w 5 odcinku. Sama idea takiego a nie innego wątku była w miarę ok. Nic specjalnego i do tego przewidywalne, ale do przełknięcia. Natomiast scena przemowy Harukiego obnażyła wszystkie jego wady, wyraźnie podkreślając jakie to było płytkie i naciągane. Nie było to wzruszające, zwłaszcza przy takiej długości serii, kiedy to właściwie nie było czasu, by dobrze się zżyć z bohaterami. Poza tym szkoda, że całość miała być tylko prostą opowiastką o nastoletniej miłości i nikomu nawet nie zależało, by pogłębić charaktery postaci a ich wzajemnym relacjom dodać trochę głębi.
Natomiast podobało mi się kliknij: ukryte pociągnięcie tej historii 7 lat do przodu. Nie był to może jakiś wyszukany zabieg, zresztą nawet nieszczególnie ciekawie wkomponowany w całość, jednak każde wyjście kliknij: ukryte poza okres nastoletni uważam za dobry krok (zwłaszcza, że w anime zdarza się niezwykle rzadko).
Fanom zwyczajnych romansów zapewne polecać tego nie trzeba. Jest to przyjemna historyjka bez żadnych udziwnień typu trójkąty romantyczne czy fanserwis i chociażby z tej racji wypada nadzwyczaj dobrze na tle standardowej papki sezonowej. Jeśli jednak ktoś szuka czegoś poważniejszego, albo liczy bardziej na klimat okruszkowo‑szkolny, to powinien sobie darować seans. Ode mnie tytuł dostaje 6/10 i nawet chyba sprawdzę sobie oba wcześniejsze filmy.
Nie no zacznijmy od tego, że gdyby chcieli zrobić inne zakończenie, to nie tworzyliby tak sugestywnego plakatu. Tutaj od początku nie chodziło o zgadywanie kto z kim skończy tylko o obserwowanie rozwoju uczuć bohaterów.
Osobiście też wolałabym kliknij: ukryte paring Eita x Ena, ale on nie miał szans. Znaczy może i by miał, gdyby w serii był jeszcze jeden bohater, z którym mogłaby skończyć Mio. Inaczej takie zakończenie też byłoby bez sensu, bo mielibyśmy do czynienia z postacią, która została przez wszystkich odrzucona. A taki rozwój sytuacji byłby zbyt negatywny.
W tym tutaj najbardziej nie kupuję tej kliknij: ukryte zmiany uczuć Mio, która z dnia na dzień ze śmiertelnie zakochanej w Haruto przeobraża się w śmiertelnie zakochaną w Eicie. Rozumiem ideę uświadomienia sobie własnych uczuć, ale tu to źle przedstawili.
Nie wiem jaki przedział czasowy bierzesz pod uwagę, ale chociażby w ciągu trzech ostatnich lat wyszło sporo lepszych szkolnych obyczajówek, by wymienić chociażby Tsuki ga Kirei, Hibike Euphonium, Tsurezure Children, Tanaka‑kun wa Itsumo Kedaruge, Nijiiro Days czy ReLIFE. Just Because jest dobre, ale do najlepszych tytułów z tego gatunku trochę mu jednak brakuje. Choć jak weźmiemy same romanse pod uwagę, to już jest trochę lepiej, bo podobnych serii wychodzi bardzo mało (niestety).
Oczywiście jak ktoś jest fanem tego typu serii, to z pewnością przypadnie mu to do gustu, bo nawet pomimo swoich wad jest ciekawą i zwyczajnie dobrze zrealizowaną historią.
Nijakie
Przede wszystkim mąż jest bezpłciowy, przez co wszelkie relacje z żoną są nudne i sprowadzają się tylko do „chodź, zrobię ci drinka”. Poza tym brak tu jakiegoś ciekawszego klimatu oraz pomysłu na tytuł. Bo animowane przedstawienie przepisu na drinka to trochę zbyt mało.
Nie jest źle, da się obejrzeć, zwłaszcza że kolejne epki trwają zaledwie kilka minut. Ale jeśli chodzi o tematykę około kulinarną, to znacznie lepsze jest Wakako‑zake, zaś w kwestiach relacji małżeńskich lepiej sprawdza się Danna ga Nani o Itteiru ka Wakaranai Ken. Jeśli ktoś widział oba tamte tytuły (bądź inne ciekawe propozycje krótkometrażowe) i wciąż chce więcej, to to mu nie zaszkodzi. Jak nie, to zdecydowanie polecam sięgnąć po powyższe serie, zamiast marnować czas przy tym.
Ot, taki przeciętniak – ode mnie ma 5/10.
Bardzo przyjemna seria
Muszę jednak przyznać, że gdy dowiedziałam się, że seria będzie liczyła aż 26 odcinków, byłam trochę sceptycznie nastawiona. W końcu owszem, ogląda się to fajnie, ale jednocześnie jest to raczej powtarzalne, do tego mamy epizodyczną fabułę, a całość nie ma tyle uroku co, powiedzmy, Natsume Yuujinchou. Na szczęście się udało – nie zbombardowano nas tylko powtarzalnymi motywami, a wątki postaci zgrabnie wpleciono w całość. Najważniejszą zaletą tej serii było dla mnie jednak to, że nie stawiała ona na oczywiste rozwiązania. Choć z jednej strony jest ona raczej lekka, w tle przewijają się poważniejsze kwestie, głównie dotyczące odrzucenia czy niedopasowania do grupy. I niekoniecznie wszędzie protagonista robi za bohatera sprawiedliwości, który na wszystko ma idealne rozwiązanie. Każdy wątek doczekał się zamknięcia, nie wszystkie jednak można nazwać idealnym happy endem, w którym każda z postaci jest szczęśliwa. Bardzo rzadko w anime mamy do czynienia z takim obrotem spraw, temu też seria ta ma u mnie sporego plusa za nie podążanie utartymi ścieżkami. Owszem, pod wieloma względami jest schematycznie, ale właśnie w detalach wychodzi to, co anime ma najlepszego do zaoferowania.
Do tego dochodzi tematyka youkai, którą zawsze miło zobaczyć w anime. Całe szczęście też, że motywy te nie są zanadto wygładzone, dzięki czemu nie mamy do czynienia ze stadem tandetnie wyglądających, popkulturowych dziwadeł, które z youkai mają wspólną tylko nazwę. Także i to zaliczam na plus tej serii.
Minusem jest brak ciekawszego klimatu oraz raczej kiepski humor. To pierwsze czasami się pojawia (choćby w odcinku z matką Kuriego, który uważam za jeden z najlepszych w całej serii), ale wyraźnie nie na tego typu klimat stawia seria, kierując się raczej w stronę klasycznych okruszków o codziennym życiu pewnego ucznia, która ma raczej niecodzienne towarzystwo. I w tej roli seria wypada po prostu dobrze. Natomiast humor… cóż… nie jest zbyt nachalny, ale poszczególne żarty prezentują się średnio ciekawie i raczej nie bawią.
Trochę wahałam się nad notą, bo jednak jest to tytuł z rodzaju tych do obejrzenia na raz, do którego raczej się nie wraca. Nie ma w nim niczego szczególnie wybitnego, jednakże wspomniane przeze mnie wyżej detale sprawiły, że ostatecznie dałam temu 7/10. To naprawdę dobre, luźne anime, z lekką nutą nadprzyrodzoną, jakich wcale tak wiele nie wychodzi. Nie znajdziemy tu wielkich dramatów (czy też raczej przedramatyzowania, bowiem wiele wątków jest w sumie dość smutnych), nie ma romansu ani mocnej komedii. To najzwyklejsze w świecie okruszki życia i właśnie w tej kategorii anime wypada nadzwyczaj ciekawie.
Da się oglądać, ale nie ma po co.
Oglądałam to głównie po to, by się dowiedzieć o co chodzi z ratowaniem świata, które było wspomniane na zapowiedziach. I szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby obyło się bez tego. Jako zwyczajna szkolna komedia o klubie anime byłoby to lepsze. Może niewiele, ale jednak. A tak to powrzucali trochę absurdów, zwiększyli intensywność nawiązań i wyszła z tego taka głupawa papka.
Za całość daję 5/10 głównie dlatego, że nic mnie tu szczególnie nie odrzucało i przez całość przebrnęłam raczej bezboleśnie. Na początek jeszcze miałam delikatne opory, ale potem kolejne epki wchodziły bez problemu i nawet nie miałam opóźnień z oglądaniem (co mi się często zdarza od jakiegoś czasu). Wciąż jednak to seria, której obejrzenie niczego nie wniesie a przy zrezygnowaniu z oglądania, niczego fajnego się nie straci.
Może i motyw zrezygnowania był ok, ale cała reszta to dno. Taki wyścig można by pasjonująco przedstawić, ale po co, skoro z góry wiadomo jak to się skończy. Kiedy wprowadzili dramę, zapaliła mi się iskierka nadziei, którą szybko zgaszono. I to pomyjami najgorszego sortu. Pomysł, żeby pozwolić komukolwiek, a w szczególności niepełnoletniej dziewczynie, startować w kontuzją, po niedawnym poważnym wypadku, jest bardziej niż głupi. Minami Kamakura chociaż poważnie traktowała kwestie bezpieczeństwa i była jako tako realistyczna. To nawet nie próbowało…
Przebolałabym, gdyby to było maks 3‑odcinkowym OVA. Jako pełnoprawna seria telewizyjna jest nieoglądalne. Chyba, że sugerujesz męczenie się z tym dla jednej sceny. xd
Syf najniższej klasy...
Fabuła - naprawdę głupszej fabuły nie dałoby się tu wcisnąć. Sama idea tych zawodów była ok, natomiast sposób realizacji leżał i prosił o dobicie. Poszczególne motywy, jak jazda bez kasków albo w mundurkach szkolnych były tylko preludium do idiotyzmu, jaki szykowano nam na koniec.
kliknij: ukryte Generalnie bohaterki były zakochane w swoim trenerze, który pojawił się na wyspie w dniu wyścigu. Oznajmił im, że jest zaręczony i to z jedną z najlepszych zawodniczek świata. One podczas rozmowy z ową panią zaczęły… cóż… ciężko stwierdzić do dokładnie, ale wyglądało na obrażanie jej i jej uczuć. Zatem (przypomnijmy raz jeszcze – profesjonalistka) wyzywa dziewczęta na pojedynek i z łatwością je ogrywa. One są załamane i podczas zawodu dochodzi do poważnego wypadku. Pasażerka wypada z pojazdu. Kij wie jakim cudem wychodzi z tego tylko z kontuzją nogi. Ale pal to licho. Dalej zaczyna się najgorsze. Trener stwierdza, że to nic straconego i one mogą przecież dalej kontynuować zawody. Pominę traumę, ale serio? Dorosły facet sugeruję, że powinny się ścigać nawet przy takiej kontuzji? A to jeszcze nastolatki! Ale jak mają to zrobić, skoro pasażerka jest kontuzjowana? Ady nic trudnego, niech się zamienią miejscami. Nic to, że nigdy tego nie ćwiczyły, w ogóle walić te całe treningi. Pokażmy, że są one nieważne, bo nawet przy zamianie tuż przed zawodami, można z powodzeniem startować. Na właściwym wyścigu bohaterki jeszcze mają czas, by się zatrzymać, wygarnąć sobie to i tamto, po czym dogonić resztę i wygrać. Zero szacunku dla rywalek i czegoś takiego, jak duch sportu…
Pomińmy jednak głupoty dotyczące tego sportu, bowiem fabuła poszczególnych epków w małym stopniu kręci się wokół niego. Ważniejsze stają się historie poszczególnych par. A te są nudne, jak flaki z olejem. Moją ulubioną była ta o bliźniaczkach, które miały problem z tym, że są jednakowe. kliknij: ukryte Jakiś czas temu pewien facet nie wiedział, że są bliźniaczkami i umówił się z oboma w jednym miejscu i czasie (znaczy chyba musiał dwa razy prosić o tę randkę, bo innego sposobu nie widzę). Żeby więc się czymś odróżniać, jedna z nich ścięła włosy. No i git. Powinni na tym poprzestać i byłoby spoko. Ale nie w tej serii. Tutaj bohaterki nagle zaczęły mieć problemy z jeżdżeniem wspólnie, było kilka wypadków i cała masa problemów. Na koniec stwierdziły, że właściwie są jednością i… druga też ścięła włosy. Podsumowując, zrobiły gównoburzę o nic bo tak. No fajnie…
Bohaterki – mamy tutaj naprawdę spore grono postaci, każda inna. Szkoda, że wszystkie strasznie bezpłciowe, a te które miałyby szansę na bycie czymś lepszym (duet a la Michiru i Haruka oraz goth loli)... po prostu pominięto. Tak naprawdę liczyły się tylko te, które miały PROBLEMY. Oj, takie wielkie problemy, pokroju typowych nastoletnich dramatów. Na każdy ów problem poświęcono 1, góra 2 odcinki, więc właściwie niczego nie rozwinięto. Naprawdę szkoda, bo potencjał w tych postaciach był, wydawały się barwne i różnorodne. Szkoda, że były takie tylko z wyglądu…
Grafika i muzyka – właściwie nie zwróciłam na nie większej uwagi, za bardzo nudząc się na reszcie. Nie widziałam bardziej widowiskowych wpadek, ale też nic nie przykuło wzorku czy słuchu. Ot, średniaczek.
Lubię serie o słodkich dziewczątkach robiących słodkie rzeczy, ale żebym uznała je za udane, muszą być spełnione dwie rzeczy:
1. Bohaterki muszą być ciekawe
2. Nie mogę się czuć, jakby twórcy robili ze mnie idiotę, który przełknie wszystko.
Tutaj żadnego z tych punktów nie udało się osiągnąć. Jest przewidywalnie, schematycznie… i masakrycznie głupio. Nie broni się to ani jako seria sportowa (nie dość, że sportu jest mało, to jeszcze został on potraktowany w tak irytujący sposób, że to aż boli). Nikt się nawet nie starał wysilić, by osiągnąć coś więcej. Ot, ktoś wyszedł z założenia, że jak wrzucą widowiskowy sport i stado uroczych panienek, to wystarczy. Otóż nie, nie wystarczy…
W kategorii opowieści o słodkich dziewczynkach niżej oceniam tylko Urawa no Usagi‑chan. Minami Kamakura mnie tak chociaż nie irytowało, choć również było pełne głupot maści wszelakiej. Tutaj na przemian nudziłam się i wkurzałam. Krótko mówiąc – syf, którego lepiej nie tykać. Jest mnóstwo o niebo lepszych tytułów niż to coś. 2/10
coś a la Akuma no Riddle, tylko trochę gorzej.
Fabuła - tworzenie fabuły opartej na motywie battle royale, a następnie kliknij: ukryte zabijanie członków gry wedle kolejności znanej z dość popularnej historii jest nie tyle głupotą, ile strzałem w stopę. Przyjemność z oglądania, czerpana w tego typu historiach w dużej mierze z przewidywania kolejnych śmierci, automatycznie spada do zera. Początkowo łudziłam się, że to tylko takie mydlenie oczu widzom (zwł. że wąż zginął właściwie na starcie), a w pewnym momencie nas zaskoczą, ale jednak nie – nie taki był plan. Okay, pomyślałam sobie, co prawda wiem kto kiedy zginie, ale nie wiem z czyjej ręki ani jak. Zawsze coś. Problem w tym, że poszczególne śmierci były po prostu nudne. Gorzej wręcz – walkom poświęcano marginalną ilość czasu, przeznaczając go w głównej mierze na… pogaduszki i przedstawianie historii poszczególnych bohaterów. Szczerze? Nie wydaje mi się, że dałoby się to gorzej przedstawić…
A jednak coś trzymało mnie przed ekranem, nie był to typ anime, które z automatu mnie odrzucają, nawet jeśli zdaję sobie sprawę z jego niskiego poziomu. kliknij: ukryte W dużej mierze interesowało mnie to, jaką moc posiada mysz, która umożliwi mu zwycięstwo. Liczyłam co prawda, że trochę więcej podziała w samym turnieju i to rozwiązanie też mnie zawiodło, ale nic to. Gorzej, że z opanowanego bohatera na koniec zrobiono zwykłego rozhisteryzowanego dzieciaka. Ostatni odcinek należy do tych z rodzaju bardziej, niż zbędnych i kompletnie zaprzecza wszystkiemu, co widzieliśmy do tej pory. Nie kupuję, że osoba, która została wybrana do „gry” jako jeden z teoretycznie dwunastu najsilniejszych wojowników na świecie nagle załamuje się z powodu… własnej umiejętności. Jedynym (maleńkim) plusem w tej sytuacji, były odpowiedzi na propozycje nagrody, pokazujące że nie da się wybrać idealnej. Nie ma czegoś takiego jak życzenie, które spełni wszystkie nasze potrzeby, albo chociaż to, czego najbardziej będziemy akurat chcieli.
Drugim (trochę mniejszym) zawodem był fakt, że kliknij: ukryte nie pokazano nam historii królika. Skoro już tworzą tak porąbaną postać i bawią się w przedstawianie jakże smutnych historii innych bohaterów, to niech są konsekwentni. Ojejej, zabrakło pomysłu? To trzeba było nie tworzyć tak durnej postaci!
Bohaterowie – sami bohaterowie, choć każdy dostał przynajmniej jeden epizod na przedstawienie siebie, wypadają dość blado. Jeśli miałabym kogoś wyróżnić, to byliby to: Królik (no dziwne, jakby się nie wyróżniał…), Świnia (bardzo żałowałam, że kliknij: ukryte zginęła tak szybko, liczyłam wręcz, że będzie główną bohaterką – byłaby to miła odmiana po postaciach w rodzaju „do rany przyłóż”, które często grają główne role w takich tytułach), Kogut (po pierwsze za barwne wdzianko, po drugie za bycie po prostu psychopatycznym mordercą; no i plus za ciekawą moc, można ją było fajnie wykorzystać) i Bawół (ze względu na bardzo praktyczne podejście do zabijania). Reszta ma lepsze, bądź gorsze momenty, ale raczej nic specjalnego z nich nie wykrzesano. Bliźniacy mogliby być ciekawym motywem, ale zrezygnowano z tego kliknij: ukryte już na starcie. Zresztą kliknij: ukryte długo łudziłam się, że wąż „zginął” specjalnie i z czymś ciekawym wyskoczą… ale to chyba byłoby zbyt trudne do obmyślenia dla twórców.
Grafika – bida z nędzą. O ile początek jeszcze jakoś się bronił, to im dalej, tym było gorzej. Pod koniec to już oczy bolały od patrzenia na animację i może to wręcz dobrze, że tak mało walk było… A przecież tu by nawet nie trzeba było pakować skomplikowanej historii – dobre, widowiskowe pokazanie walk by wystarczyło. A na pewno wyszłoby lepiej, niż to, co ostatecznie dostaliśmy.
Muzyka – i tu w końcu mamy jakąś zaletę. Zarówno op, jak i ed uważam za jedne z lepszych w tym sezonie, a i muzyka w tle była całkiem fajna. Jakby uzupełniał ją lepszy obraz, to nawet mogłoby być klimatyczne.
Podsumowując, jest źle, ale na szczęście nie na takim poziomie, by seria była nieoglądalna. Zakończenie jest bardzo słabe, może nie w rodzaju tego z kliknij: ukryte Akuma no Riddle, ale na podobnym poziomie. Gdyby potrafili zakończyć z przytupem, może pokusiłabym się o 6/10 – ot, po prostu dlatego, że anime, pomimo swoich idiotyzmów, oglądało mi się nieźle. Odcinki raczej się nie dłużyły, choć były przegadane i w sumie nie miałam problemów z oglądaniem serii na bieżąco (a z niektórymi tytułami czasem tak bywa – zwyczajnie nie chce mi się sięgać po kolejne epy). Ostatecznie stanęło na 5/10. Polecać szczególnie nie polecam, ale jeśli komuś podobało się takie Akuma na Riddle i lubi battle royale może tu znaleźć coś dla siebie. Zdecydowanie też jest sporo gorszych tytułów, nawet w samym sezonie jesiennym.
kliknij: ukryte Co prawda jest to głupie z perspektywy tej serii, ale akurat do cykliczności tego wydarzenia nic nie ma. Paradoksalnie, właśnie z powodu tej cykliczności szansa na takie konkretnie rozegranie jest większa, niż gdyby to miał być jednorazowy strzał. Wyraźnie pokazano też, że ostatni turniej wygrał dzik, a swego czasu zwycięzcą była owca – w takim układzie możliwe było, że akurat jeden turniej przebiegł w takiej, a nie innej kolejności. Zaprzeczałoby to cykliczności, gdyby chociaż od czasu do czasu tak się działo.
Re: Co tu się...
Nie powiedziałabym też, że to się rozkręca. Ot, wrzucają więcej absurdów, ale nie wygląda jakby mieli specjalny pomysł na to. Jeśli kogoś odrzuciły pierwsze epki, to dalej wcale lepiej nie ma, choć nie uważam, by całość była zła. Ot, jest nijaka.
Re: Zaskoczenie sezonu
Zdecydowanie nie. Harem jest wtedy i tylko wtedy, jeśli ów wianuszek dziewcząt (czyli w sumie minimum trzy, inaczej mamy „tylko” trójkąt romantyczny) jest w jakimś stopniu zainteresowany (pod kątem romantycznym) głównym bohaterem (niekoniecznie na serio, w niektórych wypadkach wystarczą podteksty, natomiast ich kontekst musi być jasny).
Jak oni mogli?!
Tak poza tym to to jest syf większy, niż Ameiro Cocoa. Tam chociaż dało się pewne rzeczy dopowiedzieć. A tu, poza grafikami z endingu, jest biednie.
Po 3 epkach
Do tego grafika kuleje straszliwie. Oszczędności widać wszędzie, ale najgorsze są wersje SD postaci. Naprawdę wygląda to paskudnie i do niczego nie pasuje.
Ogólnie to nie jest to złe i dla fanów shoujo‑ai będzie jak znalazł, zwłaszcza, że w tym gatunku panuje raczej posucha, tym bardziej jeśli odjąć wszelkiej maści głupiutkie komedyjki. Ale poza tym seria nie ma zbyt wiele do zaoferowania i nie sądzę, by w najbliższych odcinkach uległo to zmianie.
Btw. Wyraźnie przydałoby się tu dodać wyróżnik shoujo‑ai, bowiem seria jest najczystszym przedstawicielem gatunku.
Po 2 epakch
Do tego spieszą z tym shoujo‑ai jak mogą. Jeszcze ze 2 epki, a główna para zakocha się w sobie na zabój. Ot, z niczego właściwie.
Na razie jest bez szału. Niby nie ma to szczególnie złych elementów, ale jakoś tak… nie czuć tu tego słodkiego klimatu, którym powinna promieniować ta seria. Z takim settingiem można by zrobić wiele, ale… kompletnie tego nie wykorzystują na razie. O ile 1 ep był jeszcze w miarę ok, tak drugi jest naciągany i jakiś taki sztuczny.
Póki co Blend S bije Konohana Kitan na głowę, jeśli chodzi o takie cukierkowe moe seryjki. I o ile tamto może się oczywiście jeszcze mocno zepsuć, tak tu nie widzę za bardzo miejsca na poprawę i raczej skończy to jako co najwyżej przeciętnej jakości show.
Po 1 epku
Z drugiej strony trochę mnie ciekawi do czego tu właściwie zmierzają, bo wpychają bardzo wiele schematów znanych z anime, które traktują w lekki, raczej żartobliwy sposób. Pojawiają się też oczywiste nawiązania do innych anime. Chociażby w monologu Kamiigusy wymienionych zostaje sporo tytułów jawnie nawiązujących do faktycznych serii czy filmów anime. Choć muszę przyznać, że nie wszystkie wyłapałam przy pierwszym oglądaniu, ale też nie czuje specjalnej potrzeby wracania do tego, by spróbować zgadnąć resztę.
Dam temu jeszcze szansę, ale przy tak obfitym sezonie raczej nie sądzę, by mnie tu zaciekawili na tyle, żebym kontynuowała seans do końca.
Re: Pierwszy odcinek
Tutaj jednak węszę prędzej fanserwis oparty na operowaniu pewnymi popularnymi schematami + może trochę lesbijskich podtekstów.
Re: Pierwszy odcinek
Szkoda, że seria wyraźnie nie będzie w typie Bakuona, ale zastanawiam się ile faktycznych zmagań sportowych tu wcisną. W pierwszym epku nawet dość sporo ich było i wydaje się, że chyba ten sport odegra tu jakąś konkretniejszą rolę.
Mnie najbardziej w tym pierwszym epku rzuciło się w oczy to, że ta laska z pary a la Haruka x Michiru, która odgrywa męską rolę, ma tak wyraźnie zarysowany biust. Aż dziwne! Tego typu postaci są z reguły płaskimi deskami!
Także ten… wiele więcej z tego epka nie pamiętam, ale i tak zamierzam oglądać. Bo cgdct i tyle. xd